-
Postów
536 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Dawid Rzeszutek
-
Wódy Arktyki - Stacja Alcatraz. CZ.1. TYTUŁ: DZIEWCZYNA W CZERWONEJ SUKIENCE Dziś znów chochliki przyniosły wódę. Tak nazywałem moje szlachetne, menelskie „potrzeby”. Było ich kilka głównych i kilka podrzędnych. Dbałem o ich satysfakcję. Nie linczujcie mnie za to, w końcu wynalazkiem potrzeby są różne mechanizmy, a hedonizm rozpoczęty trzeba kuć póki jest gorący. Już tak kuje dziesięć lub piętnaście lat. Sam nie pamiętam, ile dokładnie, niby były chyba jakieś przerwy, ale dziura w głowie ich udowodnić nie potrafiła. Wóda jest dobra, bo dobra jest wóda - cytat na poziomie tężyzny mojego rozumu. Ale jak coś działa, jest prawdziwe, to po co to zatrzymywać. To tak, jakby zatrzymywać zegarek z wyrzutami, że odlicza czas. W zasadzie kiedyś lubiłem kwestionować różne tezy, w końcu wątpię, więc jestem, jednak ani kształtu butelek, ani smaku wudżitsu, a nawet efektów samego alkoholu obalić w swojej wyobraźni nie potrafiłem, a próbowałem trzy razy po pijaku i dwa razy na trzeźwo. Wóda po prostu cieszy. I to wystarczy. Białe myszki też były szczęśliwe, przyszły gromadnie, aby poczuć kopa. Nie chciałem, żeby piły, w końcu tak bardzo je lubiłem, gdy były trzeźwe. W odróżnieniu od stanu po alkoholu, bywały skryte, opanowane, tajemnicze, a po pijaku to się zmieniało. Zresztą, jak ktoś lubi wódę, to dobrze wie, jak to jest, gdy trzeba dzielić się z pasożytem, ale inaczej myśli się, bo oficjalnie dużo trudniej, gdy pasożyt staje się twoim jedynym przyjacielem, naprawdę tym jedynym, który zna cię na wylot i usypia w twojej długiej, rdzawej brodzie, starając się opanować helikoptery. Te ich czerwone oczy, ach! Nie umiałem im odmówić. Odkręciłem butelkę i do nakrętki nalałem swojskiego paliwka. One po kilku głębszych robiły dla mnie wszystko. Tańczyły i śpiewały przepełnione swoją własną a jakby moją radością, wyeksponowaną w cieniach na ścianie i w atmosferze wokół. Po pijaku stawałem się królem tych myszek, wulgarnym jokerem - treserem małych dziwek z dziury w kapliczce koło starej stacji transmisyjnego-telefonicznej. Szkoliłem je cyrkowych sztuczek, posłuszeństwa różnego rodzaju, jak turlanie nakrętki od ściany do dłoni, czy skakanie z jednej dłoni do drugiej, nigdy nie spostrzegłem, że ich nie ma - związek idealny, bezstratny. Zakwestionowałem ich obecność dopiero na końcu istnienia stacji arktycznej - „Alcatraz”, mojego domu. To było na starość już wylotną, w przedsionku w ostatnim wagonie istnienia. Nierozczarowałem się, wspomnienia były prawdziwe, mimo iluzoryczności ich obecności na trzeźwo. Ale inaczej wszystko wygląda, gdy nie pamiętasz, co to trzeźwość. Jak kojarzy ci się ona z jakąś chorobą, z jakimś wirusem depopulacji, czy z zakazaną warszawską piosenką podczas wojny. Wódka była ciepła, dziwnie ciepła, to rzadkie tutaj w Arktyce. Czyżby ktoś celowo ją ocieplił, abym to zauważył? Na szczęście jestem sam, więc to niemożliwe. To są znowu te pierdolone na dnie bez koła ratunkowego - rozsądku - urojenia. To tylko mokra i zimna paranoja samotności. Odkąd puściłem kota Aka:„Skarpeta”, na małej, topniejącej krze ku ostatniemu widzeniu z Ojcem Niebieskim lub, kurwa!, z osranym przez małpy pomnikiem - Charlesa Darwina, co do czego pewności nie miałem, jestem w tej bazie sam. Hmm… lub prawie sam, bo szaleństwo pustki interpersonalnych relacji, szaleństwo braku cipy, przybierało różne kontrowersyjne i konwersacyjne obrazy osób i rzeczy trzecich. Póki co, relacje rosły w siłę z małymi białymi myszkami, ale jestem pełen wiary i nadziei, że zrobi się tłoczniej, że zespół ożyje, wyrwany szaleństwu z gardła w okrzykach - „Odi profanum vulgus et areno” lub „De profundis clamavi” Któż zagrzał mi wódę? A może zwariowałem? Czy myszki nie dobierały się do mojego atomowego paliwa? Raczej zamek na klucz w pancernej szafie, jednym kantem wychylonej na zewnątrz stacji, co sprawiało efekt chłodniczy, uniemożliwia otwarcie bez klucza, ale te małe kurwiki są jak tajni agenci. Nie wiedziałem, ale zdołałem już do niepewności przywyknąć. Była jak wszawica w burdelu, nieopuszczała na krok. Chyba, że ta ponętna kobieta w czerwonej sukience, którą widziałem w Atenach dwadzieścia lat temu, wyszła mi ze snu? Ta trzydziestoletnia amatorka szkoły powszechnego gwałtu publicznego wywołanego impresją otoczenia, nie była z pierwszej łapanki, ona dobrze wiedziała, jak rozpalić żądzę i zgasić jak peta. Co noc mi się śniła w innej fryzurze i innym makijażu - ona była jak skrzynka na największą miłość, na miłość życia. Myślałem, że skoro białe myszki mogą wyskoczyć z bani, to dlaczego nie ona…? Już długo nie podważałem ich egzystencji; pulsu krwi i bicia małych serc, ani przekazu myśli pomiędzy nami. Czy kobieta w czerwonej sukience jest opodatkowana? Czy ma swoją niepodważalną i nieosiągalną cenę? Czy nie straciłem wszystkiego by tu być? Czy to nie