Lach Pustelnik
Użytkownicy-
Postów
1 018 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Treść opublikowana przez Lach Pustelnik
-
Manifest II.
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na chlopiec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Romantycznie i z duszą. Ładną duszą:) LP -
Nie dożyjesz świtu
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Henryk_Jakowiec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ja po lasach zaś się kryję i dlatego jeszcze... Żyję!:) -
Nie dożyjesz świtu
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Henryk_Jakowiec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
...ja... nie dożył??? czy ON nie dożył?? -
Każde stworzenie - aby nie było, że tylko człowiek - ma wolę. Ale to nie jest WOLNA wola:)))
-
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt VI ostatni
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Lach Pustelnik utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Zapewne wiesz, że można było jeszcze grubiej i dłużej... Dzięki za życzliwą opinię. To wciąż w warsztacie, wykorzystam Twoje uwagi przy dalszej pracy - o ile wena pomoże!:). Co do bogobojnych.... hmmm... Co prawda są tacy bogobojni-błogosławieni, którzy - wg Słowa Bożego ( "Błogosławieni ubodzy duchem" .... i rozumem ), z wrodzonej, genetycznej natury nienawidzą - ale zdaje się, że jest na to lekarstwo. Zwie się Oświecenie i w wielu społeczeństwach zadziałało. Na jak długo i skutecznie? To się okaże:). Na wielkie nieszczęście naszego narodu, miast tego lekarstwa od wieków kolejnym pokoleniom serwuje się powszechnie truciznę. Oświeceni wiedzą kto, jak i gdzie.... Zatem i Ty również wiesz. Również pozdrawiam serdecznie. LP -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt VI ostatni
Lach Pustelnik opublikował(a) utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
*Akt ostatni* Narrator: - Biskupowi kutas stoi, Co niczego się nie boi! Twardy jak na zawołanie! Siada biskup na posłanie, Cudną kapą zaścielone W łożu - dziewczę podkulone Na nią płótno zarzucone. Główka dłońmi zasłonięta Drży dziewczyna. Jest napięta. Kapka - z płótna jedwabnego Prześwituje. Wielebnego Widok bardzo ten podnieca! Odlatuje na bok kieca! Wcześniej krzyża się pozbywa I różaniec z piersi zrywa! Pada w kąt Ukrzyżowany Chrystus! Znów sponiewierany! Koraliki podskakują I zdrowaśki recytują! Potem lecą kalesony Niechaj będzie pochwalony! Od samego czuł to rana Że będzie ta noc udana. Ściąga stringi i już nagi I radosny, bez powagi Która zwykle go przystraja, Podtrzymując sobie jaja, Pochyla się ku dziewicy Marząc o jej ciasnej picy! Lecz nim z cnotą się rozprawi Tak do siebie cicho prawi: Biskup, zdejmując z siebie szaty i bieliznę: - Dziewczę śliczne, takie hoże! Przeoryszy wynagrodzę! Za to cudo, me kochanie, Przeorysza coś dostanie! W porę wieści mi przysłała- Pominęła kardynała! Siada nagi na brzegu łoża, sunie dłonią po pościeli w stronę kobiecej sylwetki, wzdycha z upojeniem: - ….Ach, wnet zerwę kwiat niewinny! A nie ze sług bożych inny…! Jakaż rozkosz mnie tu czeka! Chodźże dziewko! Niebo czeka! Twa muszelka, wciąż zamknięta, Kutasem wciąż nie dotknięta Widać, że na mnie czekała! Popatrz! Jak mi sterczy pała, Jak się pręży, jak się jeży! Z twoją cipką chce się zmierzyć! Spójrz na niego, ma bogini, Bo nie mają tego inni! Popatrz! Jak się rwie do ciebie! Wie, że będzie mu jak w niebie Gdy w twą szparkę się zagłębi, Niczym w ciasny puch… gołębi! Chce zagłębić się głęboko W to prześliczne, czyste oko, Pójdą precz twe niepokoje Gdy poczujesz ciało moje Do twojego przyłożone Tak, jak mąż, gdy kocha żonę… Narrator: - To się dziewce raz przygląda, To na chuja znów spogląda. Biskup: - Patrz, jak pręży się, nagina, Jakby pytał: Gdzie dziewczyna? Gdzie ta szparka, ciasna, miła, Która by mnie otuliła Pulsującą nabrzmiałością, Mokrą, cudną namiętnością? W soczkach dziewiczych skąpaną! Och, zostańże moją panną! Na ten wieczór! Ba, na wieczność! Niech połączy się cielesność, Moja z twoją, niezbrukaną, Czystą i niepokalaną! Taką pragnę Cię ujeżdżać, I całować! I rozpieszczać! Bądźże moją przytulanką, I na zawsze mą kochanką! Zastanawia się: - Może … ? Wezmę cię za żonę? Choć… to będzie utajnione, Może mieć będziemy dzieci? Tak, jak księża… katecheci… Będzie cudnie, będzie ładnie… Niczego wam nie zabraknie W pałacu mym zamieszkacie I do Rzymu na wakacje Będziemy co rok jeździli A mieszkać będziemy w willi Którą rok temu kupiłem! Kasy sporo odłożyłem…. Narrator: - Tu uśmiecha się wesoło, Marszczy przy tym lekko czoło, Żartobliwie, błagać zda się, Skupiając się na kutasie: Biskup : - Popatrz tutaj, moja mała Chciałbym byś go podziwiała! Popatrz, jak on dzielnie stoi! Odwracać się nie przystoi! Narrator: - Sunie ku niej, całym ciałem, Dzierżąc w dłoni mocno pałę, Pragnie, by ją zobaczyła, By się, jak on, zachwyciła Tą prężnością, pulsującą, Prawie w nią już wstępującą! I gdy się już masturbuje Tak radośnie peroruje: Biskup: - Jakiż śliczny, gładki brzuszek… Pod nim skrył się … mój kwiatuszek… Taki szczelny, i zamknięty Niczym małża… Wciąż nietknięty, Patrz, rozchylę go ustami, Pobawię się płateczkami, Różowymi, nabrzmiałymi Tak prześlicznie złożonymi… Pyszne zwilżę ci usteczka, Aż popłynie… soczków rzeczka… Narrator: - Długo do niej tak przemawia I widokiem się napawa Boskich kształtów swej bogini Co go czyni wręcz bezsilnym! Sunie dłonią, lecz powoli, Jakby w zmysłów swych niewoli Pozostawał. By w rozkoszy Nic nie zepsuć. I nie spłoszyć Tej, co pierwszy raz pozwoli, By mężczyzną z nią swawolił. Stańczyk Zda mu się, że traci zmysły, I się lęka… by nie prysły Jego na tę noc nadzieje… Niech się staje, co się dzieje! Narrator: - Blisko… Czuje żar jej ciała… Jakżesz cudna jest ta mała! Już się zbiera… i szykuje! Ale… Coś go powstrzymuje…! Coś mu każe mówić znowa, Szeptać w uszka jej te słowa: Biskup: - Tyś bez grzechu jest dziewica, Twoje czyste piersi, lica, Twoje ciałko… tak wygięte… Czeka na mnie… wciąż nietknięte…. ….I to chcę, abyś wiedziała, Że potęga ma niemała Bowiem grzechu nie popełnisz Gdy się ze mną w Panu spełnisz, On ci, bowiem, mną kieruje, I przeze mnie, w cię, wstępuje, Przez sługę swego wiernego! On to wybrał mnie do tego! Narrator: - Na te słowa Lona siada W łożu. I tak mu powiada- Zasłaniając piersi płótnem- Głosem pewnym, rezolutnym: Lona: - Pan za siebie? Wybrał