-
Postów
4 811 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
19
Treść opublikowana przez corival
-
@Dag Dziękuję Dag :) Koniec jest początkiem, śmierć narodzinami - jak mawiał klasyk :) Pozdrawiam :)
-
Czy warto być gołębiem
corival odpowiedział(a) na Nefretete utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Nefretete Powrót gołębiej poczty... już to sobie wyobrażam. Pozdrawiam :) -
@Arsis Podziwiam sposób przekazu... Pozdrawiam :)
-
Wiersz jest również inspirowany kulturą starożytnej Grecji. Czas toczy się przez wieki, kapie kroplami sekund, w rytm uderzeń serca wciąż przed siebie goni. Kolejny ranek jaśnieje, zapowiadany Jutrzenką... ciemnieje zmrokiem i tak wciąż na nowo. Czy widzisz, co ja widzę? Rok mija czworaki, zmieniając oblicza, przebierając szaty. Wczesną wiosną postać wątła jeszcze, słaba, rośnie z wolna w siłę, jasną zieleń nosi. Z czasem pełna, zwiewna młodą, soczystą zielenią, wielobarwnym kwieciem zdobna, niesie radosną nadzieję. Mocna już, uśmiechnięta, przybiera inną postać. Krzepki młodzieniec z urodziwą twarzą. Żywiołowy, płodny, ćwierkający radością, obdziela zdrowiem, obfitością do nieprzytomności. Z wolna nabiera spokoju... bujnej matrony ciało i oblicze. Dojrzałej Wielkiej Matki życiodajne łono. Złota suknia zdobna w kłosy, grona i warzywa obleka postać. Nie kryje łagodnego uśmiechu. Później siwieje na skroniach, kurczy się ciemnością, kształty starca przybiera w szarawych łachmanach. Chwiejny krok na wichrze, czerep z włosów odarty, pomarszczone ciało i wzrok wymęczony. Kres już nadchodzi wychudzonej mary i... znów świta nadzieja, nabrzmiewa sokami. Nic się nie kończy, znowu się zaczyna cykl życiodajny. Wiedzie w tysiąclecia.
-
Pień jak girlanda strzelista pełna biało-fioletowych radosnych drobinek. Prześliczny rumieniec. Maleńka muszka o dumnej nazwie, podziwia piękno pąsów bez wytchnienia. Słoneczna barwa owocu, różowa pierzynka, w niej ziarna soczyste, słodycz z gorzkim jądrem. Tejate w rytuałach od starożytności. Pieni się tradycyjnie wciąż wykonywany. Europejskie oczy podejrzliwie mierzą boski napitek. Nęcący pomysł się rodzi... Boskim pokarmem okrzyknięte chórem: słodka i gorzka czekolada.
-
Nowinki spożywcze na miarę czasów. Krótka historia jedzenia na terenach ziem polskich Historia żywienia to dziedzina bardzo szeroka, którą można rozpatrywać pod wieloma względami: na przykład od strony sposobów zdobywania żywności, przechowywania jej, konserwowania, albo też przetwarzania. W tej chwili chciałabym skupić się nad kwestią pojawiania się na naszych terenach nowinek spożywczych. Niemal każda z epok może się nimi poszczycić, choć były to nowości na miarę czasów, nie zawsze spektakularne. Już około 9000 lat p.n.e., kiedy klimat zaczął się stopniowo ocieplać, ludzie żyjący na terenach obecnej Polski zostali zmuszeni do zaakceptowania i dostosowania się do postępujących zmian. Wcześniej tereny te pokrywał przez większość roku śnieg, było bardzo zimno i powszechnym widokiem były stada reniferów, podstawa wyżywienia ówczesnych ludzi. Ocieplający się klimat spowodował wycofywanie zimnolubnej roślinności i zwierząt. Teren zaczęły stopniowo zajmować gęste lasy mieszane z leszczyną, malinami, jeżynami, w których żyły zwierzęta