wystarczy? Winiłem o to wódkę, tw cholera musiała być kiepska, wiem, bo sam ją robiłem, haha! Mimo to obraziłem się na nią, bo jej dobro mnie irytowało, niby daje paletę korzyści, ale ciągle sśie, wymaga uwagi i tańca jakby z mordoru, czyli w krokach coś pomiędzy Dance Macabre a Tango, a to mnie niszczyło, więc o 4 do 6 minut później polewałem, przełykałem bez rozkoszy ani salw honorowych, trzymałem butelkę przez szmatę, nie wymawiałem jej imienia ani nie patrzyłem w oczy. Moja strata była jej bólem. Implikowałem go jej immanentnie i transcendentalnie, wszystko po to, aby jej udowodnić, że to ja panuję nad nią i żeby czuła ból obrazy, tej zimnej ignorancji z mojej strony. Mimo to gdzieś w głowie miałem nadzieję, że wóda zmięknie, jak zakładnik wieży szyfrów, gdzie między obiektem tortur a torturującym tworzy się jakaś więź. Jeden błysk w oku blady, niemy uśmiech i już relacje zmieniają wartość, jakby ulegając przebiegunowaniu. Prawda jest jednak taka, że ja i wóda jesteśmy starymi masochistami, co utrudniało dialektykę perswazji - z jednej strony, a z drugiej wspólne straty przeważały na jej niekorzyść. Powoli ginęła, co mnie przyjemnie pobolewało. Może to jest czas na porozumienie, ta jej psychologiczna gierka o przetrwanie wydaje się dążyć do mojego sukcesu. Zdziwilibyście się, co człowiek potrafi zrobić, jak jest nastawiony na przetrwanie. W pewnym momencie każdy z obecnych tu w sali tortur magicznie osiągną swój cel. Tak sie przynajmniej wydaje, gdy nie liczysz krzyków, stępionych oczu od denaturatu, krzywych igieł i wytartych strzykawek po serum prawdy, kwasu z akumulatora i czasu na urabianiu bohatera podlegającego perswazji, to są jednak straty, a psychika dziecka ukryta, jak strach na wróble w buszu i ciemności podświadomości, w końcu zapłaczę. Podobno lepiej płakać na początku, na świeżo, wtedy to mniejszy upadek, a po kilku „akcjach” przestajesz już czuć, bo gdy tak odkładasz załamanie, to potem upadek może zabić. To wtedy nie tylko płacz a kołnierzyk - szubienica, zestaw żyletek Polsilver, most dla odweselonych z widokiem na krematorium itp. Tak mogłoby być w moim przypadku. Gdy wóda zmiękła czułem syndrom Sztokholmski. Te relacje - wierzyłem - nie pójdą na marne. Czekałem na akt I i scenę finalną, gdy lady in red wchodzi z butelką wódki za podwiązką. Nie musiała być duża. Wystarczy, że będzie ciepła. A szanowna pani w czerwonym, do kurwy nędzy, powie mi, że moją butelkę wódki zagrzała między udami. Myszki razem ze mną patrzyły w kierunku drzwi wejściowych w oczekiwaniu, że ona wejdzie. Nie przyszła. Koniec części I pt. Dziewczyna w czerwonej sukience. Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
-
Ucieczka Uciekałem przed żądzami po żółtej alei Te biegły w dziurawych trampkach za mną Już dopałek zmiętego cygara mnie dzieli Ale demony wolne od egzorcyzmów nie są Uciekałem przed księdzem w czarny ornat Tę noc co połknęła dumy najjaśniejsze Ciągną skarby nieposłuszne do naw i komnat Do konfesjonału ciągną najgorsze wiersze Wtedy nie miałem sił podeszły mnie razem Żonkile i kruki - magnetycznie przyciągając Włożyłem denara w usta a kwiaty w wazę Uciekłem dzięki Bogu jak ten dziki zając Nigdy nie uciekniesz szaleńcze od natury Nie skryjesz się w bezformie i bezduszy Nawet niczym skoczek bez modły ponury Twój cień nie zgaśnie i nic go nie skruszy Bo Boskie są alfy poród i omegi dziecię W zawias pojmane jak w więzienne kraty I oddane jemu i jej - facetowi i kobiecie Już w przepowiedni Delfickiej przed laty Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
-
Wrózba krzyżowej krucjaty
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@AnaDziekuję. Jest pewien klimat w tragedii, w trudach i upadku, jakby prawdziwej próby siły wewnętrznej oraz poświecenia. Chrystus uczy nas, że cierpienie (najgorszą z rzeczy) zwyciężamy ofiarą jego na dobry cel np. Za zdrowie, za szczęście lub nawrócenie i dusze czyśćcowe. Wtedy tragedia (CIERPIENIE) zdobywa inną, przeciwną wartość, staje się miłością, a ona pokonuje zło, bol i poświecenie staje sie dobre. Cierpienie ofiarowane jest najintymniejszym i najważniejszym z darów człowieka. Tak naprawdę tylko cierpienie człowiek moze od siebie dać Bogu, bo materialny świat już należy do Boga, czyli pieniadze, złoto, diamenty, luksus życiowy - to wszystko jest dla Boga bezwartościowe. Naprawde własny dar, którego Bóg nie ma, to jedynie cierpienie nasze, bo jest najbardziej intymne, osobiste i kosztuje wiele. To nieco nawiązuje do średniowiecza, flagelantów, ascetów i idei umartwiania ciała, ale przypomina dziś już niepopularny temat poświecenia, który jest elementem przemiany Chrystusowej na krzyżu i misterium zbawienia. Dziś żaden ksiądz nie nakazuje umartwiania, choć np. głodówki są wyjątkowo zdrowe dla organizmu. Sprawa cierpienia w ofierze czy w pokucie stała sie zapomniana. A takie wiersze jak ten, nieco temat poruszają i przypominają. Mam nadzieję, że nie zanudzam... -
