Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jerzy_Edmund_Sobczak

Użytkownicy
  • Postów

    242
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Jerzy_Edmund_Sobczak

  1. @szarak_42 Dorotka. Z twojego punktu widzenia podwójnych znaczeń i symboliki, faktycznie musiał być poetą. papier osy/ papierosy Symboliczne żądło, owinięte w produkt os. Trucizna. Podziwiam fakt doszukiwania się przez ciebie wieloznaczności. Wykorzystywanie ich w poezji. Musisz mieć niezłą wiedzę etymologiczną, jeśli chodzi o język polski. Oraz bogatą umiejętność kojarzenia, zdawałoby się odległych, znaczeń. Przy takim stylu, w którym skojarzenia symboli grają najistotniejszą rolę, rzeczywiście, ascetyzm formy jest niezbędny. I dobrze wiesz, że nie słodzę. Bo potrafię też dowalić. Nie kieruję się sympatiami w ocenie wiersza. Chociaż przyznam, że dorobkiem już tak. Bo to mi pozwala na lepsze zrozumienie zamierzeń i metaforyki poety. Ale znasz mnie dobrze jako recenzenta i poetę. Wiesz, że potrafię czytać wiersze, ich znaczenie. Potrafię zaglądać w głąb wiersza. I staram się być w tym obiektywny. Oczywiście w ramach subiektywnego odbioru. To może brzmieć nieco nieskromnie, ale stwierdzam fakt, który sama możesz potwierdzić. Nie musisz się więc rumienić. Wyraziłem tylko swoje zdanie. Poparte jednak pewną wrażliwością i doświadczeniem.
  2. Piękna Dagmara, córka rybaka z Helu, adoratorów, jednak, nie miała wielu. A zwłaszcza z wiatrem miała ich z głowy, choć ojciec dawno rzucił połowy. Cuchnęła śledziem, dzeń w dzeń, również w niedzele.
  3. I znowu wiersz różnych znaczeń. Podwójnej a nawet wielokrotnej symboliki. Wiersz, którego sens tworzy się pomiędzy wersami, a które opisują tylko powierzchnię rzeczywistości. Dorotka, jak ja lubię te twoje kondensaty poetyckie. Łykam je bez rozcieńczania. W stężeniu 100 per cent. Czasami dodaję do drinków. Wydawałoby się, przy pierwszym czytaniu, że to taki okraszony metaforami wiersz o nałogu nikotynowym. Mamy tam kalambur przerzutniowy, który czyta się papierosa Dokładny opis tegoż, zwiniętego w rulonik żądła czyli trucizny. Skutki zdrowotne jakie wywołuje. A więc żółknące płuca. Inne skutki, jak choćby socjologiczne, psychologiczne, emocjonalne i ekonomiczne można określić żółknącymi nocami. Puenta na pierwszy rzut oka wydawałoby się przejrzysta. Czyli emocjonalny stosunek do nałogu, określony nazwą kiep, kiepski, skiepścić. A jednak wiersz, tak naprawdę jest zupełnie o czym innym. To drugie dno wcale nie jest takie trudne do odczytania. Jak interpretować myśli ogniste? To akurat jasne. To te emocje gorące, te które czasem nazywamy grzesznymi. Może nawet rodząca się miłość. Bezbronna w swej naiwności. W tym drugim wierszu, zawartym pomiędzy wersami pierwszego, mowa jest o związku emocjonalnym. Zawartym na skutek przyciągania estetycznego, emocjonalnego, żądz w końcu. Nie wiem, czy trzeba tłumaczyć, że to nie ludzie (konkretnie Chińczycy) wynaleźli papier. Papier jest naturalnym produktem osy. Papier w tym wierszu symbolizuje kartkę do zapisania. Takie tabula rasa rodzącej się miłości. A potem zapis życiowych błędów. Może to nawet ten wiersz zapisany na karcie. Wiersz określa jednak ten związek jako toksyczny. Peelka doznała w tym związku krzywd. Odpowiedzią jest asertywność i zerwanie. Albo agresja. Stąd przemiana w osę i żądło skierowane ku partnerowi. Żółknące noce w tym przypadku, to byłoby odchodzenie od upojnych dotychczas nocy. Zatruta atmosfera. Noce bez miłości i bez snów. Peelka odrzuca kiepa, czyli kpa, którym jest toksyczny partner. Rezygnuje z toksycznego związku. Przydeptanie oznacza wyrzucenie z pamięci. Opanowanie emocji. Oczyszczenie powietrza i rozpoczęcie nowego życia. Należy pamiętać, że związki emocjonalne przeradzają się w coś zbliżonego do nałogu. I choć często zdajemy sobie sprawę z ich toksyczności, to nie jesteśmy w stanie z nich zrezygnować. I jeszcze tytuł. Tu się uśmiechnąłem. Bo nie o pokutę do końca tu chodzi. Ani tę, realizowaną przez miłość, ani tę zadawaną. Myślę, że tytuł można czytać i tak po kutasie Co oznaczałoby jednak zerwanie z tym nałogiem i wystawienie jego manatków za drzwi. Pozdrawiam, Dorotka. Mam nadzieję, że zbytnio nie nadinterpretowałem Twojego wiersza. Ale te Twoje aż się proszą o to, ze względu na wieloznaczność, zawartą w krótkiej, zwartej treści. Twój sposób pisania, mimo że jest zupełnie obcy mojemu, rozbudowanemu, urzeka mnie. Uważam Twoją poezję za genialną w swoim gatunku, rodzaju.