ciebie?! To dlaczego został w niebie? Czemu ja Go tu nie czuję? Pytam! Bo nic nie pojmuję. Narrator: - Biskup, w twarz jej zapatrzony, Słucha! Cały urzeczony, Słodkim brzmieniem służki głosu, Takim szczerym. Bez patosu. I to nagle, dziwnie, sprawia Że się żądza w nim pojawia Całkiem nowa. Nieznajoma. Chce jej całej! Duszy! Łona! Pragnie posiąść ją w całości, W ciele i… w duszy zagościć! Stańczyk: - Z drugiej strony - to go męczy! Sapie, poci się i jęczy, Nie wie, co jej odpowiedzieć? Czy jej kazać cicho siedzieć? I ją posiąść bez gadania, Bez zbędnego wyjaśniania? Narrator: - Więc do skoku się szykuje Dłoń ku piersiom jej kieruje I już prawie ich dotyka, Lecz na płótno napotyka, Szarpie zatem! I z niej zdziera, Lecz dziewczyna się zapiera, Rękę mocną powstrzymuje I z pościeli wyskakuje! Stańczyk: - Teraz stoi przed nim naga, I jest taka w niej powaga, Że się biskup kuli w sobie I drży! Jakby stał nad grobem. Narrator: - Lona cofa się, powoli, Trochę, jakby, wbrew swej woli, Lecz w jej twarzy nie ma lęku, Patrzy prosto, bez udręki, I bez strachu, bez obawy, Wręcz z pogardą. I tak prawi: Lona: - Pragniesz ciała? Najpierw duszę Swą ocalę! Potem zrzucę Ciało z okna wysokiego Do łoża kamienistego! Na dziedziniec, zimny, pusty Tam dokonasz swej rozpusty! I co zechcesz tam z nim zrobisz Z truchłem sobie wynagrodzisz! Narrator: - Słucha biskup oniemiały, Marszczy czoło i drży cały, Pot strugami go zalewa A żar wgryza mu się w trzewia. Stańczyk: - Lecz dziewczyna nie ustaje, I boginią mu się zdaje Która, miast mu rozkosz dawać, Jego trwogą się napawa! Dłoń ku niemu swą kieruje I palcem w niego celuje: Lona: - Pałace mi obiecujesz? Z każdą sobie tak żartujesz? Wiem, że wiele zapładniałeś Lecz o dzieci swe nie dbałeś! Ich kosteczki w glebie gniją, Boś nie ojcem jest! Lecz żmiją! Narrator: - To przybliża się, to cofa, Jakaś siła się w niej miota, Jakby coś ją z tyłu pchało, A coś z przodu - odpychało. Stańczyk: - Biskup rzęzi, jak duszony, Jej nagością urzeczony, Smukłą, gładką i dziewczęcą Ale, trochę, też chłopięcą! Tym go tak oczarowała, Postać jej, gdy nań spojrzała Gdy ją pierwszy raz zobaczył, Gdy przeora, jak na tacy, Służki mu prezentowała – Już mu wtedy drgnęła pała I żar poczuł w trzewiach żrący, Tak potężny i palący, Że ledwie się opanował I w kaplicy prędko schował. Stańczyk: - Żar ten tlił się, bez ustanku, Od wieczora do poranku, Tak ją sobie wyobrażał! Gdy przed lustrem się obnażał. Narrator: - A tu patrzcie! Jest jak zjawa, I do niego tak przemawia: Lona: - Teraz nagle to się zmieni? Bo chcesz wejść, tym tutaj, we mnie? Ach ty draniu! Sukinsynie! Niechaj imię twoje zginie! Ty się dzieci nie doczekasz Chociaż teraz się zarzekasz! Niechaj zwiędnie ci ta pała! Ja naiwną być przestałam! Narrator: - Tu zatacza się. I śmieje! Biskup krzyczy: - Co się dzieje?! Lona z góry nań spoziera I tak w twarz mu się wydziera: Lona: - Szybko! Na dół! Eminencjo! Tam mnie weźmiesz ekscelencjo! Narrator: - Biskup uszom nie dowierza Do czego ta mała zmierza?? Czyżby miała jakieś plany? Czyżby został oszukany?? W głowie szum i zamęt czuje- Czy przeora kombinuje? Czyżby jakiś układ miała O którym nie powiedziała? Stańczyk: - Patrzy na dół. To zniewaga! Jego kutas mu opada Ten, co sterczał, wypoczęty! Teraz jakiś mały jest! I zmięty! I jeśli mu znów nie stanie Diabli wezmą to ruchanie! Narrator: - Przytomnieje. Cóż to zmienia? To są małej urojenia Zaraz przyprze do ją ściany By poczuła, kto tu panem Jest! I zawsze dla niej będzie Bowiem on ma to narzędzie Które do nieba prowadzi Zaraz użyć, nie zawadzi! Bo ta dziwka, choć nierżnięta Jawi mu się jak przeklęta! Stańczyk: - Biskup wstaje, rozgniewany, Zda się, że już pozbierany, Że odzyskał rezon, władzę, I służkę zaraz ukarze. Narrator: - Wzrokiem patrzy na nią z góry Twardym, jak klasztorne mury, I wykrzywia usta w drwinie, Ona? Mu się nie wywinie! Biskup: - Ejże, czy ty jesteś Lona? Tak przez Matkę wychwalona?? Ciebie chyba pojebało? Masz tak cudne, zdrowe ciało! Komu chcesz je ofiarować? Chcesz ten boży dar zmarnować? Szatan chyba ciebie zwodzi Egzorcyzmy nie zaszkodzi… Narrator: - Lecz tu Lona mu przerywa I w pogardzie twarz wykrzywia: Lona: - Szatan ciebie ma na smyczy! Stąd twa dusza tak skowyczy, Tak się rzuca, podskakuje Diabeł widać nią kieruje! Wychyla się ku niemu, palcem celuje w jego przyrodzenie: - Jaki teraz jesteś śmieszny! Bez szat swoich! Ty! Obleśny! Jak żałosna twa postura! Jaja wiszą, jak u knura! Na chwilę milknie, zda się napawać upokorzeniem Biskupa. Potem kontynuuje: - Widzisz nędzny…? Ty… Złamasie! Co mi po takim kutasie Który ledwo, co ci staje? Do czegóż on się nadaje?? Narrator: - Biskup, jak gromem rażony, Broni się, mocno stropiony: Biskup: - Toć mi mówić nie wypada: Na Twój widok… mi… opada! Och… Ty mniszko popieprzona! Ja przez ciebie chyba skonam! Lona, z pogardą: - Konaj, konaj tu biskupie Bo ja mam to wszystko w dupie Konaj tu, wszawy potworze! Glebę z truchłem twym przyorze Grabarz, co twój grób wykopie, I na wieki cię zakopie! Narrator: - Na to biskup, przerażony, Rzuca klątwę w stronę Lony: Biskup: - Och, ty kurwo! Nie jebana! Takaś już jest wyuzdana? Czeka Cię ekskomunika, Za to, że mnie wciąż unikasz! Jesteś zali ty przytomna?? Miałaś cicha być! I skromna! Padaj tutaj na kolana! Suko! W dupę nie ruchana! Gdzie ty patrzysz? Tak wysoko!? W twarz mą patrzy twoje oko??! Opuść zaraz to spojrzenie! Bo utracisz swe zbawienie! Gdy ci grzechów nie odpuszczę Zaprzepaścisz swoją duszę!! Chcesz ty mieć zbawienie wieczne?! Lona, marszczy czoło, ździwiona: - Teraz? – To jest niedorzeczne! Potrząsa głową, z niedowierzaniem: - Myślałeś, że mnie wyzwolisz? Głupcze! Z trupem poswawolisz Sobie zaraz! Bo już gnije Moje ciało! Gdy twe żmije Od wewnątrz cię rozsadzają W trzewia twoje się wplatają Mózg twój już wyżarły cały I trucizną cię zalały! Histerycznie: - Spójrz na siebie! Ty nędzniku! Gdzie twe szaty? Na nocniku Tobie siedzieć przy swym łożu Nim do snu swe kości złożysz! Przenosi wzrok na przyrodzenie Biskupa: - Sam go sobie w dupę włożysz! Lecz na mnie się nie położysz! Rzuca się przez łoże, uderza biskupa w twarz otwartą dłonią. Cofa się raptownie i woła: - Masz! Ty gadzie! Ty niemiły Oby tobie jaja zgniły! Biskup wstrząśnięty, słania się, na pół zdziwiony, na pół nieprzytomny pyta: - Coś ty sobie umyśliła? Pana swego będziesz biła?? Jakież ty