Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mariusz Polakowski

Użytkownicy
  • Postów

    184
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Mariusz Polakowski

  1. Kiedy Ona się spóźnia, lub Ty przyszedłeś zbyt wcześnie, to jest właściwa chwila na wiersz. Pozwoliłem sobie zaszufladkować Twój utwór właśnie pomiędzy takimi "wierszami-chwilami", "krotochwilami" chciałoby siepowiedzieć, gdyby ten sliczny termin nie był zarezerwowany już dla innych wypowiedzi, mniej poważnych. A może to "wiersz-impresja", obraz naszkicowany kilkoma kreskami? Może... gdyby nie czas, który buduje nam tu krótką historię. Mnie ujęło to zimne niebo, które chce się schowac w ciepłej dłoni. Uległem sugestii. Też od razu chciałem się schować. Zagubiłem się natomiast w "szyb okien plusku", ale być może o to chodziło. Te słowa onomatopeicznie pluszczą i rozpraszają uwagę, odstraszają logikę. Tak samo "dżdżu kropel łezką" nieco mnie wybilo z rytmu. "Nieba skłon" - nieba nalny. "Słońc rozkład biegu" - trzeci raz się gubię. Klimat rzeczywiście konsekwentnie budowany. Udziela się. To dopiero drugi Twój utwór na tych stronach, ale objawia się również konsekwencja stylu. Czekam na więcej. Pozdrawiam. Mariusz
  2. Witam i dziękuję za sugestie. Przyjmuje z pokorą i odpowiadam. Koniec lepszy od początku, bo mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna. A poważnie, to sytuacja puenty dopiero motywuje mnie do maksymalnego skupienia. Wcześniejsze boki-odskoki, to efekt dzięcięcej radości z faktu pisania po papierze. Co do 3 strofki, to jeszcze nie mam zdania. "Wnętrze arki" jest z dwóch powodów: po pierwsze nawa główna i nawy boczne w światyni chrześcijańskiej to pojęcia ze szkutniczego słownika - nawa to okręt - i nie jest to bezpostawne, symbolika arki jest obecna w planie katedry (według moojej wiedzy, a jeśli się mylę, to mea culpa, sorry - i usuwam "Arkę"); po drugie stacja metra, niczym Arka unosi nas gdzie indziej (zmieniając się w inną stację za oknami wagonu), ale chyba tu tłumaczę własny wiersz nazbyt łopatologicznie, więc kończę. Cięcia w 4 strofce są niezbędne. O zrezygnowaniu z powtarzania podobieństwa stacji i katedr napomknęli już wcześniejsi komentatorzy. Dzięki. Puentą jest to, co jest puentą. Dziękuję za wszystkie uwagi. Jak zwykle u Pana - cenne. No i zostaję (znowu jak zwykle!) w pół drogi z wierszem. U nogi. Będę go kończył. Aż wykończę. Jego lub siebie. Pozdrawiam serdecznie. MP
  3. W Przasnyszu nie ma kolejowego dworca. Był w planach. Podczas wojny (Przasnysz był wtedy w Reichu) ciągnięto już nawet trakcję. To znaczy jest dworzec i zarazem go nie ma, bo jest jeszcze stacyjka wąskotorówki, która zawsze kojarzyła mi się ze stacją z "W samo południe". Kiedyś kolejka kursowała przynajmniej z taką częstotliwością, jak na dzikim Zachodzie (raz dziennie). Jak jest teraz nie wiem. Ostatni znany mi kurs (turystyczny) zorganizowano w sierpniu zeszłego roku. Pięknie oddałeś Witku tę jednoczesność istnienia i nieistnienia "dworca kolejowego". "Nie dworzec to lecz łąka" - całą zagadkę "dworca" zawarłeś w tych paru słowach. Ty, co prawda idziesz tropem własnego doświadczenia. Twój bohater podąża za kobietą w dziwny sen. Mnie pociąga to istnienie/nieistnienie, które jest dla mnie szczególną cechą Przasnysza. Sam się tam urodziłem, przy "nieistniejących ulicach", o czym może kiedyś opowiem. Prozą. Piękny wiersz. Piękna... piosenka? Pozdrawiam.
  4. Pozwolę sobie wkleić pierwsze 3 zwrotki do ulubionych. Do momentu "Jesteś zaledwie okruchem". Do tego momentu jest dobrze. Potem wiersz sam się powtarza. Nie pierwszy to wiersz o tej tematyce w historii literatury, ale tak skrojony, że skłania do zamyślenia się jeszcze raz (czwarta zwrotka już wyłącznie do snu). Pozdrawiam. Życzę równie udanych.
