
Marek Hipnotyzer
Użytkownicy-
Postów
780 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Marek Hipnotyzer
-
Inkubator
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Szukając symetrii chropowatej feng-shujowskiej przestrzeni ot- wierając na ot- chłań podbrzusze miękkie świadomości ot co znajdziemy : wiecznie trwały osad pary gotowany wiecznie gotów na przyjęcie naszych małych hieroglifów z a a z ą c y h s ę p ot- w r i u I N K A O R A -
Non serviam
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
czy alkomat wariuje gdy mężczyzna ma 33 lata ? może wtedy wzrasta poziom wina we krwi lub krwi w winie ? jeśli nie wtedy to kiedy następuje przemienienie ? czy naprawdę cuda zdarzają się tylko w kościele ? ja w tym wieku nie umrę sam odepchnąłem kielich czasem tylko sączę łyczkami drobnymi i zastanawiam się nad własnym szczęściem słuchając kolejnych hiobowych wieści krew w wino woda w wino wino w wodę krew w wodę woda w krew wymachują cudami przed tępymi oczyma a nam pozostaje bluźnić ale czy tylko? krew w wino -
"S"łowo stające mi w gardle
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
to Cię ustrzeże przed zbyt szybkim komentowaniem :P a tak poważnie, to czasami tak robię, że najpierw sprawdzam, czy mogę wkleić, a potem dopiero wklejam... dlatego czasem wyskakuje "ej" -
"S"łowo stające mi w gardle
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
z heroizmem codziennego sensu zaczekajmy do trzeciej wojny konserwujmy mity, zstępujące Duchy słowa naszych Świętych Przeklętych które nie pozwolą nam narodzić się ani zdechnąć nie mam krewnych za granicą państwa ani skóry - kilku jednak ( jeszcze ) żyje poniżej granicy ubóstwa na granicy przetrwania z handlu przygranicznego mam zamknięte uszy na hasła a w gardle zawsze mi staje słowo "Solidarność" Stękają góry... narodzi się mysz Z całej pięknej rewolucji został zarozumiały Rokita ( Boże, jak ja go nienawidzę ) -
Kłamię
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
kłamstwo złapało mnie zmiażdżyło swymi kłami ono wyrzygać chce wszystkie mdławe półprawdy zwymiotować każdą nieświeżą wymówkę strawić mój surowy mózg i wymieszać go z gównem wyrzucam z siebie wszystko - żałosny niespokojny kłamię w kłamstwie z kłamstwem w stanie wojny -
nie bies, kiedy anioł ( zabawa słowami )
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Potencjał – znów mylę z bezkształtną masą – - potencją Jak u psa – ( u siebie ) widzę przerost formy nad sierścią Gonię w piętkę ( jak zwykle ) by dać spokój potrzebom Potrzebuję (za chwilę) porząd- nego miesz - kania bez procentów i stresów kredy – tu zaufania (tu i teraz) Bym wiedział ( choć goły i wesoły) że nie bies kie- rował mym losem lecz niebieskie anioły -
Marmolada Chrystusa(Szczęśliwe zakończenie)
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Mateusz Kulesza utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Coś w tym jest. Taka trochę podróż donikąd. -
Hylo-COMOD
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
sztuczne łzy bardzo odważny wynalazek najwspanialsze odkrycie od pierwszej masturbacji. zmusić kogoś by płakał do tego nie trzeba gazu doskonale nieprzemyślane słowo - ot co! jeśli chodzi o moje oczy... sucho nawet nie pochmurno nie wiem czy to powód do dumy czy też do... nie nie od tego jest Hylo-COMOD* * w mojej aptece 38.90 PLN ( hialulorian sodu ) -
Recycling. Papier ( prolog )