leśne typu sarny, jelenie, żubry, łosie, a z drapieżników na przykład żbiki, rysie, wilki, lisy, niedźwiedzie. Polowano też na ptactwo i podbierano ptakom jajka z gniazd. Bogactwo roślin powodowało, że można było zbierać i wykorzystywać odpowiednie ich części i przeznaczać na pożywienie, albo lekarstwa. Jeziora i rzeki dostarczały ryb, raków, skorupiaków. Spożywano także ślimaki, duże owady, grzyby, podbierano miód dziko żyjącym pszczołom. Wielką zmianę przyniósł okres neolitu (ok. 6000 – 4000 lat p.n.e.). W tym czasie na naszych ziemiach wciąż jeszcze żyli łowcy i zbieracze, utrzymujący się z polowań, łowiectwa, a także zbieractwa i to właśnie był główny sposób zdobywania pożywienia. Nowe zaczęło napływać od południa, przez góry. To stamtąd przedostawały się grupy ludzkie niosące ze sobą umiejętności tutaj nieznane. Ludzie z południa potrafili uprawiać ziemię i hodować zwierzęta. Były to z pewnością niebagatelne zdobycze, skoro z czasem zostały zaadoptowane przez większość żyjących na terenie dzisiejszej Polski ludzi, chociaż zbieractwo i polowania wciąż były ważną dziedziną uzupełniającą zasoby żywieniowe. Uprawa ziemi i hodowla z czasem upowszechniły się, zakotwiczyły i w zasadzie do dziś są podstawą gospodarki żywnościowej. Wraz z rolnikami pojawiły się na naszych ziemiach nieznane tu rośliny: kilka gatunków pszenic, jęczmień, ciecierzyca i zwierzęta: bydło, kozy, owce. Rolnictwo pociągnęło za sobą zapotrzebowanie na jeszcze inny, tym razem mineralny produkt spożywczy, mianowicie sól. Łowcy i zbieracze, których podstawą żywienia były upolowane zwierzęta, nie troszczyli się o ten surowiec. Zwierzęta na które polowali, szukając instynktownie naturalnych lizawek, źródeł solnych, słonych bagien i roślin słonolubnych, uzupełniały w swoich organizmach zapotrzebowanie na sól. Człowiek zjadając ich mięso, dostarczał własnemu organizmowi odpowiednią ilość tego minerału. Kiedy zaczęto bazować na mięsie zwierząt hodowlanych, sytuacja się skomplikowała. Utrzymywane przy domu zwierzęta, wypasane na ograniczonym obszarze, wyznaczonym przez człowieka, nie miały szans na korzystanie z miejsc słononośnych. Same potrzebowały więc soli, żeby przetrwać, a co za tym idzie nie były w stanie przekazać jej swoim właścicielom. Ludzie odczuwali brak tego produktu spożywczego. Musieli go dostarczyć zwierzętom i sobie. To wtedy rozwinął się handel dalekosiężny, którego przedmiotem stała się między innymi sól. Potrzeba uzyskania soli była również bodźcem do rozwoju lokalnej produkcji. Przykładem może być odkryta przez archeologów osada w Baryczy w okolicy Bochni i Wieliczki, sprzed około 3500 lat p.n.e., gdzie poprzez odparowywanie w glinianych naczyniach, na ogniskach, uzyskiwano sól warzoną. Spiekano ją później w niewielkich, równej wielkości stożkowatych naczynkach i w tej postaci przy pomocy handlu wymiennego, można było ją nabyć od producentów. Naczynia te stanowiły także miarę soli, którą posługiwano się aż do połowy XIII wieku. Tymczasem w XII wieku zapotrzebowanie na sól wzrosło, albo też wydajność źródeł solankowych spadła, ponieważ w okolicy Wieliczki zaczęto drążyć studnie solankowe. Istnieje możliwość, że właśnie w ten sposób w połowie XIII wieku natrafiono na górną warstwę