Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Barbara_Pięta

Użytkownicy
  • Postów

    1 171
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Barbara_Pięta

  1. "wszystko z niego spłynęło" - rzeczywiście tak będzie lepiej, dzięki Jacek :-)
  2. No no Leszku ale mnie zaskoczyłeś tym zakończeniem. Czujność uśpiłeś na amen :-))) Pozdrawiam. Genialne! (tylko psiny mi trochę szkoda :-()
  3. No niemożliwy jesteś :-))) Ale zakręcony tekst. Super! Miłych snów :-)
  4. Hi hi hi troszku się zakręciłam, ale czytało się fajnie. Pozdrówka :-))
  5. Skok na piwo, to też było niezłe :-)))
  6. Dzięki Jacku trzym się zdrowo! U Ciebie już byłam :-))))))
  7. Jezu drogi... ale odlot! Lecę do pracy, więc tak króciutko: niesamowite Jacek. A coś mnie tknęło żeby teraz zajrzeć i proszę :-))) Będzie mi się lepiej pracowało bo poziom adrenalinki podniósł się bardzo ;). A! Jaco już czyta Podstawionego :-))) Pozdro. Jejku!!! Spóźnię się do roboty, papapapap
  8. Oj tak zgadzam się z Izą - "historia ma czkawkę" W wieku 25 lat oglądałam program w tv o roczniku 68. Jedną nogą w jednym ustroju drugą w nowym. heh ale wiersz niezły :-)
  9. Dzięki Izabelko :-)))
  10. Michael siedział nieruchomo przy łóżku Marii. Zgarbiona sylwetka, bezwładnie opuszczone ręce, twarz bez wyrazu. Nie był w stanie krzyczeć, płakać, nie mógł mówić. Wszystko z niego spłynęło. Próbował pójść „na galerię”. Ta świetna technika psychologiczna pozwalająca na skuteczny dystans w tym wypadku była bezużyteczna. Jak widać Wiliam Uhry nie był jednak cudotwórcą. Wszystko było do dupy. W drzwiach stał facet w szarym garniturze. Mimo wyjątkowo niesprzyjających okoliczności nie mógł stąd wyjść. Musiał zadać te kilka cholernych pytań. Przecież nie robił tego po raz pierwszy, do diabła. Zresztą cała sprawa wyglądała podejrzanie. Wczoraj telefonował człowiek z wydziału S-7. Przejmują śledztwo. Nie pomyśleli o tym, żeby tu przysłać kogoś ze swoich. Przesłuchałby Dobsona i po sprawie. - Panie Dobson, nie chciałbym być nieuprzejmy, ale... – zaczął niepewnie i natychmiast pożałował swojej decyzji. Michael odwrócił się i spojrzał na niego wzrokiem wściekłego, zaszczutego zwierzęcia. Wstał i z zaciśniętymi pięściami rzucił się w kierunku Mareckiego. Nagle zastygł w bezruchu, potem splunął siarczyście i wybiegł z sali. Marecki stał z rozdziawioną gębą jak zahipnotyzowany. Takiej reakcji nie przewidział. Wyszedł na korytarz. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni palta i już miał zapalić kiedy napotkał karcące spojrzenie lekarza przechodzącego obok. Uśmiechnął się przepraszająco i opuścił pospiesznie gmach szpitala. Przenikliwe, mroźne powietrze wślizgiwało się niemiłosiernie przez mikroskopijne szpary w odzieży wywołując nieprzyjemny dreszcz u jej właściciela. Pełnia zimy, pomyślał z nostalgią. Rzadkie kępki włosów na jego głowie miotane bezlitośnie przez wiatr przywodziły na myśl uszy, które kładzie po sobie wystraszony pies. „Pieprzyć to wszystko” – stwierdził – „teraz niech sami się martwią, ja umywam ręce” Zaciągnął się ostatni raz i zgasił peta. Chuchnął w zmarznięte ręce i skierował się w stronę samochodu. Mróz rzeźbił śmieszne esy-floresy na szybach. Zima miała swój urok. On jednak zdecydowanie wolał cieplejsze klimaty.  