wciśnięty między szczeliny
starych okien wiatr
gwiżdże
na chmurę wygiętą
w cienia parapet
gdy błyśnie zbudzona nad ranem
snem
snem przegadanym
gdy
traci blask źrenic
biała ćma - drga
przenika dłonie, serce
i
znika
jak rozlepione po ścianach wiatru
żółte plamy
rozproszone światło
zasypia na parapecie
gdzie czas migoce...
zielony księżyc
wtulony w chmur bezbarwny płomień
na obrazie
gdzie niebo stale wsiąka w ziemię
gdzie stary kot przeciąga się
na drodze kasztanowych kamieni
i znika w cieniu wirujących mgieł
i znika ten punkt
na bruku dusz
punkt wplątany w myśli