może gdybym zagrał w grę
czyje na wierzchu
szedł drogą
tylko w jednym kierunku
łatwo sprzedawał cudze grzechy
lub szukał wskazówek
jak żyć
przy drzwiach otwartych
mógłbym świat
poukładać inaczej
choć wiem że jutro
nikomu nie obiecane
prawda - jak brzmi to idiotycznie
uchylam drzwi pamięci
odkrywam zapomniany pakt przymierze
niepowrotnych zdarzeń nazwisk twarzy
werbuję pokusę
do zadawania pytań
do szukania podobieństwa
w toni wyobraźni
wtedy pragnę jednego
umysł niech się stanie tarczą
nie rwącą strugą czasu
wchodzę w spełnienie
/ choć niewielu jest takich/
do którego zostałem wezwany
z wolą trwania przy swoim
i ciągle nie mogę znaleźć sposobu na
roztargnienie
rozwiewające niezapisane kartki
jestem tak doskonały
że aż obojętny
jestem prawdą
nie własnego sumienia
jestem ciszą
nocą i świtem
co wstaje przede mną
powietrzem
świadkiem niepogody
dobą zadługą
odchodzącym w cień wspomnieniem
jestem też rosą
do spijania
spowiednikiem grzeszników
wydeptaną ścieżką
jestem cząsteczką i pyłem
tyle
gdyby było nam pisane już by się stało
przejście do świata identycznego
- mój odpowiednik
byliśmy na listach
mówiły o tym w przestrzeni
duchy powietrza ognia i ziemi
czekaliśmy chwili
przenosiliśmy plany
na płótno
rozciągniętego nieba
gotowi iść
w bezmiar drogi
zanurzając stopy
w nie wiadomo dokąd
na własne ryzyko
w tym samym czasie
z tych samych powodów
Może masz trochę racji, ale chodziło mi o to - kim byłeś przed podróżą, kim teraz na miejscu, ani kiedyś żyli gdzieś , teraz są tylko numerami. Pozdrawiam
ledwie dotknięty kolorem życia
wjechałeś wagonem zagłady
wprost do babilonu trzeciego nieba
kim jesteś - byłeś
kim są oni - ci
przyodziani w numery
zapędzony w róg szaleństwa
oznaczony nosiciel kary
a w porze ,, lunchu"
kiedy modlitwy potraciły moce
rysowałeś wykradzionym ołówkiem
portrety - płacili
kromką chleba