Wrózba krzyżowej krucjaty
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wróżba krzyżowej krucjaty Wybrałeś ojcze drogę przez ciernie Tam przez bezdroża bez serc ni dusz Podążałeś przez ból sercu wiernie Teraz przed śmiercią Niebo wzrusz Ciemność bez oczu Pana Cię topiła W pustce kosmicznego zatracenia Szeptałeś - prawdo serc bądź mi miła Niech twą łaskę okala piękna cena Językiem aniołów i demonów złych Tyczyłeś drogę między grzesznikami Tamtędy twoje szarozłote łzy szły By nadzieja świeciła jasna nad nami Szatan krzyczał - jesteś przegrany! Demon wciąż pętał ci stare skrzydła Ogień palił w duszy zaropiałe rany Aż cała bytu poezja Tobie zbrzydła Jednak wstałeś z upadku i tragedii Siłą Boga ponad bólem i śmiercią Gdy cie na rzeź grzesznicy zawiedli Siłą nieczystą - wolą winy czarcią Gwiazdy upadały - słońce klęczało Wśród niebios przestrzeni jasnych A dumie Bożej to i tak było za mało To był pontyfikat piękny i też ważny Morał wyłania się tu teraz z krzyża Z ran Chrystusa i też twojej podrózy Że żadna siła wiary nigdy nie poniża Kiedy Pan Tobie wieczność wróży Autor: Dawid Daniel Rzeszutek -
Klucz do trumny Włożyłem klucz do trumny - gwóźdź! Był mym ostrym przeciwnikiem życia Wtem zawołałem - różo cierni - Wróć! Mamy tu jedną gehennę do przebycia Ku oczom skruszonym moim we łzach Ukazał się płomień - czerwieni duszy jej Cierpienia wtem wyłonił sie tutaj krach Wołam do róży - miłością mą wiatr siej! Trumna była drewnianym mi domem Róża na piersi powoli daje nadzieję Że choć nieśmiertelny to we łzie utonę A róża wyniki kalkulacji bytu rozsieję Na cóż kasztanowa wieczność mnie? Skry olimpijskiego znicza w wychodku? Mnie starej na dłoni Jokera szarej ćmie Któremu kościół wytyka - Ty wrzodku! Może tu nieistnienie jest piękniejsze Od zawsze tych samych gazet i pism Od mord co co dzień są nieszczersze Co zamiast wstrzymać bat wołają - bis! Boże czy się odważysz unicestwić? Dziecko, które jest za stare by istnieć! Nad którym los zaczął się pastwić Który jest jak bez korony król - cieć! Widzieć wdzięczność jest tu darem Powiedzmy, że zabiłem cały świat To wykończ mnie wnet Boże za kare Niech wyłączy światło moje twój kat Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
-
Natura Świata - Dwa pytania...©
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękuje za komentarze pochlebne. Jest mi miło ze udało mi się wrzucić szczyptę optymizmu do wiersza I też do waszego życia. Ale to prawda, czasem jego właśnie najbardziej brakuje... Pozdrawiam i dziękuje raz jeszcze....- 4 odpowiedzi
-
- filozofia
- nieistnienie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Natura Świata - Dwa pytania...©
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Natura świata - dwa pytania © Oplecieni chodnikami i ulicami Zamknięci w czterech murach Tylko marzenie wisi ponad nami Ze wolny jesteś ponad strach Jesteśmy mechanizmami wieku Nakręceni jak komórkowy zegar Czy wiec wolny jesteś człowieku? Może dopiero gdy dopali się żar? Tysiąc słońc może się powtórzyć Tych urodzin - wschodów twoich Bez kresu życie może się skrzyć Ten sam czas znów się tutaj uroi Czy sto łez tych samych to jedna Łza wylana przez stokroć istnień A może każda inna lecz też ładna Jak na plaży bursztyn - kamień A może nie ma i nie było ciebie Bo to tutaj i to ty to złudzenie Nie umierałeś o suchym chlebie A sukces i radość to tylko cienie Jedno jest pewne wobec pytań Jeśli czujesz to ciesz się bytem Walcz, a gdy upadasz - powstań I trzymaj blisko radosną świtę Bo tylko ty wiesz, że życie masz I uczucia i radość oraz szczęście Wiec wysoko podnieś swa twarz I do walki podnieś swe pięście Autor: Dawid Daniel Rzeszutek® Vel. Marionel Moriel®- 4 odpowiedzi
-
4
-
- filozofia
- nieistnienie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Melodia tej jednej miłości - odwaga
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Melodia tej jednej miłości - odwaga Wsłuchaj się w szum wiatru południa W taniec na pięciolinii tej jednej miłości Gdy pożera ciebie naga jak pień matnia Gdy cień spowił duszę nieoczywistości A gdy każda mała łza - kropla nicości Zroszy rozmarzenia chwile kolorowe Pobierz pożyczkę daru rozkoszności Niech idą uczucia drogą a nie rowem I wśród ogni olimpijskich zwycięstwa Pośród Polaków - jak ów róży kwiecia Zagości jedność jak to słońce częsta Płonąca braci miłość - jasna świeca Nieprzerwane pieśni i modły bez słów I krew wylana od kuli za ojczysty kraj Pieczęcią bolesną anioły zalakują znów Tylko daj żyć jej, tylko życia nie przegraj Bo obywatelstwa i szacunku narodu Ojczyzny matki pośród wielu matek Nie można stracić tak pięknego głodu Musisz patriotyczny zapłacić podatek Od ilości straconych żyć i też nadziei Od wielkości serca i potęgi modlitwy Zależy czyś Polak czy fałl podzielisz Bo Polska jest celem każdej gonitwy Autor: Dawid Daniel Rzeszutek -
Dla Elizy, będzie w sam raz...