masz powołanie?? Czekaj…! Zaraz mi znów stanie! Wtedy przyprę cię do ściany I rachunki wyrównamy! Lona cofa się pod samo okno, otwiera je szeroko i ciska mściwie do biskupa: - Może zrobisz to! Lecz z inną! Bo ja zginę! I niewinną Duszę oddam Panu Bogu! Milczy chwilę, patrzy w dal, za okno. Potem mówi: - Ciało moje niech do grobu Złożą tam, gdzie pod murami Ziemia zasłana szczątkami Jest niewinnych dzieciąteczek Które nie miały mateczek Coby je do serc tuliły Bo szatańskie tutaj siły Wszystko to opanowały! Biskup: jakby nie słyszał, patrzy na swoje przyrodzenie i mówi cicho, ponaglająco: - Stawaj, stawaj mi, mój mały! Co się dzieje? Czy ty widzisz? Czy ty tego się nie wstydzisz? Tak bezradnie zwisasz sobie Jakbyś leżał już gdzieś…. w grobie…!!? Łapie się z głowę z przerażeniem, ciężko dyszy, spogląda na Ukrzyżowanego: - Chryste, co ja wygaduję? Już nad sobą nie panuję! Co ta dziwka mi zrobiła?? Czym mnie tak otumaniła? Czy Przeora mi dolała Do kielicha, gdy wstawała, Trucizny, czy coś innego? Co sprawiło, że ja tego Co się dzieje nie pojmuję! Patrzy znowu bezradnie na swoje przyrodzenie, przerażony pyta sam siebie: - Co się dzieje z moich chujem? Składa dłonie jak do pacierza, błagająco zwraca się w stronę Ukrzyżowanego: - Chryste! Ratuj mnie! O Boże! Któż prócz Ciebie mi pomoże?! Boże, Boże ukochany Za co jestem tak karany? Zawsze wiernie Ci służyłem I owczarnie prowadziłem Jak należy. Wiesz to przecie! Służyłem Ci na tym świecie Jako najwierniejszy sługa Zatem jakaś jest zasługa Moja w tym, że Twoja wiara Do tej pory się ostała! Więc dlaczego Ty pozwalasz I tak bardzo mnie zniewalasz? Żeby jakaś suka mała Tutaj mną poniewierała? Ja już nie chcę tej kobiety! Boże, zrób coś! Rety! Rety! Lona: śmieje się szyderczo, celując palcem w stronę przyrodzenia Biskupa: - Acha! Boisz się, złamasie? Cóż ci teraz po kutasie? Co ci zwisa jak ta glista Brzydka, cienka i obślizła? Taki już ci pozostanie! Nic ci nie da to błaganie! Nawet jakbym ciebie chciała Już nie stanie ci ta pała! Nigdy! To przekleństwo moje! Wpisz je w swe mózgowe zwoje! Choćbyś nie wiem jak się starał Nigdy nie stanie ci pała! Do twej śmierci, co za progiem Czeka na cię! Choćbyś Bogiem Się zasłaniał! Krzyżem padał! Ona tam się cicho skrada, Ta, co z życia nas okrada! Wnet dopadnie cię Biskupie! Lepiej powieś się na słupie! Śmiejąc się cały czas woła ponaglająco: - Szykuj powróz, bo już pora Byś zabił tego upiora Co wyżera twoją duszę On zadaje ci katusze! Śmierć nadchodzi! Bacz biskupie, Bo już marzy o twym trupie! Myślałeś, że ją przekupisz??? Że się w łaski Pana wkupisz ? I zasiądziesz w Jego Domu? - Przerywa na chwilę, patrzy zwycięskim wzrokiem na wystraszonego, skulonego Biskupa. Drwiąco woła dalej: - Choćbyś nawet po kryjomu Jakoś dostał się do nieba To i tak ci to nic nie da Bo tam wiedzą, żeś potworem! Biskupem- Uzurpatorem! Milknie. Uspakaja się, spogląda na Biskupa współczująco: - Tak, Biskupie. Nie z twej winy Tego tutaj są przyczyny Jest nad nami wyższa siła Ona to wszystko sprawiła… I choć wszystko to rozumiem To wybaczyć ci nie umiem… Patrzy na biskupa ze współczuciem: - Och, biskupie! Mój biskupie! Wkrótce larwy na twym trupie Będą, głodne, żerowały Nie pojmując twojej chwały! Po co zatem tu się srożysz? Że kutasa mi nie włożysz? Że mnie nigdy nie wyruchasz? To dla ciebie jest …. Pokuta! Okrąża łoże, zbliża się do biskupa, który cofa się przerażony pod ścianę. Przyparłszy go do muru, Lona zarzuca mu ramiona na szyję, przybliża swoją twarz do jego głowy i szepcze złowieszczo: - I to jeszcze, mój biskupie - Zostawię ci znamię trupie Od służki, co ci nie dała, I przysięgi dochowała! Zawsze mnie wspominać będziesz Tego już się nie pozbędziesz! Szarpie go ku sobie, ich nagie ciała przez chwilę przylegają do siebie i wtedy Lona chwyta oburącz jego głowę i wgryza się w jego prawe ucho. Biskup wyje z bólu, a ona odrywa się od niego i wypluwając z ust kawałek odgryzionego ucha, podbiega do okna. Tam, spiera dłonie na parapecie, i wychylając się na zewnątrz ostatni raz zwraca wzrok ku zakrwawionemu biskupowi: - Mój czas dobiegł właśnie końca! Nic nie czuję… Prócz gorąca… Co rozpala moje ciało… Jakby ono… żyć wciąż chciało…? Ale! Krótka chwila… Minie…! Już jej nie ma! I przeminie Każda inna. Na co czekać? Już nie będę dłużej zwlekać! Boże, przyjmij w swoje progi! Tę, co zniszczył świat złowrogi! Lona wskakuje na parapet i rzuca się w otchłań nocy. Narrator: I co dalej? W akcie trwogi Zbiega biskup, szybko nogi Go kierują na dziedziniec, Przez kaplicę, przez gościniec, Chciałby znaleźć tam dziewczynę I wyjaśnić wszem przyczynę Dla której z okna wypadła. Ale…! Widzi, że nie spadła! Nie ma śladu ciała, trupa! Gdzież zabrała ją kostucha? Nawet krew się nie ostała? Co zrobiła owa mała? Pojawia się Stańczyk, zwraca się do widowni: - I teraz, moi kochani, Do ziemskich spraw przywiązani Zapewne już dobrze wiecie Czemu nie ma jej na świecie… Potem, kiwając głową w zadumie zwraca się do zakonnic: - Co wspaniałe, bywa mierne! Wiedzcie o tym, służki wierne! Epilog: Stańczyk zasiada na krześle swoim i opowiada dalej: - Z tego oto wydarzenia Powstała na pokolenia Legenda o dziewce wiernej, Prostej, śmiałej, niepazernej, Która odmówiła ciała, Której groźba nie złamała Biskupa, co sobie roił Że bezkarnie będzie broił. Legenda ta powiadała Że Lona wszak ocalała, Że z boskiego polecenia Zdarzył się cud ocalenia. Że do innego klasztora Przeniosła ją ta Przeora, Która na gwałt ją wydała, Bo, widocznie, żałowała, Tego czynu. Lub Pan sprawił Że się w sercu jej pojawił I nakłonił do działania Według swojego nadania. Narrator: - Jeszcze inni powiadali, Że w męskie szaty ubrali Lonę dwaj miejscowi mnisi I że w nocnej, czarnej ciszy, Zaprzysiągłszy Panu Bogu Że zabiorą do swych grobów Sekret ocalenia Lony Zabrali ją po kryjomu I wśród braci zamieszkała Jako Leon. I tam cała Bogu siebie zawierzyła I tak wielka była siła Jej modlitwy i oddania Że w któryś dzień Zmartwychwstania Chrystus zabrał ją do nieba! Ale… Czy w to wierzyć trzeba? Stańczyk: - Jest też inne tłumaczenie Proste, ludzkie przypuszczenie Że to służki prędko zbiegły I wspólnie trupa zawlekły Tam, gdzie głaz przykrywa dziurę, Która wnętrze swe ponure, Co wchłonęło z kopca ziemię Skrywa przed ludzkim spojrzeniem. Ziemię straszną. I przeklętą. Krwią dzieciątek przesiąkniętą! Patrzeć tam się nawet bały I