Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dawid Rzeszutek

Użytkownicy
  • Postów

    536
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Dawid Rzeszutek

  1. Witaj Alicjo Ciesze się, że mimo nieswojej bajki zaglądasz, to miłe. Przykro mi z powodu historii, które przedstawiasz. Sam straciłem zbyt wielu kumpli przez narkotyki, alkohol i o dziwo również przez pieniądze i kobiety. Dobrze rozumiem Twój ból - sam doświadczałem go zbyt często. Nie potrafię tego nazwać, może boska świadomość, pułap oczywistości - są wystarczająco bliskimi odpowiednikami, to coś w postaci takiej jakby ogromnej pewności, że życie to tylko kamień milowy na drodze wiecznej egzystencji, która daje mi inną perspektywę patrzenia na przypadek śmierci, na umieranie, nawet samobójcze. Już długo nikogo nie opłakuję, gdyż wiem, że poza tym wymiarem trudu, potu, krwi, cierpienia - jest inny lepszy świat. Myślę również, że sami dokonujemy wyborów, w jakie życie się pakujemy i jakie ono konsekwencje odciśnie na naszym losie. To może jest bańska mydlana, abstrakcja, która nijak ma się do realiów, jednak dzięki temu odczuwam spokój, bo wiem, że jeszcze spotkam nie jeden raz, osoby które w tragicznych okolicznościach z tego świata odeszły. Nie potrafię niestety nikogo tego nauczyć, więc pozostaje mi tylko wiara, że kiedyś spojrzysz podobnie i łza więcej nie zmoczy Ci policzków, że nadzieja na spotkanie utraconych osób rozpromieni twoją twarz. Nie jestem katolikiem, mimo że się w katolickiej rodzinie urodziłem, nie należę również do żadnego "kościoła". Mam swój przepis na życie i na wieczność i dużo lżej mi się dzięki temu żyje. Kończąc dodam, że trzymam równowagę między alkoholem a funkcjonowaniem, nie wpadam w ciągi alkoholowe, piję w rozsądnych ilościach od bardzo dawna. Nie czuje również silnego do alkoholu pociągu - tak racjonalnie myśląc, jestem zwykłym człowiekiem, który lubi czasem się odurzyć. W wierszu chodzi o życie, które ma procenty, które często nas odurza Życie jako największy narkotyk- taka mała wskazówka. Kłaniam się niziutko Pozdrawiam! Dawid.
  2. Witaj Marek.zak.1, Tak, to prawda, ale w wierszu chodzi właśnie o miejsce zachodzenia reakcji zniechęcenia - myślę, ze ogólnikowo pisząc - SZKOŁA - każdemu obudzą się wspomnienia związane z tym, o czym właśnie Pan pisze - nauczyciele, program edukacji, kryteria kuratorium, innymi słowy cały ten chory bajzel. To tak, jak w przypadku zakupu jogurtu - mówi się idę do sklepu po JOGURT, ale raczej zastanawia się na jego smakiem i konsystencją, ceną - nad cechami, które są ważniejsze, ale kryją się pod pojęciem - jogurt. Nie wiem czy dobrze wyjaśniłem swoją perspektywę, ale na pewno zgadzam się z Panem w głównych założeniach. Pozdrawiam.