Machinalnie podniosła słuchawkę telefonu. – Dzwoniłaś do mnie? – usłyszała jego głos. Zaniemówiła z wrażenia. – nnie... podniosłam tylko słuchawkę. Myślałam...myślałam, że ty do mnie dzwonisz... - Nieee... widocznie jakiś zbieg okoliczności. – był zadowolony. Początek eksperymentu przebiegał prawidłowo. Starał się nie okazywać żadnych emocji. Rozmawiali prawie dwie godziny. - Pozwolę sobie zatelefonować w drugi dzień Świąt. Chcę mieć pewność, że dobrze się czujesz – stanowczym głosem oznajmił Zawzierski. – Oczywiście, dobrze – przytaknęła Krystyna. Na zakończenie rozmowy życzyli sobie spokojnej nocy i rozłączyli się. Krystyna czuła się niesamowicie. Cała otaczająca ją rzeczywistość nabrała innego wymiaru. Wspólnie z Janem planowali spotkanie, ale nie wiadomo było dokładnie, kiedy to nastąpi. Jan często wyjeżdżał w sprawach służbowych. Było coś, co spędzało jej sen z powiek. Martwiła się bowiem, że zbyt skromnie wygląda. Miała poważne problemy finansowe. Wstydziła się swojej biedy. Iga proponowała nawet, że pożyczy jej jakiś ciuch, ale Krystyna stwierdziła, że chce być sobą. Pracowała w pewnej willi jako gosposia i miała nadzieję, że w najbliższym czasie uda się jej odłożyć jakąś sumę na zakup butów. Mimo wszystko chciała wyglądać schludnie. Była przecież młodą kobietą. Chwilami naśmiewała się z siebie. Wyobrażała sobie, jak wraz z eleganckim, dojrzałym panem wchodzi do restauracji, nagle potyka się o własną odklejoną podeszwę buta i pada jak długa na środku lokalu. Słyszała wręcz swój chichot i widziała błysk rozbawienia w oczach kelnerów. „No dobrze, nie będę myślała tymi kategoriami” – stwierdziła wreszcie . Dziewczynki już smacznie spały. Krystyna weszła do ich pokoju, aby je ucałować. Jutro Wigilia Bożego Narodzenia. Dzieci nie mogły się już doczekać. "Taak..." – rozmyślała Krystyna – "trzeba się położyć, jutro czeka mnie jeszcze dużo pracy” Zarzuciła szlafrok i poczłapała do łazienki. Szum wody podziałał na nią kojąco i rozluźniająco, pozwalając na wyciszenie emocji. Przed zaśnięciem długo jeszcze rozmyślała nad wydarzeniami ostatnich dni wypalając przy tym prawie pół paczki tanich beznadziejnych papierosów. Szczerze mówiąc, niewiele z tego wszystkiego rozumiała. Miała też dziwne uczucie, że pewnych rzeczy nigdy się nie dowie. Wszystko było owiane wielką tajemnicą. Ewa czekała na gości. Wszystko przygotowane, dopięte na ostatni guzik. Wiedziała, że tym razem nie spędzą świąt wspólnie z Janem. Oczywiście wpadnie złożyć życzenia, wręczyć prezenty. Dzieci zresztą nie wybaczyłyby mu, gdyby się nie zjawił. W drzwiach kuchni pojawiła się Melisa, 24-letnia studentka ochrony środowiska, najmłodsze dziecko Jana. - Mamuś Tomek przyjechał – rzuciła w stronę matki i zeszła na dół powitać brata. Byli rodzeństwem a tak bardzo się różnili. Tomasz jakby młodsza kopia ojca, szczupły blondyn o niebieskich oczach. Wyciszony, delikatny, wrażliwy. I niezwykle ambitny. Ona z kolei podobna do matki, filigranowa szatynka. Najbardziej wyróżniającą cechą jej wyglądu były z pewnością duże zielone oczy. No i giętkość ruchów. Wiecznie rozszczebiotana, typowy sangwinik. - Cześć braciszku – zawołała, ledwo tylko zdążyła otworzyć drzwi. Co słychać na wieeelkim szeroookim Świecie? – zapytała filuternie strojąc przy tym komiczne miny i wieszając mu się na szyi. - Cześć, cześć – objął Melisę uśmiechając ciepło. Nadstawiła policzek do pocałowania. - Jak tam nasza studentka? Ile egzaminów oblałaś w tym miesiącu?