swe oczy odwracały Kiedy, bywa, przechodziły, Przez park, żeby nabrać siły. Głaz ogromny odchyliły, I jej ciało wgłąb spuściły, A, że wcześniej się naćpały, Nic nie czuły. Przysypały Ciało ziemią, ze szczątkami Niewiniątek, z ich kostkami, Które czasem się bielały Gdy je deszcze odsłaniały. Narrator: - Była także wiernych siła Która inaczej twierdziła I w swej nieugiętej wierze Wznosili do niej pacierze Prowadzeni przez pasterzy Z których każdy także wierzył Ze ta służka boża, Lona To Matka Boska wcielona! I we własnej swej postaci Zeszła między siostry, braci Po czym karę wymierzyła Temu, komu zawierzyła. Mówią, że biskup zwariował I w pustelni gdzieś się schował. Najpierw jednak udowodnił Że porzucił myśl o zbrodni I swe ciało okaleczył Tak, że już się nie zaleczy. By go chuć się nie imała By mu nie stawała pała, Odrąbał ją tym toporem Którym służki, co z uporem, Biskupom swym odmawiały, Ścinane niegdyś bywały. Stańczyk: - Ile prawdy, zapytacie, Jest w tym całym poemacie? - Prawda? Na to wam odpowiem, Czasem się nie mieści w głowie, Filozofów. I poetów. Licznych, marnych wierszokletów. Bowiem prawda nie istnieje, A spisane słowem dzieje Różnych z czasem nabierają Znaczeń, sensów, tych banałów Które karmią wyobraźnię I zmieniają życie… W kaźnię. *****koniec***** -
Retrospekcja
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Henryk_Jakowiec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
był... i dziś GO przedstawiamy...:) "...dziś przemilczę, bo się wstydzę kiedy w lustrze sam się widzę..." ....nie wstydź się, wydoroślałeś i nam rymy poskładałeś:) -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt Akt V Lona
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Lach Pustelnik utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Dzięki, ulżyło mi:) Pozdrawiam. LP -
Przekonanie, że jesteśmy obdarzeni "wolną wolą" jest trochę w stylu: "Słońce kręci się wokół ziemi". Nie trzeba długo szukać aby znaleźć dowody na to, że nic takiego jak wolna wola nie istnieje.:) Temat rzeka, zwłaszcza w naszych czasach, kiedy fMRI mózgu dostarcza niesamowitych informacji o tym jak działają mózgi - nie tylko nasze. Pozdrawiam. LP
-
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt Akt V Lona
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Lach Pustelnik utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
No cóż.... Pewnie dlatego Mistrzem nie zostanę i sukces też mnie ominie:) Prawdę powiedziawszy nieszczególnie się staram, znaczy: Nie zależy mi aż tak:)! -
podpalajcie stosy, tylko wrzućcie swoje gejowskie pornosy
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na ais utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
"...... Wiem. Jest Siła. Napęd wszelkich rzeczy znanych Tych, które były, są - i tych oczekiwanych Wszystko jest jej przejawem, pamięć Twojej twarzy, I to wszystko, co było i jeszcze się wydarzy Lot ptaka, i motyla, żądlenie komara I to, co nas zbliża - i co nas oddala Czy można walczyć z siłą, nad którą nic nie ma? Czy można coś zrozumieć, mieć moc rozumienia? Czy tylko się przyglądać, i to mieć na względzie Że było jak być miało, i będzie jak będzie…" Pozdrawiam i miłego życzę:) LP -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt Akt V Lona
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Lach Pustelnik utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
@ais Zabawne jest to, że nie żartowałem! A oto co znalazłem: " Średniówka – punkt podziału, który dzieli wers na dwa w przybliżeniu równe tzw. hemistychy, czyli części wersu wydzielone przez każdą cezurę. Zwykle występuje w wersach dłuższych niż ośmiosylabowe. Miejsce średniówki w wersie zależne jest od granicy wyrazów i zestrojów akcentowych. Z reguły średniówka nie występuje w miejscach podziału zdaniowego, ponieważ byłoby to związane z silnym sygnałem intonacyjnym i tym samym spowodowałoby osłabienie klauzuli. Średniówka występuje w wierszach sylabicznych, sylabotonicznych i tonicznych. Dla poezji polskiej charakterystyczna jest średniówka po piątej sylabie w jedenastozgłoskowcu i po siódmej sylabie w trzynastozgłoskowcu." Toż to bardziej skomplikowane niż cała teoria kwantowa wespół z teorią względności. Jakiś Nobel czeka, koniecznie:) -
podpalajcie stosy, tylko wrzućcie swoje gejowskie pornosy
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na ais utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
A może wręcz przeciwnie? Może jest: złośliwy, kapryśny, nikczemny i posyła sługi by swoje boskie kompleksy odreagowywać na ludziach, których sobie stworzył na swój obraz i podobieństwo...? -
podpalajcie stosy, tylko wrzućcie swoje gejowskie pornosy
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na ais utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
@ais ...aż do wytrysku, aż do spełnienia a wszystko w nadziei Wiecznego Zbawienia! -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt Akt V Lona
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Lach Pustelnik utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Jasna anielka...! Co to, na Boga, jest ta "średniówka"??? Ok, poszukam w sieci. Dzięki za zmotywowanie do pracy:)) -
If so, can you please share some of your knowledge about it with us...?:)
-
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt Akt V Lona
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Lach Pustelnik utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
@ais Dzięki za opinię. Zgadzam się, chociaż to wciąż w warsztacie i chętnie bym usłyszał/przeczytał jakie nierówności dokuczają? Będę wdzięczny:). Co do 18+... Hmmm... to może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego, dorosłych nie zrazi a młodych może wręcz zachęcić...? Pozdrawiam wzajemnie. LP -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt Akt V Lona
