Pod błękitnym oceanem nieba,
po spokojnej i łagodnej fali,
płynie tratwa, a na niej rozbitek
wznosi modły, by ktoś go ocalił.
Morze czyste i gładkie jak tafla,
nie ma wiatru i słońce przygrzewa,
lecz nieszczęśnik się tym nie raduje,
bo z pragnienia i głodu omdlewa.
Słodka woda się dawno skończyła,
w głowie obłęd zaczyna mu szumieć,
nieświadomy czy umarł, czy żyje,
co się dzieje już przestał rozumieć.
Naraz Tryton się z morza wyłonił,
szybko wciągnął rozbitka pod fale,
tam go zmienił w pięknego syrena
i swoim zięciem uczynił w chwale.
Ja tam byłam, widziałam, słyszałam
teraz wierszem to Wam opowiadam.
I cóż z tego, że mi się to śniło?
Czy to znaczy, że nieprawdę gadam?