
Michał_Zawadowski
Użytkownicy-
Postów
1 159 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Michał_Zawadowski
-
Soundtrack
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Andy. Nikt nigdy nie wiedział, skąd się wzięło to przezwisko. Nikt nawet nie pamiętał, jak Andy miał na imię. Na pewno nie Andrzej. Wysoki, nieco chuderlawy. Cofnięte czoło i odstające uszy. Zawsze sprawiał wrażenie ospałego, wręcz notorycznie przymulonego. W jakim wieku? Nikt mu w dowód nie patrzył. Z twarzy zupełnie nijaki. Może dwadzieścia cztery, może dwadzieścia dziewięć. Spotkaliśmy go w zeszłym roku. Przyjechał z Gdańska i pisał mało ciekawe reportaże dla jednej z gazet. Z rodzaju tych, którzy nie zrobiliby nigdy żadnej głupoty. Nie ćpał, nie pił za dużo. Nie mówił zbyt wiele. Niby nijaki, ale chyba typ intelektualisty. Bart był kiedyś w jego mieszkaniu. Rozbawiony mówił, że nad łóżkiem zawiesił oprawioną w ramki „Potęgę smaku” Herberta. Kara. W dowodzie Katarzyna. Blond włosy, może nieco przysadzisty korpus, ale ogólnie atrakcyjna dwudziestoparolatka. Minimalnie bliżej dwudziestki niż trzydziestki. Na co dzień uczy angielskiego po różnych kursach, dorabia na boku tłumaczeniami szmatławych czytadeł modnych amerykańskich autorów. Wieczorami bawi się w klubach stolicy. Jeździła w poszukiwaniu bounce’u na open’er. Jej religia to technotrans, którego jest wierną wyznawczynią. Bart. Na co dzień brat Kary. Starszy ze dwa lata. Modna fryzura, włosy podniesione do góry na żelu, wywinięty we wszystkie strony czub. Aktualnie doktorant filozofii, aczkolwiek daleko nie zajdzie na uczelni. Jego metody nie mają raczej charakteru naukowego. Jest chyba tylko fascynatem życia. Wreszcie czwarty. Boguś. Boguś miał wszelkie powody, żeby być właśnie Bogusiem. Nigdy Bogusławem. Może to jego rozlazła, pucułowata twarz, lepkie od potu dłonie. Nie sprawiał wrażenia specjalnie bystrego. Przeciętny, mało atrakcyjny, z wyraźnie seplenioną głoską r. Powiedz „łabałbał”. Czasem tylko nazywali go Biggie, odkąd kiedyś po sporej dawce goudy usiłował rapować jak niejaki Notorious. Andy może nawet mógłby się którejś podobać. Niekiedy jego zamyślona twarz przyciągała różne dziwne dziewczyny. Mało zadbane, niepiękne, ale i nie bazyliszki, o zgłodniałych twarzach, pełnych pragnienia faceta. Po paru zdaniach wymruczanych przez Andy’ego ich zainteresowania mijało. - Nudny jak książka telefoniczna – powtarzały niektóre. Nie to, co brat Kary – rąbnięty, szalony Bart. Zawsze miał wokół siebie mnóstwo dziewczyn, które czarował opowiadanymi mniej lub bardziej zmyślonymi historyjkami. Niedawno, jakieś dwa tygodnie temu, chwalił się o ostatnim pomyśle na urozmaicenie zajęć studentom pierwszego roku. „Nie przygotowałem się jak zwykle do zajęć, więc podjąłem kolejną wielką improwizację. A dzisiaj, moi drodzy, napiszcie swój nekrolog. Jedną stronę A4. Dokładnie to, co zdziałaliście. Nie mniej, nie więcej. To, co chcielibyście, żeby o was napisano w tym momencie, w tej chwili, gdyby wczoraj w metrze wybuchła bomba lub pijany kierowca wjechał w pełny przystanek. A potem napiszcie drugi nekrolog. Napiszcie go dla siebie samych, gdybyście mieli siedemdziesiąt lat. Co chcecie zrobić do tego czasu. Jak chcecie być wspominani. Nikt nie musi oddawać. Jeżeli ktoś chce, może anonimowo zostawić kartkę na moim stole. Kto skończy, może wyjść.” – Wyszedłem z sali zapalić. Posiedziałem trochę na zewnątrz budynku. Wróciłem po półgodzinie. W pomieszczeniu już nikogo nie było, ale na stole o dziwo