Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Arsis

Użytkownicy
  • Postów

    4 533
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Arsis

  1. @aniat. ...
  2. Arsis

    Neo-Prog

  3. Usiłowałem coś. Nadal usiłuję… Co? Spogląda na mnie z lustra obojętna albo przejęta smutkiem twarz. Trochę podobna do mnie i trochę do nikogo… Kto tu jest? Osacza mnie okrutna noc. Mruga do mnie oczami. Całymi rojami zimnych gwiazd… Noc i nic. I znowu nic, bądź noc… Ktoś tu był. Zniknął w otchłani czasu. Ktoś, coś albo ono… Szalejący wir samotności mży drobinkami kurzu w mdławej poświacie wiszącej lampy. Wspina się po ścianie skrzydlaty cień, porusza odnóżami. Dotyka czułkami plątaniny żeliwnych rur, która rozpierzcha się pod wybrzuszonym stropem. Żeliwna plątanina rur, bulgocząca i pełna jęków. … Ktoś się przechadza na poddaszu w tę i z powrotem. Słychać wyraźnie powolne, ciężkie stąpania… …. Otwieram powieki, zamykam… Trzepotanie powiek trwa przez kilka minut. Coś mnie oślepia, coś przenika… Słońce? Nie. Jakby powiew przeciągu. Przepływają przez pokój widma, lecz jakieś zmechanizowane, stechnicyzowane.. Podejrzanie nowoczesne jak na pradawny sen somnambulika. Podają sobie ciężkie przedmioty od ramienia, od czoła… Czaszki, nie-czaszki, stalowe obręcze, zębate koła… Roznoszącą woń elektryczności podręczną maszynerię. … I znowu się wszystko od nowa tworzy, ale tym razem od końca do końca. I znowu od końca. Nie wiadomo po co. … Uchwyty, przekładnie, powyginane pręty… Zeskorupiałe, rdzawe plamy. Poprzecierane tabliczki znamionowe… Frezarki podpierają ściany w jakiejś dawno opuszczonej fabryce niepotrzebnego złomu ze zwisającymi, pozbawionymi wrzecion głowami. Niczym strudzeni w dworcowej hali, co czekają na Godota. … I znowu do końca… … Rozsypujące się truchła, maszkary… Leżące szkielety koni, psów, hipopotamów? Pełno tu tego, aż po horyzont siny i mokry, jak u Beksińskiego… … To jeszcze nie wszystko. … Jeszcze się zrywa skądś rozjuszona bryła i stacza się z łoskotem po zboczu sennego masywu na wyobraźnię. … Jestem tu jeszcze? Odpływam. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-21)
  4. Arsis

    Myśliwce II wojny św.

    Grumman F8F Bearcat
  5. Arsis

    Myśliwce II wojny św.

    Grumman F7F Tigercat
  6. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  7. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  8. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  9. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  10. Arsis

