Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'zakonnica' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 4 wyniki

  1. Akt V Lona Modli się, samotnie klęcząc w kaplicy. Oczy jej się żarzą, wpatruje się błagalnym wzrokiem w Ukrzyżowanego: - Jam jest służka Twoja, Lona Panu Bogu zaślubiona W czystości żyć przyrzekałam Przed krzyżem śluby składałam Teraz….Myśl ta mnie przeraża I słabość moją obnaża! Niczym Szatan, zwodzi, kwili! Prześladuje w każdej chwili! Jest jak straszny widok trupa! Ciebie zdradzę?! - Czy Biskupa?!!! Łka… Podnosi się, wstaje i patrzy prosto w zakrwawioną twarz Chrystusa: - Czyjej mam się poddać woli? Czy Twa wola jego woli Jest tożsama? Czy wiążąca Jest tak samo? O ja, drżąca Teraz, u stóp Twych skrwawionych Gwoździem rdzawym przyszpilonych Do krzyża, który dźwigałeś Na którym za nas konałeś, Ja, Twa nędzna służebnica Czuję, jak mi płoną lica Jak się ciało moje spala Jak wnętrzności me wypala Rosnące we mnie zwątpienie! Rozgląda się wokoło, jakby wyczuła czyjąś obecność. Składa dłonie i błagalnym głosem: - Jezu, Twoje pojawienie Bardzo by mnie umocniło! …..Jesteś tu? …. …. Czy mi się śniło….? Chwyta się za głowę, przerażona, jakby się budziła ze złego snu… Czemu mi się nie ukażesz? Żywy mi się nie pokażesz?! Teraz…! Jesteś mi potrzebny! Wnet zniewoli mnie… wielebny Sługa Twój…? O Panie, proszę Może… Wyrwę sobie włosy…? I oszpecę swoje ciało… ? Błagam! Czy to… jeszcze mało? Podchodzi do krzyża, obejmuje drzewce i tuli do niego policzek. Głosem pełnym udręki błaga: - Przytul mnie, oblubienicę! Wejrzyj w moje młode lice Weź me ciało! Ja je Tobie W Trójcy Świętej Twej osobie Oddam tylko! Złożę w darze! Wnet… Zakopią je grabarze! W grobie ciemnym… Grobie zimnym… Strasznym… ciasnym… niegościnnym! Niech tam leży! Niech TAM szczeźnie! Ale Biskup mnie nie weźmie!!! Wyciąga rękę w stronę okna, za którym, w rogu przy ścianie znajduje się usypany kopiec z ziemi: - Moje ciało, nie splamione! Niech ta ziemia! Tam! Pochłonie!! Roztrzęsiona, znowu z przerażeniem zwraca się ku Ukrzyżowanemu: - O mój Panie! O mój Zbawco! - Bogiem Tyś mi? Czy … ???… Oprawcą!!! Pada na posadzkę, kuli się, drży, po czym uspakaja się, siada w kucki na posadzce, unosi głowę i błagająco zawodzi: - Wybacz mi, o drogi Panie! To jest tylko narzekanie… Boję się o swoją duszę Stąd tak szlocham… i się krztuszę… Nagle powstaje, otrząsa się, jakby sobie coś przypomniała: - Ale…? Mam już zapewnienie! Że nie minie mnie zbawienie Czegoż, więc się, głupia boję?? Choćby nie wiem co, dostoję! Zwraca oczy w górę, podnosi dłonie ku niebu: Przy Twym tronie wieczność czeka! Więc dłużej już nie narzekam! W Twym blasku będę się nurzać! Pieśń Ci śpiewać! Żadna burza Nie zagłuszy pieśni mojej Śpiewanej dla chwały Twojej! Rozgląda się wokół, kieruje wzrok ku widowni, przed siebie: - To cóż więcej duszy trzeba? Tylko nieba! Tylko nieba! I to jest jedyna droga! Bym poznała Jego! - Boga! Zwraca się ponownie cała ku Ukrzyżowanemu, już spokojnie, stanowczo: - Precz przepadły te katusze! Jemu - ciało! - Tobie - duszę!