  3. Witam Cię Gaźniku serdecznie, Ktoś kiedyś napisał, już nie pamiętam kto, że poezja, to tak naprawdę lustro, w którym człowiek może przyjrzeć się własnej duszy. Myśle, że w dużej mierze jest to prawdą i jest to również bardzo piękne. Odbiorca w pierwszej kolejności rozumie przekaz wiersza według własnego zasobu pojęć i ich specyficznemu postrzeganiu(który może się różnić od postrzegania autora). To tworzy niekiedy obrazy w głowie jego, oddalone w pewien sposób od tzw. "portu autora", jednak zawsze pływające po tym samym morzu, żyjące na jednej ziemi - więc czym się przejmować? Precyzować tłumaczenie niekiedy mogę tylko dla ugaszenia ognia ciekawości, ale w przeciwieństwie do sztywnych ram interpretacyjnych uczonych w szkołach, to pierwsze odniesione wrażenie winno być najważniejsze, bo przecież jest ono "własne" "jedyne" i bardzo "oryginalne". Myślę, że ludzie się boją często interpretować, by nie trafić z nią zbyt daleko od tegoż "portu ", od sedna, bo myślą, że to ich prywatna porażka, błąd, że są dziwni, nie rozumieją, a myśle, że tok tego rozumowania jest błędny. Musze nadmienić, że pisze często bardzo abstrakcyjnie, co utrudnia przejście się po gruncie wiersza i zrozumienie go w sposób trafny, ale jestem dziwnym człowiekiem i w głowie mam niezły kosmos, to może być zaletą dla tych, którzy rozumieją, a dla tych którzy nie docierają w sposób oczywisty do celu - wadą. Ostatecznie jednak, wciąż się uczę, choć i tak czuję jakbym buszował w ciemności, głównie z tego powodu, że ja również zaniedbałem edukację, co prawda pokończyłem szkoły, ale głównie na zasadzie przepychania z klasy do klasy. Również jak ty, frekwencję miałem bardzo niską. Nigdy nie studiowałem, ale gdybym to zrobił, to pewnie wybrałbym kierunek filozofii. W kwestii alkoholu, to wiersz może ukazywać alkoholizm autora, jednak nie do końca tak jest, bo piję - to prawda, ale nie jest to przerażająco częste i nie w nadmiernych ilościach. (Pewnie każdy alkoholik tam mówi, heh) Życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia i dużo siły w walce z chęcią sięgnięcia do "literatki". Pozdrawiam.
  4. Czterdziestoprocentowa moc Szukam mocy w szklance życia! Kiedyś niosła czterdzieści procent, lecz po trzydziestce to zbyt mało, by inwencja poetycka obudziła zmysły i uśpiła własne istnienie. Chowałem się głęboko w myśli wschodzącej słonecznie wraz z wypitymi procentami, tulącą się do synaps wciąż pijanych od wstrząsów ziemi i charakteru. Wtedy pojąłem, że szkoła zabija chęć czytania, ale bezdomna książka znaleziona nocą na przystanku, udowodniła, że litery gryzą tylko na lekcjach, i jaki silny trwał mróz. Znalazłem w barze pełną szklankę mocy człeczego przeznaczenia. Nie w strach mi ten długi czas, a moc w końcu obudziła zmysły i uśpiła istnienie, tworząc Noc.
  5. Ulotka - Ulga na Korsyce - CZAS (CZ.1) Utuliłem w pośpiechu zegarynkę, płakała jak zwykle o dwudziestej, gdy wynosiłem worki ze zwłokami jej najmilszych sekund i godzin, upierdliwy ich cały dzień. Musiałem utłuc je obcasem buta, tłuc tyle, by zagłuszyć bolesne dla duszy tykanie, choć na jedną cholerną godzinę. Worki były nad wyraz wytrzymałe i pojemne, chowałem w nich dzień, cały obślizły i szyderczo promienny, porąbany dzień. Płacz zegarynki odczuwałem jako ulgę, jedną cholerną godzinę ulgi, gdy nie wydawała innych odgłosów, prócz cichego szlochu i zgrzytania zębami. Dla niej był to czas apokalipsy, a dla mnie odgłos zbliżającego się, mimo wszystko ,marnego zbawienia, bo kupionego na przecenie. Po długich latach rytuału mordu przypadkiem dostrzegłem małą, chujowo