  4. Trzeba przyznać, że widzę tu rękę poetki obeznanej z piórem. Sam temat oczywiście banalny, bowiem bliskość, miłość, ciepło uczucia to wątek nieskończenie poruszany w wierszach. Stąd, naprawdę trudno jest napisać nowy wiersz, nie rozkładając się na powtórzeniach. Kwestia oryginalności. Kwestia zapisu, podania emocji w zupełnie nowej kompozycji dania. A Ty robisz to oryginalnie. Odwrócenie znaczeń jest posunięciem świetnym, bowiem niby piszesz o zwykłych rzeczach, ale używasz ich w niezwykły sposób. Jak choćby ścianki mlecznej kawy. Wszyscy wiemy, że chodzi o ścianki naczynia ale ten zapis przełamuje banalność. Akcesoria grzewcze są u ciebie zrozumiałe, a jednak niezwykłe w kwestii ich zapisu. Tu znać estetyczną wyobraźnię poetki i jej oryginalną wyobraźnię estetyczną. Nie mam jednak pewności, czy podobnie jest z doświadczeniem poetki. Doświadczenie zdobywa się, dużo czytając i dużo pisząc. Pomaga w jego zdobywaniu również wyczerpujące pisanie recenzji, więcej niż dwuzdaniowe wraz z interpretacją wiersza i zwróceniem uwagi na kwestie techniczne. Co do kwestii technicznych, a właściwie stylistycznych związanych z użytymi narzędziami poetyckimi, odniosłem wrażenie nadużycia inwersji. Osobiście nie mam nic przeciwko inwersjom, ale użytym świadomie w celu zaakcentowania konkretnych myśli chociażby. Można tak robić odwracając miejsce słów w wyrażeniu. Niedoświadczeni poeci uzywają często inwersji jako zapchajdziury w rytmice czy rymowaniu. W Twoim przypadku, mam wrażenie, że chodzi o błędne pojmowanie estetyki. Dlatego wspomniałem o doświadczeniu. Chodzi mi o drugą zwrotkę. Obie użyte przez Ciebie inwersje, moim zdaniem, mijają się z celem i wręcz mają zły wpływ na estetykę wiersza. Dużo lepiej wyglądałoby to jednak tak; gdyby zaś zbliżyć ciało do ciała osmozą wydobyć okruchy żaru wygodniej ogrzewać dłonie sercem niż kubkiem I jeszcze kwestia tytułu. Uważam, że jest zbyt oczywisty i, poza tym, powtarza się w tekście. Ponieważ widzę, że potrafisz myśleć bardzo oryginalnie, to i oryginalny, nie tak banalny tytuł potrafisz wymyślić. Gdyby nie te inwersje, to określiłbym wiersz jako bardzo dobry. A tak określam go jako dobry. Moim zdaniem, do przemyślenia. Możesz spokojnie przyjąć moją recenzję jako komentarz doświadczonego poety i recenzenta próbującego podnieść jakość utworu. Pełniłem i pełnię tę funkcje na innych portalach. Jako tzw. recenzent funkcyjny, bądź elita recenzencka. To tylko kwestia nazwy. Chodzi mi raczej o to, że zwykle wiem o czym piszę. A piszę, bo rezonuję z wierszem i chciałbym, żeby było jak najmniej nut fałszywych. Jeżeli chodzi o inwersje w Twoim wierszu, to uważam, że na pewno powinnaś pozbyc sie tej drugiej. Pierwsza moze zostać w ramach pewnej estetyki i zaakcentowaniu słowa żaru. Ale minął już rok od wklejenia tego wiersza. Jestem pewien, że przez ten czas zdobywałaś odpowiednie doświadczenie. Pozdrawiam J.E.S.
