moja droga do twoich rzęs była krótka -
na długość kociego spojrzenia...
jak opłatkiem przełamywałam się tobą
i czynami soczyście grzeszyłam
nie będziesz mnie za rok pamiętać
za dwa lata będzie już inna...
a ja smutna i wciąż sobą zajęta
zacznę co rano niechętnie się budzić
ta droga do ciebie wyraźnie kręta...
scenariusz bez happy endu
nie ma co za kołnierz wylewać -
gdy łzy się leją jak strumień...
a w sercu wciąż echa lęku
@Leszczym dziękuję za dobre słowo i pewien właściwy dla Ciebie rodzaj entuzjazmu 😊 Nie wiem czy kiedykolwiek będę mieć pewność, że wiersze które umieszczam we wspomnianym dziele, są faktycznie wierszami gotowymi. Raczej wątpię, że ta pewność kiedyś mnie dopadnie :)
wieczorem tryskają sokiem -
widnokrąg zalewając ciepłem
z poszarpanych skórek okręgi
a dalej palta ciemne...
starszych kobiet pochmurne szeregi
dojrzewają uparcie -
młodości nie pierwszej
zamykam w porysowanym szkle
zachwyt i niepewność jutra
ściskam serce pamięcią lat dziecięcych
z dziwnym wyrazem zasypiam...
twarz zastyga, tężeje uśmiech
a dalej pierwsza zmarszczka
i siwe włosy
na horyzoncie rozwidlenie
nie całkiem łagodne
zagarniam spojrzeniem wszechświat
bezczelnie, niemodnie
egoistycznie i łapczywie...
bez końca do siebie
do siebie
@Tectosmith dziękuję 😊 Ja też rano lubię ciszę, zwłaszcza, że w ciągu dnia zgiełk nie do okiełznania. Pozdrawiam ciepło :)
@Mitylene dziękuję za komentarz :) Tak, właśnie... może cisza też ma jakieś potrzeby, wyłączające poza nią samą.
Pozdrawiam :)
cisza -
zmięta i niepewna...
dźwiękiem chce być wypełniana
dotykana i pieszczona
cisza -
pragnie być...
szeptem,
głębokim oddechem,
westchnieniem -
szarpana...
cicho
najciszej
i wciąż bez śmiałości
cisza jak igła kłuje
wyszywa głębię -
nićmi złotymi
cisza...
nie głucha a niema
spętana bezdźwiękiem