żółtą ulotkę, leżała na schodach, gdy wynosiłem zwłoki, jedną cholerną ulotkę, na której pisało Ulga w Raju - Wakacje na Korsyce. Była to papierowa, niewielka "reklamówka" sieci biura turystycznego, która zrujnowała cały porządek dni, bo udowadniała beznadzieję, w której żyłem, co później w obliczu mojej egzystencji stało się największym powodem jedynej, cholernej i przeklętej depresji. Tyle lat mordowania sekund i godzin obcasem mokasyna, tyle oczekiwania na godzinę zbawienia, wydawałoby się bezkresnego spokoju, a okazało się, że można przestać grzeszyć, odpuścić tortury i pozbyć się poczucia winy, która rosła, rosła z szybkością czasu. Posiadanie nawet częściowe Raju na własność, było największym marzeniem. Gdy poszedłem do biura turystycznego, którego ulotkę znalazłem, nie było łatwo dotrzeć do obsługi. Kolejki były potężne. Tłumy miały na twarzy tą samą smutną, cholerną minę zabójców sekund i godzin i krew całych dni na rękach, jak ja. Logicznie myśląc, kto ich nie miał, kto tego nie robi? I kto nie gardzi sobą i całą tą krwawą robotą, w ten sam sposób? Pomyślałem, że zapewne nie uda się urzeczywistnić najnowszego planu, gdyż kolejki sięgały kolejnej przecznicy i realnie będą się powiększać, gdyż ktoś w tłumie wspomniał, że ma się ukazać reklama po wieczornych wiadomościach, właśnie tegoż biura podróży wraz z pakietem promocyjnych wyjazdów. Wróciłem do domu. Była dwudziesta. Wykonałem znów mokrą robotę, krew dziś dużo mocniej tryskała, to pewnie przez pogodę, ciśnienie rosło, miały nadejść upały. Worki położyłem w holu, zapakowane i gotowe do wyniesienia. Gdy już pozbyłem się dowodów winy, wpadła mi myśl do głowy, że bardzo żmudna jest ta robota, biorąc pod uwagę, że precyzyjnie musiałem walić w głowę sekundy, a przecież są takie małe! Dużo łatwiej było z godzinami, one były dużo większe. Tyle krwi, bólu i poświęcenia dla jednej godziny w obłokach. hmm... czy to nie jest moja paranoja? Czas rodzi przedziwne twory, można by rzec nadzieje i wspomnienia, lecz komu one są potrzebne? Czasem miałem wrażenie, że marnuję czas, lecz to tylko napędzało mnie coraz mocniej, ku zbrodni. W bezczasie nie ma takich problemów. Na Korsyce też nie miałbym takich problemów. Przecież zabijanie ich nie było łatwe, szczególnie dla wrażliwego człowieka, wolałbym już palić stare pocztówki w piecu albo nie planować przyszłości, lecz jeszcze nie było takiej technologii, by czas wyglądał inaczej niż jak zegar. Strach, że sąsiedzi usłyszą, był silny, a przecież nie ma morderstw bez krzyków, błagań o litość, prób ucieczki, sami rozumiecie, musiałem być albo bardzo szybki, albo niebywale sprytny, a najlepiej posiadać obie cechy. Długo kombinowałem. Jedną z technik, która pozwalała mi załatwić krwistą robotę było kneblowanie ich starą śmierdzącą skarpetą, która zamiast leżeć, to stała tuż obok butów. Zdawało to egzamin, lecz na dłuższą metę było to męczące. Głównie z tego powodu, że musiałem przekładać ślepym sekundom i godzinom z ust do ust tą jedną skarpetę. Pewnego dnia znalazłem wyjście z tej sytuacji. Odkręciłem gaz i mówię - "Jeśli się nie zamkniecie, to wysadzę was w powietrze". Milkły niemal natychmiast, lecz rachunki bywały zbyt duże. Musiałem szukać, i tak szukam do tej pory, lepszego sposobu na śmierć tykających skurwysynów. Może się wydawać, że to zegar jest winny zakłócania ciszy, lecz co zauważyłem już na początku to, że on również jest ofiarą. Nawet zrobiło mi się go szkoda. Gdy kolejnego dnia męki wykonałem codzienny rytuał mordu, usiadłem w fotelu, korzystając z pełni możliwości godziny ciszy. Po chwili