(Już tutaj był. Wraca poprawiony)
Głęboko w lesie.
Za starym drzewem.
Co w swej koronie
gałęzie krzyżuje.
Kamień, dość duży.
Mchem porośnięty.
Ciężarem swoim,
grób blokuje.
Słońce, w to miejsce
raz w roku pada.
A wtedy z ziemi
kwiat się wybije.
Paproć.
Przepiękna.
Która raz kwitnie.
Która to sekret
z kamieniem kryje.
Wiara niewinna.
Zło, no i zazdrość.
W dawnej godzinie
spotkanie było.
W blasku księżyca.
W dole kamieniem.
Niewinność czystą,
zło przykryło.
Świadek to drzewo.
Nie mógł nic zrobić.
Gdy korzeniami,
z krwią, sok wciągało.
W swojej niemocy,
w swej bezsilności.
Konary dziwnie
skrzyżowało.
Może z paproci,
kwiat ten ktoś zerwie.
Kamień odsunie.
Grób odkryje.
Cóż-nic to nie da.
Bo przecież serce,
które kochało,
już nie żyje.
Modlitwa mówi,
że anioł czuwa.
Gdy go poprosisz,
się opiekuje.
Czasami jednak,
choćby na chwilę.
Nad dobrem, zło
zatriumfuje.