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dla Elizy, będzie w sam raz... Stary dworcowy kibel zawsze Jest jak mekka dla bezdomnych meneli Bo wystarczy ciepło i łatwo Wypić stary mętny zakwas Eliksir przebudzenia i ciemności Ale na dworcu biją inwalidów Służba SOK nie ma sumienia Kopią na szybkie pokrzepienie Spaceru w wolnej przestrzeni Przemrożonego lutego Bezdomność ma smutne oczy Zimowych bezdroży i miejskich umieralni Tylko elixir - biały lub niebieski Denaturat ekstremalnego Oślepienia drobinkami Światła zmartwychwstania Lub świateł nadjeżdżajacego Pociągu do niebytu Wiedzie w stronę przeznaczenia A moje sumienie każe mi Bronić szacunku dla upadku Tych ciężkich trudów przetrwania W ekstremach braku oddechu I siły podnieść się z zakazanych pozycji Dla cywilizowanego zaświatka Tak mało cywilizacji w oczach prawa I bezprawie za brakiem pozwolenia I tak zwycięża - Bóg jednak nieżyje Izby wytrzeźwień biją po głowie Otwartą dłonią bez skruchy Sine gęby są świadkami samosądu W lusterkach porannych Nie jeden pisał na wyrwanych I zagubionych stronach Amnezji wywołanej celowo Morda nie szklanka - woła męstwo Nikt niczego nie udowodni Świadkowie mają status przedmiotów Moje przygody bywają tragiczne Taki mam zawód nieudacznika Lubie być tam gdzie nie powinienem Za kratami, tam gdzie biją i gdzie pije się Nektary upadłych królów Czasem myślę, ze normalnie bym rzygał tym Ale nie jestem normalny Inaczej nie potrafię być sobą Boję się czasem, że mój statek odpłynął Pełen szczęśliwych ludzi To raczej nie był Titanic Choć i tak zawsze jest szansa wpaść Na górę lodową prymitywizmu Zostałem na brzegu żyć wśród srok Jak strach na wróble Nie bronię kukurydzy ani pomidorów A książki i gazety w kiosku żywota Chociaż wolałbym jakby je kruki zadziobały Bo mówią za dużo, za głęboko i za głośno O śmierci i kataklizmach Aż żyć nie ma kiedy i po co Aż umieranie wydaje się całym życiem A niby hop i już Marzę o grobach niepobielanych Pobielanych jest za dużo i wszędzie O pamięci zamiast znicza W niej życie ma więcej treści i serca Czasem marzę ze po śmierci Usłyszę jeszcze jakieś bicie serca I Lacrimose Mozarta Ale nie pogardzę dla Elizy W końcu jak juz widzisz wartość w gównie Cieszysz się nim wkładając zapałki Nazywając jężykiem I wychodząc z nim na długie spacery To cały świat wydaje się wartościowy Jak trzysta miliardów w złocie Nawet gdy gram dałby potężny orgazm A sam widok wielkie zadowolenie Tak, Dla Elizy wystarczy! Autor:, Dawid Daniel Rzeszutek -
-
Ciemną doliną - Fatum jak zbawienie
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ciemną doliną - Fatum jak zbawienie Ciemną doliną idąc zła się nie lękasz Bo sam z otchłani jesteś płomiennej Całe ciało twoje, jak Hiob ciągle stęka Lekcji nie sposób zapomnieć cennej Lubisz jak inni stękaja w melodii bólu Twojego przekletego losu w gehennie Wołasz wciąż - Przybądź cieni o królu! Jakże twoje lekcje bezcenne tu cenię! W gówno nieświadomie tu zmieniasz Świat, co w dłoniach bolesnych płonie Twój brat zgniliznę już niesie Barabasz W skradzionej mesjańskiej z róż koronie Cement grobów pobielasz niezdrowo Trupy z trumien rządzą twym światem Stworzyłeś cel i potępienie tu na nowo Najlepiej jest zgnić bity twoim batem Świecisz przykładem bogatym kupcom Co zdzierają szaty i toną w płomieniach By wyrzec sie Bogów i oddać dzikim nocom By zdobyć przychylność diabłów cienia Wieczorem miast modlitwy tniesz żyłę By krwią namoczyć ten sygil demona Który czyni tobie cuda, które tak lubiłeś Gdy twój czas pędzi w Żydów koronach Lekko wzdychasz gdy w sejfie leży złoto Gdy rodzina się modli do wuja szatana Bez znaczeniu czy wszystko jest to po to By rozpuścić malarię i by pękła bytu rana Ciemną doliną idziesz i miłości sie lękasz Bo jest mała szansa, że Bóg gdzieś istnieje Że jednak miast dobrobytu czeka Cię męka Że wrócisz gdzie wieczne bólu płomienie Bo modlitwa marna wiernym łeb kruszy I sygnał wiary w bólach w kosmos niesie Jak strzała najświętszej anielskiej kuszy W prastarym koscioła cmentarnym lesie I wiara choć wyginie w twoim tutaj czasie I wolny bedziesz od mądrości tej Pańskiej To i tak zje Cię grzech w czynu ambarasie Jednej siły nie pokonasz - siły mesjańskiej Autor: Dawid Daniel Rzeszutek -
@Omagamoga Zbyt krótką forma - i zero zaskoczenia. Nie pojawia się nic zaskakującego. Proste opisanie ohydy jaka się narzuca w obłedzie politycznym. Szukam porywającego obrazu z dobrymi metaforami a nie opisu skróconego myśli, że polityka to syf. To każdy wie, ale jak to napisać by było co czytać? Spróbuje: Orzeł Polski już duszy narodu nie ma Niemcy obdarli go z sensu istnienia Polityka u nas w oborze sens trzyma Ciagnie dusze na skrzydlach cienia Kruki swe kruczki zebrały i je drukują Za dyktandem polityki lewicy i prawicy Pragną być tu jeszcze większą szują Obdartą z życia kością prastarej racicy Oddają sobie władze jak znicz olimpijski Co cztery lata od prawej na lewą stronę Nie oddadzą wojennej krwi duzej miski Wymieniają się tylko marnym ukłonem Kochany PIS i kochane KO najlepsze Jebcie się równo jak zdrajcy narodu Weźcie się w patologii własnej kleszcze Dokonać trzeba zakochanych rozwodu Nie ma wiary ni tęczy ani ideologii Co by Polaka powaliła na małe kolana Takiego co poznał piach każdej drogi Co zjadała go każdego potu plama Bo polityka to szczurzy ma swój etos Gnijdy górują nad kastą strażników Odczuje ostrzegawczy bolesny cios Zginie w masie swoich ślepych uników Runda pierwsza zakończona dzwonem Polityki kojot upadał sześć już razy Upadnie ostatni raz jak flaga z klonem Jak fakt wzbudzania gównem odrazy Cos takigo powstało. Nie jest idealne i zanim opublikuje jeszcze poprawię, ale jak na pierwszy rzut -, chyba nienajgorzej? Pozdrawiam!
