Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Katarzyna Brzezińska

Użytkownicy
  • Postów

    235
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Katarzyna Brzezińska

  1. Bardzo ciekawie ujęte, początek nieco poetycki. Całość wciąga, choć króciutka. Pozdrawiam Kasia
  2. Wszystko działo się tak jak zawsze. Przyszłam, przytuliłam się, usiedliśmy przy herbacie. Przebywając niby razem obejrzeliśmy dziennik, wymieniliśmy kilka słów o pogodzie i szczepieniu psa. Potem spory o długie przebywanie w łazience, niedokręconą tubkę pasty... Monotonia codzienności, do której przywykliśmy. * * * Morze lśniło, połyskiwało, kusiło. Zapragnęłam zanurzyć się w nim całkowicie, złączyć z naturą. Zrzuciłam kostium, nie był mi potrzebny. Było ciemno, przyjemnie, intymnie. Przez chwilę zdawało mi się, jakby świat stanął w miejscu. - Sylwia! - krzyknąłeś zbyt głośno, zburzyłeś harmonię. - Chodź wreszcie! Michał i Aśka przygotowali już kolację! - Idę! - odpowiedziałam zniecierpliwiona twoim nagłym najściem. Poszłam, choć wcale nie miałam ochoty. * * * Znowu noc, ciepła woda, fale. Niedaleko jakaś grupa roznieciła ognisko. Chciałam się przyłączyć, ale miałeś inne plany. Postanowiłam popływać, nie zatrzymałeś mnie. Morze znów lśniło, połyskiwało, kusiło. Zapragnęłam zanurzyć się w nim całkowicie... - Zaczekaj - powiedział cicho, biorąc mnie na ręce. Nie zburzył harmonii, nie zaprotestowałam. - Zróbmy to razem, dobrze? - poprosił. Nie odpowiedziałam nic. Było ciemno, przyjemnie, intymnie. Przez chwilę zdawało mi się, jakby świat stanął w miejscu. Wspólna kąpiel, plaża, wino, które przyniósł. Gwałtowne i mocne chwile uniesienia, poryw nagłej namiętności... - Sylwia! - krzyknąłeś zbyt głośno, zburzyłeś harmonię. - Sylwia! Gdzie jesteś? Nie powiem ci, gdzie jestem. Nie powiem, co przed chwilką się stało! - tysiące myśli przelatywały mi przez głowę. - Sylwia! - twój głos był natarczywy, wywoływał wyrzuty sumienia. - Idę! - krzyknęłam w odpowiedzi, wstałam naga, otrzepując się z piasku, mężczyzna, z którym przed chwilą przeżyłam coś zniewalającego podniósł się i poszedł w drugą stronę. Ubrałam się, wróciliśmy do Michała i Aśki, naszych wspólnych znajomych, udając, że nic się nie stało. * * * Wszystko działo się tak jak zawsze. Przyszłam, chciałam przytulić się, usiąść przy herbacie. Pragnęłam, byśmy przebywając niby razem obejrzeli dziennik, wymienili kilka słów o pogodzie. Chciałam sporów o długie przebywanie w łazience, niedokręconą tubkę pasty... Monotonia codzienności, do której przywykliśmy, przestała nagle być monotonna. Otworzyłam drzwi, stając oko w oko z samotnością.
