Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Agnieszka_Gruszko

Użytkownicy
  • Postów

    685
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Agnieszka_Gruszko

  1. już tylko krok tylko linia dzieli mnie od siebie jeszcze znamiona policzę nawlokę na palce siwe włosy zimy i znowu się stanę sobą a mówili że nigdy już nie dotknę ciszy żyłkowanymi skrzydłami mówili że nigdy nie poczuję pod palcami pustki jaki piękny się stał z prochu łez bezgłośnych dzień jaki świt mi niesie w ramionach zagubione dzieci
  2. Widzę nad sobą Rozszczepione światło Strzępy połączeń komórek Bardzo są dziś nerwowe I drży mi pod stopami Struna pustki Raczej na skroni Niż na grzbiecie Jak zagubiona żyła Chyba złota W krok za śmiercią Tańczę W wiecznym ogniu Topię się jak wosk Jak wosk Ugniata mnie w kształt Grawitacja
  3. Nie zazdroszczę wam Przeznaczenia Choć sama go nie mam Są pojemniki na śmieci Są mosty Drogi przez puste krainy Nie istnieję Czasem myślałam Że klęczę Przed posągiem ciszy Na piedestale mądrości Ukrytym między powiekami A przeciwnym oknem Leżałam twarzą do ziemi Przyrośnięta Do zimnego serca Surowych kamieni I pmiętam jeszcze Jak wołałam kogoś Kogo imie zatarło się W tłumie I pamiętam Jak ciężko było Podnieść sie z klęczek Zrozumieć
  4. myślą pustą przwiercasz na wylot papierowe ściany czegoś, co miało być mną przepoławiasz ciszę czewrona wstażką wplecioną w rzęsy kłamiesz, ze jest późno że zimno a ja kuszę pyłki kurzu szpalerem butelek wczorajszą nadzieją one płyną pod światło dookoła głowy upadają martwe wciąż szukam w dywanowym morzu bez fal zgubionych paznokci i co chwilę przeganiam pokurczona dłonią powietrze
  5. Siedzimy W zadeszczonym lesie Woda się leje Po plecach Po pniach wpełza w niebo Ja na tym pniu Ty na drugim Rozdzieleni wielkim, zielonym Morzem Z pióropusznikami fal I cóż mam ci powiedzieć Bracie Możemy w nieskończoność patrzeć Możemy tą wodą oddychać Jeśli zechcesz Będziemy pić mgłę Ale ja nie dosięgnę Bo jestem skulona Poza obrysem mojego pnia Poza moim ciałem Jest coś, co krzyczy Jest kipiel i śmierć Ty się nie ruszysz Ja wiem, więc nie proszę O nic Ja czuję jak próchniejesz Z daleka Bo woda mnie ciągnie Moje drzewo Mój okręt Unosi I patrz Zamiast palców Mam korzenie w wodzie A zamiast gałęzi Sękate ramiona I ust już nie mam Kwitnę Wydaję owoce Puchnę od wody Oddycham oczyma
  6. Powiedz mi Czy w słońcu Jeśli wzejdzie Znajdę twoje oko Czy traw szumem Pieśń zanucisz Nad snem moim W strzępy rwąc Ciszę I sen rozerwiesz Spod powiek uwalniając Myśli A jeśli wejdę Po szyję W wielką, zimną Wodę Czy obiecasz mi być Gałęzią I nie pozwolisz mi upaść W wodę wielką Zimną I nie pozwolisz mi W nieznane Samej płynąć I zatrzymasz zanim Zamknie się nade mną Lodowate lustro I czy obiecasz A ja ci uwierzę Że w zamian To tylko weźmiesz Co ci podaruję Że mi oddechu Nie myśli Nie skradniesz?