  5. Sugestywnie i płynnie z początku. Cisza po właśicielu kubka. Wieloznaczna świeca. "Popełgać z echem" - niemal onomatopeja ciszy. Wytrąca mnie z rytmu czytania to "nazad". Nie na miejscu, gwarowe, archaiczne, pospolite. Potem nadmierna liczba epitetów. Te "wychodzące myśli" same mówią za siebie. Potem (tym razem potrzebne - dość tego kołysania) wybicie z rytmu. Głos nadziei, przepowiednia, zamiar - czyli ruchy. Opis ocknięcia się celny. Trafia do mnie. Na koniec zaprzeczenie "wymyślaniu" wiersza. Sam się napisał, czyli wiersz to życie. "Głodne wizje" obrazowe, "wstążek" nie rozumiem. "Pary kluczy" - otwierają mi własne doświadczenia. Rozumiem, przeżyłem również taki wiersz. Teraz nie tylko rozumiem, ale czuję. Gratuluję.
  6. Stacja metra, supermarket, multikino, pasaż, deptak, ulica – stają się z konieczności „czymś więcej”. No bo w nich upływa teraz nasze życie. Toteż muszą się sprężać, żeby zaspokoić wszystkie nasze potrzeby. Katedra to schronienie, ołtarz to pocieszenie, witraż to historia wyjaśnienie (biblia ubogich). Jeśli usuwamy Boga (mówię oczywiście z pozycji kogoś, kto wcześniej go przyjął), to musimy szukać schronienia, pocieszenia, wyjaśnienia – gdzie indziej. Stacja metra zapewni nam cud przemieszczenia (prawdziwie niezwykłe zdarzenie w zakorkowanej metropolii), supermarket to uczestnictwo w obrzędzie zakupów, multikino to ruchomy witraż, przedstawiający efektowne historie o ludziach chodzących po wodzie i latających w kosmosie. Bollboardy na ulicach mówią, że jest OK. i może być jeszcze lepiej, tylko trzeba gorliwiej uczestniczyć w obrzędach. Weryfikacja ustalonych zasad... Hmm... Ustalone nie oznacza trwałe. „Ustalone zasady” – to wygodna forma bezosobowa. Gdzie ten, kto ustalał? Autor! Autor! Nie ma? Pozdrawiam.
  7. Kiedyś myślałem, że to będzie blues. Poniekąd stał się bluesem, po dodaniu odpowiedniej muzyki (pewnie komemtator wie, o czym mówię). Jeśli nie o tym, to o czym innym, ale na pewno bluesa jeszcze kiedyś napiszę. Pozdrawiam. MP
  8. Zatem 3 powtórzenie kategorycznie zostanie… wzięte pod rozwagę. Co do porównania metro-katedra, to porównanie takie może przemówić tylko przez ironię. Bo oczywiście obraz jest fałszywy, tylko ironicznie można go udowodnić. Kolumny błyskają neonami, nawy boczne mieszczą sklepy, cud przemienienia, to zwykła przejażdżka z miejsca na miejsce. Obserwator, który nie uzbroi się w ironię, gotów jest dokonać porównania dosłownego. Podobnie jak ci, którzy mówią na delfina „ryba”, ponieważ istotnie jest do niej bardzo podobny. A jednak jego natura jest zupełnie inna. Ja bym powiedział, że delfin to „ryba ironiczna”. Ryba nie-ryba. Ukryte w rybim pysku bystre oko. Sprytna bestia schowana w tym ciele z płetwami. Ja lubię ironię w poezji, bo tak naprawdę obu chodzi o to samo: powiedzieć o czymś, mówiąc zupełnie co innego, zwrócić uwagę na właściwy przedmiot oddalając się od niego. I nie służy to zagmatwaniu sprawy. To sposób na trafienie do drugiego człowieka między wierszami. Przekaz wprost dziś już nic nie może. Odbija się od nas. Jest go za dużo (szum informacyjny). Myślę, że tylko przekaz ukryty może być usłyszany. Wiedzą to już spece od reklamy, którzy pokazują nam (mężczyznom) nieziemsko piękną babkę, chcąc nam sprzedać maszynkę do golenia. Absurd? Nie – czysta poezja! Pozdrawiam. MP