leżało kilkanaście arkuszy. Wziąłem pierwszy z zaciekawieniem. Był krótko zapisany. Krótko, zwięźle i dosadnie. „Spieprzaj na bambus marnawy psychoanalityku.” Złożyłem kartkę i schowałem do kieszeni. Resztę włożyłem do teczki. Bart wyciągnął się leniwie na łóżku. – Dobrze wiem, kto to napisał. Krótko obcięty chłopaczek spod okna. Zawsze założone ramiona, przenikliwy, pogardliwy wzrok i wzruszenie ramion, gdy się do niego odezwę. Ze trzy kartki od moich stałych fanek, wpatrujących się ślepo z pierwszej ławki. Coś w stylu „ból czuje każdy, dlaczego więc tak nas śmierć zaskakuje” albo „czy niebo tak kłamie czy naprawdę anioła mam” – Bart zarechotał basem – Rozkoszne teksty. Nie o to mi chodziło. Poza tym parę zapisków od kilku pozerów-bufonów, z lubością wdających się w pseudofilozoficzne dyskusje. I jeszcze jeden autor, w zasadzie autorka, nawet podpisana na kartce. Aneta. To chyba ta chuda, rudawa, w okularach. Nie traciłbym na nią czasu. Napisała krótko. Nie o sobie. Napisała „Bartosz K. Żył dwadzieścia parę lat. Próbował filozofii.” I jej podpis. To wszystko. Napisała o mnie to, jak by ktoś na mnie patrzył. Boguś przerwał rozbawiony: - I masz mądłalo. To właśnie wszystko, co sam złobiłeś. Wszystko czyli nic. Płóbowałeś, a płóbami wybrukowali sam wiesz co. Czyli zrobiłem to samo, co ty – Bart nie pozostawiał nigdy żadnych niedokończonych kwestii. – To samo co ty, Andy czy Kara. Andy nawet się nie poruszył. Siedział dalej na kanapie, na pozór senny, ale oczy patrzyły bystrym okiem. Chyba nigdy o nic nie dbał, tak samo jak nigdy nikt nie dbał o niego. - Ty niewyłośnięty myślicielu. Twoje teorie, są bez żadnego sensu. To tylko zabawy beż żadnego przesłania. I ta dziewczyna to udowodniła. - To nie chodzi o mnie, tylko tych niedorosłych studentów. A sam też się przy nich uczę – Bart podjął próbę dyskusji. - Haha. Przecież masz w dupie doktorat. Lubisz tylko popisywać się, że prowadzisz zajęcia na uniwerku. Bart machnął ręką i wyszedł z pokoju. Kara była już na lekkim haju po swojej zwykłej, białej tabletce ze znaczkiem a la mitsubishi. Już oczy zaczęły jej szaleć po pokoju, ale jeszcze przed wyjściem do klubu miała ochotę na docinki do Bogusia. - Co kogo obchodzą takie głupoty. I weź spójrz w lustro. Tylko krytykujesz, Biggie. Znalazłbyś kogoś, przestałbyś jęczeć. Bogusia ostatni raz widziano w poprzedni piątek. Wychodził z bloku na Muranowie, szedł w kierunku Fortów Bema. Pociągi rzadko przejeżdżają pod wiaduktem pod Prymasa Tysiąclecia. Teraz akurat jechał. Boguś najwyraźniej nie spojrzał nigdzie, szedł jak zwykle z głową przy ziemi, wsłuchany w siebie. Znaleziono jego dziennik. Niektórzy byli wstrząśnięci. Niespodziewana śmierć zawsze jest szokiem. Sytuacja when the dreams come true zajmuje pierwsze miejsce na liście moich sennych koszmarów. To będzie dzień sztuki latania, gdy znajdę swoje jedenaste piętro i spojrzę w dół. Dół będzie majestatycznie roznosił woń wieczności. Dramat powinien mieć puentę. Czekanie na Godota uwieńczy moment oświecenia. Pierwsza i ostatnia nirwana, jakiej dane mi będzie doznać. Boguś na pewno nie dotarł do krainy marzeń, a sztukę latania zgniotło czterdzieści ton stali. Na pogrzebie Bart z wrodzoną delikatnością powiedział: – I to byłoby tyle a płopos nekłologów. Andy wyjechał z kraju dzień później. Od jakiegoś czasu coś wspominał, że chciałby wyjechać na stałe, spróbować restartu i znaleźć spokój gdzieś indziej. Wyjazd był jednak szokiem. Nazajutrz przyszła do naszego mieszkania rudawa