Jerzy_Edmund_Sobczak
Użytkownicy-
Postów
242 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Jerzy_Edmund_Sobczak
-
do żywego
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Basia_Malic Twoje prawo, Basiu, tym bardziej, że to nie opis różyczki zachwycającej, a refleksja jeno. -
Królewna plujka
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@luna_ O nie, luna_, jeżeli używam wulgaryzmów w wierszach, to nie robię tego dlatego, że lubię wulgaryzmy, czy ich używam w życiu codziennym. Pełnia swoją funkcję. W tym przypadku niejako wplatają się w nieczystości, ukazują potoczność wulgarną i tak, są rodzajem prowokacji, a zarazem kontrastem dla opakownia pseudobajki na królewskim dworze. Kiedy indziej zdarza mi się użyć w poezji wulgaryzmu dla podkreślenia emocji. Nie, nie wykreślę wulgaryzmów z poezji. Jak wszystko inne są narzędziem ekspresji. https://www.youtube.com/watch?v=EdmZYu9Lths -
Królewna plujka
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
To się nazywa radosna twórczość. I jeśli barbarzyńca nie ma poczucia humoru, to pewnie posieka mnie swoim mieczem z adamantu, albo jakiego inszego mithrilu, Marlettko. Co do treści, luna_, pani księżycowa, jak to w bajkach bywa, a przecież to klasyczna bajka ze zwierzątkami zamiast ludzi, jest tam gdzieś ukryte ziarnko prawdy i drugie dno. Jerzy -
stany rozproszenia
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
gdy jeszcze nie wzrosłem spośród słów nijakich zbierałem żar myśli kosmicznym przetakiem i choć te ronione zmieniały się w gwiazdy nie czas to był przecież imieniem je nazwać skręcały się dusze w świetliste spirale pędziły do krańców hen dalej i dalej wciąż dalej przez pustkę w jałowe błękity wszak mnie tam nie było ażebym mógł spytać a na cóż bez widzów ta śmierć narodziny aż dreszcz super nowy przełomy uczynił i rozsiał mgławice przez worki węglowe łby końskie z ładunkiem ruszyły na drogę tu zbił się i skleił pył gwiezdny na brykiet dla Słońca wiruje orbitą odkrytą ocean zrodzony ustąpił był lądom księżyca przypływem brzeg w wodzie przeglądał w kociołku mieszając prebioty na zupę by wpełznąć na trupa liszajem nadpsutym a potem już tylko niezmiernie się mnożył tak ożył trawami na stepach i w borze bo wszędzie mu było pustynnie i pusto dniem stworzył mi oczy przez głód rozwarł usta * świat zgarniam pod stopy a dłońmi się bronię korowód oddechów w zegarze czas moim niewiasty na wiosnę otwórzcie się kwiatem kuś latem bez raju owocem pyskatym budujcie przed burzą by burzyć jesienią zbyt późno bo miasta już dłużej nie schronią stworzyłem anioły dla pustki bez pana z gomorą sodomą na dramat czekamy na słońca ukryte w przepastnych silosach gdy zima we włosach już szronem porosła kobieca więc przytul pójdziecie na piwo na grzańca a w tańcu będziecie podziwiać śródśnieżne pierzyny ze skrytym nasieniem w nadziei że chmiel znów wysnuje sen z siebie -
do żywego
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