  2. Akt IV Przeora Do celi Lony wchodzi Przeora, siada na podłodze przy niej i zaczyna gładzić delikatnie jej ramiona i włosy. Nachyla się nad nią i mówi: - Ejże, służko moja mała Coś ty tam narozrabiała? Skarżą na cię się dziewczyny Że oto z twojej przyczyny Biskup się pogniewać może? Zatem –mówię ku przestrodze – Zachowuj się dzisiaj ładnie, Rozmawiaj z nim słodko, składnie, Dbając, aby się nie zjeżył! Bo od niego los zależy Zgromadzenia tu naszego! Ta moc od Boga samego Jest mu w życiu przypisana Bowiem w łaskach jest u Pana! Lona unosi głowę, patrzy jej w oczy. Przeora uśmiecha się ciepło do niej, ciągnie dalej łagodnie: - Wszystko tu jest z jego woli, A że czasem poswawoli, Sobie z którąś ze sióstr naszych Toż to przecie… nic nie znaczy. Z dumą kontynuuje: - I ja, kiedym młodą była Wybierana przezeń byłam Miałam ciało zdrowe, piękne Teraz patrz: Jakie uschnięte… Zasmuca się, oglądając swoje dłonie. Ale szybko wraca do pogodnego nastroju, mówi wesoło: - We wspomnieniach, każda chwila Z nim spędzona - czas umila! Wszystko przecie wszak przemija Ale wspomnień nie zabija… Z tobą też tak, młódko, będzie To nagroda dla cię będzie, Zanim przyjdzie ta, co życie Wszelkie ścina. I w niebycie Zaśniesz … Do dnia zmartwychwstania! Który, jak gwiazda zaranna Jawi się nam… Z łaski Pana! Stańczyk: - Słucha młódka - i się lęka, Bowiem jest to dla niej męka Gdy pojąć czegoś nie może! I już nie wie, czy w uporze Nadal ma trwać przysiąg swoich? Czy też żarty sobie stroi Z niej to całe otoczenie, Co miało wieczne zbawienie, Przede wszystkim mieć na względzie? A tymczasem - jak w obłędzie, Seksualnym tkwią jej siostry Oraz Biskup! Ten wyniosły Władca ich dusz. Eminencja Mająca moce zaklęcia Które wiedzie do wiecznego Życia w niebie. Spokojnego! Narrator: - I tak, wierna służka Lona Poczuła się jak zdradzona. Ta, co miała przed złem chronić Zdaje się potwora bronić! I to nawet jej wyjawia Że seks sama z nim uprawia! Tymczasem Przeora, otulając serdecznie Lonę ramieniem, pociesza ją: - Nie bój się więc, moja mała Każda z nas mu kiedyś dała, Bo to nie jest grzechem żadnym Przespać się z tym panem władnym! Nie jest grzechem gdy ci włoży W cipkę chuja sługa boży On ci da wieczne zbawienie Po co zatem to zmartwienie? Nie bój… Nie bój się kochana! Pościel pięknie już zasłana Idź. I umyj się starannie! Poleż sobie trochę w wannie Natrzyj ciało olejkami Niech mu pachnie, poziomkami! Bierze jej twarz z miłością w dłonie i szepce na poufnie na ucho: - Polubisz… Choć pierwszym razem Może boleć… Lecz ci radzę Teraz się tym nie przejmować Jeszcze będziesz mi dziękować…! Na koniec marszczy czoło, ale uśmiecha się pokrzepiająco: - Eminencja lubi czasem Nim rozpocznie dźgać kutasem Zakląć sobie. Powydzierać W słowach swoich nie przebierać Niech Cię jednak to nie płoszy Bo zaznasz z nim moc… Rozkoszy! Zatrzymuje się w drzwiach i odwracając się rzuca stanowczo: - W oczach Pana, zawsze, wszędzie Ty dziewicą czystą będziesz Bowiem taka jest moc jest dana Dla księdza biskupa z Pana Boga w niebie najwyższego Oraz Ducha Najświętszego. Koniec Aktu IV