  9. Co do posądzenia o prozę, to rozumiem, że chodzi Ci o ton tej wypowiedzi - suchy, oszczędny, przypominający notatkę. To skutek świadomego zabiegu usunięcia z obrazu egzaltacji. Była by ona na miejscu w katedrze, ale w metrze - które tylko powierzchownie ją przypomina - jest zbędna, czy może lepiej: niemożliwa. Tak, to jest notatka. Krótkie spostrzeżenie kogoś z zewnątrz, przybysza, który zwiedził już katedrę, a teraz wchodzi do metra. Nie orientuje się w niuansach, metafizycznych różnicach między nimi, nie jest może nawet świadomy istnienia Boga. Po prostu widzi podobieństwo, wynikające z praktycznych przyczyn (trzeba jakoś zagospodarować przestrzeń mieszczącą tysiące ludzi, i to tak, żeby nie zawaliła im się na głowy, powiesić ozdupki itp. Wracając do podziału na prozę i poezję. Ja jestem przywiązany do podziału na epikę i lirykę. Epika operuje zawsze fabułą, a liryka patrzy równolegle na wiele płaszczyzn czasu i przestrzeni. I nie ma znaczenia dla tego podziału zapis z podziałem na wersy, czy bez, albo ton wypowiedzi. Tu mają znaczenie wyłącznie środki, jakie zostały użyte. Jestem przekonany, że ja używam środków odpowiednich dla liryki. „Prozatorskość” (ale nie epickość) to tylko stylizacja. Dzięki za inne krytyczne uwagi. Pozdrawiam. MP
  10. Stacje metra są jak wnętrza starych katedr, szeroki pokład peronu, boczne nawy sklepów, kolumnada neonów, wnętrze Arki Noego, płaskie słońca witraży krzyczą „Margarynna Hosanna!”, zarazem ciesząc i oko tych, którzy ubodzy uchem, nikt nie znalazł się tu przypadkiem, każdy czeka na cud przemienienia Tam w Tu, wtedy gdy świat pozostaje jednym, spóźnionym wymiarem, stacje metra są jak wnętrza starych katedr, może tylko dłużej i szerzej otwarte, a uczestnictwo w cudzie kosztuje tu dużo mniej, stacje metra są jak wnętrza starych katedr, nie mające już nic do ukrycia, w bezsenne noce łuszczą się witraże, naga prawda szybko marznie i wietrzeje.
  11. Zatem w przyszłości mam nie (nad-?)interpretować tekstu, tylko walić prosto z mostu - piątka z plusem, czy trójka z dwoma (jam był chowany na starej skali ocen)... Szczerze powiedziawszy robię to niechętnie. Wolę podyskutować ot, na kanwie tekstu. To, że zainteresował, skłonił do rozmowy - powinno być już podstawowym plusem. I jest. Zresztą... no dobrze, postaram się konkretniej, następnym razem. Będzie o formie, będzie o treści. O! wracając do "dance macabre", to forma jest również powściągliwa. I również to pochwalam. To rzadkie zjawisko. Pozdrawiam. MP
  12. Pochwalam powściągliwość wypowiedzi. Nie pochwalam dosłowności skojarzeń. Pozdr. MP
  13. Dziękuję za wyjaśnienie odnośnie języka. Nie wiedziałem o jego istnieniu. Człowiek całe życie się uczy. Oczywiście nigdzie nie popełnia Pani błędu. To niemożliwe, kiedy piszesz wiersz, bo pisanie to stwarzanie na chwilę własnego świata, gdzie zawsze Twoja prawda jest na wierzchu. Ja poczułem się kiepsko, bo jestem katol. Pozdrawiam. MP
  14. Taniec Śmierci zrównuje wszystkich, więc nieważne, kim jesteś. Pomimo wszystko ty możesz być następny. Taniec śmierci = oczywistość. Ale to oczywistości są nieraz najbardziej przerażające. Bo przed oczywistością nie ma ucieczki. Tak rozumiem tutuł. Pozornie nie ma nic wspólnego z treścią wiersza. Mnie przywodzi na myśl (prócz zrównania praw do śmiertelności) tańczący płomyk na świecy. On zaraz zgaśnie. Ta, która siedzi na tronie, może wybrać którykolwiek płomyk. Personifikacja pozwala oswoić strach, toteż rozumiem ubieranie śmierci w szatki alegorii. Pierwszy raz zastosowali ten zabieg ci, którzy wymyślili pierwszego boga śmierci. Z rozwichrzona brodą i rogami na głowie, może z ogonem, może z ogniem w oczach. A może to była bogini? Jeszcze nie z kosą, bo za pierwszych bogów nie żęto jeszcze zboża. Jej artefaktem mogło być cokolwiek, nawet puste dłonie. Bo i pustą dłonią można zgasić płomyk. I podmuchem. Nawet splunięciem. Pozdrawiam. MP