  3. 1) "nie rozumiesz" pisze się oddzielnie 2) treść wymusza refleksję, wciąga, intryguje... 3) czekam na kolejną część! Pozdrawiam Kasia
  4. zaczyna się przyjemnie rozkręcać Piotrze :) czekam na więcej, więcej, więcej... Pozdrawiam! Kasia
  5. dalej czyta się dobrze, coraz bardziej wciąga... nie podobało mi się stwierdzenie "topowa dziewczyna", ale może czepiam się szczegółów ;) czekam na cd. Pozdrawiam! Kasia
  6. Jay, to były bardzo miłe słowa... aż się wzruszyłam... Postaram się nie zawieźć Twoich oczekiwań :)
  7. "niemógłbym" i "naszczęście" brutalnie rażą moje oczy... dwa błędziki ortograficzne... Poza tym czyta się lekko, ciekawie. Czekam na kontynuację :) Pozdrawiam Kasia
  8. No i przeczytałam... Wzburzajace, wywołujące złość... Naiwne dziecko, nie wiedzące, jakie są jego prawa, o których nikt mu nie mówi, traktujące znoszenie bólu i pogardy jako "skok Małysza", który kiedyś się skończy... I dorośli, którzy bicie traktują jako coś zwyczajnego w ich życiu, coś, co może dziać się obok pichcenia w kuchni... Jest to straszne! Tekst dobrze wywołuje kolejne emocje, może diametralnie nie zaskakuje, ale wciąga. Ważne, by pisać na takie tematy, może do kogoś to dotrze, coś zostanie przemyślane, coś się zmieni w życiu bezbronnych dzieci... Pozdrawiam Kasia
  9. Dziękuję za koment aksjo :) widać deszcz (nawet ten wyobrażony) obu nam daje natchnienie do pisania :) Piotrze, na pewno zajrzę do Twojego opowiadanka. Tak jak napisałeś - temat bardzo "oklepany", ale ważny, trudno o nim nie mówić... Dzięki za plusika i miłe słowa! :) Tali, cieszę się, że udało mi się wywołać w Tobie wiele emocji. A po cóż tak dramatycznie? .. hmm... widocznie taki nastrój odezwał się we mnie, nie zawsze wszystko musi być piękne i zabawne... Oczywiście, Asher, że to literfikcja. Wszyscy jednak wiemy o tym, że takie sceny istnieją, że zarówno przemoc jak i samosądy zdarzają się... Bardzo Was wszystkich pozdrawiam i serdecznie dziękuję, że znaleźliście czas na przeczytanie tekstu i poświęciliście chwilkę, by podzielić się swoimi emocjami Kasia
  10. Krzycząca niesłyszalnym niemalże płaczem wsłuchuję się w kapiące krople deszczu. Zimny, głośny, nieczuły, odpychający, potem słaby, milknie coraz bardziej. Już nie puka o szyby, nie dudni o parapet. Ty już też nie masz na to siły... Pamiętam każdą awanturę, każdą chwilę napiętego oczekiwania na to, co się zdarzy. Po głowie krążą mi kolejne sceny zachowań, składające się na dramatyczną akcję. Wchodzi, zrzuca na środku przedpokoju ociekające błotem kozaki. - Monika! - słyszę schrypnięty głos i po sekundzie jestem już w przedpokoju, cała roztrzęsiona. - Tak, tato? - mówię cicho, potulnie. - Co tak długo lazłaś? Wołałem cię chyba, co? - zaczyna. - Tak, tato... - Zrób mi herbatę! - warczy wściekle. - Dobrze, tato... Idę do kuchni, nastawiam wodę, spoglądam do szafki. Herbaty nie ma. Mam ochotę się roztopić, zamienić we łzę, jedną z tych, które płyną mi po policzkach. - Rusz się, do cholery! Musisz być taka beznadziejna i powolna jak twoja matka?! Ona też niczego nie potrafi zrobić dobrze! - wrzeszczy. Nie odzywam się. Nie widzę sensu. Czekam jeszcze kilka sekund, aż wpada zdyszany, wściekły, cuchnący alkoholem do kuchni. Odzyskuję przytomność leżąca na podłodze, z głowy sączy się krew... Słyszę trzask zamykanych drzwi. Znowu spokój, cisza, porządek... Wchodzi, rzuca płaszcz na środek pokoju. - Monika! - dolatuje mnie wrzask. - Rób mi jajecznicę! Natychmiast! Wiem, że nie ma jajek, nie ma margaryny. Lodówka jest pusta, nie mam skąd wziąć pieniędzy, by coś kupić. Produkty kupione za wyżebrane pieniądze skończyły się już dawno. - Słyszysz, do cholery! - Tak, tato. Muszę tylko