Lach Pustelnik opublikował(a) utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Akt V Lona Modli się, samotnie klęcząc w kaplicy. Oczy jej się żarzą, wpatruje się błagalnym wzrokiem w Ukrzyżowanego: - Jam jest służka Twoja, Lona Panu Bogu zaślubiona W czystości żyć przyrzekałam Przed krzyżem śluby składałam Teraz….Myśl ta mnie przeraża I słabość moją obnaża! Niczym Szatan, zwodzi, kwili! Prześladuje w każdej chwili! Jest jak straszny widok trupa! Ciebie zdradzę?! - Czy Biskupa?!!! Łka… Podnosi się, wstaje i patrzy prosto w zakrwawioną twarz Chrystusa: - Czyjej mam się poddać woli? Czy Twa wola jego woli Jest tożsama? Czy wiążąca Jest tak samo? O ja, drżąca Teraz, u stóp Twych skrwawionych Gwoździem rdzawym przyszpilonych Do krzyża, który dźwigałeś Na którym za nas konałeś, Ja, Twa nędzna służebnica Czuję, jak mi płoną lica Jak się ciało moje spala Jak wnętrzności me wypala Rosnące we mnie zwątpienie! Rozgląda się wokoło, jakby wyczuła czyjąś obecność. Składa dłonie i błagalnym głosem: - Jezu, Twoje pojawienie Bardzo by mnie umocniło! …..Jesteś tu? …. …. Czy mi się śniło….? Chwyta się za głowę, przerażona, jakby się budziła ze złego snu… Czemu mi się nie ukażesz? Żywy mi się nie pokażesz?! Teraz…! Jesteś mi potrzebny! Wnet zniewoli mnie… wielebny Sługa Twój…? O Panie, proszę Może… Wyrwę sobie włosy…? I oszpecę swoje ciało… ? Błagam! Czy to… jeszcze mało? Podchodzi do krzyża, obejmuje drzewce i tuli do niego policzek. Głosem pełnym udręki błaga: - Przytul mnie, oblubienicę! Wejrzyj w moje młode lice Weź me ciało! Ja je Tobie W Trójcy Świętej Twej osobie Oddam tylko! Złożę w darze! Wnet… Zakopią je grabarze! W grobie ciemnym… Grobie zimnym… Strasznym… ciasnym… niegościnnym! Niech tam leży! Niech TAM szczeźnie! Ale Biskup mnie nie weźmie!!! Wyciąga rękę w stronę okna, za którym, w rogu przy ścianie znajduje się usypany kopiec z ziemi: - Moje ciało, nie splamione! Niech ta ziemia! Tam! Pochłonie!! Roztrzęsiona, znowu z przerażeniem zwraca się ku Ukrzyżowanemu: - O mój Panie! O mój Zbawco! - Bogiem Tyś mi? Czy … ???… Oprawcą!!! Pada na posadzkę, kuli się, drży, po czym uspakaja się, siada w kucki na posadzce, unosi głowę i błagająco zawodzi: - Wybacz mi, o drogi Panie! To jest tylko narzekanie… Boję się o swoją duszę Stąd tak szlocham… i się krztuszę… Nagle powstaje, otrząsa się, jakby sobie coś przypomniała: - Ale…? Mam już zapewnienie! Że nie minie mnie zbawienie Czegoż, więc się, głupia boję?? Choćby nie wiem co, dostoję! Zwraca oczy w górę, podnosi dłonie ku niebu: Przy Twym tronie wieczność czeka! Więc dłużej już nie narzekam! W Twym blasku będę się nurzać! Pieśń Ci śpiewać! Żadna burza Nie zagłuszy pieśni mojej Śpiewanej dla chwały Twojej! Rozgląda się wokół, kieruje wzrok ku widowni, przed siebie: - To cóż więcej duszy trzeba? Tylko nieba! Tylko nieba! I to jest jedyna droga! Bym poznała Jego! - Boga! Zwraca się ponownie cała ku Ukrzyżowanemu, już spokojnie, stanowczo: - Precz przepadły te katusze! Jemu - ciało! - Tobie - duszę! -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt IV
Lach Pustelnik opublikował(a) utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Akt IV Przeora Do celi Lony wchodzi Przeora, siada na podłodze przy niej i zaczyna gładzić delikatnie jej ramiona i włosy. Nachyla się nad nią i mówi: - Ejże, służko moja mała Coś ty tam narozrabiała? Skarżą na cię się dziewczyny Że oto z twojej przyczyny Biskup się pogniewać może? Zatem –mówię ku przestrodze – Zachowuj się dzisiaj ładnie, Rozmawiaj z nim słodko, składnie, Dbając, aby się nie zjeżył! Bo od niego los zależy Zgromadzenia tu naszego! Ta moc od Boga samego Jest mu w życiu przypisana Bowiem w łaskach jest u Pana! Lona unosi głowę, patrzy jej w oczy. Przeora uśmiecha się ciepło do niej, ciągnie dalej łagodnie: - Wszystko tu jest z jego woli, A że czasem poswawoli, Sobie z którąś ze sióstr naszych Toż to przecie… nic nie znaczy. Z dumą kontynuuje: - I ja, kiedym młodą była Wybierana przezeń byłam Miałam ciało zdrowe, piękne Teraz patrz: Jakie uschnięte… Zasmuca się, oglądając swoje dłonie. Ale szybko wraca do pogodnego nastroju, mówi wesoło: - We wspomnieniach, każda chwila Z nim spędzona - czas umila! Wszystko przecie wszak przemija Ale wspomnień nie zabija… Z tobą też tak, młódko, będzie To nagroda dla cię będzie, Zanim przyjdzie ta, co życie Wszelkie ścina. I w niebycie Zaśniesz … Do dnia zmartwychwstania! Który, jak gwiazda zaranna Jawi się nam… Z łaski Pana! Stańczyk: - Słucha młódka - i się lęka, Bowiem jest to dla niej męka Gdy pojąć czegoś nie może! I już nie wie, czy w uporze Nadal ma trwać przysiąg swoich? Czy też żarty sobie stroi Z niej to całe otoczenie, Co miało wieczne zbawienie, Przede wszystkim mieć na względzie? A tymczasem - jak w obłędzie, Seksualnym tkwią jej siostry Oraz Biskup! Ten wyniosły Władca ich dusz. Eminencja Mająca moce zaklęcia Które wiedzie do wiecznego Życia w niebie. Spokojnego! Narrator: - I tak, wierna służka Lona Poczuła się jak zdradzona. Ta, co miała przed złem chronić Zdaje się potwora bronić! I to nawet jej wyjawia Że seks sama z nim uprawia! Tymczasem Przeora, otulając serdecznie Lonę ramieniem, pociesza ją: - Nie bój się więc, moja mała Każda z nas mu kiedyś dała, Bo to nie jest grzechem żadnym Przespać się z tym panem władnym! Nie jest grzechem gdy ci włoży W cipkę chuja sługa boży On ci da wieczne zbawienie Po co zatem to zmartwienie? Nie bój… Nie bój się kochana! Pościel pięknie już zasłana Idź. I umyj się starannie! Poleż sobie trochę w wannie Natrzyj ciało olejkami Niech mu pachnie, poziomkami! Bierze jej twarz z miłością w dłonie i szepce na poufnie na ucho: - Polubisz… Choć pierwszym razem Może boleć… Lecz ci radzę Teraz się tym nie przejmować Jeszcze będziesz mi dziękować…! Na koniec marszczy czoło, ale uśmiecha się pokrzepiająco: - Eminencja lubi czasem Nim rozpocznie dźgać kutasem Zakląć sobie. Powydzierać W słowach swoich nie przebierać Niech Cię jednak to nie płoszy Bo zaznasz z nim moc… Rozkoszy! Zatrzymuje się w drzwiach i odwracając się rzuca stanowczo: - W oczach Pana, zawsze, wszędzie Ty dziewicą czystą będziesz Bowiem taka jest moc jest dana Dla księdza biskupa z Pana Boga w niebie najwyższego Oraz Ducha Najświętszego. Koniec Aktu IV -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt III