pokładów soli kamiennej i zaczęto ją eksploatować. W kolejnych epokach stopniowo poszerzał się asortyment uprawianych roślin. W epoce brązu doszły m.in. proso, rzepa, groch zwyczajny, bób, soczewica. W okresie wpływów rzymskich zaczęto hodować na naszych ziemiach kury, a do uprawy wszedł, przywieziony przez obcych kupców, burak cukrowy, wykorzystywany jeszcze przez długi czas jako warzywo. Źródłem słodyczy stał się dopiero w XIX wieku. Do tego czasu w Polsce królował miód, a od XIV wieku na królewskim stole, a później również na stołach elit, pojawił się cukier trzcinowy. Lud wciąż do słodzenia potraw używał miodów. Dopiero odkrycie metody uzyskiwania cukru z buraka cukrowego, przełamało ten impas. W 1988 roku Francuz mieszkający w Prusach, Franz Karl Achard opracował metodę produkcji cukru na skalę przemysłową. Zakupił na Śląsku majątek Konary i zorganizował pierwszą na świecie cukrownię. W roku 1826 natomiast, w Częstocicach w Królestwie Polskim, została uruchomiona cukrownia, której właścicielem był Henryk Łubieński. W połowie XIX wieku produkcja cukru buraczanego w Europie rozwinęła się tak bardzo, że zaczęła zagrażać produkcji i importowi cukru trzcinowego. Cukier z buraków był tańszy również dlatego, że produkowany na miejscu. W końcu XIX wieku produkcja osiągnęła taki poziom, że cukier przestał być rarytasem i stał się artykułem dostępnym wszystkim klasom społecznym. Dzisiaj jest to jeden z najtańszych produktów. Tym sposobem dotarliśmy do wczesnego średniowiecza (VII-XII w. n.e.), które było bardzo obfite w nowinki spożywcze. Od tego też czasu następuje głęboka zmiana społeczna, wyodrębnia się władza i możnowładcy, później też mieszczaństwo, pojawiają się domy zakonne. Śledząc nowinki spożywcze będziemy musieli zaglądać do spiżarni i obserwować stoły władców, możnowładców, a jeśli chodzi o wczesne średniowiecze także ogrody przyklasztorne. Już w IX wieku wraz z kupcami z Bizancjum dotarły na nasze ziemie ogórki, które w krajach śródziemnomorskich znane były już dużo wcześniej. Przodkiem ogórka siewnego, który znamy także dziś, prawdopodobnie jest gatunek dziko rosnącej u podnóża Himalajów rośliny. To stamtąd na przestrzeni dziejów, wraz z kupcami trafił do Azji, krajów północnoafrykańskich i europejskich już w starożytności. Starożytni Grecy uważali, że spożywanie ogórków poprawia pracę umysłu, uspokaja serce i tłumi namiętności. Rzymianie natomiast cenili walory smakowe tej rośliny i orzeźwiające właściwości. Do ogrodów przyklasztornych benedyktynów, dominikanów i cystersów pod koniec X i w XI wieku zostało sprowadzonych sporo przypraw i roślin leczniczych na przykład kolendra siewna, kminek zwyczajny, piołun, tymianek, kardamon, czarnuszka siewna, a także morela i brzoskwinia. W XII wieku do ogrodów benedyktynów sprowadzono także sadzonki winorośli. Rośliny ze względu na ostry klimat wymagały szczególnej opieki i osłoniętego miejsca. Niekiedy, pomimo troski wymarzały. Głównie ze względu na te kłopoty, aż do XVI wieku nie upowszechniły się. Zakonnicy z uporem je sprowadzali z pewnością dlatego, że wina owocowe, znane na naszych terenach, uważali za zbyt poślednie, a importowane wina były drogie. Pojawiła się także w XI/XII wieku kapusta biała. Podczas, gdy