iść do sklepu, żeby kupić jajka... - To idź, na co czekasz - słyszę krzyk i odgłos dłoni, uderzającej silnie o moją twarz. Wychodzę, idę przed siebie, bez celu, bez domu, bez oparcia w nikim. Nie wracam dzień, dwa, trzy, cztery... W końcu przestaję już liczyć. Któregoś dnia postanawiam zobaczyć, czy cokolwiek się zmieniło. Zaglądam do mieszkania, ojciec staje w drzwiach, pijany jak zawsze: - Kupiłaś, kurwa, te jajka? Ile mam czekać?! - ryczy. - Nie kupiłam! - wrzeszczę, pierwszy raz głośno i zajadle, z wrogością, bez cienia poddawania się. - I nie będę ci więcej nic kupować! Idź do pracy i zarób pieniądze! Jest zszokowany. Mijam go, wchodzę do pokoju. On za mną. Wymachuje łapami, krzyczy, w końcu uderza o ścianę. Ale nie mnie! Jasia... Małe, trzyletnie dziecko, wiecznie głodne, zapłakane, cichutkie, nie mające nawet jednej zabawki... Dobiegam do ojca, dostaję furii. Zaczynam kopać i gryźć, chcę mu wydrapać oczy. Teraz jak zwykle to ja jestem ofiarą, której nikt nie udzieli pomocy. - Zabiję cię, dziwko! - czuję odór alkoholu i silny uścisk łapsk na swojej szyi. Gryzę go w rękę, kopę w krocze, w końcu udaje mi się wyrwać. Biorę na ręce małego braciszka, sprawdzam mu puls, jest bardzo słabiutki... Próbuję zrobić masaż serca, wzywam pogotowie... - Tu jesteś... - chrypi zadowolony, znajdując mnie w kuchni. - Teraz cię zapierdolę, szmato! Nie uciekniesz mi! - grzmi jak burza, podchodzi coraz bliżej. Odsuwam Jasia jak najdalej, żeby nie mógł go dosięgnąć. Gdy ponownie zaczyna mnie dusić, wyciągam dłoń, schowaną za plecami i mocnym, zdecydowanym ruchem wbijam mu nóż w klatkę piersiową. Potem następny raz, i następny, i następny... Przyjeżdża pogotowie, potem policja. Dzień, godzina, kwadrans. W jednym mieszkaniu, po jednym, niekończącym się dramacie umierają w cierpieniach dwie osoby... Krzycząca niesłyszalnym niemalże płaczem wsłuchuję się w kapiące krople deszczu. Już nie ma Ciebie, Jasiu... Nie ma Twej cichutkiej, niemal niedostrzegalnej obecności, małych, chudziutkich rączek... Deszcz pada dalej. Najpierw zimny, głośny, nieczuły, odpychający, potem słaby, milknie coraz bardziej. Już nie puka o szyby, nie dudni o parapet. Ty też już nie masz na to siły, draniu!
  11. Dziękuję bardzo Emalko, cieszę się z Twoich odczuć Pozdrawiam Kasia
  12. Po prostu + Pozdrawiam Kasia
  13. Dzięki bardzo za wyczerpujący komentarz i wskazówki! Pozdrawiam Kasia
  14. Zamiast "zabulgotało" wrzuciłabym "zawrzało", ale ogólnie pomysł mi się podoba. Może jestem inna od pozostałych wypowiadających się tutaj czytelników, bo wolę proste przenośnie niż wygórowany patos i takie słowa przemawiają do mnie najlepiej. Cóż.. Może ja się po prostu na poezji nie znam? ;) W każdym razie stawiam + Pozdrawiam Kasia
  15. "Żółty kocyk w kotki", "niby niewinne spojrzenie" :D I ta Amelia... Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z jakąś brazylijską telenowelą sprzed lat kilku, którą (niestety) jeszcze wtedy oglądałam :D Jak zwykle zabawnie i zaskakująco... Tylko co stało się z Romanem? :) Pozdrawiam gorąco i czekam na c.d. Kasia
  16. Dziękuję Ci bardzo mocno za te słowa Jay :) Pozdrawiam Kasia
  17. Dziękuję Ci asher :) Pozdrawiam serdecznie Kasia
  18. "chciała dłużej delektować się silnym zapachem potu, papierosów i taniego wina, które zawiewały od listonosza", "Jedynym mankmentem pozostawała niemoc odtworzenia zapachu potu listonosza" i ten Fabian Emanuel - kapitalne, uśmiałam się jak norka :D Subtelnie budowany obraz, piękne porównania... i jak zwykle - zaskakujące zakończenie :) Podziwiam, pozdrawiam i czekam na więcej Kasia