  7. Przepastne oczodoły starców Krwawego z dłoni zszywane żywota Strwożyły Psie serce zamknięte na guzik Pół-optyczne złudzenia Zlizywanie ze ścian pudełek Pełnych niegdyś świetności Owinięte wokół rdzenia Bezkręgowe potwory Otwartych okien Drzwi do innych światów Strzępek krwawego bezistnienia Na mojej duszy wyryty Tęsknotą
  8. Zmierzchem nasycić chcę oczy Zamknięte Wyrwać z ciała wreszcie dłonie Zakurzone Palce poszarzałe świtem Pyłem czekania na piersi Złożone w modlitewny puchar Przez skórę światło przepływa Leniwie Miażdżąc po drodze tętnice Strumienie wyschniętej nadziei Wryte w ciało zardzewiałym ostrzem Wciąż milczą mi głośno do ucha Złożona w sześcienną Kostkę Mam na jednym grzbiecie dwa oczka A na innym cztery
  9. Bądź mi księciem W pałacu z tektury Spod jarzma psychologii stosowanej Wyzwolonym Zbuduj mnie na nowo Na zasadzie kościstej Akceptacji Będę wiernie służyć Dobrym słowem Przykryj kloszem Prawd najprawdziwszych Choćby i z ambony inaczej Mówili Tu pod nogami Czarna dziura bez-praw W kałuży łez bezkrwistych Odrodzona z drzewa Nad głową gniazdo pieśni W gałęziach spleśniałych Zakorzenione świtem Bezdennych dni studnią
  10. Czas uwięziłam W oku Źrenicą krążę Dookoła cienia Przemijając A ty nad wodą głęboką Na wietrze zamkniętym W strunie Każesz czekać Jak nieludzko Nie pozwalasz skoczyć Pod lód i umrzeć A przecież nie należysz do mnie Nawet do siebie jeszcze nie należysz Przerażasz rzęsy i paznokcie Kiedy odchodzisz żeby nie dotykać By nie patrzeć
  11. Gdyby były starymi drzewami Nie prętami traw żelaznych W łany poukładanych ludzką dłonią Gdyby nie były proste, najprostsze Ze wszystkich słów zasłyszanych „Memento mori”,a ja wciąż kochać umiem Rozjaśnione już tylko bielmem Oczy przejrzystsze niż kiedyś były W kącikach zbierają łez bezcenną rosę Żeby nie uciec zanim mgła opadnie Żeby nie zdeptać przyszłości po drodze Jedynej, na jaką stać mnie jeszcze prawie Gdybyś był przy mnie byłabym strumieniem Stałabym się wstęga tęczy w nieboskłonie Płynęłabym między czasem a przestrzenią Chwytając rzadkie chwile wspólnych wspomnień I dłonie miałabym znów białe, czyste Dla ciebie światem nieskażone Nauczyłabym się znowu mówić ciepłym głosem Szeptać słowa piękne ust nie raniąc trwogą Wstałabym, sumienie z klatki wypuszczając I pobiegła cię witać, gdy powrócić zechcesz Krzyczałabym do ciebie prawie ulatując „Memento mori”, a ja wciąż kochać umiem
  12. dobrze, ze jesteś... "piasek z mlekiem" bardzo dobry wiersz...
  13. Do drzwi! Zamiast białej masz suknię Czarną Ciemniejszą niż krew Niż drzewo Do drzwi! Nienawidzę maklerskich Żartów Zakratowana kątem Prawie wrzącej wody Myślicie że wystarczy Wlewać we mnie Żółty humor dobry Z sokiem Nieznajomy z serwetką W ustach Wzrok przesuwa po bladej Kelnerce Ta kobieta ma buty Szpiczaste Tak się boję Jej ostrych Krawędzi I kulę się kiedy przychodzi Na wpół sunąc Na wpół podskakując Nie zabierajcie mi Szklanki Dobra kobieto Proszę A ona wzrokiem mnie Mierzy Bo nie dość jestem dla niej Kobieca A ona do domu pójdzie Ostatnia I opowie mężczyźnie Że byłam Panno młoda, za cicho Dziś sama Zamiast z nim Ślęczysz pod parapetem A on tak obejmuje je Czule Jakby były nie krzesłem Lecz tobą A on tańczy Ze swoim błędnikiem Nie szukając cię Wzrokiem samym Powiedz, powiedz mi Że to koniec A ucieknę Wyfrunę przez okno Że cię minę Ty młoda panno Z wielkim brzuchem Gdzie mieszka dziś Dziecko Ty mi każ iść już Bo oczernię Zakrwawione serwetki Milczeniem I zabiorę stąd tylko siebie Przez ramie Nie patrząc Nikomu Nienawidzę Żartów dzierlatek Ich chichotów Gdy płynę przez przestrzeń Każda chciałaby, o młoda panno Z tobą jedną Zamienić się miejscem Nim zrozumiesz A pan młody Nie widział mnie nawet Bo to jego noc Jego kielich Nie patrz na mnie Wypierzona kołdro Której śniło się Wejść pod talerze Już niedługo Odejdę bez śladu Teraz w kącie Jak pająk Plątam rzemień Nadgarstkiem A palcem Wskazuję ci plamę Czerwoną Jeszcze jestem Nie przeszkadzajcie sobie > > Nie mam po prostu chęci Z podstarzałą dzieweczką Chichotać w rękawy Ani z Panem Bogiem Błogosławić młodym Choć powinnam Nie mam chęci słyszeć Jak opada bielmo Z twoich oczu Młoda panno Więc pójdę w mrok już chyba Zamknijcie za mną drzwi na klucz Zamknijcie oczy by nie widzieć Katarynkowych dysonansów [sub]Tekst był edytowany przez Agnieszka_Gruszko dnia 01-02-2004 13:55.[/sub]
  14. ech, Mirku, nie rozumiem... znów chyba trafiłam na coś zbyt osobisego... ale ja też porzeczek nie lubię... porzeczkom mówmy stanowcze nie;) ale widzisz, mimo że nie rozumiem wiele, bardzo dobrze mi się czytało... płynnie i miło... tak trzymaj:)
  15. hmmm... nie będę sie czepiać powtórzeń, bo gdyby ich nie było, wiersz nie miałby rytmu... moge powiedzieć tylko tak: wiersz ma miłą formę, zgrzytliwą, uwielbiam wiersze na których można połamać sobie język... ale nie rozumiem przekazu... chyba zbyt osobisty... no i troszkę jest przegadany, ale to da sie dopracować...