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Szedł samoswojsko skąpaną w słońcu ulicą. W słońcu skąpaną, lecz nie w upale potem spływającą. Dlatego też szedł samoswojsko, czyli sam z siebie zadowolony. Jak się rzekło, lub może nie, było lato, lecz nie upał, przez co dżinsy miał na sobie i dość grubą, bawełnianą koszulkę typu T. Miał głowę zadartą wysoko, przez co powierzchnie jego okularów, okrągłych jak u Pottera, całe odbijały blask słońca. Był wysoki i nieco okrąglutki, misiowaty, trochę ciepłe kluchy, co sprawiało, że mimo wysokiego wzrostu nie miał w sobie nic z faszyzującej sztywności Giertycha. Szedł krokiem prężnym i niesztywnym, a z gestów i wyrazu twarzy wyczytałbyś, że to facet w typie „muchy bym nie skrzywdził”, dodatkowo ze skłonnościami do refleksji, które to wrażenie mógł potęgować stósek książek między ręką a udem prawej nogi. Jego nogi, nie twojej. Więc szedł tak z tym stóskiem Marcin, szedł po jednym z chodników, kostką brukową zbrukanych. Szedł tak w wieku lat dwudziestu trzech, dumny z siebie, choć szczerze mówiąc, z jakiego powodu nie wiem. Chyba tylko z takiego, że okres dojrzewania zakończył i nie ma już pryszczy. I chyba jeszcze z tego, że nie padł był na twarz mu deszcz, choć zapowiadał w prognozie pogody to Polsat i Tefauen też. Mijał rząd białych, tynkowanych, jednorodzinnych domków. Wszystkie były niemal identyczne. Nie różniły się nawet wielkością ogródków – jedyne, co je segregowało, to zawartość tych niewielkich zatrawionych powierzchni między płotem a frontową ścianą. W przedostatnim z nich, zanim ulica przeszła w skrzyżowanie typu T z drogą szybkiego ruchu pełną rozpędzonych Ikarusów – zoczył dość słodką wystawę – bo tak mu się skojarzyło. Był to drewniany stolik, zrobiony z pnia dębu, mocno już ściemniałego. Miał formę małego grzybka, na którym zmieściłyby się co najwyżej dwa kufle piwa. Grzybek ów, wciśnięty był niemal do końca w narożnik między podstawą balustrady schodków ( prowadzących do drzwi wejściowych ) a frontową ścianą. Niemal do końca, bo prostopadle do siebie stały tam jeszcze dwa niewielkie krzesła, równie ciemne i popękane. Na jednym z nich siedział rozparty swoimi grubymi, prostymi łapkami, pluszowy, niebieski miś – wielkości jednorocznego berbecia. „Berbeć”, lecz nieco większy, spacerował od jakiegoś czasu za Marcinem z niewielkim plecaczkiem. Był drobniutki, miał może siedem lat – w każdym razie umiał już mówić zdaniami złożonymi wielokrotnie. Nie robił jednak wiele hałasu, do czasu: - Maamooo! – rozdarł się dzieciak – przecież Ci wiele razy mówiłem, żebyś nie wystawiała Alfreda na zewnątrz, gdy nie ma mnie w domu! Jak go osra jakiś ptaszek, to bedziesz czyścić. To „bedziesz czyścić” na końcu było już wypowiedziane zbyt cicho, by Marcin je dosłyszał. Nie żeby umknął już daleko, bo szedł powoli. Jednak jego zmysły zajmowała już owa „mama”, a raczej „mamusia”. Był okres w życiu Marcina, że słowa „kompleks Edypa” brzmiały mu obrzydliwie, niczym „paskudna grzybica” – ten okres jednak minął i od jakiegoś czasu był przekonany, że starsze od niego kobiety to coś jakby wytrawne danie – jakby „świeża polędwica”. Taka właśnie blond – polędwiczka stała w oknie w białej halce, wyraźnie rozkojarzona na widok rozdzierające buzię dziecka ( tego „berbecia”, bo Marcin raczej „rozdziawiał” buzię). Kobieta poprawiła dyskretnie opadające ramionczko halki i zawołała wysokim i rozczulającym głosem: - Już zabieram Alfreda, maleństwo ty moje… -
nono. całkiemcałkiem.
-
Ja lubię pomidorówe, za to nie lubię seplenienia Donalda Tuska. Lubię politykę, w bagienku zawsze mozna się wykąpac.