dziewczyna o pulchnej twarzy. Nie wiem jak nas znalazła, podobno Andy poznał nas z nią na jakiejś imprezie. Nic nie pamiętaliśmy. - Szukam od paru dni Wojtka, nie widzieliście go może? - Wojtka? Nie znamy żadnego. - No, Andy’ego. Nie ma go w mieszkaniu, nie odbiera telefonu. Nie wiem, czy coś mu się nie stało A więc Andy był Wojciechem. - Wyleciał wczoraj do Dublinu. Rudawą laskę zatkało. Podobno chodziła z Andym od kilku miesięcy. Andy vel Wojciech najwyraźniej nie raczył jej poinformować o tym drobiazgu. – Życie to gówno bez żadnego schematu, co? – Kara skończyła opowiadać. - Taki soundtrack, do którego nikt nie chce, ale każdy musi tańczyć. Do tej cały czas mówiła patrząc na smolne niebo asfaltu. Teraz podniosła wzrok w kierunku lekkiej poświaty, która powoli wynurza się po czwartej nad ranem w letnie poranki. Siedziała obok mnie na murku na tyłach brudnego, zatłoczonego, pozbawionego klimatyzacji, klubu na skraju Bródna. Nie wiem, po co to opowiedziała mi tę mętną historię czwórki nieznanych mi osób. Nie widzieliśmy się nigdy wcześniej ani nigdy później. Pomogłem jej wyjść z lokalu, gdy stała z zamglonymi oczami pod ścianą i usiłowała złapać równowagę. Ode mnie dowiedziała się tylko, jak mam na imię. - Dzięki za pomoc… - Karol. - Dzięki za pomoc, Karol. Odprowadziłem Karę do autobusu. Pierwszy tego pięć zero sześć nadjechał wypełniony półprzytomnymi nastolatkami, wracającymi z imprez na kacu lub jeszcze haju albo pełnym upojeniu alkoholowym. - Pa Karol. - See ya Kara – ostatni zamglony uśmiech i znikła we wnętrzu żółto-czerwonego pojazdu. Odszedłem od przystanku do betonowego pasażu zieleni pomiędzy Kondratowicza a Wyszogrodzką. Nad białymi bryłami bloków Bródna wypełzał świt. Ławeczka była pusta. Usiadłem z Lucky Strike’iem. W słuchawkach Days Go By Dirty Vegas. Właśnie tak. Days go by. -
Retrospekcja
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Miło, że wróciłaś Aniu. Mimo wszystko wydaje mi się, że marazm jednak wynika ze schematów. Dni są różne, dobre czy złe nastroje wynikają z zupełnie ulotnych, niemierzalnych i chyba nawet niezauważalnych czynników. Napisałaś, że "wszystko zależy od wszystkiego". Być może od tego zdania do stwierdzenia, że na nic nie mamy wpływu nie jest wcale daleko. Może wręcz jedno wynika z drugiego. Skoro wszystko oddziałuje na wszystko, a my sami nie mamy wszysktiego pod kontrolą (wręcz przeciwnie), to niemalże nie możemy oddziaływać na nic. Być może jesteśmy jacy jesteśmy niezależnie od swojej dobrej czy złej woli. Nie wiem, dzisiaj jakoś sceptyczny jestem, może dlatego że jestem chory i za oknem pada deszcz;) Pozdrawiam ciepło jak zawsze i życzę miłego dnia:) -
Retrospekcja
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Anno, cieszę się, że ponownie Ty:) Właśnie, dorastanie, zmiana w czasie i kwestia świadomości. Ostatnio czytam Mirceę Eliade i myślę o historyczności/ahistoryczności naszej świadomości. Czy wpadamy w - jak wspomniałaś - powtarzalność, cykliczność, czy też przyswajamy nowe zjawiska, nowe byty i sytuacje, rozumiejąc zmienność świata w czasie. Jeżeli chodzi o nasze miejsce w nadchodzącym teraz, właśnie teraz, dorosłym życiu - jak zauważyłaś, trzeba uświadomić sobie, że w pewnej mierze jesteśmy skazani na schematy. Nie lubię schematów, ale wiem, że ucieczka od nich byłaby sztuczna, byłaby ucieczką od odpowiedzialności. Staram się więc patrzeć jasnym okiem, chociaż nie zawsze jest łatwo. Bardzo się cieszę, że styl się spodobał i pozdrawiam serdecznie -