    Neo-Prog

  11. Arsis

    Neo-Prog

  12. Czemu tak się na mnie patrzysz? Zamykam oczy, otwieram… (ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek…) Widzę wciąż to patrzenie nieustanne i tkliwe. Czemu wciąż? To patrzenie na kogoś. Na kogo? Na mnie… — to patrzenie… Ale przecież ja nie jestem do patrzenia, więc po cóż ten wzrok utkwiony we mnie? Cień na ścianie, księżycowy blask… Na ścianie drżenie liści, zarys gałęzi dębów, kasztanów… Na ścianie utrwalony krzyk liściastego boga, co szepcze, co snuje jakąś melancholię. Pieśń nad pieśniami w jakiejś sennej imaginacji. Na ścianie odblask źrenic… Kochasz mnie? Wiem, że mnie kochasz, kochając w sekrecie, na jawie, we śnie… Albo to tylko o tobie moje wyobrażenie… Padam na kolana, między pustymi fotelami, w nocy, w blasku wiszącej lampy. Padam na kolana, na twarz, znacząc językiem wilgotny ślad między sękami dębowej klepki. Cisza tak wielka, że aż w uszach dzwoni i szumi wodospadem buzującej w żyłach krwi. Jesteś tu jeszcze? Ja jestem i czekam. Czekam, czekając, jak tylko czekać można w zakochaniu. Nasłuchuję, nasłuchując w beznadziei kroków na schodowej klatce, tak jak wtedy, kiedy czekałem na powrót umarłego ojca. Kto tu idzie? Kto idzie prosto do moich drzwi? Ty? Nie. Nie idzie nikt. Miał ktoś przyjść, nie przychodząc wcale. To tylko moje serce wybija rytm stalowymi kołami jadącego pociągu. Nachodzi na mnie czerwony skaj pustego przedziału, siedzeń całego wagonu. Dokąd tak jadę? Do nikogo. Jadę do nikogo, ściskając w dłoni zszargany, poplamiony egzemplarz „Moskwy-Pietuszki”, Wieniedikta Jerofiejewa. Szarpnięcie, zryw i znowu piskliwy zgrzyt hamulców… Głuche dudnienie na drewnianych mostach, betonowych wiaduktach… Donikąd, donikąd, … d o n i k ą d…. Kochasz mnie? Pokochaj zatem, jak ta wyimaginowana Jewgienija. Wiesz? Wracałem wtedy z nocnej zmiany olśniony liliowym wschodem słońca. I myślałem o tobie. Wysłałem tak, jak tylko może myśleć zakochany w pięknej kobiecie samotny mężczyzna. Myślałem, co robisz, jak się czujesz, co ci się śniło… I o tym, czy myślisz o mnie… A, myślisz? Powiedz, myślisz? (Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-15)
  13. Zdzisław Beksiński
  14. Arsis

    Przeczytane, polubione...