-
Kwitnąca łąka
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na andrew utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@andrew Oj, napisane tragicznie. Jak bezmyślny zlepek słow - opowiadania bardzo grubiańskiego o wydarzeniach zamiast poezji. - Smutno mi, ale tekst ma marną wartość artystyczną, jedynie na plus to kwestia twojej wiary, bo też wierzę w Boga. Na twoim miejscu nie bylbym wylewny za bardzo - tak od razu i w oczywisty (banalny) sposób wymawiając to, co czujsz. Więcej tajemnicy, metafory, kluczenia wokół filarów wiersza, czyli emocji i uczuć oraz obrazów. Zamiast napisać - wkurwiłem się lub sparaliżowało mnie - można napisać : Europejskie piekło się budzi Na plecach czuje wojak przemarsz wojsk, Pioruny błękitu kwiatami mazały po niebie, Żółte korzenie obwineły hełm jak ten wosk To była błyskawica - śmierć i narodzenie. Ile trzeba gazu i inwigilacji by wojnę toczyć Ilu z kontraktów wykazu spojrzy Ci w oczy Jak odróżnić wrogów od twych przyjaciół Gdy w szkole życia dwa karabiny tańczą Krew płynie w żyłach- regularnie przestaje Nowy trend podbija co rusz nowe kraje Mordowanie Ukraińców i dzieci Palestyny Rzucanie nowych gońców w każdy cień inny. Żołnierze padają a gdzie indziej małe dzieci Wojny czas niesprawiedliwość nam kleci Trupy bez prawa tu do zmartwychwstania Tak ich Pan Bóg nasz zagmatwany ocenia Izraelu przebudzenia tobie ze snu potrzeba Juz zapomniałeś jak to jest tu bez chleba? Rosji odejdzcie od granicy panowie dolara Bo piorun jak bezbożnych wnet pokara Pomarańczowy zachód słońca fosforyzuje Już imion martwych wcale już nie czuję Ciała krzyczą jeszcze na sygnale neuronu Chrystus aż powstał na moment ze swego tronu Skończyć można nieskończoności wyroki Trzeba tylko do przodu zrobić te dwa kroki Wymówić przepraszam i więcej nie będę Strzelać, zabijać - mówić wyrazy przeklęte Amen. Nie jest to idealny tekst, ale wygląda i jest w dużej mierze juz wierszem. Jest metafora. Tajemnicą. Rymy są. Spróbuje popatrzeć w jakie obrazy ubieram tragedie. I spróbuj jak ja malować wierszem. Spróbuj emocjie i uczucia przekłuc w cos symbolicznego i obrazowego, ale bez truizmów. Truizmy to takie banalne określenia - typu woda płynie słońce świeci, żółte slonce, słodki cukier etc. Jedno jest za to pewne - " trzeba znać twoje słowa panie" - z tym się zgodzę całkowicie. Bóg powinien ukarać winnych. Szatanskich braci, którzy egzaltują swoje zło,zabijając ludzi. Dzięki za czas poświęcony poezji twojej i mojej. Życzę jak najlepiej, bo jeszcze dziesięć lat temu też podobnie, słabo pisałem... Pozdrawiam. -
Misterium doby - jeden Bóg
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Łukasz JasińskiZaraz nad tym popracuje...Dzięki za uwagę... Pozdrawiam! -
Misterium doby - jeden Bóg
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Misterium doby - jeden Bóg Zmarł dzień - król ten obok nocy, To słońca oko stracone z miliona. Ze świata zeszli się dnia prorocy, Ich światło śmierć znów pokona. Rzucili runy na kaplicy dnia ołtarz, Meritum dzień ze śmierci budzi. Wołają do nocy - dzień wskaż! Niech znów króluje wśród ludzi! Słońce pojmane czarem wstaje, Noworodek - dzień, lekko ziewa, To już nie mokre listopady, a maje Nie śmierci, a życia nam potrzeba Nocy książę obok nocy królewny, Pół doby, jak pół mózgu boskiego Płacz na dworze wywołał rzewny, Narodzin płomień zapłonął ego. Pewny był lud bardzo i kochający, Pokłonił się szatę dnia ujmując. Wypuszczeni byli wszyscy jeńcy... A na rożnie obracał się stary zając! Ale tu boga nie ma, bo jest Bóg! Jest Jezus i nie ma ,tu szamanów! Słońce oświetla twarze wokół sług, Księżyc tkwi, jak poeta bez słów Ojcze nasz - dzięki ci za żywota, Panie mój - niech los szczęści. Na ciebie nadchodzi znów ochota, Niech twój duch nas ochrzci. Cmentarze rozświetlone darzą Spowiedziami dni - wierych ludu, Gdy wiara też dziś jest mi bazą... Boże! Mój dzień światłem buduj! Autor: Dawid Daniel Rzeszutek -
Królestwo poetów - melina na uboczu
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Królestwo poetów - melina na uboczu Dziady weszły tam całkiem ślisko W melinę jakby szczyt sukcesu Jakby w głowę uczuć i wiar boską Używając w odchodach obcasów Poezja powstaje w hucie żywota Walą poeci w siebie gnój i krew Każdy akt upadku to jedna strofa Żyją aż ostatniemu opadnie brew Jeden rzygnął tak dla kompozycji Dla złotej zasady poezji upadku Drugi nasrał tam na stół do decyzji I woła - Teraz ty kochany Tadku! W każdym tkwiła świata sztuka Brudu, chaosu i wielkiego bum Każdy rozkładu wiecznego szuka Tak, jak gnojowników szary tłum Nie ma to, jak boski błędu smród Tej porażki, co z ludu czyni dziady Cały bohema gówna czyni poród Gówna, czyli na nieurodzaj porady I dziady tak wieczność swą cała Bawią się humanizmu zgliszczami Aż Dziadów umrze wola zdrętwiała Co w burdelu mruga ślepymi oczami A Diogenesowi skradziono świece Już nie szuka następców jego losu Poszukiwania śmierć mu upiecze Godziny zaspokojenia obłudy głosów Kończy się papier toaletowy treści Już groby ni trumny nie są ważne Bo smród rozkładu lekko szeleści Przesyca filozoficzne ludów kaźnie Autor: Dawid Daniel Rzeszutek -
Ta miłość jedynej wiary
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ta miłość jedynej wiary Chorągiew piekieł ciemna zawisła Cierpieniem jak laską mocno wsparta Otchłań za nią jak powódź przyszła Odwraca się chaosu i mordu karta Cień ciągnie się z dziewiątego kręgu Wraz z ogniem w cieniu wilków paszczy Trwa czas w monet ognistych brzęku Ognistej waluty demon nagle wrzeszczy Szatana wiodą jęki cyklonów cierpień Duszą się dusze ostatnich świętych Wbite są łzy aniołów na zgliszczy pień Z oczu żywych krew tryska przeciętych Teraz modlitwa staje sie wieczerza Karmi cierpiących jakby za wieki Duch przeklęty świat ten przemierza Duch boży broni stargany i kaleki Miłość trwa bez pulsu i bicia serca Serca płoną siłą krzywdy bezradne Nadszedł wieczny czasu życia poborca Woła - ja istnienie Bogu wnet skradnę Jezus obudził się ze snu wieczystego Chwycił grom i szatana nim poraził Zniszczył zło siłą bezgraniczną jego Już słońce wstaje a lud znów marzy To bolesne, ten koszmar, ten upadek Co zbudził ze snu naszego jedynego On sam ciemnosci dał miłosną rade Wzmorzył boskie siły miłości z niczego Autor: Dawid Daniel Rzeszutek -
Gorycz zbawienia - mechanik wszechrzeczy cz.1.