-
Nie ma jeszcze 20 sierpnia i jestem szczęśliwy, świat jest piękny, conajmniej do pierwszego października :)
-
****
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
znoszę wszystko proszę szybko niech nasze będzie co było moje wszak szydło wyszło przyjmuję każdy wiatru szum zły ale przejdź przeleć przeze mnie cały a ja niech unoszę się oniemiały w twym rytmie wszechwładnym wszechobecnie szumiącym najszybciej tak zapomnę o czasie płynącym bezdusznie nim dusza uśnie we mnie w przyszłości ukłucia potrzeba jej takich gości co złapać się dadzą na piękną Nie-chwilę na wieczność co zasną jak komar w bursztynie przylepią się na mą lepką obojętność na szumiącego losu wszelakie razy i wpłyną we mnie jak w chwilę bez skazy -
Hypnos
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Przywitałem się z nim, nazwałem czułym despotę - i cóż? mam pełne usta słów Mierne? a gdzie znaleźć metafory cho- lerne gdy prostacko "ściska mi serce"? Jego tyranię wielbię, bo rozumiem więcej, czuję więcej - nie ma mnie tutaj Byliśmy sami na całym świecie nie- bożym wyrywaliśmy spod ziemi co- dzień nieodkryte nadal drzewa, widoki, przyjemności zakazane niskie nuty w naszych głosach nie sprawiały w tamtym czasie nikomu bólu teraz z koronek niewielkich nie- przygód tkać trzeba powieść XIX - wieczną ( kiedyś przychodziła łatwo jak miłość westchnienie i inne głupie pomysły ) czy jesteśmy zdolni poczuć to jeszcze? znów po-nie-w-czasie znowu po- ponownie nowocześnie ??? -
Wybudzanie
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Znaszli ten moment nieokreślony zamazany gdy wybujały jak owoc rajski sen twój przechodzi w niedo- rozwinięty jeszcze płód marzenia zwykłego dziennego i zatruwa świadomość poczuciem winy? Nie wiesz czy spałeś jeszcze czyśli przebudzony już był i czy pomyślałeś czy też Tobie "się pomyślało" kolory mieszają się w tej dziwnej miksturze i nie wiesz nie wiesz... więc zapominasz mając nadzieje że plugawy grzech Twój którego na jawie byś nie zniósł urodzi się pełny i soczysty w środku snu i czekał będzie na twą dłoń i usta... -
W piątek
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Słuchając utworu "The Patient" grupy Tool ( notabene, mojej trwałej miłości ) dochodzę do wniosku, że to życie zwane też czasem "moim" jest dokładnie na moją miarę Nie tylko nie powinno być w nim ani jednego oddechu za dużo ale także ani jednej zbędnej myśli ani jednego niewykorzytanego ( w ten czy inny sposób ) pragnienia Takie chwile są niezbędne, bo czasem wątpie spoglądając przemęczonym, niedospanym spojrzeniem przed siebie - wątpie czy gorsze są chwile pernamentnej depresji czy też chwile wolne od pragnienia własnej śmierci Ale to wszystko trzeba przeżyć, całe to piekło i niebo by nie pragnąć już ani jednego, ani drugiego wszystko jedno, czy nazwiesz to złotym środkiem czy też - Jak jeden z tych braci z grupy Oasis powiesz, że każdy ma swój przydział alkoholu i dragów Ważne po prostu, że czasem się poczujesz jakby poza tym całym ekonomicznym planem poza zazdrością do miejscowych burżujów i wspólczuciem do głodujących w Afryce "ludzi na przemiał" staniesz ponad tym - raz szczerze, poza swoimi pragnieniami i będziesz otwarty by słuchać wszystkiego wokół. A nuż trafi się jakiś mesjasz, nie mówiący wierszem akurat wieszcz może porwie Cię jakieś nowe wydarzenie historyczne, ale przede wszystkim, nieustannie, myśl o tym że masz własne życie do przeżycia ( i nie pierdol, że jest coś ważniejszego!) -
Otyk
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
zwierzęcym oddechem nie fałszywym szeptem co w oślizgłą słodycz ostrze swe zamienia i przebije cię od środka urodzisz je potem bezwiednie dla tablic kamiennych bez znaczenia wypełniam twe uszy w pierwotnym zwarciu z siarczaną pewnością rogatego grzechu z diabelskim uśmiechem owiniętym potem wypełnionym so- kiem szybkiego spe- łnienia potem trwa w nieskończoność rozkosz stalaktytu jest długi niezmierzony w tej wilgotnej jaskini umiera z pragnienia wytyczonym torem idąc do spełnienia pomiędzy morem a a- morem -
bo muchy latają?