na dworze władcy, na zakonnych stołach, czy w kuchniach możnowładców pojawiały się obok rodzimych potraw kulinarne nowinki, w kmiecych domach odżywiano się tak, jak od wieków. Może nie była to kuchnia wykwintna, ale z pewnością nie jałowa, czy monotonna. Podstawą wyżywienia były rożnego rodzaju kasze: jaglana, gryczana, jęczmienna, pszenna i z innych ziaren, na przykład z palusznika, czy włośnicy. W kuchni wykorzystywano mąkę pszenną i żytnią. Jedzono groch, bób, soczewicę, wykę, grzyby suszone i kiszone, solone i wędzone mięso zwierząt hodowlanych, czasem też dziczyznę. Poza tym spożywano ryby, słoninę, olej z lnu, konopii, lnicznika siewnego, sery, masło, jaja, miód, ogórki świeże i kiszone, kapustę świeżą i kiszoną, rzepą, marchwią, czosnkiem, cebulą i rozmaitymi owocami: jabłkami, wiśniami, czereśniami, śliwkami. Kmiece stoły wzbogacone były dodatkowo przez produkty zdobyte w efekcie zbieractwa. Całe bogactwo owoców leśnych, grzyby, części rozmaitych roślin dziko rosnących, jajami dzikiego ptactwa, małymi zwierzętami. Z łąk i lasów pozyskiwano również przyprawy m.in. czosnaczek pospolity, tobołki polne, korzeń obrazków plamistych, czosnek niedźwiedzi, chrzan, lebiodkę pospolitą, macierzankę, owoce jałowca i inne. XIV wiek nie zaznaczył się jakoś szczególnie jeśli chodziło o nowinki żywieniowe. Co prawda na stole królewskiej pary królowej Jadwigi i Władysława Jagieły pojawiło się ich sporo, ale nie upowszechniły się zbyt szeroko ze względu na cenność. Nawet te przechowywane na zamku, były trzymane w skarbczyku, pod kluczem, a były to głównie przyprawy korzenne typu imbir, goździki, gałka muszkatołowa, szafran i niezwykle droga wówczas w całej Europie przyprawa, czyli pieprz czarny. W tamtych czasach używano nawet dość obiegowego powiedzenia „drogi jak pieprz”. Przyprawa ta była wykorzystywana także w roli pieniądza, mogła wejść w skład posagu, okupu, czy grzywny. Z czasem cena pieprzu zaczęła stopniowo spadać, wartość maleć i dziś jest to przyprawa tania i łatwo dostępna. Na królewskim stole serwowano również ryż, bardzo drogie cytryny i paprykę sprowadzaną z Węgier, a także cukier trzcinowy. Cukier trzcinowy podawany był na stół jako osobne danie. Jeszcze bardzo długo, bo do XIX wieku był produktem elitarnym, sprowadzanym w tzw. głowach. Stawiano go na stół i służył on do lizania. Także XV wiek nie imponował jakimiś szczególnymi nowinkami kulinarnymi. Na terenach ziem Polski pojawiła się pomarańcza, chociaż głównie na dworach możnowładców, a w kuchniach zaczęto używać liści laurowych. W dworskich ogrodach uprawiano też kilka nowych przypraw: estragon, rozmaryn, kozieradka, szałwia. Duże ożywienie w kwestii kulinarnych nowości z południa wprowadził wiek XVI, a głównie królowa Bona i około 500 Włochów, którzy w tamtym okresie osiedli na naszych ziemiach. Królowej wyraźnie brakowało smaków, które znała z rodzimych Włoch, a głównie różnorodności warzyw i owoców. Na jej stole pojawiły się między innymi: fasola szparagowa, kalafior, karczochy, brokuły, szpinak, sałata, oliwki, koper włoski, pory. Makarony włoskie zastępowały królowej od wieków powszechnie spożywane na ziemiach Polski rozmaite kasze. Sprowadziła do naszego kraju pomidory, ale bardzo długo, bo do XIX