*** (lata unoszą się zapachami kadzideł...)
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Anna_M. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jak zwykle odczytałem nieco po swojemu. Od pierwszego do ostatniego wersu widzę pogodzenie się peela z samym sobą, światem i losem. Ważne podkreślenie odwagi bycia sobą ("człowiek który ma wolę być), nawet w zupełnie zwykly sposób. Bohaterstwo zwykłej "szarości" egzystencji podkreśla firanka jak chorągiew. Druga cząstka to pogodzenie się z upływającym czasem i dorastaniem. To jest to, czego sam dotąd nie potrafię i nie wiem, czy się nauczę. Trzecia cząstka - pogodzenie z tym, co na otacza. Pogodny rzut oka na działanie sił zewnętrznych, to, jak wpływają na nas i nasze otoczenie. Na koniec ważny wers "dorosłam do odpowiedzialności". A więc z jednej strony (pierwsze 7 wersów) - pogodzenie się kolejno: z dotychczasowym życiem, upływającym czasem i światem zewętrznym, a z drugiej - wola autonomicznego bycia i podjęcia odpowiedzialności. Miło, że znów piszesz:) Pozdrawiam serdecznie -
Retrospekcja
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Witaj Anno, ile to już minęło :) miło, że zostawiłaś parę słów i zapraszam ponownie. pozdrawiam -
A jednak
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
tak, to zdecydowanie pod publicystykę. jeżeli chodzi o niedociągnięcia - bardzo chętnie poprawię. pozdrawiam -
A jednak
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Katastrofizm. Wszechogarniający pesymizm dobrze odżywionych dwudziestoparolatków. Uśmiechnięte na co dzień buzie ludzi w modnych ubraniach zachodnich marek, nie za bardzo liczących się z pieniędzmi, z dużymi aspiracjami i nadziejami co do własnej kariery. Dnie spędzane na uczelniach, często już w szklanych biurowcach wielkich korporacji. Rozsuwane drzwi, przez które przechodzą codziennie w dobranych garniturach, wyżelowanych fryzurach i żakietach. Weekendy spędzają w klubach, niezbyt różniących się od tych zagranicą. Ci sami ludzie, gdy przyjdzie rozmawiać o polityce, naturalnie w gustownie urządzonym pubie (drobny biznes kwitnie), przy schłodzonym Heinekenie, nagle, całkiem nieoczekiwanie – sądząc po ich niezłym statusie społecznym i materialnym – zaczynają narzekać. Byłoby to jeszcze zrozumiałe, gdyby ich zawodzenie nad losem Polski dotyczyło wymierających miasteczek ściany wschodniej, górników, których zawodowa przyszłość nie istnieje poza kopalnią. Tysięcy mieszkanców tego kraju, których jedyna nadzieja na odmianę losu to wygrana w totolotka, której wypatrują ślęcząc przed telewizorem całą dobę. Tymczasem nie. Te dobrze odżywione buzie mówią, jak to jest źle w tym totalitarnym kraju. Że dyktatura kaczorów prowadzi nas do zagłady. Że trzeba uciekać, że widmo apokalipsy. Odwieczny (równie widoczny już przed wojną) kompleks zaściankowości teraz objawia się w przekonaniu o większej, niż przeciętna, ułomności własnych polityków. Widzą Giertycha w rządzie, krzyczą o nietolerancji. A to przecież w tej wspaniałej, wolnej Holandii, raju dla jednostki, kraju aborcji, eutanazji i marihuany, zamordowano w biały dzień Pima Fortuyna. I, dla większego paradoksu, zabójcą był skrajnie lewicowy aktywista, a ofiarą populista, a na co dzień gej. Krzyczą o antysemityzmie, a to przecież pod Paryżem palono synagogi. Wstydzą się Kaczyńskich, a ich główny ich problem, to bliźniactwo, nadmierne przekonanie o własnej wartości i niski wzrost. Pokolenie, którego umysł jest paradoksem. Kolejna generacja widząca apokalipsę. Bezgranicznie