- zażartował i mrugnął porozumiewawczo. Oboje doskonale wiedzieli, że zdolności, samozaparcia i wytrwałości można jej tylko pozazdrościć. Wszystkie egzaminy zaliczała celująco. - Jeszcze pytasz, niemożliwy jesteś wiesz – odparła udając oburzenie – dobra chodźmy na górę. Melisa weszła do kuchni. Tomek w międzyczasie poszedł przywitać się z matką. Od razu zorientował się, że oczekiwany gość jeszcze się nie pojawił. Nagle zaterkotał dzwonek telefonu. – Ja odbiorę! – Ewa poderwała się z kanapy. Liczyła, że to Jan. Podeszła do aparatu umieszczonego w pokoju obok. Zamknęła za sobą drzwi. Wydawać by się mogło, że rodzeństwo prowadzi beztroską pogawędkę, jednak w ich oczach czaił się niepokój. Oni również myśleli o ojcu. Czekali w napięciu. Ewa wyszła z pokoju a na jej twarzy malowało się rozczarowanie. - To Michalina. Jest w drodze; utknęła w korku, więc dotrze tu chyba dopiero za pół godziny – oznajmiła chłodno dzieciom. Michalina była pierwszym dzieckiem Jana ze związku z kobietą starszą od niego, z którą utrzymywał poprawne stosunki. Sytuacja wymusiła to niejako na nim, więc pogodził się z rzeczywistością. „Rodzinka w komplecie” – pomyślała ironicznie Ewa. Wstydziła się przyznać sama przed sobą, że jest o tamtą kobietę zazdrosna. Eleonora, bo tak miała na imię matka Michaliny to kobieta pewna siebie, niezależna bizneswomen. Twarda sztuka. „A jednak przegrała ze mną w walce o jego uczucia” – przekonywała samą siebie Ewa. „Jest moim mężem, mamy dwoje wspaniałych dzieci” – dodawała sobie otuchy. Czasami to skutkowało i jej nastrój poprawiał się na chwilę. Potem pojawiało się coraz więcej wątpliwości. ”Przecież od dziesięciu lat żyjemy w separacji, równie dobrze mógł wrócić do niej” – rozmyślała. Przed bramą zatrzymał się srebrny seat ibiza. Ewa obserwowała Michalinę wysiadającą z samochodu. Była to szczupła, trzydziestoletnia kobieta o chłopięcej figurze i bardzo przenikliwym, analitycznym spojrzeniu. Uderzające podobieństwo do ojca działało na jej korzyść w oczach Ewy. Łatwiej było znieść, że jest córką innej kobiety. Michalina przywitała się ze wszystkimi zachowując wszelkie konwenanse. Obce jej były wybuchy niekontrolowanych emocji czy spontaniczne gesty. Zachowywała się grzecznie, uprzejmie, ale z dystansem. Przeżycia ostatnich miesięcy z pewnością miały znaczący wpływ na jej reakcje. Wciąż tkwiła w nieudanym związku, z którego nie potrafiła się wyzwolić. Powoli wszyscy zasiadali do stołu. Nadszedł moment dzielenia się opłatkiem, składania życzeń i obdarowywania prezentami. Resztę wieczoru spędzili w miłej atmosferze przy suto zastawionym stole. W tej chwili nie miało znaczenia kto jest kim . Była to po prostu rodzinna uroczystość. Jan nie pojawił się jednak w dniu Wigilii. Obiecał że dotrze nazajutrz „zgodnie z umową”. To taki prawniczy żargon, którym uwielbiał się posługiwać.