przed granią w kryształach pryzmatach dla słońca ostatnie podejścia zostawiasz w gór cieniu samotnym paznokciem w diamentach pieśń drążąc na płycie wciąż rysy po twoim spojrzeniu za oknem listopad bzy kwitną więc wiosna nim linę szlag trafi i wnikniesz w szczelinę gdzieś lipiec się spieszy by chwilom tym sprostać o szybę deszcz wali a wewnątrz coś kwili tramwaje meldują przystanki już pętla zaciska w niepamięć kokardki na śnieniu wiatr jeszcze upiory po bramach przepędza na śmieci w zaułkach imiona wymienia pod szczytem czas poległ zamknięty jak księga zabrakło anioła by karty odwracał zrodzony w prologu chcesz treści spamiętać podmieniasz powieści choć śmiejesz się z tego dach dzieli od nieba gdy w mroku poddasza obgryzasz paznokcie do krwi do... żywego -
Królewna plujka
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wieść się rozniosła po całym podwórku (chwilunia, to był pałacowy dworzec), że pierwsza córka dojrzała i może już kawalerów legalnie furfurkać. No, jednym słowem, drogie pretendenty, w te pędy tutaj, zaraz przybywajcie. W muszki przystrójcie, włóżcie świeże gacie. Księżniczka będzie próbowała chętnych. Zleciała była husaria skrzydlata. Zagrzmiały surmy, heroldy wieścili. Księżniczka mokra i cała się ślini. Aż serce roście i coś jeszcze w gatkach. Królewna pluje przez swe trzecie ramię. Spogląda krzywym, figlarnym spojrzeniem. A ja się, kurwa, z wami nie ożenię. Bo kocham Ksenię i się furfurkamy. Odkąd się znamy, czyli z maleńkości, sztyrały my się jako mikre czerwie. Choć ona służka, figlujem bez przerwy. Ach, drodzy goście, ja przecież mam siostry. I choć nie plują, bo jeszcze ciut młode, to jednak łase atrybutów męskich, twardą kiełbasę przedkładają miętkiej, a każda cudnej, szkaradnej urody. I bal się zaczął tamtej szczęsnej chwili. Wszyscy tańczyli na ogromnej kupie. I mieli w dupie, czy muszka czy chłopiec. I my tam byli i gnojówkę pili. -
To jeszcze nie Har-Magedon. Obrazki z czeluści
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Scena 1 Narrator: Jesteśmy w kwaterze głównej Pierwszego Upadłego Anioła. Oto komnata tronowa Lucyfera 666 metrów poniżej wulkanu Popocatepetl w Kordylierze. Lucyfer siedzi na tronie wyraźnie znudzony. Bębni palcami, nucąc pod nosem fugę Bacha. Zmiana sceny. Aktorzy wpadają na scenę, w pozornym chaosie zmieniając dekoracje i obsadę. Scena 2 Widoczne tablice: Wydział do spraw kontroli żądz i ambicji Sekcja nasłuchu Biuro propagandy Komórka zafałszowywania rzeczywistości Narrator: Przenosimy się do Sekcji nasłuchu Wydziału do spraw kontroli żądz i ambicji przy biurze propagandy piekielnej 2512 metrów poniżej wulkanu Wezuwiusz na Półwyspie Apenińskim. Jest środa 25 maja, godzina 23 [size=85]51[/size] Przy biurku z komputerem siedzi diabeł - urzędnik z uwagą obserwujący monitor. Ponownie następuje zmiana dekoracji, tak jak poprzednio. Scena 3 Widoczna tablica z napisem [size=150]kotłownia[/size]. W jednym z kątów, w ustawionym kotle, kłębią się potępieńcy. Nad nimi widoczny napis Arbeit macht frei. Przy stoliku, na którym spoczywa klawiatura k-boardu, siedzi diabeł w roboczym drelichu. Lekko przysypia, od czasu do czasu uderzając palcem w klawisz. Wydawanym dźwiękom towarzyszy apatyczny jęk potępieńców. Narrator: A oto kotłownia piekielna. Sekcja druga centralna. 