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Gorycz zbawienia - mechanik wszechrzeczy cz.1. Gorycz zdawała się Mateuszowi powoli nie przeszkadzać. Pił z wiadra ją od dziecka- po chochli trzy razy dziennie. Juz ma 3 lata - ojciec z matką byli dumni, że się nie krzywi. Kapała z sufitu wprost do pojemnika na mopa, trzy chochle dziennie - tyle aby nigdy nie brakło. Nikt nigdy nie narzekał, ani nie pytał skąd i po co kapie. Spadała kropla za kroplą jakby od zawsze. Ojciec mówił, że to śmierć kapie, a matka, że życie. Mateusz wiedział ze to misterium, szatańskie nasienie lub jakby ciało Chrystusa. Maź była jak elixir dający dostęp do przestrzeni poza dobrem i złem, do obiektywnego punktu obserwacyjnego wobec wszechrzeczy. Mateusz inaczej mówił o kapiącej z sufitu liturgii z ojcem, a inaczej z matką. Matula rozprawiała o życiu, rozkwicie i łąkach istnienia, a ojciec o śmierci, zniszczeniu, rozkładzie i chorobach. Tylko obcując z każdym z rodziców równo, mógł zachować ważną równowagę - mógł przetrwać nie popadając w żadną skrajność, co było ważne. Mateusz był człowiekiem, ale był też wybrany do specjalnego zadania. Kiedy dorośnie będzie mistrzem tajnego zakonu - zakonu Czarno Białego Orła trzymającego Różę. Jego symbolem będzie Czarno Biały Orzeł chwytający Mistyczną Różę, ale nie do końca różę, bo nie był nią owy symbol w jego miejscu obserwacyjnym, w tym wymiarze, gdzie sie przenosi, bo tam nie ma kwiatów, ale róża bardzo przypomina symbolizmem cel i znaczenie tego co odpowiada jej w ukrytym wymiarze. W tym jego wymiarze, w komnacie w wymiarze niedostępnym nikomu prócz niemu panuje inny język, alfabet i inne liczby inny sposób komunikacji - dużo bardziej zaawansowany. Orzeł też nie obcuje w wymiarze tym, ale też wydaje się w języku ziemi najbardziej oddający prawdę celu i znaczenia misji zakonu. Otóż wymiar jego, ten obserwacyjny punkt poza dobrem i złem, a tak na prawdę poza materią Demiurga, jest zawsze inny. Panuje tam głęboki symbolizm ukryty w geometrycznych kształtach, niemal kubistycznych, szczególnie abstrakcyjnych. Liczby u boków figur i litery bliskie Egipskim choć znacznie głębsze, bo wieloznaczne generowały ogrom wiedzy w jednostkowych oznaczeniach. Był to alfabet geniuszu stworzenia wydarty Demiurgowi z umysłu przez zbuntowane anioły, które niemal pozbawiły świat boga, a dziś tak pragną jego miłości. Zakon Mateusza ma za zadanie odbudować miejsce szczególne - planetę Ziemię z popiołów po piekle do jakiego doprowadziły upadłe anioły - dzisiaj już nieistniejące, po których zostały jedynie hybrydy. Demony poł-wieczne. Bardziej maszyny niz byty wieczne. Chochla z sufitowej pieczary, starego budynku - niemal ruiny - była treningiem, ale też misterium - bo hartowała przyszłego bohatera. Był on ostatecznym wykonawcą planu naprawczego dla świata. Był wielkim mechanikiem cząstek absolutu, ukrytym i gotowym do naprawy tego, co było chęcią wiecznego życia, natchnienia boskiego, tej niedoskonałości, która właśnie z tego powodu była doskonała - planety Ziemia. Miał ją obudzić jak przysłowiowego feniksa z popiołów - lecz w tym wypadku dosłownie. Mateusz po 17 latach wędrówek poza ciałem - po spożywaniu chochli nieszczęścia trzy razy dziennie i słuchaniu podświadomym programów szkoleniowych, w końcu ukończył szkolenie. Sprawnie rozumiał cel istnienia planety, odwiecznej walki dobra ze złem, życia ze śmiercią. Tego mirażu wahajacego sie miedzy doskonałością a zepsuciem. Z wymiaru poza Ziemią, z przestrzeni, którą nazwał Exterios, stamtad skad wydostawał sie aby dostrzec całość, oglądał to, co jest i jak długo będzie oraz dzięki szkoleniu także - jak powinno to działać. W goryczy spuścizny sufitowej była prócz goryczy nuta cytrusów - ona rozpromieniała jaźń. Pokazywała słońce wśród jakby tej cholernej brytyjskiej pogody. Była nadzieją - siłą życia. A sama gorycz - przeszyta była śmiercią. Te dwa pierwiastki o odmiennych biegunach wbrew pozorom współpracowały, jak rowerowe dynamo, albo fuzja jądrowa sztucznego słońca o dużej efektywności, dawały siłę do realizacji zadania. Świat poza mieszkaniem Mateusza był chłodny i obojętny, tylko istoty juz nie przypominały ani ludzi ani aniołów. Poddany był woli dyktatora i poświęcony destrukcji. Tutaj nikt nie szukał szczęścia. Tylko destrukcja istoty bawiła. Chore przestarzałe koloseum juz długo gra zagładę w swoim wnętrzu. To było piekło zmieszane z wielką grą ludzi zwanych "Słabymi" że wszystko jest ok. Jedno co wyróżniało zdominowanych słabych, to jakaś dziwna i nienaturalna siła wiary, ze będzie lepiej. Nienaturalna, bo rządzili "Niszczyciele i słabi na tego zmianę nigdy nie wpłyną. Niszczyciele słabych mieli za nic, pomiatali nimi, dokuczali, ale nie przeszkadzali im wierzyć, szczególnie że ta wiara dawała im siły wykonywać niewolnicze zadania. Mateusz był inny. On niby był Słaby, ale wiary nie miał, a w jej miejsce posiadał szczególne przekonanie - wręcz pewność, że będzie lepiej i że z pomocą jakiejś siły kosmosu sam na to wpłynie. Ukrywał te cechy, nikomu o nich nie opowiadał. Był tak naprawdę jedynym ze Słabych, ale który był tak silny jak Niszczyciele. Codzienność życia tej poczwary świata, niemal jak piekła była wypełniona krzykami słabych, tylko tak odrobina energii nimi wywołana dostawała się do serca i pozwalała w tym koszmarze przetrwać. Krzyk z bólu jedynie napędzał egzystencję. Ale niewielu jeszcze posiadało słuch. Większość słabych to głuche istoty, a komunikują się telepatycznie. Tu jakby w powietrzu wisiał świat dodatkowy, jakby kanał do którego wszyscy są wpięci i przez który wymieniają myśli. Komunikowali się myślami, ale głośnymi. Tak głośnymi jak krzyki. Mateusz w wieku 18 lat otrzymał od anioła stróża - który tak naprawdę był pozytywką nagraną na wieczność, która opiekowała się nim, ostatecznie klucze do swojego wymiaru - punktu obserwacyjnego, gdzie miał dokonywać analiz, pomiarów i po powrocie na ich podstawie zmian w konstrukcji astralnej swojego domu. Ale to nie był zwykły dom. On był mięśniem sercowym awaryjnej restauracji świata. Jakby procesorem rekonstrukcji. Z dokładnością akupunktury i odpowiednich ziół i kamieni mocy można by przeprowadzić operacje rekonstrukcji całej planety do fundamentalnych praw. Zniszczyć piekło i ofiary - tych demonów w ludzkich skórach i odbudować Ziemie i Niebo. Jedyny problem to zebrać odpowiednie narzędzia i przejść cały trening mistrza zakonu Czarno - Białego Orła Trzymającego w szponach Różę. Już niebawem miała rozpocząć się wielka droga. CDN. Autor: Dawid Daniel Rzeszutek -
Historia utraconych zmysłów w kałuży na betonie...