  16. piękny obraz... w całej rytmice ani jednego potknięcia, czyta sie jak miękkie masełko... a mimo wszystko wydaje mi sie że tak naprawdę wcale nie chcesz nauczyć sie zapominać... mimo całego bólu który w tym wierszu sie przebija, który tak krzyczy... zapomnienie jest najgorszym, co może zrobić człowiek...
  17. hmmmm... wiersz niezły, ładnie pokazuje mechanizm rewolucji, bardzo ładnie... jedyne co mi sie nie podoba to błędy ortograficzne, zwłaszcza ten w tytule...
  18. brawo, trzeźwi jak zimna woda rozmarzoną duszę ta pierwsza częsć.... a druga wrzuca znów w to samo miejsce... byle tak dalej
  19. no no, poezja najwyższych lotów... niesamowity obraz, genialna ekspresja... zamurowało mnie poprostu panie Konradzie... czekam na więcej...
  20. ech... przepiękny obraz, właśnie taki jaki powinien być... zepsuty końcówką... za blisko jest teraz rzeczywistości... poza tym, gdyby popatrzyć na 'męskość' z perspektywy kobiety, nie przedstawiałaby sie niestety mniej przyziemnie... mimo wszystko zabieram do ulubionych, a końcówkę będę nazwyczajniej w świecie omijać wzrokiem... pozdrawiam oftza
  21. Sześć minut ciszy Dla artysty Na opłakiwanie stworzenia I dwie garście prochu Na staruszki Pięści zbielałe Spojrzenie krótkie Na poczernione oko Kobiety Gdzie śmierć Przetykana z rzadka Kamieniami modlitw Gdzie cisza Przebrana za zwykłe Milczenie
  22. albo ja albo ono nocą przemykamy razem pomiędzy szybami a zimnem pomiędzy światłem a mrozem zagubieni miewam sny o wypadaniu z pociągów dręczeniu niewinnych skrzypiec by płakały głośniej niż ja to potrafię nie potrafię chyba miewam wizje rozdartych na strzępy kartek krwawiących niewidomych dłoni miewam dreszcze wiec jeśli to już jeśli koniec i dlatego tak mi dzisiaj pusto i dlatego kaleczę się o kanty kuli i nie krwawię jak kobieta porządna jeśli już to albo ja albo ono
  23. nie patrz w chłód za okna bez krat w ceratowe drzewa papierosem wiewiórcze dziuple wypalić umiem sama w słońcu policzyć ci wszystkie komórki białe szare zielone gdy pod ziemią
  24. ech, Pelmanie, na tym właśnie polega błędne koło: p.l. mówi że kłamią wszyscy, on tez jest częścią wszystkich, więc też kłamie, a skoro kłamie to nie mówi prawdy mówiąc "wszyscy kłamią"... i tak w nieskończoność... [sub]Tekst był edytowany przez Agnieszka_Gruszko dnia 19-01-2004 21:01.[/sub]
  25. przywiązałeś mnie włosami do zieleni więc nadal nic nie robię wiszę tylko już w dół głową bo tak bliżej ciebie zakleszczyłeś białą dłonią w szarym mydle kiedy spieram barwę krwi i wspomnień plamy z własnych oczu przytrzaśnięta paradoksem wszyscy kłamią ja kłamię więc nie wszyscy jednak
×
×
  • Dodaj nową pozycję...