wieku nie cieszyły się one dobrą renomą jako rośliny jadalne. Nawet jeśli sadzono je w ogrodach możnowładców, to wyłącznie jako rośliny ozdobne. Dopiero w XIX wieku, choć dość nieśmiało, zaczęto używać owoców tego warzywa do celów kulinarnych. Upowszechniły się jednak dopiero po I wojnie światowej. Na naszych terenach już od około XII wieku znana była kapusta biała, natomiast królowej Bonie zawdzięczamy znajomość kapusty włoskiej: ciemnozielonej, o ostrym, korzennym smaku. U nas znano także i powszechnie używano do celów kulinarnych dziko rosnące marchewo fioletowym zabarwieniu i pietruszkę. Bona sprowadziła z Włoch marchew czerwoną i pietruszkę, obydwie o bardziej mięsistym, grubszym korzeniu spichrzowym. Cytrusy, czyli pomarańcze i cytryny jak wspomniałam, pojawiły się już dużo wcześniej, ale za czasów Bony upowszechniły się w domach magnackich, szlacheckich, a nawet u bogatych mieszczan. Z pewnością nie zawdzięczamy też królowej znajomości przypraw korzennych, które już wcześniej zawitały na nasze ziemie, ale Bona sprawiła, że zaczęto ich używać częściej. Jedynie cynamon pojawił się w Polsce właśnie w tym czasie. Już we wczesnym średniowieczu w ogrodach klasztornych uprawiano tymianek, który wtedy nie przyjął się w naszym kraju. U nas znano, ceniono i powszechnie używano macierzankę. Dopiero teraz w XVI wieku zaczęto używać go bardziej powszechnie jako przyprawy do mięs i innych potraw. W tym czasie pojawiły się też na naszych ziemiach ziele angielskie i bazylia. Na rozkaz królowej Bony w 1564 roku w okolicy Warki, w miejscowości Winiary, założone zostały winnice. Jak pamiętamy zakonnicy już w XI wieku usilnie próbowali uprawiać winorośl z małym powodzeniem. Teraz sprowadzono dobrane do klimatu sadzonki szczepów dość odpornych na zimno w nadziei, że się zaaklimatyzują. Eksperyment się udał. W wieku XVII na polskich ziemiach pojawiły się trzy produkty znane nam do dzisiaj: herbata, kawa i ziemniaki. Herbata została przesłana z Francji przez małżonkę króla Jana Kazimierza w II połowie XVII wieku do degustacji na królewski stół. Z listów króla do żony wiemy jednak, że nowinka ta nie spotkała się z ciepłym przyjęciem. Po prostu nie smakowała biesiadnikom. Jeszcze przez długi czas uważana była za bardzo podejrzany napój i jeśli jej używano, to wyłącznie w celach leczniczych. Uważano ją za doskonały lek na gorączkę. Dopiero za króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który uwielbiał herbatę, pił ją pasjami i propagował jej spożywanie, sytuacja tego napoju poprawiła się. Zaczęła być bardziej znana, a w XIX wieku pito ją już powszechnie. Sprowadzano ją wówczas bezpośrednio z Chin. Zupełnie inna była historia kawy. Trafiła do Polski jako zdobycz wojenna. Przybyła wraz z wojskami biorącymi udział w Odsieczy Wiedeńskiej w 1683 roku. Król Jan III Sobieski był jej miłośnikiem, ale powszechnie uważano ją za niezbyt smaczny napój. Dopiero po kilkudziesięciu latach, na początku XVIII wieku kawa zaczęła zdobywać popularność i coraz większe grono wielbicieli. W 1736 roku w Warszawie została otworzona pierwsza kawiarnia. Napój ten piła tak szlachta, jak i bogaci chłopi, a pod koniec XVIII wieku wydano w Polsce, przełożony z języka francuskiego „podręcznik” dla