Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Barbara_Pięta

Użytkownicy
  • Postów

    1 171
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Barbara_Pięta

  1. Pan Leon się kłania w podzięce uradowany jest wielce pozdrawia więc wszystkich bardzo miło na duszy się ciut weselej zrobiło
  2. Aniu i Jay Jay - dzięki wielkie za przychylne komentarze. Pozdrowionka :-)))
  3. Telefon dzwonił uporczywie już od dziesięciu minut. Nie miał szans na spokojny sen, więc zerwał się z łóżka i energicznie podniósł słuchawkę. - Tak, słucham! – warknął. - Dzień dobry – usłyszał beznamiętny głos – Chyba pana obudziłam – było to raczej stwierdzenie suchego faktu, niż grzecznościowy zwrot – mam przyjemność z panem Skapalettim, nieprawdaż? – jak na jego gust była zbyt pewna siebie. Ale w jej głosie wyczuł również determinację. To już było coś. - Jasne – wycedził, przypalając w międzyczasie skręta – a o co łazi? – spytał z głupia frant. Jeśli ktoś go potrzebował wiadomo było, co się święci. Po drugiej stronie zapanowała cisza. Kobieta chrząknęła i odezwała się tonem nie znoszącym sprzeciwu: - To pilna sprawa. Muszę z panem porozmawiać w cztery oczy. - Gdzie i kiedy? – zapytał. - Za piętnaście minut u „Bliklego”. Trzeci stolik od okna, po prawej stronie. - OK. Zaraz tam będę. – odłożył słuchawkę. Po chwili był już gotowy do wyjścia. Wsiadł do taksówki i podał kierowcy adres docelowy. Szczerze mówiąc zastanawiał się, dlaczego baba wybrała sobie tak idiotyczne miejsce. Kompletny nonsens. Dojechali na miejsce. Zapłacił kierowcy i ruszył w stronę lokalu usytuowanego w samym centrum miasta, na najbardziej ruchliwej ulicy. Nacisnął klamkę, delikatne dzwonki oznajmiły przybycie nowego gościa. Kobieta czekała przy stoliku. „Ruda pięćdziesiątka” – skwitował w myślach. Wyglądała na taką, co wie czego chce i potrafi to wyegzekwować. Tego typu klienci zazwyczaj dorzucają niezłą premię za wykonane zadanie. Podszedł do stolika i usiadł. Wymienili krótkie, znaczące spojrzenia. - Przejdźmy do rzeczy, czas to pieniądz – ton jego wypowiedzi dobitnie dawał do zrozumienia, kto tu rządzi. Kobieta zaczęła mówić, starannie dobierając słowa: - Chcę, żeby zajął się pan pewną osobą. Robota musi być wykonana perfekcyjnie. Żachnął się. „Co za bezczelne babsko, za kogo ona się uważa? On się nazywa P E R F E K C J A do cholery!" - Żadnych śladów, dowodów – kontynuowała – to ma wyglądać nawet nie na wypadek, ale na samobójstwo, śmierć spowodowaną atakiem choroby psychicznej. Rozumiem, że ma pan takie narzędzia, dzięki którym uda się to osiągnąć? – przyjęła wyzywającą pozę. Miał ochotę dać jej w mordę, ale stawka była zbyt wysoka. Przez dłuższą chwilę ważył w myślach wszelkie możliwe rozwiązania i opcje. Miał w rękawie parę asów. Wreszcie rzekł: - Da się zrobić. Poczuł wolno narastające napięcie. Działo się tak zawsze wtedy, gdy dochodziło do rozmowy o finansach. Kochał pieniądze, dużo pieniędzy. Już widział „kupę forsy”, którą zarobi dzięki temu zleceniu. Był jak niszczycielski czołg. Wykolejony degenerat na usługach bogatych dam, mafii i wysoko postawionych osobistości. Wiedział o nich wystarczająco dużo, żeby zrobić z nimi, co mu się zamarzy, ale któżby podcinał gałąź, na której sam siedzi? Dopóki płacą on da im spokój. Zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. - Nie pyta pani o cenę? – rzucił niby od niechcenia. Wiedział, że to najbardziej drażliwy temat. Kobieta wykonała dziwny, nieskoordynowany ruch. - Ach, tak oczywiście. To zaliczka, 10 tysięcy dolarów. – wręczyła kopertę. - A reszta po