Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mariusz Polakowski

Użytkownicy
  • Postów

    184
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Mariusz Polakowski

  1. I Jak to się wszystko zawija w kolory! więc teraz biały, rano świeci szadź na czyste zaspy kołder, polarowe misie niezdążeń, białe myszki zaspań, rybki, akwarium, mleko z resztką kawy, tlen z cukrem, nie powinno być "zima" lecz "biel", powinno zawierać wszystkie znajomości rzeczy z rzeczami, II zaznaczać obecność każdego, każdej i nie dać się zwieść gdy woda za oknem zmienia stan skupienia i płeć, kooptować zmiany, że żel tła? mariaż frontu z tyłami? zmarznięte opuszki wzroku? na wyciągnięcie ręki zagranica widoczności? drogowcy, jak każdego roku zaskoczeni? to nic, zawrzyjmy szeregi, III rzędy, wyjątkowe tego roku zbiory, to nie ma znaczeń nie implikowanych. Jak to się wszystko zawija w kolory! jak to podsuwa nam co lepsze kąski, zakłada fastrygi w najmniejszym skrawku przestrzeni, naciąga to błyszczące mam na tym żylastym jestem, jak się broni, świeci lipnymi IV fakturami w oczy, epicentrum miasta, przygruntowy mrozek dziobie nas w stopy jak zgłodniały gołąb (miasto wygląda na chore, powinno się je uśpić, chociaż na jedną noc) teraz biorę ">" w podwójny cudzysłów, żeby nie zmarzło oraz bo nie można używać sobie na kocham Cię w wierszu V za często, nie powinno być "kocham", lecz "wiem", powinno być jasne, transparentny front z przejściem na ciepłe tyły, na kochliwe zaścianki, w pielesze, w schowki na każdą sekretną zależność masy od szczegółu, później od teraz i ">" od "biel", skoro nie ma znaczeń nie implikowanych.
  2. Ostatnio coraz częściej gubię drobne szczegóły, odbijam od lustra, wchodzę w miasto jak w masło albo jak ryba w wodę (plusk plus plusk, jak puls zlewa się w jeden obraz i podobieństwo) wracając do lustra nie wiem co mogło być warte pamięci o zaniku, fetowania (vide stropha prima) tej straty? Skoro można powielić, odtworzyć, otworzyć wszystko, każdy grymas tła, frontu, najazd i odjazd kamery, to poproszę o dubel znikania, jeszcze jedną próbę epizodu z brakiem, na przykład kadr nieuchwycony dzisiaj w biblioteczce: fotografia Matki Teresy oparta o kieszonkowe wydanie Mein Kampf, epidemia trze o epidemię, iskrzy tylko kurz i? coraz częściej półgłos: nie pisz o tym wiersza, nie sklejaj elokwentnych kondolencji, czcij minutą ciszy to co upływa i z czasem traci, trąci czym nasiąkło, przesiąka na zewnątrz, nie masz tego na własność.
  3. "Kubeł zimnej wody" to komplement, którego się nie spodziewałem. Znaczy jako poeta jeszcze się ruszam, nie wystygłem. PS. A któż to Anna Saraniecka?
  4. Ja się zasadniczo na angielskim nie znam, więc pisownię wziąłem od samych birdłoczerów. Pozdrawiam i bardzo się cieszę :)
  5. morze kawy, wydma cukru, noce długie niczym plaże :)
  6. "dziś wracamy do naszej gry we >" ;)
  7. "coś, co coś znaczy (a na pewno teren)" ;)
  8. "matka natura dosadna jak zwykle" "dziś wracamy do naszej gry (...) kultura-natura" ;)
  9. Ten ptaszek gniazduje w atlasie Larousse'a, zalatuje jedynie do naszego skraju nie naszych obszarów, żeby nam się przyjrzeć jak pokusie nielotu, wiosłowania nożem i widelcem, gry w sensy, dłubania kozikiem "tu byłem albo nie byłem oto jest pytanie (zamiast się po prostu zawadiacko zesrać na parapet)" pozostać wrodzonym dowodem na coś, co coś znaczy (a na pewno teren), widzisz? jak skrobie naszej filozoofii glosę, dosrywa nam! matka nutura dosadna jak zwykle: "Zjedżdżaj stąd! Wyskakuj! Spadaj na drzewo wiadomości dobrego i złego!", a w rólce angelusa pliszka zagraniczna i żółta jak ogarek nimbu nim zostawi samych w dziurze sezonowej (słońce kontra fiolet) może kawy? morze kawy, wydma cukru, noce długie niczym plaże, dziś wracamy do naszej gry w "miejsca podobne do raju" we "wszystko można nazwać" w kultura-natura, w coś-nic, w tet-a-tet.