  3. ELEGIA O DZIEWCE NIETKNIĘTEJ Akt II. Prezentacja: Stańczyk: - Stają rzędem zakonnice Śliczne usta, krase lice Przemowa Przeory: - Zaraz ON się tutaj zjawi! Każdej z Was pobłogosławi Osobiście! On nałoży Ręce na was! On położy Swoje święte, boskie dłonie Na te gładkie, cudne skronie Gdy przed Krzyżem uklękniecie I przysięgę wypowiecie. Wiem, że każda z was gotowa Jest powtórzyć wszystkie słowa Które, szczerze wygłoszone W życie, w czyny wprowadzone, Otworzą wrota przed wami Za którymi, z aniołami Pośród barwnych łąk niebiańskich Dostąpicie do stóp Pańskich! Znajdziecie się w Domu Pana! Każda czysta! Nieskalana! Przekroczycie złote progi Zostawiając ten świat wrogi Który żadnej z Was nie zbrudził Dla grzeszników! Grzesznych ludzi! Przechadza się przed stojącymi w rzędzie mniszkami, które ulegle pochylają się przed nią: - Mąk czyścowych unikniecie Boście są jak polne kwiecie Czyste, niczym nie skażone Panu Bogu poślubione I mąż żaden nie dotykał Waszych skarbów. Ni nie widział! Za to spotka Was nagroda! Jakiej żadna ludzka głowa Nigdy by nie wymyśliła Choćby nawet się siliła Przez kosmiczne wieki całe! Gdyż to, co jest doskonałe Panu tylko przynależy I od Niego też zależy Komu przyzna tę nagrodę! Kto uzyska Jego zgodę By w niebiańskie, cudne bramy Na wieczność był wpuszczany! Milknie na chwilę, czeka aż dziewki pojmą znaczenie jej słów. Po czym kontynuuje z naciskiem: - A do tego, tu, typuje Jego Sługa! A kieruje I prowadzi Go Duch Święty! Ten sam, w którym Syn poczęty Został z Najczystszej Panienki By nas od wszelkiej udręki Uwolnić na wieczność całą! Zatem do roboty! Śmiało! I posłusznie w tym zaszczycie Co wam każe, to spełnicie! Naraz coś się dzieje z dziewczętami. Jedna zaczyna chichotać, potem druga, zaczynają trząść się ze śmiechu zasłaniając szczelnie usta dłońmi, widać, że drwią ze słów Matki. Ta wpada we wściekłość. Stańczyk podchodzi do Przeory, wskazuje na nią ręką i tłumaczy: Stańczyk: - Czy Mateczka już pojęła Że z przemową tą przegięła? Że dziewczęta durne nie są Na jej brednie nie polecą? Patrzcie! Teraz się wydziera! I w swych słowach nie przebiera: Matka Przełożona, cała czerwona ze złości, staje przed dziewczętami wygrażając im palcem: - Co wy tutaj, kurwy macie, Sobie dziś wyobrażacie? Jak się, której nie podoba, Won do domu! Wolna droga! Ale czeka was od Boga Wielka kara, czy nie wiecie?! W piekle smażyć się będziecie! Tam was szatan, sługa Boży, W łożu madejowym złoży I ognisty ogon wciśnie W wasze krocza, aż wypryśnie Krew z was cała. Lecz nie liczcie Że swój żywot tak skończycie! Bowiem dusze będą żyły I przez wieczność się męczyły W kotłach, napełnionych smołą, Pod którymi diabli smolą! Milknie na chwilę, wpatruje się w dziewczęta z nagłym zdziwieniem i kontynuuje: - Czy wy, kurwy, uważacie, Że darmo to wszystko macie? Że wasze wieczne zbawienie Z grzechów wszystkich wybawienie, Bez zapłaty tak przychodzi?? Wy! Musicie wynagrodzić! W jakiś sposób swego pana Któremu ta łaska dana Jest od Boga, by