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Historia utraconych zmysłów w kałuży na betonie... Beton ma moc i charakter, nie to co Homo Sapiens! On ogranicza wielmożne oczy (spojrzenie) i słuch (fale dźwięku) siłą cech własnych, jakby te zmysły były ukoronowaniem stworzenia stworzenia. Też chód zatrzymuje, każe omijać, czasem budzi intuicje w labiryncie. Jest chłodny i twardy. Nosi czasem sztukę - art deco albo swastyki. Szarą ma, spękaną twarz. Piach w zaspanych oczach. Brak serca - bije z niego ciszą. Homo sapiens jest słaby - tylko chce czuć. Dobiera palety potrzeb i szuka dróg do zaspokojenia. Beton jest kosmos wyżej. On juz jest zazpokojony. Sapiens im słabszy tym więcej czuje. Im wrażliwszy tym słabszy, im słabszy tym więcej czuje zagrożenia. W zależności od zagrożenia kocha bardziej lub mniej. Niektórzy Sapiens kochają beton, ale bez wzajemności. Beton już czuć nie potrzebuje, nie kocha i nie czuje. Czasem jak dzieciak się zmoczy deszczem. Czasem go ktoś oleje. Beton chowa Sapiens i chroni go. Bunkry nawet uzbrojone kryją od atomowej rewolucji. Sapiens jest homo, homini lupus. Czasem mówi się o dwóch Sapiensach. Na Betonie można umrzeć i można to zrobić pod betonem - Homo Sapiens Sapiens to wie. Rozbija te zmysły w uściskach słów - "Niech się pierdolą!" - " Nie przejdziesz!", "Nie patrz się!" i "Nie podsłuchuj!". Co w rozumieniu betonu jest jak walka z wiatrakami. Jak coś oczywistego. Jak zwycięstwo codziennej ambicji - powszechne. Jakby cel główny, bo sprawiedliwy. W nowym świecie walka ta jest, jak grawitacja, obecna wszędzie. Jest jak wszystko dziś, dyktowana nową modą na nieludzkość - standard nowego nieczłowieczeństwa. Ale ile neuronów ma szary beton? W tkance komórkowej jego wiedza zastygła dawno. Ile to szkół skończył i uniwersytetów, szkoleń? Nie więcej od swych stwórców. Beton posiada wiedzę podstawową. A stwórcy betonu - chłopy robotnicze ukończyły zawodówkę - ledwo. W betonie widać siłę mięśni robotników - odciśniętą jak dłoń mistrza w alei gwiazd. Szarzyzna mgły lekko koresponduje z betonem. Upaja leniwie momenty, traci kontakt wzrokowy, gubi się w niej ostrożność. Echa rozchodzą się jakby w indyferencji. Jedno jest pewne, przenieść betonu się nie da. Na pewno nie w całości. A po trochu, to się przecież można - jedynie wykrwawić. Zmysłów efekty spadały w przypadkowo dostępny temat. W mgłę bez kompasu i bez wiatru. W dziedzinę bez zasad i kwasów. W truciznę lub eliksir - może w chorobę, a może zbawienie. Poznanie było celem - choć jednej odpowiedzi - jak nie na arche, to chociaż gdzie jest lepiej? Kontrasty wszak budują opinię. Kto powiedział, że lubić można tylko jeden z dwóch elementów sobie przeciwnych? Noc albo dzień. Wiosnę albo Zimę. Przecież niektórzy kochają się w całym roku. Żyją raz w dniu a raz w nocy. Chodzą w czarno-białych koszulach w paski. Czasem lubić można więcej. Spadły w kałużę na betonie - nowopowstały wszechświat. Deszcz stał się stwórca wspólnie z wiatrem - na podobieństwo Boga. Spadły w krople wody zmarznięte listopadem, bo są ciekawe, tam gdzie tafla dwumilimetrowa izoluje czynniki zmienne. Tworzy mikroklimat i ekosferę. Chcą zobaczyć i usłyszeć. Poczuć swoim modelem odbioru świat. Ale poobijane nie maja wieczności. Prędzej wygasną niż przeżyją. Czas tylko utwierdza ich w marności własnej egzystencji a przynajmniej bezsensie celu, którego nie osiągną. Spojrzenie zanurkowało w czterech centymetrach deszczówki obok starego żółtego liścia, wodnika Szuwarka i psiego gówna. Obok biletu MPK i niedopałka papierosa. Obok zużytej chusteczki i kamyków wpadłych w kałużę przez trakcję opon samochodu. Kompozycja jak sztuka martwa potrzebowała tylko znicza, by jak rozłożone ciało zamknięte w grobie - miała pamięć i jasność rozkładu - by ekoklimat zyskał zainteresowanie. Egzystencjalny świat widzi w nim marność - jedyne dane nam szczęście. Ten wulgaryzm - tak głupi - a jakże rozweselajalący. Jak to dobrze widzieć, a nie czuć smaku - powiedziało. Dodając - że tylko widzieć -tak jest najlepiej. Fala dźwiękowa ruchu ulicznego przenika lód i wpada jak na przechodnia przypadkiem na słuch leżący na dnie bez wiary, by się kiedyś jeszcze gdzieś ruszył. Słuch słyszy - jak Kochanowski klnie, słyszy jak samochód wjechał w inna kałużę i rozbryzgał ten ekosystem na jego nowe spodnie. Słyszy jak pękła opona samochodu dostawczego i jak Kowalski zamienił się w trupa upadając z dwunastego piętra. Mokra plama rozpłynęła się wokół niego i jeden ściek krwi nawodnił kałużę czerwonym życiem bez życia. Bez celu istnienia, gdy ciała już prawie nie ma. Atomy krwi i jej ciepło w karmazynowym kolorze krzyczą