krzykiem spłoszone ptaki
odrywają od drzew gałęzie
kołyszą siłą nagłego odlotu
niedokończony szkic
na niebie jeszcze ostrzy
głośny trzepot skrzydeł
cichnie szum i kłania się
drzewom nastaje nowa
cisza
trudno ją przerwać
sól rozpuszcza pod skórą
cienką warstwę lodu
krystalizuje ostatnie słowa
adrenalina rozpięta
na pręgierzu nie wywołuje
zawrotów głowy u rycerza
z podniesionym mieczem
namydlone ciało mięknie
nie ma zgrubień na-pięcie
tylko chłód po prysznicu