bojąca się posądzenia o zaściankowość, a zarazem wymachująca rękami: „tu, ten kraj, to gorzej niż Mongolia”. Widziałem, jak wygląda świat zagranicą. Widzę jak wygląda Polska. Patrzę na odpadające tynki kamienic na warszawskiej Pradze. Patrzę na grupki nastolatków spędzających czas na murku przed blokiem. Znam watahy przyjeżdżające z przedmieści stolicy w poszukiwaniu drobnych kradzieży w centrum. Widzę wrogość do przyjezdnych z wielkich miast, jaka bije z oczu łysych wyrostków przesiadujących przed monopolem w Łomży, Małkinii i Łukowie. Nie jest różowo, bo nigdy nie było i nie będzie. Tym niemniej nie wolno, zaprawdę nie można dać się otumaniać dzień w dzień. Fale eteru wsysane bezpośrednio do mózgu, wyszydzanie marnej bo marnej rzeczywistości politycznej przez marnych satyryków (chciałoby się rzec masz Polsko błaznów, na swoją miarę) odbijane na siatkówce oka bez żadnego filtra przemyka do mózgu. Czego to jest wynikiem? Z pewnością zasadniczy wpływ na kształtowanie poglądów młodych Polaków mają media. To jednak tylko powierzchowne tłumaczenie, bo przecież to w jakiejś mierze ci właśnie młodzi Polacy tworzą media. Trzeba sięgnąć głębiej. Pokolenie telewizji. Pokolenie massmediów bez oporu przyjmuje za prawdę bezkształtny szum informacyjny, pełen sprzecznych sygnałów. Papka, którą nam się dostarcza, bo sami nic nie przetrawimy. Nie nauczono nas słuchać. Zawsze mówimy, co myślimy, choć nic wielkiego nie wymyśliliśmy. Nie umiemy odróżniać prawdy od zakłamań. Etykiety. Etykiety. Co więcej, bezkresnie jest przekonane o własnej niezależności. Pseudoemancypacja poglądów pseudointelektualistów. Na końcu „zostanie po nas złom żelazny// i głuchy, drwiący śmiech pokoleń” – nawet nie złom żelazny, lecz przećpane mózgi konsumentów, którym przejadło się życie. -
zaraza
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Patrycja Rosłoniec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
aurora jest ok, ale czasem jej bywalcy budzą moje rozbawienie. -
Dlaczego ONZ jest taka bezradna .
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Waldemar Talar utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
jak widzę, w tym temacie nieoczekiwanie spadła na mnie niedzielna porcja humoru. doprawdy rozbawiające. a co ludzkość obchodzi onz? ja (na przykład) sobie doskonale radzę bez onz. -
zaraza
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Patrycja Rosłoniec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
sądząc po komentarzach, nastąpiła jak widzę zmiana pokoleniowa na pozycji zbuntowanej młodzieży. days go by i wszystko się zmienia. miejscami (a raczej w całości) przegadane, a szkoda. podoba się tylko poszukiwanie zmysłami, krążące wokół dźwięków, które wydają się być naczelne dla treści (pojawiają się dokładnie w 5 wersach na 10). no i stołeczna szarość, sam czasem o niej piszę, ale jest ona raczej sterotypem (jeżeli mamy się trzymać prawdy). pozdrawiam mz -
Retrospekcja
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
bardzo się cieszę:) dziękuję za zajrzenie i pozdrawiam -
Retrospekcja
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
e tam, znawcy nie istnieją najważniejsze że się podoba, z czego bardzo mi miło:) pozdrawiam:) -
Dział wierszy tylko z rymem lub rymowane formu
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Sunny utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
i jeszcze nazwijmy ten dział: rymy częstochowskie. -
a zamiast ciepłego mleka ewentualnie zimne piwo. możesz też liczyć barany.