  15. Dotychczas w bibliotece dreszczyk przyjemności powodował u mnie jedynie szmer kartek, zapach kurzu. Ale muszę spróbować i tak. Sugestywny kawałek. Pozdrawiam. MP
  16. Jako dojrzały mężczyzna mogę tylko doradzić - poprzestań na wierszach. Tak bezpieczniej. Życzę sukcesów. Pozdrawiam. MP
  17. Cóż to za język, rad bym się dowiedzieć. Tutuł jest dobry, zwrócił moją uwagę. Treść mu nie dorównuje. Mimo to "szarpnięcie" na początku, a "muzeum mięśni" na końcu ładne. Uruchamia moją wyobraźnię, w przeciwieństwie do resztu przekazu (dość dosłownego, felietonistycznego). Mógłby to być punkt wyjścia dla kolejnego wiersza. Jeśli "niedorzeczny pasterz pogrążony gwoździem" to Pan Jezus, to będę musiał skończyć na Twojej arenie, dając Ci (opieram się na tekście) odrobinę rozkoszy. Czyżby historia zatoczyła kolejne koło? Pozdrawiam. MP
  18. Czuję się przykładnie skarcony tym wierszem. Ja też zazwyczaj nie widzę belki w swoim oku, a tropię drzazgi w oczach innych ludzi. Jednak mnie akurat poezja pozwala właśnie zwrócić się w stronę własnego sumienia, niż umacniać tę tendencję tropicielską. Czego i Tobie życzę. Pozdrawiam. MP
  19. Zgadzam się z Patrycją, co do rymów. Natomiast proponuję Ci pomyśleć o nadaniu temu wierszowi wyraźniejszego rytmu, tętna. Metaforyka bogata ilościowo, lecz biedna w znaczenia. A to dlatego, że używasz klisz, metafor już dawno wypełnionych treścią przez innych poetów. Takie metafory stają się tłem, są nieme. A powinny wychodzić na pierwszy plan, intrygować. Myślę, że starasz się "nazwać poetycko" swoje odczucia. Stąd klisze. A może nie staraj się. Po prostu zapisz je "żywcem", bez przekłamań. Potem spójrz, czy można napisać o tym wiersz. I napisz. Ale na faktach, nie brukach z polskiego. PS. Przepraszam, to ostatnie zdanie nie jest przeciwko Tobie, tylko przeciw brykom. Pozdrawiam. MP
  20. Za pierwszym razem przeczytałem w puencie "zdradzam" zamiast "zradzam". No i cały sens wiersz uległ przekręceniu. Zrozumiałem, że mówisz o zapomnieniu, które jest lekiem na własną nieszczerość. To było naturalne; pozornie Twój wiersz ku temu prowadzi. Z początku nie widzać nadziei. I na tej fali doczytałem rzecz całą do końca. I dopisałem (doczytałem) Ci zdradę. Nie wyczułem zaplanowanego kontrastu, zaskoczenia. No, ale czytajmy jak trzeba... Niepamięć, która ma szansę odnaleźć swój przedmiot, to pamięć, która odpoczywa. I tylko jej właściciel o tym nie wie. Odpoczywa, byś mógł od czasu do czasu poznać smak tęsknoty, nostalgii (i napisać taki piękny wiersz); daje ci powód do rozmów, spotkań, oglądania starych zdjęć. Szukania tego zapomnianego. Zauważyłem, że ludzie w starym dobrym towarzystwie tym głównie się zajmują - wspomninaniem, czy raczej przypominaniem sobie przeszłości, umacniają się, że tak powiem, nawzajem w pamięci, więc i w tożsamości. Ten, kto pamięta, wie kim jest. A może twoja niepamięć trwa ledwie kilka godzin? Jesteś szczęściarzem - zapomnienie znajduje swój kres. Wracasz do domu (z roboty, z roboty). Jest taki, jakim go zostawiłeś, jakim go zapomniałeś. Wraca Ci pamięć i życie (będziesz się "zradzał"). Twoja Miłość jest przy Tobie. Powrót z zapomnienia. To sugestywnie miłe. Też tak lubię. PS. Podoba mi się "trud", który "przysiadł na ramieniu", ten kontrast. Na ramieniu zazwyczaj siada dusza, strach lub papużka (jeśli ktoś jest korsarzem). "Trud" to bardzo przekonujące skojarzenie. Jedynie samo słówko trąci nieco myszką, więc traci siłą rzeczy impet (anachronizmy językowe stają sie z czasem nieme). Pozdrawiam i czekam na więcej. MP