Lach Pustelnik opublikował(a) utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Akt III Rozmowy w kaplicy Po wyjściu Przeory z Biskupem dziewczęta rozsiadają się swawolnie w ławkach, tworząc grupkę dyskusyjną. Jedna zagaja radośnie: - Rany boskie, hej, dziewczyny Dzisiaj ziele zapalimy! Zwraca się do Lony, chwytając ją za rękę: - A ty, młódko nieruchana, Dzisiaj poznasz swego Pana! Myślę, że dla kardynała Matka dzisiaj cię wybrała Więc poczujesz jak zasadzi Jak ci mocno w cipkę wsadzi Swego chuja wielebnego Przez Ducha nawiedzonego! Lona wyrywa się, wygląda na wstrząśniętą i przerażoną. Inna uspakaja Lonę: - Nie słuchaj, nowa, tych bredni Nie ma takiej przepowiedni! One tylko ci zazdroszczą, Bo od roku tutaj poszczą! Każda z nich by dzisiaj chciała Wielebnego kardynała Pieścić w łożu, i bez grzechu Bez zadyszki, bez pośpiechu Ciało swoje mu oddawać I samej się z nim zabawiać. Stańczyk: -I tak dalej służce prawi W nadziei, że ją rozbawi Że odwróci myśli czarne Straszne. Wraże. I koszmarne. Narrator : - Lecz ta pierwsza znów dokucza Niby słodko, tak poucza: -Żebyś ty nie zapomniała Że jak już mu stanie pała Masz rozłożyć swe nóżęta Tak szeroko, by ta święta Ekscelencja nie musiała Użyć siły, byś mu dała! I to jeszcze, że zbawienie Przychodzi przez wycierpienie! Na dodatek, w oczach Pana Żadna z nas nie jest ruchana! Jeno obowiązki boże Spełnia cicho. I w pokorze! Stańczyk: - Podśmiewają się dziewczyny Na jej takie oświadczyny Przecież każda wie, że plecie Że ją zazdrość straszna gniecie I dlatego nowej prawi By się lękiem jej pobawić. Głos Figlarza: Naraz jedna, co siedziała Cicho i nic nie gadała Tak odezwie się, znękana: - Ech, ruchana, czy zbrukana Jakaż w tym ma być różnica Gdy rozdarta jest dziewica Kiedy błona poszarpana Choćby przez świętego pana? Zawsze brudną czuć się będziesz I się tego nie pozbędziesz Choćbyś wieki się modliła Toć już tylko twa mogiła Przykryje twoje zbrukanie Na nic takie jest gadanie! Chórem, wszystkie zakonnice: Żeś naiwna? Cóż zrobimy? Dnia nie znamy! Ni godziny! Wtrąca się inna, zwracając się do poprzedniej: - Przestań straszyć! Jesteś głupia! Czy nie widzisz? Twarz jej trupia Od twojego narzekania! Jesteś nie do wytrzymania! Jak się prędko nie poprawisz To cię nic tu już nie zbawi! W piekle się gotować będziesz Szczęścia nigdy nie posiędziesz! Które w niebie na nas czeka! Pana miłość! I opieka! Inna, też zwracając się w stronę narzekającej : - Ciebie chyba szatan kusi! Wyznać kiedyś to Mamusi Któraś z nas będzie musiała Bo ucierpi grupa cała! Inna, podobnie jak wyżej: - A co więcej grzechem będzie Pomagać ci w tym obłędzie! Inna, rwąc sobie włosy: - I przepadnie nam zbawienie! Przez tej rzeczy zatajenie! Figlarz podbiega z boku do Lony i wskazuje na nią palcem: - Skromnie pyta i nieśmiało: Lona: - Czy bardzo będzie bolało? Figlarz, śmiejąc się: - - Ona płacze, wręcz rozpacza Bo nie chciała mieć kutasa Nigdy w siebie wsadzonego Gdyż to dla niej coś strasznego By ten węgorz, długi śliski Był przeniknął w ciało czyste Które ślubowała Bogu Czyste trzymać. Aż do grobu Złożą jej doczesne szczątki W pożegnalnym dusz obrządku. Zakonnica 1 – łagodnie i przyjaźnie, obejmuje ją ramieniem: - Ejże! Nie drżyj moja Mała! Czegoś ty się spodziewała? Kiedyś tutaj wstępowała? Kiedy śluby już złożyłaś? Że kaganiec założyłaś? Na swą pupę, metalowy? Że stalowe te okowy Już na zawsze tam zamknięte? Nigdy nie zostaną zdjęte??! Inna, wskazując palcem na podbrzusze Lony, kontynuuje: - Że ta cipka twa, malutka Ciepła, gładka i milutka Ciasna, bo jeszcze nietknięta I jak małża, wciąż zamknięta - Taką zawsze już zostanie?! Że nie pozna, czym ruchanie Jest przez wielebnego męża? Co pod kiecką nosi węża? Inna, drwiąco śmieje się: - Przez węża Pan wygnał z raju! A żyło się tam na haju! Inna, zwraca się do widowni: - I grzech wielki! Pierworodny! Na ludzi spuścił! Niegodnych! Zakonnice chórem: - Żeś naiwna? Cóż zrobimy? Dnia nie znamy! Ni godziny! Następna zakonnica pociesza Lonę: W Watykanie on waruje Przy papieżu. Obdaruje Cię zapewne obrazkami Ze świętymi osobami Które stamtąd nam przywozi Gdy nawiedza zgromadzenie… Inna, wtrąca: - Są podobno w wielkiej cenie! O ich cudach rozpowiada I rodzinom każe dawać Aby po wsiach i miasteczkach Ich postacie na nich czcili I żarliwie się modlili! Inna, zwracając się do Lony: - Biskup, Duchem nawiedzony I przez Ducha prowadzony Zrobi to, co na pustyni Pannie naszej był uczynił Duch Prześwięty, dnia owego, By poczęła z Ducha jego!! …. Głaszcze ją cały czas, przytulając się jednocześnie do jej ciała: - A czy boli? Musi boleć! Ale przecie to nie kolec Co ci wsadzą już na wieki Jak wsadzają w beczki ćwieki! Zakonnice chórem: - Żeś naiwna? Cóż zrobimy? Dnia nie znamy! Ni godziny! Inna, delikatnie: - Będziesz tylko rankę miała Tam niewielką. Rzecz to mała! Inna, do widowni: -Czas ucieka, rany leczy I ta także się zaleczy! Zakonnice chórem : Żeś naiwna? Cóż zrobimy? Dnia nie znamy! Ni godziny! Inna, woła śmiejąc się histerycznie: - Biskup pono pięknie rucha! Gdy dziewczynę już przygrucha. Inna,wcina się radośnie: - A ten biskup, proszę pana Ma kutasa po kolana A gdy stanie to mu sięga Czubka głowy! To potęga! Stańczyk: - Lona przerażona słucha i czuje, że traci ducha. Lecz gromada potakuje: Zakonnice chórem: - Księża mają piękne chuje! Młode, zdrowe, wypasione Żadną pracą nie zmęczone! Kolejna, woła: - Jest tu jakiś sługa boży Co mi go do pizdy włoży? Bo ten biskup, proszę pana - wskazuje na postać z obrazu na suficie- Ma kutasa po kolana A gdy stanie to mu sięga Czubka głowy! Toć potęga! Lona podnosi się gwałtownie, wybiega z kaplicy i biegnie do swojej celi. Tam pada przed krzyżem na zimną, kamienną posadzkę. -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt II
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Lach Pustelnik utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
@dmnkgl Dzięki za szczerą opinię. Zdaję sobie z tego sprawę, niemniej w pewnym sensie idę po łatwiźnie. A może, raczej, po prostu nie daję rady mocniej nad tym popracować. CD się pojawi, a jakże. Z puentą, jak najbardziej:). Pozdrawiam serdecznie. LP -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt II
Lach Pustelnik opublikował(a) utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