-
zmęczeni i zapracowani ludzie nie mają problemów z zasypianiem. osobiście zasypiam jak dziecko:)
-
Retrospekcja
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Michał_Zawadowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nie lubię patrzeć za siebie. Nie żebym zostawiał za sobą jakiś szczególnie wstydliwy syf. Po prostu męczy mnie upływający czas. O ile na krótką metę patrzę na zegarek i denerwuje mnie czekanie na przystanku, godziny gdy siedzę w pracy, to ogólnie czuję zalewającą mózg krew wraz z kolejnymi urodzinami, Nowym Rokiem i Bożym Narodzeniem. Chciałbym wtedy wyrwać się, zatrzymać biegnące wskazówki. Nie chodzi o trwanie w magicznej pętli. Przecież nie stoję w miejscu. Powoli nadchodzi czas na tak zwaną stabilizację. Praca i mieszkanie. Sam cały czas stawiam kroki do przodu, oczy gdzieś tam tkwią w oddali. Chyba tylko na dnie niedopitego browara widzę postój. Kiedyś transformacja procentów w promile, promili w delirium poranne i permanentne drganie palców. Dziś już tylko odrobina złocistego napoju dla smaku. Wyprostowana sylwetka, wysunięty podbródek, chłodnawe oczy i drwiący uśmieszek cynika na wykrzywionej znudzeniem twarzy sugerują pewność siebie. Tym niemniej, bynajmniej nie wiem czego chcę. Kim mam być za rok, pięć czy dziesięć lat. Scheiss. Scheiss. Nic więcej. Retrospekcja. To taki rodzaj twórczego masochizmu intelektualnego. Rzut oka w tył żeby upewnić się, że nie jest wcale cudownie. Że tak naprawdę nic się nie zmienia, a najważniejsze to nie przejmować się. Bez kretyńskiej pozy, z rozbitym lustrem. Nie lubię widzieć jak bawią się małe dzieci. Wypełzająca na krzywy ryj zazdrość za bardzo mnie zżera. Tak naprawdę wszystko czego chcę, to ich beztroski. Żeby znowu największym zmartwieniem była drzazga w pięcie, rozbita zabawka i zgubiona kredka. Żeby mieć całkowicie, totalnie i bezwzględnie gdzieś to, co będzie jutro. Wraz z dorastaniem zaczyna się poczucie upływającego czasu. Mam wręcz wrażenie, że realnie czas biegnie w postępie geometrycznym, im jestem starszy, tym szybciej. Będzie tylko gorzej. Zawsze będzie gorzej. Niedawno udałem się w sentymentalną podróż w dzielnicę dzieciństwa. Nieskończenie szare bloki warszawskiego Targówka otynkowane, zmieniły barwę na lekko pastelową pomarańcz. Otoczona półksiężycem z betonu pseudozielona przestrzeń, zalana asfaltem chodników i usypaną ze śmieci górką do zabaw zimą, nagle zmniejszyła się. Niegdyś pół świata, dziś w pięć minut przechodzę całą jej długość. Parę ulic dalej podstawówka. Drogę do dzisiaj znam na pamięć. Prosto obok parkingu, skręt w lewo, obok tego żółtawego domu, dalej łukiem ulicy zabudowanej szeregowcami aż do szarawego gmachu. Tam, gdzie pierwszy raz poszedłem do szkoły. Słoneczny wrześniowy poranek. Trochę strachu, niepewności, wszystko nowe. Tłum, ktoś płakał, ktoś krzyczał. Tęgiej budowy pani o miłym uśmiechu. Pewnie już jej nie ma. Z zewnątrz chyba nic się nie zmieniła. Dziesiątki czy setki paro- i nastolatków krążą wokół po lekcjach czy na przerwach. Świat dzieciństwa skurczył się. Wszystko skarlało, a ja krążąc po niewidzianych od dziesięciu lat miejscach czuję się jak Guliwer. Całość sprowadza się do punktu odniesienia. Retrospekcja. Rzut oka we wsteczne lusterko uświadamia konieczność chwili refleksji. Refleksja to jedno z tych pustych słów, którymi