Ty przecież jutro spłoniesz — w ciszy, skrycie,
w biurze, w bitwie, lub w łazience, z herbatą.
Ktoś wpisze w notatniku twoje życie,
bez bólu, jak się wpis do ksiąg wprowadza datą.
A teraz mów o wierze i heroizmie,
o tarczy, która drży jak serce w dłoniach,
o matkach, które krzyczą w mgłach — aż przyśnią
się w krzyku liści — w ciszy na zagonach.
Nie będzie pieśni, ni spiżu w ołtarzach,
tylko kurz w aktach, i echo po wiecach,
i twoja twarz, co w szumie reklam zgasła,
zastygła w świetle — jak fotografia w piecu.
A ktoś, kto pali papierosa w bramie,
spojrzy — jakbyś był kimś, kogo pamięta,
i może powie: „znam go...”, po czym zgaśnie
żar w jego dłoni — jak wspomnienie święta.
Bo każda wojna rodzi bohaterów,
co giną, zanim przeminą wiadomości,
a każde zdjęcie w ramce – wśród pionierów
jest lustrem świata i grobem młodości.