  19. Szła drogą, spoglądając ukradkiem na znane niegdyś miejsca. Kapliczka została naprawiona, postawiono nowy krzyż, wokół pełno kwiatów. Stary podobał jej się o wiele bardziej. Był drewniany, z wyrzeźbionym przez Macieja Jezusikiem – symbol wiary i nadziei, symbol jej dzieciństwa. Maciej wiele wysiłku włożył w tę rzeźbę. Tworzył ją bez przerwy, dniami i nocami, byle dokończyć do pierwszego dnia wiosny. - Każdy, kto tu przyjdzie, będzie miał serce pełne nadziei, otwarte na Boga i przychylność losu – mówił. Gdy była mała często przybiegała pod kapliczkę w wolnym czasie i modliła się, by móc na zawsze tu pozostać. * * * Maciej nie powiedział nic, gdy późnym wieczorem stanęła w progu, z wypchanymi torbami. Objął ją ramieniem, zaprowadził do pokoju. - Pościelę Ci łóżko, usiądź, odpocznij. Myślę, że nie powinienem zadręczać Cię pytaniami. W miejscu, które kochasz, sama znajdziesz wszystkie odpowiedzi. Sama powiedziałaś mi kiedyś, że tylko tutaj świat nabiera właściwych kolorów. Zostań tak długo, jak tylko zechcesz. - Dziękuję – zdołała wyszeptać tylko, przyglądając się wspartemu na lasce mężczyźnie, jedynemu przyjacielowi, który nie opuścił tego miejsca, by szukać lepszego jutra gdzie indziej. Jedynemu, który mimo podeszłego wieku zdołał jeszcze jakoś odpędzać choroby i śmierć. * * * Bartek nie chciał mieszkać na wsi. Nie interesowała go praca na roli, nie chciał zajmować się gospodarstwem. Jego życiem było miasto. Świat otwartych do późna lokali, kina, teatry, muzea. To tutaj chciał wychowywać swoje dzieci, pokazywać im, czym jest świat. Uważał, że na wycieczki za miasto zawsze znajdzie się czas, że są ważniejsze sprawy. Dostęp do wielu szkół, przebywanie wśród ludzi. To nauczyło go otwartości, pozwoliło mu zdobyć dobrą pracę. Wierzył, że tak samo będzie z ich dziećmi. - Krysiu, nie bądź naiwna. Co oni będą mieli z codziennego życia na wsi? Daleko do szkoły, daleko do pracy, brak większych perspektyw. Przecież na wieś mogą jeździć na wakacje… - przekonywał ją. I udało mu się. * * * Jej dzieciństwo miało odcień lata, smak dojrzałych pomidorów i zapach rumianku. Mimo wielu obowiązków w gospodarstwie kochała swój dom, rodziców, okolicę. Miała wielu przyjaciół, z którymi uwielbiała spędzać czas. Wspólne śpiewy przy ognisku, wylegiwanie się na łące w piękne letnie dni przynosiły radość i ukojenie. Życie stawało się harmonijne, pełne spontaniczności, ciepłe i radosne. Gdy wysoko przesuwały się białe obłoki i wspólnie zgadywali, co przypominają, była pewna, że świat jest przychylny, że Bóg jest razem z nią. Nie potrzebowała co niedzielę chodzić do kościoła. Wystarczyło, że samotnie przychodziła pod krzyż, że z wdzięcznością podziwiała otaczający świat, przyrodę. Kochała mocno, z pasją, z radością. I wierzyła, że raj jest właśnie taki, jak jej wieś, jak jej dzieciństwo. * * * Rodzice chcieli, by się uczyła. Wiedzieli, że praca w gospodarstwie jest bardzo ciężka. Marzyli o tym, by ich jedynaczka zdobyła coś więcej niż oni. Mówili, że na wieś zawsze może wrócić, ale dobrze byłoby, gdyby miała coś więcej dla siebie, gdyby nie marnowała swoich zdolności. Zawsze uczyła się dobrze. Poszła więc do liceum, potem dostała się na Politechnikę Warszawską, którą ukończyła z wyróżnieniem. W międzyczasie poznała Bartka, którego pokochała jak żadnego innego mężczyznę. Spotykali się przez dwa lata, dojrzewając do decyzji o ślubie. Kiedy mówiła: „tak”, wiedziała, że jest pewna, że tego właśnie chce. Potem pojawiły się dzieci, było dobrze. Oboje z Bartkiem mieli jeszcze dużo wolnego czasu, pracowali w jednej firmie, wspólnie dzielili się domowymi obowiązkami. * * * Mama i tata mieli bóle krzyża, przepracowane dłonie i spieczone w lecie ciała. Schylali się z wysiłkiem. Pamiętała, jak pomagała mamie doić krowy, jak