ludzkość nauczyła się w ciągu rozwoju cywilizacji nazywać nic nieznaczące pojęcia. Tak pełne treści, różnych możliwości, że aż puste. Tak samo jak prawda, czas. Czy fatum istnieje? Zaskakujące, jak wiele nie zależy od nas. Jak wiele jest przypadkiem. Tym niemniej ci, którzy za bardzo na tym polegają, leżą na wyrku na wznak i drapią się po brudnych, sklejonych włosach, rysując wzrokiem na szarawej ścianie plany na przyszłość. Co najmniej w teorii, zrobiłem co było możliwe. A i tak, dzień za dniem jest dokładnie taki sam. Zmienia się tylko cyklicznie krawat i koszula, które wkładam, aby się potem beznadziejnie pocić w ciasnym, dusznym wnętrzu pojazdu komunikacji miejskiej. Ten sam przystanek. Ta sama godzina. Ten sam zezowaty ochroniarz ćmiący papierosa przy szklanych, rozsuwanych drzwiach. Ta sama bramka, którą otwieram ciemnoszarą kartą. Jedno piętro po schodach. Dwadzieścia siedem kroków po korytarzu. Biurko. Kluczyk schowany za doniczką. Rozkładany laptop. To samo beznadziejne kreowanie pustego PKB za pomocą kolejnych elaboratów kierowanych w korporacyjną przestrzeń. Powrót. Chwila na zakupy w pobliskim spożywczym. Ten sam ziarnisty twarożek, raz na tydzień opakowanie maślanego mixu, ten sam ser żółty, zawsze krojony przez przytłustą ekspedientkę, stojącą za przeszkloną ladę. W piątek, w sobotę ze dwa piwa. Nie więcej. Już się nie chce. Zdrowy sen i brak bólu głowy o poranku jakoś po przekroczeniu dwudziestu paru lat stają się nieskończenie potrzebne po długim, nudnym aż do wyczerpania zmysłów, tygodniu. Przed snem krótka lektura. Tak dla podtrzymania zdolności odbioru ze zrozumieniem treści schowanej pomiędzy liniami. Bez Dana Browna i bez Coelho. Sen przychodzi szybko, zawsze za krótki, lecz spokojny. Nuda stanowi kwintesencję. Marazm wypływa spomiędzy palców uderzających o klawiaturę. Marazm to dziecko dorosłości. Tylko dziecko jest nieskończenie ciekawskie, żądne odkryć w swojej naiwności. Z czasem przychodzi wyciszenie. Z czasem spacer po pustym lesie staje się wystarczającą metodą na mniej więcej zadowalające spędzenie niedzieli. Bezcelowa podróż autobusem w losowym kierunku nie wydaje się bardziej bezsensowna od każdej innej czynności. Tym niemniej, z całą pewnością nie ma sensu w narzekaniu. Niczego to nie zmieni, na pewno nie pomoże. To tylko nakręcanie szarej spirali. Wszystko powinno być kwestią uświadomienia. Nie oświecenia, zaledwie uświadomienia. Trzy proste pytania. Gdzie byłem. Gdzie jestem. Gdzie chcę dojść. Znalezienie punktu odniesienia i funkcji celu. Słońce tak samo odległe ze szczytu i podnóża. Trawa tak samo zielona. Rzut oka do tyłu niezbędny, by upewnić się, że tak naprawdę wszystko pozostało jak było. Pod chmurą ciemnych włosów wciąż krążą myśli Tafla brązowych oczu spogląda na miękką płaszczyznę jeziora w oddali. Jutro, może jutro. -
Kilka wersów o Warszawie
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Luthien_Alcarin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
jak to już Pan Fei stwierdził, pstrokato tu. Pierwszy wers nie do końca mi się podoba. nie wiem czy jest potrzebny, skoro jego treść można pośrednio odczytać z dwóch następnych. poza tym ok, skromnie i spokojnie, ale ok. pozdr. -
pfff. żadnej sesji. po trzech i pół latach uczelnianej męczarni zasłużyłem na odpoczynek od egzaminów.
