Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mariusz Polakowski

Użytkownicy
  • Postów

    184
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Mariusz Polakowski

  1. Jasność wygasa powoli, głodny wciąż wzrok pożera wszystko dokoła, aż boli oko, wyje więc nieraz z bólu przy pełni księżyca, kiedy noc nawet nie daje wytchnienia, bo też zachwyca jasna jak dzień, sączy światło pod wpółprzymkniete powieki, jak teraz, tak i na wieki.
  2. Pewnie. Zawsze należy jeszcze coś zmienić. Wierrz nie jest nigdy skończony. To żywa istota. Dziękuję za sugestie. Zastanowię się, co nie pasuje. A może ktoś jeszcze coś podpowie?
  3. Przemiana Twoich dłoni (mały pożar ciszy) w dwie docelowości, jeszcze w pośnie słyszę ucieczkę wszechrzeczy, ów rajd bibelotów ku kubłom, pudłom, trumnom, już z drobiazgów uchodzi życie, wszystko to drobnostka, przemiana dłoni w cierpliwe owady, mrówczy sanitariat w lesie rzeczy, wszystko to drobina kurzu rozmnożona słońcem w tę chmuropodobną ławicę brokatu, którą przeganiasz ciszej niż nasz budzik, wszystko błahostka, szmatka z mikrofazy lub mikrowłókna made in Sweden, jakby mercedes wśród szmatek, wilk w owczarni, łowny lis w zacisznym gnieździe zwiewnych kotków, wszystko to moment, mały sztorm przed ciszą, która ukoi tętno, wzloty pakuł kurzu, arytmię nocy wystrzyże przy ziemi, ocaleć mają ścieżynki owadów, wędrujących podług rad wieszcza, więc poza zasięgiem wzroku, acz nie horyzontem, bo parkiet nie zawsze cognita, nie zawsze terra, choć moskitierra szyby zatrzymuje podwórze w oknie na podwórze, opierra się nocy trąbiąc No Pasarran! a tylko zwielokrotnia spiekotę i światło padające na zadbane pazurki, kolię cudnych ząbków, wszystko to nic-to, szmatka mikrowładzy, szyba tak czysta, że aż znika, ukryte kamery luster przetarte na błysk z niedowiary - jak szybko wrócił tu porządek zdarzeń i rzeczy, wbrew pozorom rzeczy, szmat czasu made in Heaven (nowa lepsza cena) znów jedzie ku nam, wolno wolno.
  4. Ha, bycie człowiekiem przemija nam z wiekiem. I bycie kombajnem tez nie jest tak fajne. Bo wszystko przemija, przeminę wiec i ja. Do czasu pisaniem czas czasem zabijam.
  5. To nie jest tornado lecz Johny z sąsiadem kombajnem po polu prą niczym tornadem. Ten kombajn to sami złożyli w stodole. Z odpadków po szyszce, co spadły na pole. Po pracy kombajnem pojadą do saloon i wrócą do chaty pijani jak baloon. Bo Johny z sąsiadem dobrana to para: nie piszą poezji i śpią na dolarach.
  6. Air Force One jest w powietrzu, prezydent jest w środku, vice- na skutek stresu w specjalnym ośrodku. Pekin, Moskwa i Paryż zawiązują alians, choć według Waszyngtonu to raczej mezalians. W Warszawie są właśnie trzy dni świąt państwowych, więc premier jest akurat na polu golfowym, prezydent na kolejnych piłkarskich finałach, tymczasem jeden temat na wszystkich kanałach, naport NASA donosi, że około szóstej, w okolicach San Diego, na polu kapusty, księżyc spadnie na ziemię i zaryje w glebie. Bujać - ja na to - można, lecz nie mnie i Ciebie! Księżyc to tylko kawalek sera jest na niebie.
  7. Szyszka uderza w kamień księżyca i tajemnicy spada spódnica. Masa jest huku i dymu masa, szyszkę na księżyc wysłala NASA.
  8. To co na niebie - wisi, wszakże oparcia nie ma! Messalin zawiesił tam szyszkę i księżyc*, ja - kawał kamienia. W zasadzie bytom naziemnym jest wszystko jedno, co ponad nimi zawisa - jak spadnie, dołączy do grona monad.