rozgrzeszać I tak diabłu szyki mieszać! Bowiem dusze rozgrzeszone Dlań na zawsze są stracone! Ociera pot z czoła, uspakaja się - A co macie wy do dania? Prócz swych cipek do ruchania? Wasze ciała, śliczne, zdrowe Mają zawsze być gotowe Gdy przyjedzie sługa Pana I zapragnie poruchania! Już całkiem spokojnie, mówi dalej, z naciskiem -Bogu żeście ślubowały Że pokornie wypełniały Każde z góry polecenie Tu będziecie. Na zlecenie Czy biskupa eminencji Kardynała ekscelencji Macie zawsze być gotowe W razie czego nawet głowę Swą poświęcić dla Kościoła Gdy głos Jego was zawoła. Zatem która? Ja nie widzę! Świetnie! Już się was nie wstydzę! Dziewcząt swych błogosławionych Panu Bogu zaślubionych! Zatem dziś się należycie Przygotujcie. Kąpiel długa! Jednej niech pomaga druga. I dokładnie! Zwłaszcza krocze! No i macie być urocze! Uśmiechnięte, wniebowzięte! A te, które są nietknięte Do spowiedzi się zgłaszają I że czyste są - nie tają! Niech się dowie Ekscelencja Jego święta Eminencja Żeście wszystkie nowicjuszki Że nigdy w łóżku poduszki Z żadnym chłopem nie dzieliła Ani nigdzie się nie gziła! Już uśmiechnięta, dorzuca radośnie: - A co więcej, to na koniec, Niech to będzie wam wiadome: Biskup ziele dziś przywiezie! Poczujecie się jak w niebie! Zakonnice - Ziele! Ziele! - któraś woła. - Tyś najlepsza jest Przeora! Przeora: - I perfumy dostaniecie Najlepsze co są na świecie Wypachnijcie się więc całe Szyję, piersi i te małe Wasze cipuszeczki śliczne Czyste, ciasne i przepyszne! No a teraz - groźnie woła - Dalej, idźcie do kościoła, Tam Panu podziękujecie Żeście są jak polne kwiecie Śliczne, zdrowe, powołane Wierne służki Mu oddane! Chwilę milczy, przypatruje się z miłością dziewczętom, po czym dodaje: - Pamiętajcie! Za murami Czai się zło! Ono mami! Tutaj o nic się nie bójcie A jak trzeba, pokutujcie… Zamyśla się… …. – tam by każda z was musiała Dać dostęp do swego ciała Chłopu, co brudny przychodzi, I chce sobie w was dogodzić… Tutaj - macie wielebnego! Pachnącego i czystego A co się najbardziej liczy Jeśli którąś z was zaliczy Bez grzechu to policzone Będzie w niebie! Ucieszone??! Milknie. Spogląda na wrota, te otwierają się powoli. Każde odrzwia otwiera młody ministrant, pojawia się w nich dostojna postać Biskupa. Odziany w przepyszne szaty wkracza do kaplicy z uniesioną dumnie głową. Obrzuca spojrzeniem zakonnice, które padają na kolana, składając dłonie jak do pacierza opuszczają głowy jakby nie śmiały patrzeć wyprost na dostojnego gościa. Stańczyk: - Drzwi się z wolna uchylają Więc na nową nie zwracają Swej uwagi. A ta blednie! Zdaje się, że wnet wybiegnie Bo nerwowo się porusza Widać, cierpi dziewki dusza. Ale nim cokolwiek zrobi Już za późno dla niebogi Oto bowiem wyczekana Pojawia się postać – Pana! Stańczyk rusza do wrót i kontynuuje: - On nie wchodzi, tylko wkracza! Dostojeństwo go otacza Aura Ojca niebieskiego Dziedzica Ducha Świętego! Miast i wiosek nie odwiedza On je, w chwale swej, nawiedza! Nie rozmawia, on wygłasza, I nigdy się nie rozprasza. Kto go widzi, wnet