-
Mironalia - Warszawa
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Anna Maria K. utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
to ja się może wybiorę, bo jestem zasadniczo tubylcem. -
Kraków - wieczór autorski Franka Klimka
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Roman Bezet utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
może i mi się uda przyjść, bo przypadkiem w weekend jestem w krakowie. się zobaczy. -
błędy uczą
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Anna_M. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witam:) w przeciwieństwie do przedmówcy jednak widzę jakiś logiczny ciąg tworzący szkielet utworu. przedstawię więc swoje odczytanie:) wychodzimy od błędów, "uwiązywanie się na łańcuchy myśli", popadanie w schematy, od których wszystko wychodzi. dalej widzę rozwiązanie - mandala, a więc symbol idealnej, transcendentalnej harmonii człowieka, bóstwa i natury. kwadrat i koło, symetria i harmonia, coś najprostszego, a zarazem najpiękniejszego. Kontynuacja tego wątku dalej. Cisza to znowu najprostsza, ale chyba najpiękniejsza forma muzyki. Swoją drogą forma tak trudna do uzyskania dzisiaj. Podoba mi się bardzo ostatni wers, w kontekście harmonii - "żeby ją usłyszeć trzeba zdobyć się na ciszę". A więc cisza, harmonia. Bycie w zgodzie z samym sobą i otoczeniem. Niby takie proste, a prawie nie do osiągnięcia. Z innych spraw, moze bym przebudował/skrócił przedostatni fragment wiersza, te 3 wersy streścił w bardziej zwięzłych słowach. pozdrawiam serdecznie w piękną, deszczową niedzielę:) -
*** ( kiedy świat staje się kartonowym...)
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Anna_M. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witaj Aniu:) wydaje mi się że tendencja wzrostowa, jak zwykle jednak o tej porze jestem lekko zdechły i nie mam wielkiej inwencji w komentowaniu:/ napiszę więc tylko, że podoba mi się, ale jeszcze przemyślę całość. W dalszym ciągu, pomimo podejmowanych prób (zasiane nasiona, tekturowa świątynia), świat nie staje się cudem, sen nie przechodzi w rzeczywistość. Co więcej, nieustanne próby "wymarzenia" sobie czegoś lepszego tylko pozbawiają sił (coraz bardziej blada). Troszkę myślę na temat wersu "w stronę środka". Z jednej strony można pomyśleć, że wszystkie dążenia peela, w zakresie realizacji samego siebie (poprzez chociażby motta, malowane wschody słońca i polany), są ukierunkowane właśnie na samego peela, na rozwój wewnętrzny, odcięcie od świata zewnętrznego. Z drugiej strony nie mam pewności czy to właśnie tak;) pozdrawiam Cię serdecznie:) -
młodość pana X [przemiany pana X]
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Sceptic utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Kasiu, dzięki za pamięć:) cała seria rzeczywiście była jakiś czas temu na tym forum. Swoją drogą szkoda, że nie piszesz nic od dawna (przynajmniej nic nie zauważyłem). -
Kim tutaj jestem... poetą ?
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na M._Krzywak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
raczej mieszane uczucia, wynikające zapewne z mojej alergii na patos. Zaczyna się on już od tytułu, niestety, nieco pretensjonalnego, czy wręcz egzaltowanego. Dalej słownictwo, wyszukane - co się chwali - ale miejscami jednak stosowane "na siłę", tylko po to, zeby nieco zagmatwać. Przerost formy. z detali - interpunkcja. Zasadniczo powinna być stosowana wszędzie lub nigdzie. Tutaj przecinek pojawia się dwa razy. Nie jestem ponadto przekonany co do włąściwości użycia słowa "horodyszcze". Tym niemniej coś jednak mogłoby być z tego dobrego -fragmenty są ok. pozdrawiam mz -
*** (biała lodowata dłoń układa się na moich powiekach...)
Michał_Zawadowski odpowiedział(a) na Anna_M. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witaj Aniu:) znów w ciemnych kolorach, znów pewne rozgoryczenie, zawód przebija przez wersy. Znów gdzieś "w przestrzeń" odchodzą marzenia (baśnie wschodu). jeśli chodzi o "wieżę babel" - myślę, że to skojarzenie nt. niezrozumienia nie jest tak odległe. Całość tym razem można by nieco pozmieniać, ale nie jest źle;) Pozdrawiam ciepło