32 metry poniżej baru przekąskowego Tempo na osiedlu Puchatek w zachodniej Polsce. Jest środa 25 maja godz. 23 [size=85]54[/size]. Kolejna zmiana dekoracji. Aktorzy robią to w jeszcze większym pozornym chaosie. Scena 4 Narrator: Ponownie znajdujemy się w sekcji nasłuchu wydziału do spraw kontroli żądz i ambicji, przy komórce zafałszowywania rzeczywistości. 2512 metrów poniżej wulkanu Wezuwiusz na Półwyspie Apeninskim. Jest czwartek 26 maja, godzina 0[size=85] 01.[/size] Teleportuje się łącznik terenowy Azazel. Azazel: Melduje się demon III kategorii Azazel z sekcji łączności. Diabeł urzędnik - Ebegenezer: Macie dla mnie jakieś informacje? Azazel: Tak jest! W sektorze A-3-Z alfa omega omikron zanotowano wzmożone erupcje silnych, pozytywnych emocji. A w sektorze beta epsilon nasza komórka przewiduje nawet możliwość walk o Prawo i Sprawiedliwość. (wymawiając te słowa, demon krzywi się). W sektorze depresyjnym zeta zeta alfa doszło, niestety, do niekontrolowanego wysypu błędnych. Są uzbrojeni i niebezpieczni. Wyruszyli na krucjatę przeciwko złu. Ebegenezer: Natychmiast wysłać tam specgrupę! Najlepiej komando Parch. Azazel: Melduję, że namierzone emocje są tak silne, że tłumienie może być nieskuteczne, a nawet wywołać rezonansowy efekt echa sumienia. Ebegenezer: Może by tak skusić i przekabacić kilku przywódców? Azazel: To może okazać się nieskuteczne. Mają tam kilku potencjalnych świętych. Ebegenezer: Tym bardziej warto spróbować. Takie duszyczki są najmilsze naszemu Księciu Ciemności. Azazel: Mają ze sobą egzorcystów. Ebegenezer: (otrząsa się z obrzydzeniem) Brr...! W takim razie najlepsza będzie operacja zamydlająca. Przy odpowiednim zamydleniu oczu i skierowaniu emocji na obiekty zastępcze, zamiast tłumić, możemy nawet podżegać. Azazel: Natychmiast wydam polecenie do przeprowadzenia operacji Wiatrak. Azazel teleportuje się i znika. Ebegenezer: Sprawdźmy sobie, jak przebiega operacja. Ale najpierw włączę zagłuszacz sumienia. Ponowna zmiana dekoracji przez aktorską obsadę. Scena 5 Narrator: Obserwujemy brzemienną w skutki szarżę błędnych na wiatraki. Jest czwartek 26 maja, godzina 0 [size=85]45[/size]. Gdzieś na polderach Niderlandów. Grupa dziwaków uzbrojonych w chochle i inne narzędzia kuchenne, przybrana w hełmy z garnków, atakuje wiatraki. Kolejna zmiana dekoracji Scena 6 Narrator: Ponownie znajdujemy się w sekcji nasłuchu et cetera, et cetera... Mamy czwartek 26 maja, godzina 0 [size=85]57[/size]. Ebegenezer: (Zaciera ręce i wyłącza monitor) He! He! To się nazywa odpowiednie skanalizowanie pozytywnej energii. Znowu zaciera ręce, a potem zaczyna zacierać ramiona. Co tu tak zimno?! Bierze do ręki termometr. Zaledwie 333 stopnie Celsjusza powyżej zera. Ten leser z kotłowni pewnie śpi. Telefonuje Kotłownia! Śpicie na służbie? Natychmiast dorzucić do ognia! Na scenę wbiegają aktorzy w szalikach i czapkach na głowie, zabierając się za zmianę dekoracji. Scena 7 Narrator: Ponownie jesteśmy w kotłowni pod barem Tempo na osiedlu Puchatek, gdzieś w zachodniej Polsce. Jest czwartek 26 maja, godzina 0 [size=85]59. [/size] Kotłowy pochrapuje, od czasu do czasu uderzając w klawisz k-boardu. Towarzyszą temu apatyczne pojękiwania potępieńców. Terkoce telefon. Kotłowy odbiera. Kotłowy: (do telefonu) Tak, tu demon niższej kategorii, Rokita. Tak! Tak jest! (Potakuje głową, podrywa się) Oczywiście, natychmiast! Odkłada słuchawkę i zaczyna wygrywać na k-boardzie melodię Panie Janie. Potępieńcy, chóralnie pojękując, wtórują. Na scenę wpadają aktorzy, już w podkoszulkach, aby zrobić to co zwykle, czyli zmienić dekorację. Scena 8 Narrator: Tym razem ponownie odwiedzamy komnatę tronową Lucyfera, Księcia Ciemności. 