  9. No tak, migrena jest przypadłością powszechną. Powszechniejszą dużo, niż nawroty niżu. Czasami oddał bym wszystko, za to, by usłyszeć "niech Cię głowa o to nie boli". I jeśli to nawet przenośnia, i jeśli ból też jest w przenośni, to nie znaczy, że mniej dokucza. Tak samo boli teraźniejszy spadek ciśnienia jak skaleczone wczoraj sumienie, czy jutro, którego się nie zna (a więc lęk, =ból). Pozdr
  10. Co jest naprawdę - już było nie ma - tego co będzie kamień - i tak nad nami wisi - zawsze i wszędzie
  11. Twój wiersz nie uwodzi, Strzygo (jeśli wiersz zaczyna od "skorelowane" to już odpycha, jednak rozumiem, że to termin meteorologiczny), może nawet czyta się ciężko. Mnie - trochę lżej bom sam metopata. Także wystarczy sugestia i... Podoba mi się kilka rzeczy - meteopatyczna Apokalipsa z początku, negatyw wygnania (z drogi do stałego miejsca zamieszkania), stare mapy pogody (dobre czasy zawsze już były), chmury odbite w półszklanych piętrach. Jednak przy takiej powodzi tekstów, jaką mamy teraz, jesteśmy zmuszeni uwodzić czytelnika, by zatrzymać go choć na chwilę. Konieczność to. I wyzwanie. Pozdrawiam!
  12. Przepraszam, miało być oczywiście "ugór".
  13. mówi o tym co było widzi to co było śni o tym co było śpi zaciskając dłonie w dwa male podróżne tobołki zazdrośnie tulone do ciała milczy o tym co jest boi się tego co będzie mówi: to coś czego nie ma budzi się w środku drogi gdy nagle przygniata go kamień wiszący dotąd na niebie
  14. Tak, robić swoje. Robota sama się znajdzie. Ziemia to jeszcze ogór. Pod nadmiarem. Pozory mylą. Życzę miłej pracy!
  15. Pociąga i drażni. Monsieur Kostrowicki pewnie się cieszy w tym swoim siódmym kręgu piekieł (gdzie jak wiemy od Herberta trzymani sa poeci). Pozdrawiam.
  16. Że też na poetyckim portalu trzeba tłumaczyć takie oczywistości! Od kiedy to w sztuce czegoś nie wolno? Bez sięgnięcia po eksperyment - nawet błachy z pozoru - nie ma literatury. Spójrzcie, Kochani na to tak, że każdy z nas robi kroczek. Do przodu albo do tyłu. Czasami kroczy wspólnie kilka osób. Czasem ktoś biegnie samotnie. Ale tak naprawdę RAZEM coś robimy. Jeśli będziemy się zastanawiać nad słusznością każdego kroku, to będziemy się kłócić stojąc ciągle w miejscu. Jak w Argentyńskiej telenoweli. Postulat: kłóćmy się, ale idąc naprzód. Zamiast jęczeć o bezcelowości takich działań, niech krytycy podejmą kontrdziałania! Niech sami zanurzą się w przedmiot, stworzą kontr-ssen. Wtedy będa wiedzieli o czym mówią. Pozdrawiam wszystkich i szczypię w pióró, bo wieje nudą... Nie daj się, Strzygo!