-
Recycling. Szkło ( ciąg dalszy... )
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Czy nastąpi ciąg dalszy? Tego nie wie nawet Bóg, Szatan...i Keiser Soze a co dopiero ja :) -
Recycling. Szkło ( ciąg dalszy... )
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
‘Halo?’ powtórzył głośniej Krystian ‘Kto mówi?’ ‘Czy to Marek Himersztajn ?’ zapytał głos ‘Czy mogę prosić Pana Marka Himersztajna?’ ‘Nikt taki tu nie mieszka’ ‘Marek Himersztajn. Z Agencji Detektywistycznej Himersztajna’ ‘Przykro mi’ powiedział Krystian ‘ale to musi być jakaś pomyłka’ ‘Ale to strasznie pilna sprawa’ nalegał głos ‘Nic nie mogę na to poradzić’ powiedział Krystian ‘Nie ma tutaj Marka Himersztajna” ‘Nic nie rozumiesz…’ powiedział głos ‘Czas ucieka!’ ‘Więc radzę dobrze wybrać numer, bo to nie jest Agencja Detektywistyczna!’ Rozłączył się, po czym stał dalej na zimnej posadzce, spoglądając w dół na swoje stopy, kolana i zwiotczałego penisa. Przez mgnienie oka żałował swojego zdenerwowania telefonem. Pomyślał, że ciekawiej byłoby się czegoś dowiedzieć o sprawie – może nawet w jakiś sposób być pomocnym. ‘Muszę szybciej myśleć, gdy działam’ powiedział do siebie na głos. Jak większość ludzi, Krystian nie miał głębszego pojęcia o naturze przestępstwa. Nigdy nikogo nie zamordował, ani nie okradł – nawet nie miał okazji poznać kogoś „z branży”. Nigdy nie przebywał na komisariacie, ani też nie rozmawiał z prywatnym detektywem, lub choćby ze zwykłym przestępcą. Wszystko czego doświadczył w tym temacie, to artykuły prasowe, książki i filmy. Niemniej jednak, nie uważał tego za jakiś problem. Tym, co naprawdę interesowało go w związku z pisanymi przez siebie historiami, nie był ich stosunek do rzeczywistości, ale ich stosunek do innych tego typu historii. Jeszcze zanim stał się Wojtkiem Wojtczakiem, Krystian był zapalonym czytelnikiem powieści „z dreszczykiem”. Wiedział, że większość z nich to grafomańskie gnioty, których realizm nie wytrzymałby krytyki pięciolatka, ale mimo tego, forma tych książek nadal do niego przemawiała i tylko naprawdę niewyobrażalnie kiepski kryminał mógłby go odstraszyć od czytania. Choć w stosunku do innych książek był zasadniczy aż do przesady, jeśli chodziło o kryminały – jego tolerancją była jak z gumy. Kiedy był w dobrym nastroju mógł przeczytać nawet dziesięć lub dwanaście takich książek cięgiem. To było jak posiłek bulimiczki, tyle że nie kończyło się widocznymi wymiotami – po prostu sam wiedział, kiedy ma już dość. Tym, co lubił w tego rodzaju książkach, był ich wyczuwalny umiar i lakoniczna oszczędność. Nie było tam zmarnowanych słów, ani jednej niepotrzebnej sytuacji lub rekwizytu – potencjał wszystkiego był oczywisty; gdy w pierwszej scenie pojawiał się rewolwer, w następnych mógł wypalić lub nie – co nie miało znaczenia – bo czytelnik wyczuł już proch i krew nosem. Świat opowieści pulsował życiem, a przedmioty i postacie stawały się pełne tajemnic i przeciwieństw. Gdy każde wypowiedziane słowo, nawet rzucone z głupia frant, mogło nieść w sobie zapowiedź puenty historii, nic już nie mogło zostać przeoczone. Wszystko było esencjonalne, każde wydarzenie było jak wrzucenie kolejnego biegu, nadającego opowieści przyśpieszenia. Równocześnie punkt centralny historii mógł być wszędzie, co sprawiało, że czytelnik nie lekceważył niczego i nikogo do samego końca. Detektyw to ten, kto patrzy, słucha i porusza się uważnie poprzez grzęzawisko faktów i zdarzeń, pośród których poszukuje wniosku - myśli, która wszystko logicznie uporządkuje. Sprawia to, że pisarz i detektyw są współzmienni, bo czytelnik wciąż widzi świat oczyma