namysłu stwierdziłem, że w obecnej sytuacji tylko ulotka tj. jej oferta była wyjściem z matni, jak również ślepa jak wiatr nadzieja, że zegar przestanie w końcu tykać. Mijały lata i depresja zbudowana niespełnieniem, drążyła mi mózg, niemal zjadała synapsy. Byłem wyjałowiony jak pustynny piach, bez odrobiny wiary ani nadziei. Znudzony zabawą w Boga i jęczeniem sekund i godzin, tych w głowie wszystkich zabitych dni, wpadłem na pomysł a konsekwencją jego był wydawałoby się szalony pomysł, lecz w moim życiu już nic nie jest szalone, postanowiłem skoczyć na tę Korsykę, było to u szczytu smutku i niechęci do życia. Tak, Korsyka, hmm... Tak, Korsyka, hmm... Musiałem stwierdzić, że marzenia były bardzo silne, niemal czułem wolność od tragicznego wykorzystywania sekund i godzin, lecz jakby cios topora lub wielkiego silnego młota przerwał moją przyjemność. Uderzyło mnie podobieństwo Korsyki do raju w Niebiosach, o którym mówiono nam od dziecka. Pamiętam jak z rodzeństwem słuchaliśmy rodziców opowiadających historyjki biblijne, nieraz starałem się wizualizować te wszystkie atole, palmy, ciepłą wodę i nigdy niezachodzące słońce. Bar oraz fikuśne drinki z całego świata - to byłby mój główny punkt zaczepienia. Już tak bardzo odleciałem, że niemal czułem w ustach smak Manhattanu. Stwierdziłem, że drogę do osławionego raju były zasadniczo dwie, łatwiejsza i trudniejsza, jednak stwierdziłem, że dobrze by było gdybym znalazł drogę łączącą obie wizje. Wtedy jakby ktoś włożył mi myśl do głowy, poczułem uszczypnięcie i chłód wiejący jakby z innego wymiaru. Wiedziałem doskonale, co muszę zrobić i jak to się skończy - przynajmniej tak mi się wydawało. Mieszkałem na ósmym piętrze, całkiem wysoko i widoki były niezłe, ale przez to, co później zrobiłem, nie byłem wcale z siebie dumny, choć to było jedyne wyjście. Zdarza się tak przecież w życiu, że ma się tylko jedno wyjście, prawda? Tak tez było w moim przypadku. Wziąłem i położyłem ulotkę, tak tę zółtą pierdoloną ulotkę na chodniku przed domem i wjechałem windą na sam dach, po czym po prostu skoczyłem w dół, układając się jak podczas skoku na główkę do wody. Spadłem i czyn mój zmiótł mnie, a zasadniczo rozbryzgał bezpośrednio "na Korsyce", tej ulotce, która stała się największą obsesją i cierpieniem. a ostatecznie również ich przekreśleniem. Wprost na Korsykę! Jebaniutką, na samym dole leżącą, niczym Raj. Myślę, że to było bez różnicy, który Raj odwiedzę, bo przecież Raj rajowi jest równy. Rozbryzgując się o betonowy chodnik, wiedziałem, że za tłuczenie godzin i sekund, jakaś podobizna Korysykańskiej Oazy w zaświatach mnie "pod dach" przyjmie. Dzisiaj się sen spełnił. I po cóż było mi życie ? Depresja? Mordowanie? Jeden skok i po sprawie. Nawet Chrystus znał ten ból, w końcu on również nie przemyślał swoich czynów, no, chyba że był ewidentnie głupi, co niebawem pod palmą i z drinkiem w ręce zamierzałem sprawdzić...
  6. Odpowiedz poniżej : w postaci screen'a :)
  7. Ciepło witam, Duszko, Cóż mogę powiedzieć? Jak zwykle zaskakujesz... mnie spojrzeniem na mój tekst. Wnikliwe, z analizą, której nie chowasz tylko dla siebie a dzielisz się nią. Ostatnia zwrotka, tak jak zauważył AnDante, mówi o zazdrości, bo oko nocy wskazuje (arcy)dzieło, lecz nie nasze a cudze. I przecinki są zbędne, jest dosłownie tak ,jak AnDante napisał. Widzę, że słabo akcentuję w czym rzecz w tej zwrotce i są powtórzenia, zaraz naprawię to. Oczywiście skorzystam z twoich rad, nie wiem czy wszystkich, ale z części napewno :) Dziękuję za czas i poświęconą energię :) Kłaniam się nisko :) Dawid.