666 metrów poniżej wulkanu Popocatepetl w Kordylierze. Wciąż jest czwartek 26 maja, godzina 01 [size=85]30[/size]. Lucyfer siedzi na tronie, poklepując się dłońmi po udach i nucąc Panie Janie. Nagle zaczynają pulsować światła. Wyje syrena alarmowa. Głos z megafonu: Uwaga, uwaga! Czerwony alarm. Powtarzam. Czerwony alarm! To nie ćwiczenia. W kwadrancie omega omikron zeta teta zaobserwowano obiekty niebiańskie zdążające ku Ziemi z prędkością przyświetlną. Spodziewany kontakt za 5 minut koma 3 sekundy. Prosimy o udanie się do schronu. Powtarzam... Lucyfer: (zeskakując z tronu i biegnąc w kierunku schronu) Czyżby to Armageddon?! Ale przecież to ja miałem go rozpocząć! W rozdziale o Apokalipsie, jak byk stoi, że to ja. Co Oni sobie myślą?! Na scenę wpada obsada aktorska, w jeszcze większym pośpiechu, rozglądając się w przestrachu i zmieniając dekoracje. Scena 9 Narrator: Ponownie sekcja nasłuchu i łączności wydziału do spraw kontroli żądz i ambicji. 2512 metrów poniżej wulkanu Wezuwiusz na Półwyspie Apenińskim. Wciąż czwartek 26 maja, godzina 01 [size=85]30[/size] i 15 sekund. Głos z megafonu: Powtarzam. To nie ćwiczenia. Spodziewany kontakt nastąpi za 4 minuty koma 48 sekund. Teleportuje się Azazel. Azazel: Najświeższe wiadomości, sir. Ten atak z nieba to nie sprawka Aniołów. Mamy inwazję Obcych. Ebegenezer: A Anioły, to co?! Swoi? Azazel: W pewnym sensie kuzyni. A tu, atakują nas przedstawiciele agresywnej cywilizacji galaktycznej. A tak właściwie, to nie nas, tylko ludzkość. O nas nie mają zielonego pojęcia. Ebegenezer: To się zdziwią. Chyba nie damy sobie w kocioł dmuchać? W końcu ludzkość należy do nas i tylko my możemy jej szkodzić. Pożałują tej konfrontacji z nami, ludzkimi demonami. Każdy ma takie demony, jakie sobie wypracował i na jakie zasłużył. A ludzie...? Oj zasłużyli sobie, zasłużyli. Trzeba przyznać, że stworzyli nas jako paskudne kreatury. Nie zazdroszczę tym Obcym. Jego Podłość Wysokość, Lucyfer, Książę Ciemności żąda od nas natychmiastowego powstrzymania inwazji. Wdrażamy plan Potrzask sfer niebieskich - wariant gwiezdny 3-delta. Azazel: Tak jest, sir. Natychmiast rzucam do walki nasze oddziały antyniebiańskie. Teleportuje się i znika. Aktorzy wpadają na scenę, wiwatując i zmieniają dekoracje. Scena 10 Narrator: Proszę państwa, ponownie jesteśmy w kotłowni piekielnej. Sekcja 2 centralna, 32 metry poniżej baru przekąskowego z wyszynkiem alkoholowym, Tempo, na osiedlu Puchatek, gdzieś w zachodniej Polsce. Jak państwo widzą, nastąpiły tu wielkie zmiany. Jest czwartek 26 maja, godzina 03 [size=85]05.[/size] Obcy jęczą w kotle. Ludzcy potępieńcy tańczą wokół, od czasu do czasu poganiając ich biczami i pilnując, żeby utrzymywali tempo, jakie nadaje kotłowy na k-boardzie. Kotłowy gra, a obcy potępieńcy wyją hymn Unii Europejskiej, czyli Odę do radości Beethovena. Wszyscy teleportują się na scenę. Stają w szeregu i kłaniają się publiczności. [size=150]Koniec[/size] -