wnioskuje Że Duch Święty nim kieruje! Że przed chwilą, tuż przed progiem Rozmawiał był z samym Bogiem! Każdy gest jest doskonały Nie ma miejsca na banały! Każde słowo i spojrzenie Podlega stałej ocenie. Jego boskość karki zgina I napawa lękiem mina Choć zaledwie oczy zmruży Już gotowa jest mu służyć Każda z dziewcząt tutaj czystych Z przyczyn, zda się, oczywistych! Stańczyk podąża tuż obok Biskupa, który trzymając prosto głowę zda się nie dostrzegać nikogo, lecz wodzi oczami z prawa na lewo, przyglądając się pochylonym postaciom zakonnic: Stańczyk, gdy Biskup zajmuje miejsce w tronie, ciągnie: - Gdy usiada, to zasiada! Widać, z Bogiem w myślach gada! Lico w trosce zadumane, Bo w jego ręce oddane Losy owiec i baranów Co pragną żyć wiecznie w Panu! Narrator: - Pan - działania jego wspiera! A kiedy biskup umiera - Nie umiera! On odchodzi! I do Domu Pana wchodzi! Ba! Nie wchodzi! On wstępuje! Pan ze świtą go przyjmuje! Anioły nad nim latają, Wieczne życie umilają! Pan go wita, jak swój swego I nie szczędzi dlań niczego Niebiańskie chóry zamawia I jak może Go zabawia! Stańczyk: Ci zaś, co poumierali I do nieba się dostali Jako zwykli śmiertelnicy, Co się z nimi nikt nie liczył, Siedzą skromnie gdzieś w oddali Po kątach się pochowali, Trzeba im wieków czekania By podejść do tronu Pana! A On przy nim se zasiada Tam nie kończy się biesiada! A przy stołach usługują I radością promieniują Śliczne służki, uśmiechnięte! Do tej roli w niebo wzięte Gdyż swych przysiąg nie złamały Gdy swe ciała oddawały Wielebnym, na bożą chwalę, Gdy im Pan podnosił pałę I w ten sposób, bez ich wiedzy, Ich cipeczki chciał nawiedzić! Narrator: wskazuje na klęczące zakonnice- - Taka czeka je nagroda! I panuje wśród nich zgoda – Oraz mocne przekonanie Że za wierność i oddanie, Za ciał chętne użyczenie, Czeka Wieczne, tam, Zbawienie!
  4. ------------------------------------------------Elegia o Dziewce Nietkniętej Wstęp. Opowiadają Narrator i Stańczyk. Narrator: - Wychowała się w Zameczku, Małym, spokojnym miasteczku, W którym też się urodziła I tam szkoły ukończyła. Mieszkała w nim całe życie I marzyła sobie skrycie By swe życie oddać całe Bogu. I na bożą chwałę. Śliczna była, lecz nieśmiała I choć spojrzeń przyciągała Wielu chłopców - i dorosłych, Na nic były ich zaloty. Książek wiele przeczytała A czytając, rozmyślała O wieczności, o swym losie I o tym, jakie pokłosie Będzie jej życia na ziemi, I czy dobro się rozpleni, I jak temu się przysłużyć I przez wiarę - Bogu służyć. Stańczyk: - I wstydliwa bardzo była Bowiem nawet, gdy się myła Z trudem się tam dotykała Chociaż, kiedy była mała, Mama jej wytłumaczyła By dokładnie się tam myła Że to ważne jest by w wannie Podmywała się starannie By po każdym załatwieniu Pamiętała o higienie. Narrator: - Ojca zaś chłodnego miała I choć wszystko dostawała O co tylko poprosiła To była w niej jakaś siła Która ją powstrzymywała I dlatego nie siadała Nigdy na jego kolanach Tak, jak zwykła brać ją mama. Stańczyk: - Ta zaś ją odeszła młodo Kiedy, nie chcąc być