bólem fantomowym. Słuch usłyszał, ale nie ma ust. Nic nie powie. Okazuje się - bez mózgu i świadomości, bez ust - odczucia nasze nie będą mieć świadków. Nikt nie potwierdzi, czy to, co czujemy jest prawdziwe czy jest fatamorganą. Ścierwo ze zmysłów, rozjechane uszy i oczy udowadniają niebezpieczneństwo ciekawości. Mózg dawno je stracił, a konwulsje dały im drugie życie. Dały im niefortunną wolność, z dala od mózgu, od centrum dowodzenia... Ale samochód rozjechał je i zatrzymał konwulsje, które napędzały im bicie serc. Piorun dodatkowo wymazał rejestry ich doświadczenia, całej pamięci, a to tak jakby ich nigdy nie było. Same nieistnieją, nikt ich nie widział, a nawet same nie będą już więcej pamiętać w swoim nie istnieniu niczego co doświadczyły. Nie traćmy zmysłów! To tragedia, ale powszechna. Niektórzy nie tracą ich całkiem, ale mają je w dupie. Sam nie wiem co gorsze. Doświadczanie gówna żywota, czy nieczucie niczego! Czuj, czuj, czuwaj! Autor: Dawid Daniel Rzeszutek (c) -
Gniją wartości - w poszukiwaniu Pana
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Gniją wartości - w poszukiwaniu Pana W głowie mózg atakuje wiatr słoneczny Pędzące czerwone pierwiastki zniszczenia Ucieczki od obłędu krok jest konieczny Wskok w strumień bezpiecznego cienia Niebezpieczeństwo rodzi obłędu odpady A one wydalają radioaktywne problemy Toksyczne wirusy - chaosy i serc bezłady Tylko urząd statystyczny milczy jak niemy Zbyt wiele gówna jest ciężko posprzątać Zmutowane kotlety z odpadów sumienia Egzaminy z upadku, które Tu masz zdać Bo zgnilizna bardziej robactwo docenia Myśl i mądrość wywodzą się z warunków Głowy wyrosły wśród nawozów z papieru Ten świat zabrania sobie w winie ratunku Naucz Boże mnie! Jak umierać pokieruj! Matka Ziemia staje się od dawna szalona Jej usta fotosyntezę odrzucają jak truciznę Zamiast drzewa w raju rośnie stara opona Sapiens wirusem karmi kościół i ojczyznę Po dwóch tysiącach lat Boga poszukiwań I odpowiedzi na - Po co? Arche? Dlaczego? Odpowiedzi brak, ale jest mnóstwo pytań Co rosną równocześnie z winą i też Ego Wydaje się, że człowiek Boga prowokuje Daje w żyłę gówno, w cywilizację upadek Dowodu bytu stwórcy na już potrzebuje Wstrzykuje w stworzenie gorzką tę wadę Tak bardzo walczymy i od Ojca uciekamy Chcemy mieć swoje własne a nie od niego Wartości zmieniają hierarchie i własne ramy Zabijamy Boga w sercach, ale dlaczego? Obłęd - ta droga pod prąd - to zacofanie Zgnicie wiary duszonej mszami czarnymi Czy twa miłość nakaże Ci tu wrócić Panie? Czyż nie jesteśmy - My - dziećmi Twoimi? Autor: Dawid Daniel Rzeszutek -
Wyroki
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dzięki za osobiste spojrzenie. Dobranoc :) -
Wyroki
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@FaLCorneL Różnie pisze, kiedyś pisałem bardziej brzydko, różnie bywało z opiniami, ale raczej potrafię nadzorować narrację i wybierać różne palety kolorów, emocji i odczuć i myśli kryjących sie za treścią. Lubię dekadencję, Baudelaire jest dla mnie mistrzem. Ale znam też takiego poetę, który mnie poniekąd też inspiruje, który wywala totalne mięcho wymieszane z erudycją i historycznymi faktami. Może następny mój wiersz będzie mniej ładny. Pozdrawiam @hania kluseczka Dzięki. Kłaniam się nisko. -
Wyroki Grzech wypływa z górskiej skały W rzekę zamienił się cmentarną Aż cokoły krwią niewinną zapłakały Kiedy zimni świadkowie zasną? Twoje kłamstwo staje się wężem Co pełznie pewne siebie do mnie Teraz w dłoniach krzywdy leżę A gwiazdy patrzą i nieba ciemne Twoje dłonie kradną mi radości Wyrywając łzy razem z korzeniami Serce puste jak mnich teraz pości Złodziejski koszmar trwa godzinami Ty sumieniu bez dekalogu kości Ty bez oczu duszo w winie cała Niech w pętach cię koszmar ugości By godzina twoja w mrok upadała Bo wyroki dni są silniejsze od tytanu A siły kosmosu władają bez granic Woła moje serce - Boże weź opanuj Tych co zasady wieczne mają za nic Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
-
Nabita na ludzkie kolce
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@hania kluseczka Wiesz.. różnie piszę, głębia twórcza może czasem być niedostępna, ale też jest prawdą, co ci powiem, że nie uważam wiersza za najlepszy. Było to trochę machinalne pisanie. Ale pewne metafory całkiem były ciekawe. No, ale.... uczymy się całe życie. Rozumiem Twoje zdanie i niejako w jakimś pierwiastku mojej osobistej opinii również się z nim zgadzam. Pozdrawiam. -
Nabita na ludzkie kolce
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@hania kluseczka Rozumiem. Jestem amatorem. A w poezji ciężko każdemu dogodzić. Pani Haniu :) miło pozdrawiam :)