Do gniazd bocianich zajrzała pustka,
by się na łąkach srebrzyście ziścić.
Klekot radosny już dawno ustał,
ktoś zaczarował pogodne myśli.
Gdzieś na manowce poszła pogoda,
babiego lata zniknęły strzępki
i już nic ująć, ani nic dodać,
ciepła kapota, parasol w ręku.
A mimo wszystko krótki spacerek
wśród liści, którym spadać się nie chce.
Może odnajdę czerwony dereń
lub złotą pigwę - ech tylko westchnę.
Właśnie nadchodzi figlarna chętka,
by coś wykrzyczeć albo napisać:
Deszczowa pora - to nie udręka,
bo czemuś służy, ta jesień - życia.