  10. którzy się rodzą w bezruchu znają ciemność i ciepło własny mały ocean szum krwi daleką muzykę miłość która otacza, domyślny kojący dotyk smutek przychodzący znikąd którzy rodzą się w ciszy zostają głusi na bajki o tym że ciemność oddzielna od światła staje się strachem ciepło ma drugą stronę - przejrzysty sopel bólu do wody nigdy dwa razy - za drugim kończy się dno że krew tak szybko przysycha Bach to zapis nutowy miłość bywa za mała dotyk jest zawsze przez, smutek znikąd jest dobry a smutek prawdziwy jest z ludzi że ci którzy rodzą się martwi nie sa inni niewinni że zjawia się nagle jakiś kamień na małym sercu zanim skończy się dno
  11. No nie wiem, co musiałoby się stać, żebym się pozwolił komuś w wierszu rozpłakać. Pozdrawiam serdecznie :)
  12. A czy nie uważa Pani, że koncept ostatniej strofki (bezcenne-płacą) brzmi jak coś co już się gdzieś słyszało. Bo mnie się po czasie wydaje że może tak brzmi? Będę wdzięczny za refleksje :)
  13. Zostało to co najlepsze - stare ogrody ulice brzęczące zatoczki tawern tutki frutti di mare przepadli gdzieś trędowaci schną na słońcu rynsztoki ten straszny stos niedopałków po inkwizycji sprzątnięto i wszędzie już zamiecione miotłami dziwnych pożarów co tylko ludzi spalają płynących wolno ulicą zostało to co najlepsze ołtarz najświętszej panny roje kamiennych aniołków w nawach pomnik na placu zostało to co najlepsze bezcenny smak rzeczy martwych który przychodzi po czasie zwłaszcza dla tych co płacą
  14. Pani czyta moje myśli, czy po prostu zawsze tak doskonale czyta wiersze? :)))
  15. Z małej? A SS Chanel z dużej? Never! :) A meritum... No on ja kocha po prostu. POzdr MP
  16. spróbujmy jakoś minąć ten tydzień Najdroższa - powiedział jak gdyby wchodził w licytację z całym brakiem przebicia - Skarbie wiesz że handel starszyzną schodzi do podziemia schodzi coraz gorzej odkąd wszyscy wiedzą wszystko wygadani nauczyciele geografii tracą wdzięk teraz każda nierówność szorstkie dno wanny mocny dziecięcy strach i brzęk poranka będzie tu jedyną odskocznią może jeszcze to że może ta bessa utrzyma się krótko? chłopcy z Eses Chanel wrócą do domu? mnóstwo wszystkiego najlepszego mnóstwo może Ty wiesz jak to wpasować docisnąć do reszty której nie trzeba ale która jest jak miłość tak spisałem już nasz apartament i teraz możemy spróbować pójść w światło najpierw bulwarem koleiną śladem trwożliwym chodzikiem nosidełkiem marzeń doliną złych języków lepszych czasów podejść
  17. Panowie Wojtkęs&Wojtkęs to Panowie Wojtkęs i Wojtkęs. Moi Przyjaciele. Przypisem to komentatorzy na naszym portalu mnie natchnęli - zarzucając mi tworczość prozatorską. No to - rzekłem sobie - precz z zahamowaniami, piszemy prozę! Dziękuję komentatorom :) Zapis jest niepotrzebnie pokomplikowany. To się zmieni. Pozdrawiam i dziękuję za chwilę poświęconą "Po zmrokowi...". Pozdr MP