pijących kawę, doradzający jaką kupować, jak ją przygotować i jak najlepiej podawać. Do końca XIX wieku sprzedawano kawę surową. Palono ją dopiero w domach, tuż przed podaniem. Jan III Sobieski ze swojej wyprawy pod Wiedeń przywiózł jeszcze jedną roślinę, nieznaną w Polsce. Były to ziemniaki. Sadzonki pozyskał z wiedeńskich ogrodów jako nowe rośliny ozdobne, których bulwy podobno można jeść. Kilka bulw również przywiózł, ale ich degustacja nie wypadła pomyślnie. Ziemniaki nie spotkały się jako potrawa z entuzjastycznym przyjęciem i jeszcze długo pozostały ogrodową rośliną ozdobną. Dopiero za czasów króla Augusta Mocnego, panującego w latach 1733-1763, ziemniaki ponownie i tym razem na stałe zagościły na polskich stołach, a ich sadzonki w tym czasie sprowadzano całymi wozami. Wiek XVIII przyniósł ze sobą niezbyt wiele nowości. Na magnackich stołach pojawiły się wówczas szparagi, sprowadzane z Francji bardzo drogie trufle i ananasy. Te ostatnie sprowadził Kazimierz Poniatowski, brat Stanisława Poniatowskiego w postaci licznych sadzonek. Specjalnie w celu ich uprawy założył w warszawskich ogrodach Frascati szklarnie, które dawały rocznie 5000 owoców. Taka ilość zaspokajała zapotrzebowanie magnackich kuchni. W tym wieku na teren Polski trafiły również truskawki. Rośliny te nie występowały w naturze. Zostały wyhodowane w wyniku krzyżówki poziomki chilijskiej i poziomki wirginijskiej, przez botanika króla Francji Ludwika XIV, na wyraźne życzenie władcy, który chciał większych i bardziej słodkich poziomek. Współcześnie ludzie zamieszkujący Polskę nie prowadzą samowystarczalnego gospodarstwa. Nie uzupełniają też swojej diety mięsem upolowanych zwierząt i jedynie w bardzo ograniczonym stopniu korzystają z plonów zbieractwa, czyli na przykład jagód, malin, czy grzybów. Właściwie wszyscy, także w mniejszym, albo większym stopniu rolnicy, liczą na żywność oferowaną przez sklepy. Jej lwia część jest wysoko przetworzona i z trudem można się w niej dopatrywać pokrewieństwa z żywnością naturalną.
-
@GrumpyElf Tak mi się wydaje. Można przypuszczać, że w ten sposób chciał potwierdzić swoje racje. Wykazać, że jest wierny własnym słowom i zasadom. Honor... zawisł nad nim, a on mu się poddał ;)
-
@error_erros Mam bujną wyobraźnię :) Oby mnie nie pożarła przy przeżuwaniu tychże ;)
-
@error_erros Kiedy dotarłam do końca, pomyślałam sobie: no i się zbuntowała... Powodów nie dociekam, bo wiersz ich nie dotyczy. Czy słusznie pomyślałam, wie tylko autor ;) Pozdrawiam :)
-
@GrumpyElf Doskonale odmalowałaś obraz ostatnich "chwil" Sokratesa :) Wiele z jego zachowań wówczas, wynika z jego filozofii jak sądzę. Coś z moich klimatów, więc przybiegłam czytać i się nie zawiodłam. Spodobało się :) Pozdrawiam :)
-
wady
- 5 334 odpowiedzi
-
- dla dzieci
- zabawa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
odmienność
- 5 334 odpowiedzi
-
- dla dzieci
- zabawa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
@Stracony Troszkę gorzkie to słowa. Szczególnie przemówiła do mnie ostatnia strofa. Osobiście zlikwidowałabym parę "się", ale to Ty jesteś autorem :) Pozdrawiam :)
-
Zdobywca cnót wszelakich