wykonaniu zadania. Pasuje? - Dobra – odparł, chowając pieniądze do kieszeni. Orientowała się w cenach. – Czyli na dzień dzisiejszy jest mi pani winna 40 tysięcy. - OK. Tu są dane tej osoby, aktualne zdjęcia, miejsca, gdzie najczęściej można ją spotkać. Mam też coś, dzięki czemu może pan użyć szantażu, jeśli zajdzie taka potrzeba. O, proszę spojrzeć – podsunęła mu jakieś papiery i plik zdjęć – da się wykorzystać, prawda? Spojrzała z nieukrywaną satysfakcją na Scapalettiego widząc, jakie wrażenie na nim zrobiły. - he, he... nieźle to sobie pani wykombinowała – mlasnął głośno i rubasznie się zaśmiał. - Dobra, to by było na tyle. Aha, efektów może się pani spodziewać mniej więcej po dwóch, trzech miesiącach. Wyszedł pierwszy z lokalu, nie oglądając się za siebie. Kobieta powoli dopijała kawę. Wyjęła z torebki telefon komórkowy i przywołała taksówkę. Zapłaciła kelnerce, po czym udała się do wyjścia. Była to istota ogarnięta żądzą władzy, nie mająca żadnych skrupułów. Teraz jedynym zmartwieniem było tylko to, czy uda się w miarę szybko załatwić ów „problem”. Cierpliwość nie była jej mocną stroną. Ale dla tej sprawy może się poświęcić. O tak, gra warta jest świeczki. * Krystyna w pośpiechu pakowała rzeczy. Niektóre z nich były jeszcze mokre. Czuła, że traci siły. Cieszyła się, że Grażyna zaprosiła ją z dziećmi na ferie. Będzie miała czas, żeby się pozbierać. Chciała jak najszybciej wsiąść do jego samochodu i odjechać jak najdalej stąd. Chwała Bogu, że Janek akurat tego dnia wybierał się w podróż powrotną do Warszawy. To naprawdę cudowne zrządzenie losu. Nie miałaby chyba siły, aby tułać się pociągiem z dziećmi. Dochodziła godzina 11, rozległ się dzwonek telefonu. Podniosła słuchawkę. - Cześć, widzisz mnie? Taki biały samochód na parkingu. - Cześć, zaczekaj chwilkę – powiedziała, po czym podeszła do okna – a tak – odparła z uśmiechem – widzę cię, już schodzimy. Ubrała dziewczynki, wzięła bagaż i chciała już wychodzić, ale matka uparła się, że pójdzie z nimi. Zaczęła robić dziwne miny, poprawiać włosy przed lustrem i biegała po mieszkaniu w kółko powtarzając – jak wyglądam, jak wyglądam? Krystyna miała jej już naprawdę dosyć, ale trzeba było jeszcze dopełnić rytuału pożegnania. Zeszły wreszcie na dół. Zapakowała rzeczy do samochodu i odjechali. @ W drzwiach "Bliklego" pojawiła się elegancka kobieta, w wieku około pięćdziesięciu lat, z ufarbowanymi na rudo włosami. Marecki zgasił papierosa i czekał. Z dobrze udawanym zaciekawieniem przyglądał się słupowi ogłoszeń, jednocześnie obserwując kątem oka przechadzającą się postać. "Czeka na taksówkę" - pomyślał, po czym powoli skierował się w stronę swojego samochodu. Kobieta wsiadła do taksówki. Ruszyli w stronę Brackiej. Detektyw podążył za nimi zachowując bezpieczną odległość.Starał się nie stracić ich z pola widzenia. Graniczyło to niemal z cudem, ponieważ o tej porze zaczynały się tworzyć korki, a warunki atmosferyczne były nie do zniesienia. Wiał silny wiatr, padał mokry, obrzydliwy śnieg. Marecki zaciskał zmarznięte dłonie na kierownicy. "kurwa, kiedy to się wreszcie skończy" - klął w duchu. Kroiła się grubsza sprawa, wiedział o tym. Ostatnio jednak był jakiś przemęczony, miał doła. Nagle jakby piorun w niego strzelił. Usłyszał pisk opon. Taksówka gwałtownie skręciła, pakując się na chodnik. Spanikowani przechodnie rozpierzchli się na boki. Auto pognało w przeciwnym kierunku. Marecki wykonał błyskawiczny zwrot i już miał się rzucić w pościg za taksówką, kiedy ujrzał przed sobą policyjny radiowóz. Funkcjonariusz podszedł do wozu.