  15. Rene Magritte
  16. Giorgio de Chirico
  17. Andrew Wyeth
  18. Edward Hopper
  19. To się wciąż oddala, przemieszcza, przesuwa… Nachodzi na mnie srebrzysta powłoka widnokresu. To się przemieszcza w świetlistej aureoli melancholijnego spojrzenia. I drży, drżąc we mnie i poza mną w tych cichych szeptach strzelistej topoli… W pęknięciach sufitów, ścian zalęgły się pogłosy z głębokiej otchłani przeszłego czasu. Z poszczególnych etapów minionych epok i lat. Nie mogę ich przegonić, odgonić, albowiem rezonują na zbyt wielu płaszczyznach. Zatem śledzę je za pomocą matematycznych wzorów i zimnego oka mikroskopu, wpatrując się w tę całą subatomową menażerię. Puste fotele jeszcze ze śladami wgnieceń po kimś dawno zmarłym… Po kim? Nie pamiętam. Ale pamiętam… … w zasadzie — nic już nie pamiętam… Przede mną stół z pękniętym wazonem na pół, pajęczyna, wirujący kurz… To tutaj, gdzieś tutaj… Było, minęło, uskrzydliło się i odfrunęło jak dusza mojej matki. Jak ptak, co pozostawił po sobie rozkołysaną gałąź. Pod twoją nieobecność zamykam ciebie w krysztale, twoje wspomnienie, zaginając jego krawędzie do środka. Rozbłyska światłem, przyćmiewając jarzące się od wewnątrz krawędzie przedmiotów I milczenie rzeczy wykute w kamieniu. Tańczę na środku pokoju olśniony srebrzystą nawałą księżycowego blasku. Przytulony do powietrza, przeszywam ramionami lodowatą próżnię kosmosu. Podążam wokół stołu niczym planeta okrążająca gwiazdę. Podążam w majaku somnambulicznego zwidu. Wydaje się, że jestem kometą z długim warkoczem rozwianych cząstek topniejącego lodu. Pędzę w przestwór wiecznej samotności… (Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-10)
  20. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  21. Ogłuszony hałasem, sponiewierany nawałą powietrza… Wtapiam się w nierzeczywistość sennej maligny. Pełno tu jakichś wąwozów, ciemnych szczelin i zakrętów... Schody prowadzące w górę, w dół, w poprzek i po przekątnej. Przecinające się, krzyżujące zakurzone włókna pajęczyny… Spirale poręczy, pstrokaty kamień lastriko i głucha biel ogromnego masywu ścian na wyobraźnię…. Fragmenty kolejowych torów biegną przez środek pokoju, aby zniknąć w czerni za drzwiami. W otchłani nocy, w straszliwej depresji czarnej dziury, która zasysa wszystko z potwornym świstem uciekających strumieni czasu. Chmury, obłoki, ostatnie promienie słońca pełzają po podłodze, aby się przypodobać nie wiadomo komu. Łaszą się i pieszczą, ocierają się o wszystko i o nic. O nogi krzeseł, kanap, foteli. O cokoły regałów…Słońce. Żółtawe światło wiszącej lampy. Dzień, to? Noc? Nic nie wydaje się tym czym w istocie jest. Jestem sam na sam z ogromnym milczeniem przedmiotów, jak w jakimś muzeum z kamiennymi rzeźbami. Tylko ja i one. I ten bezkres obojętności w każdym spojrzeniu niewidzących oczu. Kiedy tak idę, smugi szarego światła wsączają się spomiędzy szczelin ciężkich stor. A więc znowu deszcz… Deszcz przechodzący falami. I znowu cisza, tylko stukot pojedynczych kropel o blaszane rynny, parapety… I trzeszczenie podłogi, uginających się dębowych klepek. W powietrzu czuć nikły zapach woskowej pasty w tym dawno umarłym domu, w tej galerii pustych, opuszczonych pokoi, w tych przedpokojach, korytarzach prowadzących z znikąd donikąd… Czasem odgłos westchnienia, czasem nic… I tylko nic… Przechodzę, przechodziłem, przechodząc raz jeszcze w dojmującej melancholii upadku. Kto tu był? Jest tu kto? Czy ktoś tu jest? Jest i nie jest, zarazem. Albo jest, nie będąc wcale, mimo że jest wciąż i nadaremnie. Jest tak jakby w sprzeczności z samym sobą, w sprzeczności ze wszystkim… A więc znowu jest, tylko że wyschnięte na wiór… Czas krok po kroku odłupuje ze mnie sens, jak wandale marmur z Piety. Ranią mnie okruchy przeszłości. Pełno ich tu. Płyną powietrzem, wirują i mżą. Jarzą się w błękitnych przebłyskach nieba. A więc znowu dzień… Ktoś idzie za mną. Odwracam się, lecz nic. To tylko echo bijącego serca zawarte w szumie płynącej wartkim strumieniem rzeki wzburzonej w moich żyłach krwi. Splątane kłębowiska żeliwnych rur, bulgoczące jęki, szlochy i szepty, ukryte w czeluściach wszechistnienia. Gdzieś tam… Ciągnąca się donikąd galeria obrazów, w ciągłych powtórzeniach tych samych gestów. Senne widziadła o nieustalonych rysach twarzy, choć twarz tamtego przypomina twarz starej kobiety widzianej przeze mnie kiedyś za życia, kiedy siedziała na ławce w parku w białym słomkowym kapeluszu… Zaciskam powieki… * Otwieram. Miasto przede mną, wokół mnie w nocnym korowodzie ulicznych latarni. Skąd ta nagła zmiana scenografii? Nie wiem. Nie pamiętam, co było tego przyczyną. Maszerujące cienie w kaskadzie migających neonów. Na lśniących od deszczu chodnikowych płytach. Przechodzą i nikną. Jakieś zwidy, rozmyte kształty nie wiadomo kogo. Opuszczone ulice, domy… Zacieki na ścianach, na czerwonych cegłach ciągnącego się muru… Czyjeś kroki, nie-kroki, szepty… Czuję niemal namacalnie tę obecność nieokreślonych form. Ocieram się o wszystko i o nic. Na dłoni kawałki tynku, spróchniałej kory drzewa… Zamknięta na kłódkę żelazna, kuta brama, oklejone plakatami blaszane ogrodzenie placu budowy, na którym mokną stalowe pancerze jakichś nieruchomych, prehistorycznych gadów… I znowu noc, i deszcz, bezdroża rozmokłych, błotnistych pól. Zanurzam się w nich, w czający się gdzieś wyrzut sumienia. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-03)
  22. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

×
×
  • Dodaj nową pozycję...