  18. Ach, no tak. Przepraszam. Oczywiście "d n i , w których nic się nie dzieje", to niegdysiejszy początek tego wiersza. Wiersz, poddałem tuningowi, bo był ciut za dosłowny, ciut za naiwny. Teraz rozpoczyna się też nie najlepiej (zaimkiem), no ale ja wolę tak. Odgrzewane kotlety i zupa na drugi dzień - ja tam lubię. Zwłaszcza polecam, jeśli ktoś nie miał okazji zjeść wczora :)
  19. Świadomie nie zrzynałem, ale czy to można uniknąć, kiedy miliony ludzi w tym kraju i zagranicą pracowicie zaczerniają papier? A może podbieństwo opisu wynika z podobieństwa doświadczeń? Tematem nie jest tu nie wiadomo co, jakieś cudo na kiju, tylko codzienność :)
  20. Z zasady to mi najbardziej zależy na tym, żeby czytając coś przeżyć/czegoś się nauczyć/do czegoś się pobudzić/itp. Wiersz może mi się wlać dowolnym ciurkiem w ucho, albo się stawiać - pozwalam autorowi na wszystkie zabiegi. Najważniejsze jest drugie ucho. Chodzi o to, żeby wiersz się nim za chwilę nie wylał. Nie faworyzuję jakiejś formy a priori. Niech autor prubuje wszystkiego. Albo do mnie (czytaj: czytelnika) dotrze, albo nie. I nie ma przebacz... Całe zamierzenia formalne to ta skórka monotonii, którą starałem się powlec wiersz. Użyłem czterozestrojowca jako najbardziej naturalnego dla naszego języka. Miało być płynnie, sennie, przy jednoczesnej jakiejś takiej naturalności, swobodnym toku opowiadania. No więc wybrałem takie niezobowiązujące, niewyszukane metrum toniczne. Wszystko ma się tu dziać w treści. Pod tą skórką ma buzować transport krwinek, atomów, fotonów, pikosekund. W zgrzebnym pudełku chciałem zamknąć rój mokrowydarzeń wypełniających chwile bezczynności. Jeśli ma być tu jakaś muzyka, to może jedynie ten dźwięk, który wydaje planeta. Każda planeta ma swój jeden dźwięk, którym bez przerwy - od powstania do rozpadu - brzmi. Ziemia emituje bodaj ton 8 hercowy. To oczywiście poniżej progu slyszalności. Gdzieś w sieci można tego (w przybliżeniu) posłuchać, ale nie wiem gdzie. Do nurkowania zachęcam. Zwłaszcza w bezczynność. Taką po-robocie ma się rozumieć ;) Pozdrawiam. MP
  21. Tytuł: Rubrykę "hobby" poszerzyć i maczkiem zasiać po brzegi
  22. Te, w których nic się nie dzieje, przechowuję jak złoty piasek, są lekkie, bez nadmiaru tła, choć - posłuchaj - przestało się kręcić, widzisz jak czeka, czeka by ruszyć znów z bzyknięciem muchy, machnięciem skrzydeł motyla, rosnącą kulą cyklonu? są lekkie, bez nadmiaru czasu, choć - popatrz - przestał uciekać, widzisz jak płynie, płynie? krótkie przebłyski, puls sekund, srebrne ławice minut, odpływające regularnie w dół rzeki białe parostatki godzin, żaden nie popłynął jeszcze w przeciwnym przedziwnym kierunku, te, w których nic się nie dzieje, przechowuję jak cenne kamyki, to ten kamienny sen, lub jak wolisz kamienna jawa, port i tak wypuszcza parowce jak kłębki dobrego dymu.
  23. Podsumowania jednak (do mnie) przemawiają o wiele gorzej niż pojedyncze, ale za to sugestywne, inspirujące przypadki. WOlę analizę od syntezy. Analiza ma większe szanse stać się aktualną po czasie :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...