Zmierzch
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na cezary_dacyszyn utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
nie próbuj różą przyozdobić trumny pal licho kolce nie skaleczą trupa krwi nie wytoczą z czasu który odszedł pąsowym ogniem nie ogrzeją serca które kamieniem zaległo w otchłani -
Ἠχώ, Ēchṓ, echo
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Żegnaj, młodzieńcze, na próżno ukochany. Żegnaj, młodzieńcze, na próżno ukochany. Żegnaj młodzieńcze... W tafli jeziora z wizerunkiem moim rozbrzmiewa wokół, ślęczę na kolanach, głos, który męczy, wodę niepokoi. Twarz znaczy zmarszczką. Gajo! Cóż za dramat! W lasach Beocji spacer, polowanie. Zauroczone wszystkie hamadriady. Nimfy mam za nic. Jestem zakochany w swoim odbiciu, gdy słońcem się kładzie. W wybuchach wiosny, żółcią ponad trawy. Narcyz - dotyka siebie bardzo czule. Wzgardzona Echo, tylko się nią bawił, z tęsknoty milknie, potem zrzuca skórę. I odtąd, echo, bezcielesnym głosem odbija nasze pragnienia od ściany. A co z Narcyzem? Cóż, poetki, wnoszę. Ten żółty kwiatek nie wart zapytania. -
szlag by to (czyli kobieta potrafi)
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na luna_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@luna_ Czyżbyś posadziła w ogródku narcyza? Powinnaś to zrobić nad sadzawką, żeby mógł się przeglądać. Jaką duszę ma ten kwiatek, taką ma, ale ma. To tak w nawiązaniu do animizmu. Echo była kobietą. Nimfą właściwie, ale to bardzo kobiece stworzenia. Została pozbawiona głosu. Teraz odzywa się cudzym. Chciałem powiedzieć tylko, że to nie tylko dobry ale i ładny wiersz z lekkim zacięciem autoironicznym. Jerzy -
kąpiel w tonacji d-mol
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
bramy do alternatywnych spostrzeżeń mogą otwierać się równie dobrze w szczelinach pomiędzy spotniałą glazurą podczas ablucji fugami zaświatów toccaty w tonacji de-mol minorowym nastroju ciur ciurkania kropli obmywających ciało z naleciałości odkładanych warstwami zanieczyszczeń pamięci niechcianej na skórze najłatwiej przekreślić nadgarstek ostrym odłamkiem wiersza barwiąc purpurą żywą wodę w wannie kołysce jak zapomnianym łonie w ostatnim słowie szarpiesz za pępowinę prysznica i skłaniasz zimnym natryskiem do powtórnych narodzin objawionych mokrymi śladami stóp na posadzce ucieczce w objęcia miękkiego ręcznika [url=https://www.youtube.com/watch?v=co_SI7HhKoQ]toccata i fuga d-mol[/url] -
[size=150]Na górze róże[/size] Kochajmy kwiaty, przykładowo róże, one są pięknem tej ziemi. I ptaki kochajmy. Te cudem niebiańskiej przestrzeni. I jeszcze jeden, najważniejszy miłości kęs, ten, który przychodzi nam z takim trudem. Kochajmy się! Jak to kto? Ja z tobą, ty ze mną, oni z nimi. Bo to jedyny życia sens, wszak, do tego jesteśmy stworzeni. Podobno. [size=150]Na dole fiołki[/size] Zatonąłem w fiołkowej powodzi twojego spojrzenia, w oczach jak dwie studnie głębokie. Ich hipnotyczny blask mnie zwodzi na manowce światła i cienia. Czym prędzej opuszczam powieki, a tam pod nimi, niczym na ekranie, w nierealnej przestrzeni zmysłów, kuszących obrazów taniec, uwolniony z wędzidła racjonalnego umysłu. Nasze ciała w uścisku namiętnym splecione, na styku ust iskra, z iskry wybucha płomień. Niewielkie piersi gorące biorę w swoje dłonie. Do wciąż nowych tajemnic dostępu udzielasz... Stop klatka! Nie powinienem... Otwieram oczy i otrząsam się z myśli o żonie przyjaciela. [size=150]A my się kochajmy, jak dwa...