  4. Oj tak, zgadzam się z Izą, ogromny potencjał tu tkwi :-)
  5. Ale masz kobieto wyobraźnię. Wiersz bardzo do mnie przemawia, czytając pierwszą strofę pojawiły się u mnie wrażenia zapachowe. Utwór ma w sobie dużo energii, albo burzę hormonów? ;-) Brunetka pozdrawia wieczorową porą :-)))
  6. sie robi Wodzu :-)))
  7. Fajniste, szczególnie środkowa strofa, pozdrowionka :-))
  8. Podzielam opinie moich przedmówców. Ładny wiersz, a po zmianach jeszcze lepszy. Za pomysłowość duży plus :-))
  9. Leon ze zgryzoty pomarł bo go nikt nie komentował
  10. A to szelma z tej Balbiny nie ma nic poczucia winy
  11. Nie ma za co, niewiele pomogłam :-). Pisz dalej, wszystko jest na dobrej drodze. Pa ;-)
  12. hi hi, ale jestem natręcik, co? Tego "onego" natychmiast wypraszam na zewnątrz, będzie mi tu burzył porządek ;-) Dzięki za wsparcie, pozdrowionka :-))
  13. Świetne, naprawdę z przyjemnością przeczytałam. Jakaś odmiana. Pozdrawiam :-)
  14. Kurczę, komentnę sobie, a co? A ten brzydki? ;-)
  15. Izuniu, Vero i Kasiu - przepiękne dzięki za ciepłe słowa. Czasem coś mi się udaje, hi hi :-)))
  16. Hi hi, dzięki Izuniu za odwiedzinki i zapraszam ponownie ;-) paputki :-)))
  17. Pewien Leon z Parczewa w kilku operach śpiewał kiedyś stanęła mu ość w gardle, więc miał już dość nogami do przodu odjechał
  18. ułamałam kawałek sopla z parapetu zlizuję mróz, pić osuszam pospiesznie płynące słowa szorstkie brzmienie ubieram w konwenanse przykładam tubę powoli sączę jad
  19. Ja również na tak! Oryginalnie tworzysz :-). Pozdrawiam.
  20. Panie Jay Jay - dzięki za komentarz. Rzeczywiście, wiersz może być trochę trudny w odbiorze. Tym bardziej wdzięczna jestem, że zechciał Pan poświęcić mu trochę czasu. Cieszy mnie ten plus :-)) Pozdrawiam. Pani Luthien_Alcarin - też się zastanawiałam nad tą wersyfikacją. Pomyślę jeszcze nad tym. Dziękuję za ciepłe słowo. Pozdrowionka. Panie Włodzimierzu - pyta Pan, czy to ucieczka w słowa, hm... przed Panem to się nic nie ukryje ;-) Pozdrawiam i zapraszam ponownie.
  21. Dzięki Włodzimierzu za przychylny komentarz. Starałam się żeby było jak najprościej. Pozdrawiam :-)
  22. Bardzo mi się spodobało, czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :-)
  23. Świt znów przeskakuje po cztery stopnie boję się może złamać nogę mówiłam uważaj po co ten pośpiech zmrok poczeka przecież to zima
  24. zmrok zawiesił kapelusz na wieszaku stuknął obcasem powiało chłodem ciche westchnienie zaśnie? wyostrzam zmysły obrazy zlewają się w całość czekać do świtu zmiana po zmianie na baczność
  25. Nic dodać nic ująć, podoba się, pozdrawiam :-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...