przeszkodą, Bliskim, gdy zachorowała, Otruła się, gdyż wiedziała Że choroba ta cierpienie Wieszczy pewne. I zniszczenie. Ojciec przez to chciał się zabić A córkę dziadkom zostawić By ją dalej wychowali I o przyszłość jej zadbali. Ale czas podleczył rany, I w córce był zakochany Tak, że dla niej żyć chciał dalej. Jej poświęcić życie całe! ………………………. Wybór Narrator: - Kiedy z domu wychodziła, I na skwerek przychodziła, Spotkać się z koleżankami, Pobawić z rówieśniczkami, Te, gdy się już tam zebrały, Na podwórku, to się śmiały Że gdy chłopiec swój rozporek Porozpina, tam potworek Sobie mieszka. Przypomina kształtem glistę. Albo węża Różowego i dziwnego! Coś bardzo zagadkowego! A co więcej, wąż ten czasem Staje strasznym się grubasem Jak poczwara się przemienia Rośnie szybko z podniecenia I, że chłopcu w takiej chwili, Wzrok się zmienia, i Godzilli Ma spojrzenie. Wtedy zmysły Jakby traci. Ciężko dyszy Aż do czasu, gdy mu minie I ten urok z niego spłynie! Stańczyk: - Jedna toto już widziała W dłoni brata. I ta pała Wielka była niesłychanie Brat masował ją w tym stanie Jakby pragnął ją tam wsadzić Skąd ten potwór zwykł wyłazić. - Skąd wyłaził?? – ją pytały. Ano z brzucha, gdzie, jak mały, Cicho sobie odpoczywa W ciepłym miejscu. Ale bywa Że wychodzi i rozrabia! Brat się wtedy z nim zabawia! Narrator: - I co dalej? – pyta Lona Tym opisem przerażona. - Potem zaś, ta gruba żyła, Ze swej paszczy wypuściła Strumień dziwnej, lepkiej cieczy Nigdym wcześniej takich rzeczy Na swe oczy nie widziała! - I co dalej?! – No, ta pała, Znowu mała się zrobiła I do brzucha powróciła! Stańczyk: - Takich rozmów więcej było, Aż się z czasem wyjaśniło, Że ta glista, otłuszczona, Wgłąb jej dziewiczego łona, Wtargnie. Kiedy będzie chciała Mieć swe dzieci. To ta pała Siłą będzie w nią wciskana! I krew przy tym też rozlana Tryśnie! Gdy pęknie jej błona! Narrator: - Przerażona była Lona Gdy sobie wyobrażała, Jak bardzo będzie cierpiała Jeśli matką zechce zostać Czemu musieć będzie sprostać! Wieczorami na kolanach, Błagała Chrystusa Pana Rączki na piersiach składała I żarliwie przemawiała Do serca Jezusowego, Nad łóżkiem zawieszonego: Stańczyk: - Chryste, niechaj to stworzenie, Które zowią przyrodzeniem, Nie splami… mojego ciała… Tak bym wiele za to dała… Byś mi przyrzekł… że pomożesz… Jak tak błagam Cię… W pokorze… Tylko Tobie.... oddam siebie… Boś Ty Panem jest tam…, w niebie… I dla Ciebie czystą… pragnę…, Być … na wieki, wieków… Amen! Narrator: - Tak Bogu obiecywała I tym się uspakajała. Stańczyk: - Później zaś ojcu wyznała, Że już zadecydowała, Że zrobi z życia swojego Dla Jezusa dar. Dla Niego Wstąpi czysta do klasztoru Że to sprawa jej wyboru. Narrator: Ojciec córce nie odradzał, Chociaż w sercu się nie zgadzał Z tym, co Bóg był mu zgotował, Gdy - na starość się szykował. Stańczyk: - Bowiem marzył nieraz skrycie, Że urządzi sobie życie Przy swej córce. Jej rodzinie. I przy wnukach. Że nie minie Go spokojna życia jesień, I że spokój mu przyniesie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...