[/size] Aniele, drogi mój. Ty sobie tam stój. Rano, we dnie, ale w nocy wezwę diabła do pomocy. Z jego interwencją małą ściągnę ciebie z piedestału. Będzie słychać wielkie łłuup i upadniesz u mych stóp. Bój się Boga zła dziewczyno, w blasku rudej aureoli, stoisz tam z wyniosłą miną, taka obojętność boli. Czasem zerkniesz spod kapturka, by spojrzeniem znowu zwodzić i obrastasz dalej w piórka. A czas ciurka, ciurka, ciurka, czas, kosmiczny szczęścia złodziej. Jeszcze cię za pióra chwycę, z fatałaszków cię oskubię, jeszcze zajrzę pod spódnicę, zatańczymy, tak jak lubię. Robisz minki, mój aniele? Nosek w górę? Nie inaczej. A ja tobie łóżko ścielę, odtańczmy piekielną czaczę.
-
Przeznaczenie (drabble)
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nie, żebym nie lubiła ludzi, wręcz przeciwnie. Nawet mnie rozczulają. W tym świecie, gdzie trwa wyścig idei, celów i środków do celu, jestem zakotwiczona na właściwym miejscu. Takie moje przeznaczenie i nie ma w nim przypadków. Nawet dumna jestem z siebie, że nie pogardzam. Są trybikiem w machinie, która obraca się wokół mnie. A o trybiki należy dbać, oliwić je odpowiednio. Myślę, że jestem dobrą i wybaczającą panią. O, znowu przyszli oddać mi hołd i złożyć dary. - Te, Zenek, kurwa! Widzisz tę dupiastą blondynkę przy korycie? No tę, co wygląda, jakby zjadła wszystkie rozumy. Oznacz ją z przeznaczeniem na rzeź. -
Z mroku
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Lukatiano_Mercer Dziękuję. Ja widzę to jako rodzaj prozy poetyckiej, którą ująłem w wersy. Rzecz o dwoistości ludzkiej natury, oczywiście w literaturze spotykana. Mógłbym wymienić kilka tytułów. Równowaga między światłem i ciemnością i oby nie przeważył mrok. Co do światła to nie jestem pewien. Jerzy -
Z mroku
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Onegdaj lubowałem się w przechadzkach, zwłaszcza w księżycowe noce, nawiedzałem mroczne zaułki z dala od latarni, rozpraszających poświatę srebrnej tarczy, którą brałem za dobrą monetę, a tych akurat nie miałem zbyt wiele w kieszeni. Siedział skurczony, dziecko niemal, zlewając się z szarością odrapanej, czynszowej kamienicy, wciśnięty głęboko w załomek muru. Jego ramionami wstrząsał szloch. Kiedy wyciągnąłem rękę, przyłączył się do mnie i do mojego równie milczącego towarzysza. Od tej pory milczeliśmy we trójkę, peregrynując po ulicach śniącego miasta. Po pewnym czasie zauważyłem, że zmieniły się moje nawyki i ścieżki moje na dotąd nie wydeptane. Coraz częściej odwiedzałem dzielnice, gdzie uliczki oświetlone pojedynczymi latarniami, rzucały cienie bezwstydnych dziewek, zaś myśli stawały się pogmatwane i mroczne. A on rósł, jakby karmiąc się tą ciemnością. Pierwszą udusiłem gołymi rękami, zwiotczałą porzucając w studni podwórka. Na kolejny spacer wybrałem się z nożem owiniętym w gazetę, długo