  8. Witaj Waldku! Cieszę się, że zajrzałeś :) myślę, że tekst jest fajny, tak jak napisałeś, ale gdyby przyjrzeć się głębiej robocie, to znalazłby mankamenty, no ale po to się piszę, by rozwijać się.. i tak tez czynię. Dziękuję Ci za poświecony czas, Pozdrawiam.
  9. Kołysz główki maku wietrze Przełknij aromaty inspiracji Nikt prócz ciebie polny łotrze Z poezją nie dzielił kolacji! Świecą się w wierszach świetliki Niosące reflektor lepszej prawdy Wy wyrzucacie je w śmietniki Z sensem żenicie wszak wady Kołysz makiem poetów głowy Strażniku źródła gwiazd cienia Niech im księżyca kolor płowy Ukaże zmroku nagie spojrzenia Bo noc czarcim okiem patrzy i dzieło ręką płomieni wskazuje A w gardle zazdrość się piętrzy Gdyż cudzą wartość prezentuje!
  10. Czy myślimy o tym samym ? W listowiu dębu cieniu nieskromnie rozłożyła nogi drewniana sztaluga. Wokół nago, radośnie tańczyła tango dziewicza esencja świeżych róż. Twardy i ciepły wymagał oliwienia w ściętej grzywie - drewniany pędzel. Artysta w rozkoszy wielkiej, sensualnie pobudzony, maluje - przeznaczenie. Obraz zaspokoił niecieleśnie duszę - pigmentu smugami i pociągnięciami - geniuszu. /////////////////////////////////////// Ciekawe ile osób się natnie.. heh :)
  11. Witaj ponownie :) Bardzo Cię cenię za ten ogrom dobrego podejścia do autora i za to, że potrafisz naprawdę wiele refleksów wychwycić - to nie jest banalne rozumowanie, a bardzo szerokie i głębokie w dodatku niezwykle wnikliwe spojrzenie. W dodatku jakaś strasznie pozytywna energia bije od Ciebie, mimo kilometrów światłowodów :) i rozproszonego po moim pokoju sygnału Wi Fi (hehe). Lubię takich ludzi bardzo i Ty właśnie do nich należysz :) Pozdrawiam :)
  12. Witaj, Wiesz, myślę że wiersz to tak naprawdę diament o milionie refleksów, z których nasza dusza łapie jeden lub maksymalnie kilka, a szczególnie te, które dotykają w jakiś mistyczny sposób duszy. Szanuję te refleksy, które stały się Twoimi. W kwestii słowa "czy" myślę, że masz rację, ale z zasady rzadko ingeruję w tekst po napisaniu. Może to tzw. proroctwo powinno nim być, bo być może wpłynie na zastanowienie się odbiorcy nie tylko nad tekstem, czy mną jako autorem, a nad prywatnym życiem religijnym. Ten tekst to tylko jakby "wyrwana kartka" z księgi wizji, a wierzę, że jej kolejne strony będą czymś w rodzaju odrodzenia się wiary i kościoła - w formie bardziej wyrafinowanego szlachectwa i dużo większej pokory, czystości, a przede wszystkim odpowiedzialności w długoterminowym aspekcie czasu, jednocześnie w opozycji do krótkowzroczności kościoła, którego widzimy dziś. Pozdrawiam Duszko!
  13. Witaj, Nie jestem geniuszem, być może z twojego punktu widzenia - wygląda tak jak piszesz, ale przecież prawda jest jak diament - ma setki refleksów, zapewne z twojej strony widać ją nieco inaczej. NIemniej dziękuję za serce i Serdecznie Pozdrawiam! P.S Może kiedyś spojrzymy na ten sam piękny refleks :) Tego życzę !