wspólnie chodziły po jajka do żony Macieja i często zostawały na wspólne pogawędki. Pamiętała, jak Maciej opowiadał jej, że najważniejsze w życiu jest kochanie ludzi i świata. I wiedziała, że jest to zgodne z jej odczuwaniem otoczenia. Że nie mogłaby inaczej. W ten sposób wszystko miało swój rytm, było proste, prawdziwe, naturalne. * * * Gdy wyjeżdżała, była przerażona. Inny świat, inni ludzie, problemy z matematyką i geografią. Jakoś przywykła, a ze szkolnych niepowodzeń też z czasem udało się wybrnąć. W piątkowe popołudnia gnała na autobus, by dotrzeć jak najszybciej do ukochanego miejsca. Tutaj znajdowała wytchnienie i chęć do dalszej nauki. Kiedy pobrali się z Bartkiem, bywali na wsi bardzo rzadko. Starała się polubić uroki miasta – późne, wieczorne spacery, przesiadywanie w kawiarniach. Nie zastąpiły jej jednak nigdy leżenia na hamaku i oglądania gwiazd. * * * - Wstałaś już, Krysiu? Głos Macieja był przyjazny, mocny i ciepły. - Nie wiem, czy wstałam, czy po prostu nie mogłam spać… - odpowiedziała z odrobiną zadumy. Spojrzał serdecznie, wskazał ręką na fotel. Usiadła. Po paru minutach pili ciepłe mleko, uśmiechali się. Potem spacer. - Widzisz, mało miejsc przypomina już te z Twojego dzieciństwa. Wiele się zmieniło. Twoje życie też nie jest już takie jak dawniej. A pamiętasz może, co mówiłem Ci kiedyś, gdy przybiegałaś do mnie na bosaka, w ręku trzymając sandały i krzyczałaś, że ciepło Ci w stopy? - Tak, pamiętam. Powtarzałeś, że cieszysz się, że jest mi dobrze. Miałeś pod oknami malwy, podwórko obrastało trawą. Dzisiaj… - Tak, Krysiu, wiem. Dzisiaj nie ma już malw i zadbanej trawy. Nie mam już sił, by zajmować się ogrodem. Starzeję się. Jestem zadowolony, że jesteś tutaj, że choć na chwilę pozwoliłaś mi przypomnieć sobie te stare, dobre czasy. Smuci mnie jednak jedna sprawa… Bo skoro tu jesteś, to znaczy, że nie wszystko układa się tak, jak powinno. Kochaj świat Krysiu! Kochaj go mocno i serdecznie, z nadzieją i wdzięcznością! Lecz przede wszystkim miłuj ludzi, bo bez nich ten świat nie ma żadnej wartości. Jest piękny, lecz pusty. Tylko wówczas, gdy możesz z kimś dzielić swoją radość, przemyślenia i troski, będziesz naprawdę szczęśliwa. Spojrzała na swego starego przyjaciela. Mimo lat serdeczny, ciepły, mądry jak dawniej… Dzięki niemu wewnątrz siebie znalazła odpowiedź. - Chciałabym już pojechać, Macieju. Nie będziesz się gniewał? - Nie, Krysiu. Cieszę się, że odzyskałaś siły. I pamiętaj, co obiecałaś. Ten dom jest dla Ciebie, Twojego męża i dzieci otwarty. Dwa tygodnie wakacji… W rękach wypchane torby, a w sercu nadzieja i wdzięczność. - Będziemy, Macieju. Do zobaczenia! * * * - Wróciłaś? – Bartek nie mógł nic więcej powiedzieć. Chwycił Krysię w ramiona, zaczął tańczyć z nią bez muzyki na środku pokoju. – Tak bardzo tęskniliśmy za Tobą! - Przepraszam, Kochanie, nie powinnam. Tak bez uprzedzenia, bez wiadomości… Musiałam się wyrwać, odetchnąć, zrozumieć… Zrozumieć, jak bardzo kocham ludzi, z których składa się mój świat!
  20. Być może zagalopowałam się ciutkę ;) Pozdro Kachna
  21. Nie ma sprawy ;) Błędy u "Chaliny" były całkiem zabawne ;) Tak jak mówiłam - czekam na ciąg dalszy!! Pozdrowionka Kasia
  22. Mam dylemat, trochę pogubiłam się... Czy narrator też jest dyslektykiem? (błędy: "wporządku","dowidzenia","niedam","odur",błędy w interpunkcji...) Poza tym czyta się dobrze, podobnie jak i pierwszą część tego dzieła w odcinkach. Czekam na ciąg dalszy... Pozdrawiam Kasia
  23. :) Dziękuję bardzo Jay :) Również ślę pozdrowienia Kasia
  24. Jedni zarzucają mi nadmiar uczuciowości, inni jej brak.Gdzież tu się połapać? Dzięki za komentarz Pozdrawiam Kasia
×
×
  • Dodaj nową pozycję...