detektywa. W trakcie, lub raczej t r a n s i e lektury, czytelnik wita każdy nowy fakt jak rodzic noworodka – z radością i niepokojem. Przebudzony dla otaczającego go świata, czuje się jakby rozmawiał z każdym przedmiotem – jakby - bo tylko jego wytężona uwaga sprawia, że rzeczy mogą dla niego znaczyć więcej, niż tylko tyle, że są. Nikt nie znał Roberta Laborskiego aż tak dobrze, by wiedzieć o jego tajemnicy. Nikt poza Krystianem. Laborski miał pośrodku czoła trzecie, niedostrzegalne oko. Było ono jak malutka „pluskwa” umieszczona w jego ciele, pozwalająca na „nadrzędne śledztwo”. Równocześnie było to prawdziwe oko pisarza, człowieka spoglądającego na świat w nieustającej nadziei, że on ukarze mu siebie w pełni. Krystian wiedział o trzecim oku Laborskiego wszystko, z tej prostej przyczyny, że od kiedy powołał do życia Wojtczaka – sam nieustająco w tym oku mieszkał. Dawno bowiem przestał już postrzegać siebie jako realną osobę. Jeśli w ogóle jeszcze żył na „tym” świecie, to tylko w momentach działania i świadomości wymyślonego przez siebie bohatera. Jego detektyw musiał być realny – tego wymagała specyfika opowieści. Gdy Krystian pozwolił sobie na zniknięcie, na rozpłynięcie się w ciasnych granicach swojego dziwacznego, hermetycznego życia, Laborski kontynuował jego istnienie pośród innych ludzi, a im bardziej nieobecny stawał się Krystian, tym nachalniejsza stawała się obecność Laborskiego. Gdy tylko czuł się źle w swojej skórze, Laborski stawał się agresywny za niego. Czegokolwiek Krystian mógł nie być pewny, Laborski brał za rzecz naturalną i codzienną jak oddychanie. Nie to, żeby c h c i a ł być swoim bohaterem – Krystian nawet nie chciał być do niego podobny – doszedł jednak do wniosku, że udawanie Laborskiego na czas pisania książki jest niezbędne – musiał więc nosić go w sobie, chociażby tylko w umyśle, by czuć, że jest obecny kiedy tylko go „potrzebuje”. Tej nocy, gdy w końcu odpłynął w sen, Krystian wyobrażał sobie, co też Laborski powiedziałby osobie, która niedawno zadzwoniła. Gdy zalała go ciepła fala snu, którego treść potem zapomniał, widział siebie pośrodku pokoju z rewolwerem w ręku, oddającego bezpłodny strzał w kierunku nagiej białej ściany. Następnej nocy, Krystian został przyłapany poza posterunkiem. Myślał, że zdarzenie było pojedynczym incydentem i nie spodziewał się, że osoba znów zadzwoni. A złożyło się tak, iż właśnie zasiadał na sedesie, wypuszczając z siebie powoli łajno, gdy rozdzwonił się telefon. Było nieco później niż poprzedniej nocy, być może kwadrans przed pierwszą. Krystian właśnie doszedł do rozdziału, w którym Alosza odwiedza Fiodora Pawłowicza, poturbowanego poprzedniego dnia przez jego brata - Dmitrija Fiodorowicza i książka spoczywała na jego udzie, gdy oddawał się swojemu zajęciu w niewielkiej toalecie. Dźwięk telefonu wwiercał mu się w mózg, lecz szybkie odebranie go, oznaczałoby wstawanie bez podcierania i przejście przez całe mieszkanie w tym stanie, co nie było zbyt zachęcającą perspektywą. Z drugiej strony, dokończenie tego co robił bez pośpiechu, oznaczało utratę szansy na odebranie telefonu. Mimo to, był niechętny wyjściu. Telefony go niezbyt rajcowały i wielokrotnie rozważał pozbycie się swojego. Nienawidził tyrani telefonu, wobec której zawsze był bezwiednie wasalny. Tym razem postanowił się zbuntować. Przy trzecim dzwonku, jego jelita były już wypróżnione. Przy czwartym, dokonał samopodtarcia. Przy piątym podciągnął portki i spokojnie przeszedł przez mieszkanie. Odebrał telefon przy szóstym dzwonku, ale po drugiej stronie już nikogo nie było. Dzwoniący się