ostrzonym na osełce, skrytej dotąd na dnie szuflady, usprawiedliwiany myślą o krajaniu chleba i mięs, których ostatnio nie gościłem w spiżarce. Tym razem zostawiłem po sobie krwawe piętna, w blasku księżyca przemienionymi w smugi głębokiej czerni. Coraz częściej przechodnie oglądali się za mną, z niepokojem spoglądając na mój podwójny cień. I coraz trudniej było mi kryć się z odmiennością uświadomioną, nie dzieloną z nikim. A wszystko krzyczało we mnie - patrzcie, to ja zostawiam te ślady. Mogłem wyrugować z siebie ową część duszy, kierując ostrze we własną pierś. Na to byłem jednak zbyt tchórzliwy i o dziwo, zbyt zadowolony z siebie. Zacząłem zostawiać podpisy, kryjąc się równocześnie w domowym zaciszu, gdzie szlochałem, przeklinając znajdę. Na koniec zrozumiałem, że mogę pozbyć się cienia, jedynie obsuwając się w mrok. -
Poezja się nie starzeje. Zmieniamy się my w swojej wędrówce w czasie. Zmienia się społeczeństwo, nasiąkając nową kulturą, nie zawsze od razu przyswajalną dla tych, którzy zapuszczają korzenie głębiej. Powinniśmy jednak pamiętać o fundamentach. Dobrze, że opublikowałaś ten wiersz. Jerzy
-
Wieczór nad łąką. Jętki wirują w tańcu. Śmierć wkłada suknię.
-
Obrona Herostratesa
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Rozszarpały jelenia, Akteona, własne psy. Skonał za to, że liznął spojrzeniem dosiadającą księżyca odbitego w jeziorze. Dobrze, a teraz niech ktoś mi powie, komu potrzebna bogini, biegająca po lesie? Albo ten cud świata w Efezie, świątynia na chwałę owej dzieciobójczyni, przeszywającej córkę w objęciach skamieniałej Niobe. Niech zgorze! Spopielić! Zwęglić w pożodze, wreszcie. Niechaj z trwogi kapłanki wrzeszczą. To sprawiedliwość, żadna zemsta. Na pewno nie dla sławy, choć szewc bez butów chodzi i nie zaszkodzi, żeby mnie znano, wspominając, co ranek przy śniadaniu. Przecież bronię zasad tylko i własnego zdania. Jej bliźniak, Apollo, pieniacz, hołubiący muzy. Spaliłbym i opluł również wszystkie wiersze. Wielkość tkwi we mnie, burzę, więc jestem sacrum. Jednako, wy profani dłużni mi zadośćuczynienie, choćby post factum, bowiem prowadzicie na śmierć. Nie uda się wam wymazanie imienia, bo przecież do dobra maluczkich chciałem się przyczynić. Sami widzicie, oprawcy, że nie ma we mnie winy. -
Wykroplenie
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Mithotyn Ach, zabawa w Indian. Jednak jest w tobie coś z dziecka. To dobrze i baw się dobrze. Howgh, jakoś nie chce mi przejść przez gardło, ale amen oznacza mniej więcej to samo, choć z innego kontynentu i jakżeż innych kręgów kulturowych. -
Wykroplenie
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Mithotyn Zaiste, nihil novi, bo cóż nowego w pamięci, jeno starocie rzewne lub łzawe. Choć sam wiersz akurat nie jest łzawy, panie Mihotyn, który nigdy nie byłeś dzieckiem. W związku z czym, komentarz jest doprawdy zacnie merytoryczny. -
Aer spiritus