  11. No właśnie, też mi tu coś zgrzyta, a gdyby tak: "nagły przypływ zatapia śliskie kamienie" Może tak lepiej? Czekam na sugestie. Pozdrawiam albo "nagły przypływ obmywa śliskie kamienie" :-)
  12. Niesamowite! Jestem w szoku, pozytywnym oczywiście. Czytało się z zapartym tchem. Proszę o więcej takich niezwykłych tekstów. Pozdrawiam :-)))
  13. W swojej nieskomplikowanej formie, prostocie - piękny tekst. Dociera prosto do celu. Dziękuję :-)
  14. Świetnie! Trzymamy kciuki B. i J. :-)))
  15. Kolejny dobry tekst, wzbudzający uśmiech na twarzy. Świetny na sobotnie popołudnie przy kawce i ciastku. Pozdrawiam :-)
  16. heh, to zależy jak na kogo działa alkohol ;-) Pozdrawiam
  17. Przyznam szczerze, że zaszokowały mnie te komentarze, bo nie wiem do kogo i do czego one się odnoszą. Wiersz ten to są moje osobiste przemyślenia na temat imprezy Rybnicka Jesień Kabaretowa RYJEK 2004. BYŁAM TAM WTEDY JAKO PRACOWNIK OBSŁUGI. Utwór ten zamieściłam niedawno w warsztacie a teraz przeniosłam do działu P. W warsztacie jest jeszcze jeden utwór dotyczący tej imprezy artystycznej. Dziękuję Onej Kot za komentarz. Ma prawo się nie podobać Oyey - ten komentarz jak rozumiem nie jest do mnie skierowany, bo się już troszku pogubiłam :-)
  18. Czyta się poprostu z zapartym tchem a z każdym zdaniem poziom adrenaliny wzrasta. Jestem na tak :-) Pozdrawiam P.S. Kilka drobnych błędów stylistycznych pewnie by się znalazło, ale nie chcę ich wytykać. Od tego są fachowcy. Ja jestem "szary zjadacz prozy" i dla mnie ważne są emocje, jakie wywołuje utwór. W tej kwestii mam 100% satysfakcji :-))) Narazisko
  19. powrozy codzienności bladoszarej nie zawsze przygniatają jak zardzewiałe imadło za strumieniem potocznych wypowiedzi ślimaczy się długowieczność ludzie się uśmiechają wypijając hektolitry piwa to taka kultura
  20. "mrok dzierga przepaskę" - skojarzenia wywołuje niesamowite. Pozdrawiam
  21. Podoba się. Trochę mnie dziwi, że nie ma tu jeszcze żadnego komentarza :-0 Wiesz jest bardzo czytelny, a znaczy to mniej więcej tyle: mam wrażenie, że wywołał u mnie takie skojarzenia, których oczekiwał autor. Kurcze, ale się zaplątałam :-))) Pozdrawiam
  22. Doskonałe, heh... cóż więcej powiedzieć. Lubię czytać Twoje teksty, podoba mi się styl, w jakim piszesz. Pewnie nigdy nie osiągnę takiego poziomu. Niemniej jednak każdy z Twoich tekstów pozostawia w mojej duszy trwały ślad. Pozdrawiam wieczorowo :-)
  23. O rany... cieszę się Natalio, że wciągnęło. Błędy natychmiast poprawiam. Rzeczywiście Zawzierski jest głównym bohaterem. Dzięki :-)
  24. Barbara_Pięta

    Szatan

    Fakt, Piaskownica powinna być oddzielnie. Sama bym chciała zamieścić coś śmiesznego, ale niekoniecznie wysokich lotów. A limeryki... rzeczywiście trudna sztuka :-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...