  14. Witam ponownie Justyno, To prawda, z wszech stron wrogowie, lecz grecką cywilizację wyjada nieszczęsna amerykańska. Jak wiesz, po II wojnie to ona inkarnowała swego ducha w Europę, nieco szponami pochwyciła i próbowała nieść w kierunku zachodzącego słońca - choć dla mnie to zachód cywilizacji. Nie przeczę, że i ona wyrosła z tej naszej, lecz późniejsza droga dążeń tego kraju jest niestety prymitywna, oparta o marnotrawny konsumpcjonizm, ubóstwienie materialnej części realiów/ zmysłów, a gdy nacisk położony jest na jedną burtę, prędzej czy później STATEK musi utonąć, a nacisk rósł, gdy werbowano coraz więcej stron świata pod jedną amerykańską banderę, jednego Statku Świata. NIe jest to dobre ani Boskie, a niestety ZŁE, i Szatańskie. Myślę, że świat się niebawem ze snu obudzi "cały mokry", ale nie chce być wieszczem złego. A jeśli chodzi o twój pomysł oparty o mój tekst, to jestem szczerze zszokowany, ale jednocześnie zrobiło mi się niebywale miło. W tej chwili proszę o fanfary, butelkę szampana, bo chcę powiedzieć - DZIĘKUJĘ. Naprawdę pojawił się na mojej twarzy uśmiech, którego dość rzadko można zobaczyć. Twój gest jest bezcenny i zamykam go głęboko w sercu i pamięci. Najserdeczniej Pozdrawiam. P.S - POLECAM PRZESŁUCHAĆ :
  15. Witaj, Rozpisałem się trochę, wybacz, ale temat jest mi bliski i ważny. Tytuł jest adresowany do tych, którzy może jeszcze żyją w iluzji wieczności kościoła. Pyta czy to science fiction? tych, którzy są otoczeni księżmi, liturgią, modlitwą i śpiewem do tego stopnia, że nie widzą walących się im na głowy murów (zdziczałej) wiary, którzy nie widzą, że to "drzewo" trzeba ściąć a nie leczyć i przez to właśnie będzie dziczeć jeszcze bardziej, mimo planów ratunkowych. A finał tekstu po prostu mówi o tym, że ten koniec mnie fascynuje. Niech stara wiara zdziczeje jeszcze bardziej, stanie się przeklęta( dla ludzi), bo może uda się stworzyć coś piękniejszego na jej miejscu ( podobno do trzech razy sztuka...) o założeniach chrześcijaństwa w czystej, niezmienionej wariacko postaci. Dodam, że jest nadzieja, by on odrodził się, jak feniks z popiołów - mocniejszy, mądrzejszy i czysty jak łza, którą ludzkość powinna w rękach nieść tak przez życie i czas, by się nie ubrudziła, zepsuła, spleśniała - tak jak kościół który widzimy. Brudów kościoła nie można zliczyć i ta wiara, którą on zniekształcił jest w wielu przypadkach błędem - to dlatego cieszy mnie to, co może powstać - dzikie i przeklęte róże, bo na ściernisku może powstać coś doskonałego. Nie jestem "kościelnikiem", ale kościół - okiełznał barbarzyństwo, nauczył pisać i czytać, myśleć o dobru i złu - czyli o konsekwencjach czynów, wręcz sprawił świadomość egzystencji. Odpowiadał również na ważne pytania. Obecnie jest to twór niedoskonały, grzeszny i błądzący, co mnie osobiście odrzuciło od niego, ale jak wspomniałem - wartości - czyli taki ekstrakt tego, co dobre w kościele( początki chrześcijaństwa), jest, był i będzie potrzebny, bez znaczenia, co nastanie później. I jeśli nie zdamy sobie z tego sprawy, świat nie tylko w wizjach mistyków upadnie, a również na naszych oczach. Zachód upada już od dawna, może tego nie widać gołym okiem, ale tak jest, i sądzę, że ratunkiem jest jeszcze dychająca Europa Wschodnia, na której się będzie zachód wzbraniał przed totalną klęską. Światu w zrównoważonych proporcjach potrzeba wolności i dyscypliny, sfery sacrum i profanum oraz dobrej edukacji w celu kształtowania samodzielnego myślenia i w ogóle egzystencji, świadomości rzeczywistości - czego uważam, bardzo brakuje. Pozdrawiam :)
  16. Witaj, Myślę, że masz rację w kwestii "bytu", niebawem usunę te wyraz, który jest po prostu oczywisty i przez to zbędny. Pozdrawiam.