  21. Dzięki. Tak już mam, że "kipiel skojarzeń" wali się na mnie, kiedy tylko zacznę pisać. Właściwie zapisywanie wiersza polega u mnie na układaniu tych skojarzeń w jako tako logiczną całość, na selekcji, naklejaniu etykiet. Zazdroszczę tym, którzy zaczynając wiersz wiedzą jak on się skończy i jakim rymem. Ja raczej staram się nazwać to co zobaczę. A nad tym, co znajdzie się w zasięgu mojego wzroku, nie mam raczej kontroli. To proces przypominający może bardziej poznawanie (człowiek poznaje nadając nazwy) niż tworzenie. Sam jestem często zaskoczony efektem. A nauka płynąca z tekstu (jeśli płynie z niego jakakolwiek nauka), często jest też nową wiedzą dla mnie. Cieszę się, że trop moich skojarzeń przypadł ci do gustu. Tyle o treści. Nad formą, jak to podpowiadają niektórzy inni komentatorzy, trzeba może jeszcze trochę popracować. Pozdrawiam. MP
  22. Co do rapowania, to być może przeszkadza tu mój podział tekstu na krótkie wersy. Na początku liczba wersów była dwa razy mniejsza, a one same - dwa razy dłuższe. Potem pociąłem wersy na połowy, żeby uzyskać wrażenie pobieżnego sprawozdania z wycieczki, jedynie między wierszami przemycającego właściwy sens, przekaz dla czytelnika. Z drugiej strony rap o smierci? Czemu nie. Być może w przyszłości będziemy pisać rapy, tak jak Kochanowski treny. Forma wiersza to znak czasu. No ale po to, by uznać "spacer..." rapem, trzeba by go solidniej rapersko wystylizować. Jak już się przyznałem Panu Roanowi Bezet - nie jest to solidnak poetycka konstrukcja. Może dzięki Wam będzie. Pozdrawiam. MP
  23. Więc znów nie trafiona/niepełna sugestia autora wiersza, która powinna była (gdyby była pełna) skierować Twoją uwagę na konkretny przedmiot utworu - kawałek pustyni w Ameryce Północnej. Jeśli chodzi o "zabawę w umieranie", to nie musimy się w nią bawić i żaden wiersz nie musi tego sugerować i w ogóle nie musimy sobie tym zaprzątać myśli. To po prostu jest, trwa (umieranie, nie zabawa), czy tego chcemy, czy nie. W puencie wiersza starałem się pokazać tę sytuację: pustynia nie jest apoteozą śmierci, pustynia to pustka, natomiast wszystko co złe, co boli, co zabija jest przynoszone przez życie. Patrzymy sobie na Dolinę Śierci i mówimy "to miejsce zabójcze dla życia", a tymczasem nie trzeba robić turystycznych wypadów, żeby poczuć ten sam lęk; wystarczy spojrzeć na podwórko, do gazety, w okno sąsiadów. Moment opisany w wierszu jest reakcją na raptowne zrozumienie tej - prawda, że banalnej? - oczywistości. Czy ona ma sens? Jako oczywistość - ma, bardziej niż cokolwiek innego. A czy to jest ten sens, który my przypisujemy umieraniu? No tego niestety nie wiem. Choć wierzę, że tak. Szymborską lubię, choć może nie ten kawałek. Pozdrawiam. MP
  24. Dziękuję, Panie Marku, za dobre słowo. Mam nadzieję, że przeczytam w przyszłości kolejne Pańskie komentarze. Z przyjemnością zrewanżuję się swoimi. Pozdrawiam. MP
  25. Czytając "moją" metodą zawsze traci się wiele. Zastanowię się nad inną. Dziękuję za sugestię. Pozdrawiam. MP
×
×
  • Dodaj nową pozycję...