ELEGIA O DZIEWCE NIETKNIĘTEJ Akt II. Prezentacja: Stańczyk: - Stają rzędem zakonnice Śliczne usta, krase lice Przemowa Przeory: - Zaraz ON się tutaj zjawi! Każdej z Was pobłogosławi Osobiście! On nałoży Ręce na was! On położy Swoje święte, boskie dłonie Na te gładkie, cudne skronie Gdy przed Krzyżem uklękniecie I przysięgę wypowiecie. Wiem, że każda z was gotowa Jest powtórzyć wszystkie słowa Które, szczerze wygłoszone W życie, w czyny wprowadzone, Otworzą wrota przed wami Za którymi, z aniołami Pośród barwnych łąk niebiańskich Dostąpicie do stóp Pańskich! Znajdziecie się w Domu Pana! Każda czysta! Nieskalana! Przekroczycie złote progi Zostawiając ten świat wrogi Który żadnej z Was nie zbrudził Dla grzeszników! Grzesznych ludzi! Przechadza się przed stojącymi w rzędzie mniszkami, które ulegle pochylają się przed nią: - Mąk czyścowych unikniecie Boście są jak polne kwiecie Czyste, niczym nie skażone Panu Bogu poślubione I mąż żaden nie dotykał Waszych skarbów. Ni nie widział! Za to spotka Was nagroda! Jakiej żadna ludzka głowa Nigdy by nie wymyśliła Choćby nawet się siliła Przez kosmiczne wieki całe! Gdyż to, co jest doskonałe Panu tylko przynależy I od Niego też zależy Komu przyzna tę nagrodę! Kto uzyska Jego zgodę By w niebiańskie, cudne bramy Na wieczność był wpuszczany! Milknie na chwilę, czeka aż dziewki pojmą znaczenie jej słów. Po czym kontynuuje z naciskiem: - A do tego, tu, typuje Jego Sługa! A kieruje I prowadzi Go Duch Święty! Ten sam, w którym Syn poczęty Został z Najczystszej Panienki By nas od wszelkiej udręki Uwolnić na wieczność całą! Zatem do roboty! Śmiało! I posłusznie w tym zaszczycie Co wam każe, to spełnicie! Naraz coś się dzieje z dziewczętami. Jedna zaczyna chichotać, potem druga, zaczynają trząść się ze śmiechu zasłaniając szczelnie usta dłońmi, widać, że drwią ze słów Matki. Ta wpada we wściekłość. Stańczyk podchodzi do Przeory, wskazuje na nią ręką i tłumaczy: Stańczyk: - Czy Mateczka już pojęła Że z przemową tą przegięła? Że dziewczęta durne nie są Na jej brednie nie polecą? Patrzcie! Teraz się wydziera! I w swych słowach nie przebiera: Matka Przełożona, cała czerwona ze złości, staje przed dziewczętami wygrażając im palcem: - Co wy tutaj, kurwy macie, Sobie dziś wyobrażacie? Jak się, której nie podoba, Won do domu! Wolna droga! Ale czeka was od Boga Wielka kara, czy nie wiecie?! W piekle smażyć się będziecie! Tam was szatan, sługa Boży, W łożu madejowym złoży I ognisty ogon wciśnie W wasze krocza, aż wypryśnie Krew z was cała. Lecz nie liczcie Że swój żywot tak skończycie! Bowiem dusze będą żyły I przez wieczność się męczyły W kotłach, napełnionych smołą, Pod którymi diabli smolą! Milknie na chwilę, wpatruje się w dziewczęta z nagłym zdziwieniem i kontynuuje: - Czy wy, kurwy, uważacie, Że darmo to wszystko macie? Że wasze wieczne zbawienie Z grzechów wszystkich wybawienie, Bez zapłaty tak przychodzi?? Wy! Musicie wynagrodzić! W jakiś sposób swego pana Któremu ta łaska dana Jest od Boga, by rozgrzeszać I tak diabłu szyki mieszać! Bowiem dusze rozgrzeszone Dlań na zawsze są stracone! Ociera pot z czoła, uspakaja się - A co macie wy do dania? Prócz swych cipek do ruchania? Wasze ciała, śliczne, zdrowe Mają zawsze być gotowe Gdy przyjedzie sługa Pana I zapragnie poruchania! Już całkiem spokojnie, mówi dalej, z naciskiem -Bogu żeście ślubowały Że pokornie wypełniały Każde z góry polecenie Tu będziecie. Na zlecenie Czy biskupa eminencji Kardynała ekscelencji Macie zawsze być gotowe W razie czego nawet głowę Swą poświęcić dla Kościoła Gdy głos Jego was zawoła. Zatem która? Ja nie widzę! Świetnie! Już się was nie wstydzę! Dziewcząt swych błogosławionych Panu Bogu zaślubionych! Zatem dziś się należycie Przygotujcie. Kąpiel długa! Jednej niech pomaga druga. I dokładnie! Zwłaszcza krocze! No i macie być urocze! Uśmiechnięte, wniebowzięte! A te, które są nietknięte Do spowiedzi się zgłaszają I że czyste są - nie tają! Niech się dowie Ekscelencja Jego święta Eminencja Żeście wszystkie nowicjuszki Że nigdy w łóżku poduszki Z żadnym chłopem nie dzieliła Ani nigdzie się nie gziła! Już uśmiechnięta, dorzuca radośnie: - A co więcej, to na koniec, Niech to będzie wam wiadome: Biskup ziele dziś przywiezie! Poczujecie się jak w niebie! Zakonnice - Ziele! Ziele! - któraś woła. - Tyś najlepsza jest Przeora! Przeora: - I perfumy dostaniecie Najlepsze co są na świecie Wypachnijcie się więc całe Szyję, piersi i te małe Wasze cipuszeczki śliczne Czyste, ciasne i przepyszne! No a teraz - groźnie woła - Dalej, idźcie do kościoła, Tam Panu podziękujecie Żeście są jak polne kwiecie Śliczne, zdrowe, powołane Wierne służki Mu oddane! Chwilę milczy, przypatruje się z miłością dziewczętom, po czym dodaje: - Pamiętajcie! Za murami Czai się zło! Ono mami! Tutaj o nic się nie bójcie A jak trzeba, pokutujcie… Zamyśla się… …. – tam by każda z was musiała Dać dostęp do swego ciała Chłopu, co brudny przychodzi, I chce sobie w was dogodzić… Tutaj - macie wielebnego! Pachnącego i czystego A co się najbardziej liczy Jeśli którąś z was zaliczy Bez grzechu to policzone Będzie w niebie! Ucieszone??! Milknie. Spogląda na wrota, te otwierają się powoli. Każde odrzwia otwiera młody ministrant, pojawia się w nich dostojna postać Biskupa. Odziany w przepyszne szaty wkracza do kaplicy z uniesioną dumnie głową. Obrzuca spojrzeniem zakonnice, które padają na kolana, składając dłonie jak do pacierza opuszczają głowy jakby nie śmiały patrzeć wyprost na dostojnego gościa. Stańczyk: - Drzwi się z wolna uchylają Więc na nową nie zwracają Swej uwagi. A ta blednie! Zdaje się, że wnet wybiegnie Bo nerwowo się porusza Widać, cierpi dziewki dusza. Ale nim cokolwiek zrobi Już za późno dla niebogi Oto bowiem wyczekana Pojawia się postać – Pana! Stańczyk rusza do wrót i kontynuuje: - On nie wchodzi, tylko wkracza! Dostojeństwo go otacza Aura Ojca niebieskiego Dziedzica Ducha Świętego! Miast i wiosek nie odwiedza On je, w chwale swej, nawiedza! Nie rozmawia, on wygłasza, I nigdy się nie rozprasza. Kto go widzi, wnet wnioskuje Że Duch Święty nim kieruje! Że przed chwilą, tuż przed progiem Rozmawiał był z samym Bogiem! Każdy gest jest doskonały Nie ma miejsca na banały! Każde słowo i spojrzenie Podlega stałej ocenie. Jego boskość karki zgina I napawa lękiem mina Choć zaledwie oczy zmruży Już gotowa jest mu służyć Każda z dziewcząt tutaj czystych Z przyczyn, zda się, oczywistych! Stańczyk podąża tuż obok Biskupa, który trzymając prosto głowę zda się nie dostrzegać nikogo, lecz wodzi oczami z prawa na lewo, przyglądając się pochylonym postaciom zakonnic: Stańczyk, gdy Biskup zajmuje miejsce w tronie, ciągnie: - Gdy usiada, to zasiada! Widać, z Bogiem w myślach gada! Lico w trosce zadumane, Bo w jego ręce oddane Losy owiec i baranów Co pragną żyć wiecznie w Panu! Narrator: - Pan - działania jego wspiera! A kiedy biskup umiera - Nie umiera! On odchodzi! I do Domu Pana wchodzi! Ba! Nie wchodzi! On wstępuje! Pan ze świtą go przyjmuje! Anioły nad nim latają, Wieczne życie umilają! Pan go wita, jak swój swego I nie szczędzi dlań niczego Niebiańskie chóry zamawia I jak może Go zabawia! Stańczyk: Ci zaś, co poumierali I do nieba się dostali Jako zwykli śmiertelnicy, Co się z nimi nikt nie liczył, Siedzą skromnie gdzieś w oddali Po kątach się pochowali, Trzeba im wieków czekania By podejść do tronu Pana! A On przy nim se zasiada Tam nie kończy się biesiada! A przy stołach usługują I radością promieniują Śliczne służki, uśmiechnięte! Do tej roli w niebo wzięte Gdyż swych przysiąg nie złamały Gdy swe ciała oddawały Wielebnym, na bożą chwalę, Gdy im Pan podnosił pałę I w ten sposób, bez ich wiedzy, Ich cipeczki chciał nawiedzić! Narrator: wskazuje na klęczące zakonnice- - Taka czeka je nagroda! I panuje wśród nich zgoda – Oraz mocne przekonanie Że za wierność i oddanie, Za ciał chętne użyczenie, Czeka Wieczne, tam, Zbawienie! -