rozłączył. Kolejnej nocy był przygotowany. Rozwalił się na łóżku, przeglądając „Przegląd Sportowy” i oczekując na trzeci telefon. Zwykle w takiej sytuacji, nerwowo krążyłby po mieszkaniu – tej nocy nie było inaczej, bo w końcu puściły mu nerwy i stanął na równe nogi. Do odtwarzacza CD włożył najnowszą płytę Porcupine Tree „Deadwing” i przesłuchał ją od początku do końca. Czekał i czekał. O godzinie drugiej trzydzieści w końcu się poddał i zapadł w sen. Czekał następnej nocy, podobnie dwa dni później. Właśnie gdy postanowił odpuścić ten schemat czekania i podważyć wszystkie swoje wcześniejsze przypuszczenia, telefon zadzwonił ponownie. Był wtedy dziewiętnasty maja. Zapamiętał tę datę, ze względu na rocznicę ślubu swoich rodziców, którą uczciliby tego dnia butelką szampana, gdyby jeszcze żyli. Matka powiedziała mu kiedyś, że właśnie tego dnia został poczęty, w noc poślubną. Zawsze odpowiadało mu posiadanie wiedzy na ten temat. Mógł wskazać dokładny moment „pierwszej iskry” swojego życia i, niczym stwór doktora Frankensteina, celebrować wtedy swoje urodziny. Tym razem było nieco wcześniej niż ostatnio, w okolicach jedenastej wieczorem, więc podnosząc do ucha słuchawkę, zakładał, że to kto inny. ‘Halo?’ powiedział I znów po drugiej stronie zapanowało milczenie. Krystian momentalnie wiedział, że to ta sama nieznajoma osoba. ‘Halo?’ powtórzył ‘W czym mogę Ci pomóc?’ ‘Tak…’ wykrztusił w końcu głos. Ten sam bezosobowy szept, ten sam desperacki ton. ‘Taak…właśnie w tej chwili. Bezzwłocznie’ ‘Czego Ci potrzeba?’ ‘Rozmowy. Właśnie w tej chwili. Rozmowy właśnie w tej chwili. Taak’ ‘I z kimże to tak bardzo chcesz rozmawiać?’ ‘Wciąż z tą samą osobą. Z Himersztajnem. Z gościem, który nazywa siebie Marek Himersztajn’ Tym razem Krystian nie czuł oporów. Wiedział co zamierza zrobić i teraz przyszedł na to najwyższy czas. ‘Przy telefonie’ powiedział ‘Marek Himersztajn przy telefonie’ -
Cover
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Tak, był popierdolony, mocno zryty zwykle wyglądał jak Warszawa a czuł się jak Suwałki nie wiedział czy ma prawo żyć był jak pusta puszka z hałaśliwym kamieniem w środku -
Mężczyzna i Bestia
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Piotr Rowicki utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Albo napiszesz książkę o facecie utrzymywanym przez żonę: "Piękna i pisarz, czyli jak korzystać na równouprawnieniu płci" :) pozdrowienia dla żony -
Mężczyzna i Bestia
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Piotr Rowicki utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Ty, Autor ! ( to nie miało być ordynarne, ale Piotrusiu ani Panie Piotrze nie pasowało ) Zapłacili Ci coś? Nie pytam o kwotę, ale jestes zadowolony z zapłaty? Czy też masz inne źródła utrzymania i piszesz dla idei? W ogóle to Cię nie znam, a tu nagle książka! Jak to się stało? -
Wydrążenie
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na Marek Hipnotyzer utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
...od tej pory jestem spokojny wyłącznie w poruszającym się tłumie, gdy razem się kołyszemy, mając przekonanie, że nasze głowy są pełne mowy trawy. Staram się zapomnieć, że mój pociąg już się zatrzymał na ostatniej stacji, a gdy z niego wysiadłem na bramie miasta napisane było "Śmierć czyni wolnym" -
prośba o poradę w sprawie wątku w powieści Pilne!
Marek Hipnotyzer odpowiedział(a) na seth utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Jak ktoś mówi : "Czytam "wprost" i wiem, że nie jest obiektywne" to koniec, niech się onanizuje intelektualnie dalej. To moja ostatnia wypowiedź - dziękuje