  17. Jeśli obraz jest echem, jest i oczekiwaniem. Nostalgia - nadzieją. A ruch w przód - powrotem. Życie składa się z tęsknot, nie z zadatków na przyszłość. Planowanie i ruchy stawów to konieczność, instynkt i odruch. Dopiero pamięć smakuje. Zaszłości są wszędzie. Wystarczy dać wiarę. I szansę - po pierwsze sobie. Pozdrawiam spod sąsiedniego cienia. Niech żyją kucki! MP
  18. Dziękuję. Nawet nie wiedziałem, jak fajnie jest przetyczać, że coś mojego jest fajne. Spodziewałem się kolejnych głosów za tym, że to znowu proza. Tymczasem czasami trudno opędzić się od obrazów. Zwłaszcza gdy wracają wspomnienia, nijak nie mające się do "teraz". No i zapisuję je po prostu, bo trzeba chyba pamiętać, że kiedyś skwar był nie tylko plagą, że nie baliśmy się nocy ani horyzontu, nie myśleliśmy o jutrze, nie myśleliśmy w ogóle wiele. Bez tego będzie nam chyba gorzej w poniedziałki. Mnie i Pani samopoczucie wyraźnie już zwyżkuje. No i dobrze! Do następnego poniedziałku. Pozdrawiam. MP
  19. Ryzykowna gra, choć tradycję ma. Trzeba się nieco pomęczyć/pobawić, a na to nie zawsze jest chętka, znaczy ctahęk. Można zrozumieć głos w stylu "od pydu". O pydzie zresztą nie pierwszy raz czytam na tych stronach. To zaraz po sercu strzałą przebitym ulubiona część ciała poetyckiej braci. A więc Tanatos wciąż jeszcze z Erosem (choć samym pydem Erosa opędzić się nie da). No ale ad rem, znaczy em rad... Aj otzcujydę w min ębróp dal wórkoomnetat. Ja się w każdym razie dowiedziałem o sobie jednego. Widząc tekst od razu chwyciłem za Nokię, włączyłem słownik T9 i zacząłem wpisywać ssen... Signum temporis. Nzka zucsa. Niewżrapda? Dzopwiraam Cię Strzygo coągor. Ap, ap! Szmauri P.
  20. Nie jestem z "tych" i dlatego Pana męczyłem o wyjaśnienie. Co do potu, to dla mnie pot koronczarek (nie przaśnych, nie przaśnych - to dzisiaj dobry biznes, który przyciąga też panny jak malowanie) i pot kochanków nie połączył się w jeden pot-ok. No, ale może na piśmie nie jest to dostatecznie zasugerowane. Koronczarki to inna rzeczywistość. Są przebłyskiem ze świata żmudnej pracy. One pracują nad koronką, podmiot lir. jeszcze prawie do końca ostatniej zwrotki pracuje nad uwiedzeniem kobiety. Obiecany prezent wyjdzie spod rąk koronczarek. To nie erotyka, to jakiś erotyczny small-business. I dopiero postawa kochanki zmienia wszystko. To ona zmienia ścieg (nie ściek) wydarzeń. To ona nadaje życiu właściwy kierunek - ku nowemu życiu. No ale nie chcę tu wchodzić w interpretację. Tak czułem. Pozdrawiam. MP
  21. Teraz wóz albo przewóz, jeśli zostanę, umrę, tu na środku miasta, na środku ulicy, więc wybrać stronę, ruszyć w stronę, odejść na stronę, pójść w odstawkę cienia, odkleić kończyny, my kończymy z podpalaniem twarzy, z karnacją mulata i mulatki, biegiem! gonią nas jeszcze kurze łapki słońca, dogania otwarte na oślep skrzydło skwaru z lewej, bo z prawej (no more tears?) pot w oku, trudno tu trafić do domu przed zmrokiem, krążąc wołamy "zimno!", więc "daleko!", południowy hejnał spiekoty myli nam się z fajrantową syreną, letni lunch z Itaką, a trzeba by zacząć od tego, że był maj, my uciekaliśmy w nowiutkich butach ecco, ciężkie pieniądze od weselnych gości puściwszy przez maszynkę do piękna, stąd miesiąc miodowy zmienił się w szampański tydzień, Victoria Hotel (in Wieliczka) + śniadanie, czuliśmy się jak marszandzi albo noworysze, odtąd każdy upał jest jak echo, "plaża" jak opis czynności lub stanu, gdy miasto rusza nad rzekę, traci głowę, ogon, słoneczna kąpiel - ów najdzikszy idiom pod szklanym niebem, ów pomysł idioty, rusza za nami w trop, w step by step, i zaraz puszczą oczka miejskich pończoch, asfalt spruje się, przywrze do każdego susa, przykleją się do ławek spocone dziewczęta, koty z żółtawych brzuchów zliżą sól, w tym miesiącu alergie, lipy czarnobylskiej wszędobylski pyłek, zakwita nowotwór, biegiem! ujść, kucnąć w cieniu i dać wiarę: to wszystko, prócz światła, nas i butów ecco, które jeszcze ciągną, było/jest nadmiarem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...