Elegia o Dziewce Nietkniętej Akt I
Lach Pustelnik opublikował(a) utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
------------------------------------------------Elegia o Dziewce Nietkniętej Wstęp. Opowiadają Narrator i Stańczyk. Narrator: - Wychowała się w Zameczku, Małym, spokojnym miasteczku, W którym też się urodziła I tam szkoły ukończyła. Mieszkała w nim całe życie I marzyła sobie skrycie By swe życie oddać całe Bogu. I na bożą chwałę. Śliczna była, lecz nieśmiała I choć spojrzeń przyciągała Wielu chłopców - i dorosłych, Na nic były ich zaloty. Książek wiele przeczytała A czytając, rozmyślała O wieczności, o swym losie I o tym, jakie pokłosie Będzie jej życia na ziemi, I czy dobro się rozpleni, I jak temu się przysłużyć I przez wiarę - Bogu służyć. Stańczyk: - I wstydliwa bardzo była Bowiem nawet, gdy się myła Z trudem się tam dotykała Chociaż, kiedy była mała, Mama jej wytłumaczyła By dokładnie się tam myła Że to ważne jest by w wannie Podmywała się starannie By po każdym załatwieniu Pamiętała o higienie. Narrator: - Ojca zaś chłodnego miała I choć wszystko dostawała O co tylko poprosiła To była w niej jakaś siła Która ją powstrzymywała I dlatego nie siadała Nigdy na jego kolanach Tak, jak zwykła brać ją mama. Stańczyk: - Ta zaś ją odeszła młodo Kiedy, nie chcąc być przeszkodą, Bliskim, gdy zachorowała, Otruła się, gdyż wiedziała Że choroba ta cierpienie Wieszczy pewne. I zniszczenie. Ojciec przez to chciał się zabić A córkę dziadkom zostawić By ją dalej wychowali I o przyszłość jej zadbali. Ale czas podleczył rany, I w córce był zakochany Tak, że dla niej żyć chciał dalej. Jej poświęcić życie całe! ………………………. Wybór Narrator: - Kiedy z domu wychodziła, I na skwerek przychodziła, Spotkać się z koleżankami, Pobawić z rówieśniczkami, Te, gdy się już tam zebrały, Na podwórku, to się śmiały Że gdy chłopiec swój rozporek Porozpina, tam potworek Sobie mieszka. Przypomina kształtem glistę. Albo węża Różowego i dziwnego! Coś bardzo zagadkowego! A co więcej, wąż ten czasem Staje strasznym się grubasem Jak poczwara się przemienia Rośnie szybko z podniecenia I, że chłopcu w takiej chwili, Wzrok się zmienia, i Godzilli Ma spojrzenie. Wtedy zmysły Jakby traci. Ciężko dyszy Aż do czasu, gdy mu minie I ten urok z niego spłynie! Stańczyk: - Jedna toto już widziała W dłoni brata. I ta pała Wielka była niesłychanie Brat masował ją w tym stanie Jakby pragnął ją tam wsadzić Skąd ten potwór zwykł wyłazić. - Skąd wyłaził?? – ją pytały. Ano z brzucha, gdzie, jak mały, Cicho sobie odpoczywa W ciepłym miejscu. Ale bywa Że wychodzi i rozrabia! Brat się wtedy z nim zabawia! Narrator: - I co dalej? – pyta Lona Tym opisem przerażona. - Potem zaś, ta gruba żyła, Ze swej paszczy wypuściła Strumień dziwnej, lepkiej cieczy Nigdym wcześniej takich rzeczy Na swe oczy nie widziała! - I co dalej?! – No, ta pała, Znowu mała się zrobiła I do brzucha powróciła! Stańczyk: - Takich rozmów więcej było, Aż się z czasem wyjaśniło, Że ta glista, otłuszczona, Wgłąb jej dziewiczego łona, Wtargnie. Kiedy będzie chciała Mieć swe dzieci. To ta pała Siłą będzie w nią wciskana! I krew przy tym też rozlana Tryśnie! Gdy pęknie jej błona! Narrator: - Przerażona była Lona Gdy sobie wyobrażała, Jak bardzo będzie cierpiała Jeśli matką zechce zostać Czemu musieć będzie sprostać! Wieczorami na kolanach, Błagała Chrystusa Pana Rączki na piersiach składała I żarliwie przemawiała Do serca Jezusowego, Nad łóżkiem zawieszonego: Stańczyk: - Chryste, niechaj to stworzenie, Które zowią przyrodzeniem, Nie splami… mojego ciała… Tak bym wiele za to dała… Byś mi przyrzekł… że pomożesz… Jak tak błagam Cię… W pokorze… Tylko Tobie.... oddam siebie… Boś Ty Panem jest tam…, w niebie… I dla Ciebie czystą… pragnę…, Być … na wieki, wieków… Amen! Narrator: - Tak Bogu obiecywała I tym się uspakajała. Stańczyk: - Później zaś ojcu wyznała, Że już zadecydowała, Że zrobi z życia swojego Dla Jezusa dar. Dla Niego Wstąpi czysta do klasztoru Że to sprawa jej wyboru. Narrator: Ojciec córce nie odradzał, Chociaż w sercu się nie zgadzał Z tym, co Bóg był mu zgotował, Gdy - na starość się szykował. Stańczyk: - Bowiem marzył nieraz skrycie, Że urządzi sobie życie Przy swej córce. Jej rodzinie. I przy wnukach. Że nie minie Go spokojna życia jesień, I że spokój mu przyniesie. -
Moc magii Przyjaciółko moja! Ty niczym senna mara Uwiodłaś mnie w poszyciu magicznym. I leśnym. I poczułem tęsknotę! Za życiem odwiecznym Za spełnieniem w ramionach Twych. Silnych konarach. Z gałęziami drzew moje splątały się marzenia I przeszłość w przyszłości się cała obejrzała Byłem liściem wplątanym w obraz Twego ciała… Bliski upadku… W senne wtopiony rojenia. Najczystszym odetchnąłem, jak nigdy, powietrzem I wchłonąłem w swe płuca zapachy zaklęte Włosów Twych. Niczym liany z Natury poczęte Niczym wiązów odrośla na łagodnym wietrze. Z Tobą się we mchy gęste kniei zanurzyłem Miękkością i wilgocią ciepłą nasiąknięte I słońca promieniami, co w niebie poczęte, Całą Ciebie i siebie, szczelnie, otuliłem. Czegóż więcej potrzeba marnemu poecie Kiedy wena kapryśna co raz to zawodzi? Na falach oceanów on tonie. W powodzi Doznań dziwnych szaleje. Dziw, że wciąż coś kleci.
- 1 odpowiedź
-
3
-
- magia
- dziewczyna
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Romantycznie.....
Lach Pustelnik odpowiedział(a) na Marek.zak1 utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
@Marek.zak1 nie całkiem się z tym zgadzam, bo często obserwuję że ta co ma wszystko, w dużym ( twardzielu) się zakochuje!