corival odpowiedział(a) na Henryk_Jakowiec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Henryk_Jakowiec Wrrrrr... napisałam i zanim się zapisało, telefon tekst pożarł. Jeszcze raz... Lepiej w ciszy czytać, treść analizować, w biegu sens umyka, i jak tu wnioskować. Jak trafić w istotę sprawy poruszanej, kiedy mądrość pierzcha od gamy, do mamy. Pozdrawiam :) -
@Dag O, kolejna osoba zamierza doczytać w temacie. Cieszy mnie to. Pozdrawiam :)
-
Skasowany baca
corival odpowiedział(a) na Henryk_Jakowiec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Henryk_Jakowiec Juhasom już miny zrzedły, na gazdowe wykrzykniki, baca jeszcze walczył dzielnie, choć marniawe miał wyniki. Wreszcie gazda ucichł. Zachrypł? Tego nie wie nikt w zasadzie. Baca w ciszy wzrok opuścił na gołe owieczki w stadzie. Pozdrawiam :) -
@Stracony Kto wie do czego jest zdolny człowiek, przerażony mocą natury i szukający bezpieczeństwa w kostkach brukowych i asfaltach ;) Niezła nazwa... nie znałam :) Ogólnie jednak o poezji, wstyd przyznać mało wiem. To co się pisze, pisze się jakoś samo... Kultury ludowej i szeroko pojętej przeszłości... hmmm... Ha! Kocham nie być modna ;) Pozdrawiam :)
-
@Stracony Hmmm... myślisz, że ktokolwiek chciałby o tym czytać? No, oprócz Ciebie oczywiście... i może kogoś jeszcze. Czytając wiersze tutaj i gdzie indziej odnoszę wrażenie, że niewielu ludzi jest zainteresowanych podobną tematyką. To może być mylna ocena, bo czytam to co piszą (czytaj publikują), a niewielu, bardzo niewielu porusza podobną tematykę. Oczywiście mogę się mylić :)
-
@Jo Shakti Tak jak na ilustracji będzie dopiero za jakiś czas, ale wiersz oddaje idealnie jak byśmy chcieli, żeby już było :) Trochę po obcemu, ale... Pozdrawiam :)
-
@Jo Shakti Biedne muchy, które wpadną w tak utkaną sieć. Na myśl nasuwa mi się raczej knucie :) Oczywiście być może to tylko mój pokrętny umysł... Pozdrawiam :)
-
Po kropelce... po literce
corival odpowiedział(a) na [email protected] utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@[email protected] :D Nie pamiętam, strasznie dawno to było ;) Wyczytałam teraz, pewnie poprzednio czytnęłam jednym okiem, bez udziału mózgu, bo zajęty pisaniem raczej ciężkiego rozdziału w tekście naukowym :) Pozdrawiam :) -
@Nefretete Przemówiła do mnie zwłaszcza druga część. Pewnie dlatego, że jest bliżej natury :) Jak dla mnie to wiersz o wielopoziomowej treści. Jeszcze tu wrócę, żeby sobie poanalizować. Pozdrawiam :)
-
Po kropelce... po literce
corival odpowiedział(a) na [email protected] utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@[email protected] Zamigotał mi w głowie straszliwy wniosek, kiedy tak czytałam Twój komentarz... jeśli chcesz wiele osiągnąć, musisz dużo pić ;) Ni jak nie zgadza się to z obserwacją życia, więc dam sobie spokój :) Może wreszcie ... burza u mnie już była. Czas najwyższy... Pozdrawiam :) -
@Iwa-Iwa To piękny świat i tak czytając stwierdzam, że po części w nim jestem. Dziękuję jednak za zaproszenie i pozdrawiam :)
-
@wojciech Ano wieś i mnogość zielonych przestrzeni jest mi znana. Dziękuję za obecność i pozdrawiam :) @Stracony Piękny cytat :) To ja się tyle napisałam... :) A o "soli ziemi", ale takiej dosłownej, za jakiś czas też coś podrzucę... jak się wyklaruje do końca, bo póki co... no nic. Dziękuję za czytanie i komentarz. Pozdrawiam :)