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Trwaliśmy ponad zbitymi obłokami, zataczając kręgi w kontredansie oczekiwania na nieuniknione, bolesne i zrozumiałe w tej wojnie, która podzieliła obszar lśnienia na wyraźne kontrasty czerni i bieli, gdyż szarości w nich nie było przez przeznaczenie i nakaz odbierania pięknych dusz. Pierwsze miały nadlecieć w kluczu Supermarine Spitfire, zabójcy Messerschmittów, kąśliwe bestie, a przecież smutkiem ogarniało strącanie ich śmiertelnego piękna, choć z nakazu tak miało to się odbyć. Myśliwiec, chybocząc i pląsając, jak ofiara tańca świętego Wita, pojawił się od strony słońca i wbił w szyk początkowo niezauważony, by potem już rozpoznany, roztrącić po nieboskłonie ze świstem porwane skrzydła w locie nurkującym. - To Nasz i upada - zakrzyknął wzburzony Razjel, zanim w swojej pomyłce nie spostrzegł splamionych woskiem łabędzich piór, wsiąkających w chmury poniżej. Nigdy nie doszliśmy do tego, dlaczego zawiódł umiejscawiający w czasie temposkop i czy rzeczywiście zawiódł, oraz dlaczego właśnie Ikar, ta pierwsza powietrzna dusza, była tak ważna dla Nieopisanego, pomimo jej wyraźnych tendencji samobójczych. -
Wykroplenie
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Z pamięci zaczerpnięte w przedsennym chaosie, gdy od deszczu na zewnątrz świat calutki moknie. Mały nosek do szyby przyklejony w oknie, o słoneczny promyczek w swoich baśniach prosi. Z błękitu ulepiony, jak kropla się toczy, nieskończony świat pragnień dziecięcego śnienia. Zwykła deszczu kropelka w wizję się przemienia. Na kolejną granicę otwarły się oczy. Szklany dzwonek wybrzmiewa w świat tęczowym requiem, kiedy kropla wysycha, by uwolnić wolnych. Powołuje do życia świat imperiów szkolnych. Nieskończoność wchłaniają inne krople wielkie. Promyk tęczę rozmazał, słonecznym pędzelkiem, po powierzchni tornistra - pełnej cudów torby. -
...jak ćma
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na luna_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@luna_ pięć smaków motyli te z trupią główką w atłasach na trumiennej satynie przetykanej srebrem nietoperzowe mięsne w sosie nocnym bezszelestnym bądź w ekstazie bólu goryczy zwodniczego płomienia świecy i te na kwiatek z kwiatka które rozsiewają pyłek miłosny nektar słodki spijany łechcąc w brzuchu otumanionych zakochanych łzy słone roniłyby gdyby umiały nadziane na szpilkę w gablotce smakując mdłe obszary wieczności Dodaję szósty z Twojego wiersza -
W zachodzie
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@luna_ Zastanawiam się dlaczego nie komentujesz. tak naprawdę nie potrzebna jest do tego profesjonalna wiedza. Nie do odczytu i interpretacji. Co innego, gdybyś zechciała zostać krytykiem. Bardzo dziękuję za Twój komentarz. Jerzy Edmund -
zacne knowania
Jerzy_Edmund_Sobczak odpowiedział(a) na Jerzy_Edmund_Sobczak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
zaczynają się od niezgody na sok z pomarańczy oziębły w wyniosłej szklance zroszonej chłodem wszak to barbarzyństwo miażdżyć owoce przepełnione słońcem należy obracać w dłoniach wyczuć fakturę skóry pod palcami oszołomić zapachem niepowtarzalnym dotknąć ustami oprzeć czoło pomiędzy weźmy takie jagody czy nie lepiej scałować z policzków łzy o ile się pojawią delikatnie objąć kiście winorośli o gronach zakończonych opuszkami z których każdy nadaje się do ssania choć może nie tak jak ta wisienka na torcie jedna jedyna od której zacznę chyba bo tak rozbiera mnie apetyt