  17. Tak, zgadzam się, ale gdy na tym świecie początek i koniec jest aż zbyt oczywisty, nie powinniśmy się temu dziwić, a raczej zastanowić, póki żyjemy, nad tym, co powstanie na miejscu upadku tego, co przez ponad dwa tysiące lat nazywaliśmy świętym. Szczerze nie chcę wchodzić w temat polityczny, bo to nie miejsce na takie wywody, ale to, co zalewa nas z zachodu, przynajmniej w mojej opinii, nie daje lepszych perspektyw na przyszłość. Boję się tylko, że od tej właśnie "apokalipsy" mogą rozboleć nie tylko tyłki ;). Wracając do tematu wiersza, to czekam niecierpliwie na Twoje spojrzenie. Pozdrawiam :)
  18. Witaj, Zaciekawił mnie Twój tekst, fajnie płynie rytmicznie i melodycznie, nie jestem znawcą, ale mi się podoba :) Dobrze gdy los nam miłe niespodzianki sprawia i myślę, że królik by się ucieszył, jakby on dał mu partnerkę :), ale konsekwencje są oczywiste.. i mogą być uciążliwe. NIemniej tekst fajny, Pozdrawiam.
  19. Science fiction(?) Róż Krzyż już nie zapłonie. Nikt go nie sprofanuje. Najwyżej ciszą i nieświadomością uraczy. Kościoły pozbawione będą sacrum. Pozostaną fundamenty, a ściany i sklepienia będą nadal dziwić. Wiele kaplic zostanie barami szybkiej obsługi - alkoholem i dragami. Bez krzyży. Bez światła w Tabernakulum... Wiara upajana ideami przez Najjaśniejszą moc nie wytrwa bez posiłku. Najwyżej w busz się zmieni - w dzikie chore róże. Smutek lekko dławi serce, lecz mnie róże dzikie, suche i przeklęte - milsze są niż święte, w niewoli bytu zamknięte.
  20. Witaj, Super, że odczułaś mój tekst tak głęboko, to dla mnie zaszczyt, że słyszę tak piękne słowa. Życzę cudownych chwil z POEZJĄ! Pozdrawiam.
  21. Witaj, Tak, masz rację w obydwóch przypadkach, pisałem dość szybko i spontanicznie, nie sprawdziłem go po napisaniu, dlatego czytając Twój komentarz - zgadzam się całkowicie. Dokonałem zmian wg. Twoich sugestii. Dziękuję za uwagę i cenne rady. Ciepło Pozdrawiam.
  22. 5 minut - Życie Szczęki zębami rozgryzają smak minut wędzonych w umyśle ponad żarem woli w dymie nadziei. Pierwsza minuta - Płacz dziecka, jak potop szwedzki podbija spokój matki i skarby grabi serca. Druga minuta - Dzwonek w szkole, jak sygnał do ataku na litery przecinki i kropki budujące zrozumienie. Trzecia minuta - Klakson samochodu, jak rozładowanie nerwów gdy korek zakrzywia czas, wbrew szefostwu... Czwarta minuta - Bezszelestny spokój, gdy starość trawi życie. Jakże blisko jej do głodnych szczęk... Piąta minuta - Minuta ciszy! gdy wierni płaczą, gdy nie ma czego rozgryzać, bo czas się skończył. Autor: Dawid Rzeszutek
  23. CIeszę się, że podziałał w taki sposób, miłego dnia - życzę również...
  24. Witaj Iwonaroma Dziękuję za miłe słowa :) Tak, mesjasz za twoją sugestią będzie Mesjaszem :) Serdecznie Pozdrawiam. P.S --> chyba znam ten film, sprawdzę niebawem...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...