  5. Bardzo interesujący obrazek bocznego toru. Ludzi (człowieka) odchodzących z głównego nurtu. Jeżeli jest w nim wina, to przecież ponoć do odkupienia. Jeżeli jest w nim krzywda, to czy to on może nas odkupywać z grzechów obojętności i pogardy? Pijany Chrystus, syn boży, jeden z wielu z wczorajszą raną w sercu. Siebie nie mogą odkupić. Jedynie rozmnożyć cudownie wino za pomocą drobnej monety z wózków przed supermarketem. Szczęścia szukając w zapomnieniu. Prawdy szukając w sikaczu udającym wino. In vino veritas. Ale jakie wino taka prawda i taka wina. A bóg? Bóg obecny jest tylko w cierpieniu. Ile z człowieka jest w upodlonym człowieku? A ile z boga, który wszak na obraz i podobieństwo? Zatrzymał mnie wiersz, choć przy czytaniu odczuwałem pewien dyskomfort nadmiarowości niektórych słów. Przykładowo zrezygnowałbym z powtórzenia nie pyta. Wystarczy fraza nie pyta o jutro o zadoścuczynienie To Twój wiersz ale zamienilbym słowo śpiewa na wyśpiewuje W dwóch ostatnich wersach zrezygnowałbym z jednego przyimka w. w pogardzie ludzkiej doli To poszerzy znaczenie odczytu puenty. Można odczytywać tak jak dotychczas. Można w znaczeniu pogardy dla ludzkiej doli i pogardy ludzkiej doli. Zawsze staram się rozszerzać znaczenie fraz, wynajdować im możliwości drugiego dna. I jeszcze jedno. Tę modlitwę umieściłbym na początku jako inwokację do wiersza. Moim zdaniem tak byłoby dużo lepiej. Ale ogółem, wiersz jest bardzo dobry. Porusza, wywołuje refleksje. Napisany ciekawymi metaforami. Pozdrawiam J.E.S.
  6. Pozwolę sobie wtrącić kolejne trzy grosze. Może nazbiera się na piwo? Otóż wartość tego wiersza nie polega na odkrywczości tematu. (Te słowa kieruję do Poli, komentujacej poprzedniczki). To wiersz refleksyjny, rozliczeniowy, ironiczny i autoironiczny oparty na wciąż nierozliczonej okoliczności i zatrutym nurcie historii. Wiersz opowiada o współczesności zanurzonej w trudnej historii. Dźwięk syren, o godz. siedemnastej, pierwszego sierpnia, wywołuje dziwne uczucia. Nie sposób pozostać obojętnym. Sam poczułem emocje, a jestem Gdańszczaninem i syreny słyszałem w swoim mieście. Główna emocja jaką czulem to była duma z tego zrywu powstańczego przed laty, jedynego takiego w okupowanych przez Niemców miastach Europy. Ale rzecz dzieje się współcześnie. Autorka jest Warszawianką, kochającą swoje miasto. Wokół siebie ma panoramę stolicy z charakterystycznymi odniesieniami, choćby z wywołującym sprzeczne odczucia pałacem kultury, już przyswojonym, niemal zaakceptowanym symbolem, a jednak przecież to kopia moskiewskich budowli socrealistycznych. To przypomnienie o sowieckim wpływie na miasto i ojczyznę. Spogląda na mury kamienic starówki, zdając sobie sprawę, że to tylko kopia czegoś co bylo i runęło w gruzy. Stąd pierwsza zwrotka. Wcale nie nadmiernie patetyczna, bo opowiadająca prawdę bez upiększeń. I oczywiście natrętne myśli. Oni kiedyś walczyli za swoje miasto. Czy spodziewali się totalnego zniszczenia i odrodzenia w zupelnie innych realiach? Początkowo w realiach mentalnego zniewolenia, przez tych, którzy stali za rzeką, przed mostem. Entuzjazm odbudowy przesłania widmo zniewolenia. Wszystko o tym przypomina. Budynki, kanały i iglica pałacu kultury boleśnie rozdzierająca chmury. Może nie na co dzień, kiedy to zajęci jesteśmy swoimi sprawami. A jednak, kiedy zapłacze Syrena...? Dla mnie to nie jest zwykły wiersz okolicznościowy. To poezja sięgająca zarowno do emocji patriotycznych i rozliczeniowych, jak również surowy pejzaż miasta zawieszony w czasie. Poezja wysokiej klasy, używająca oszczędnych zwrotów, bazująca na symbolice poszczególnych słów. Jak chociażby ukryte znaczenie słowa kanały. Wspólczesne kanały to nie tylko te ukryte pod ulicami miasta, odprowadzające ścieki, tak jak kiedyś przeprowadzały uchodźców z dzielnicy do dzielnicy. To również refleksja nad tym na ile historia wpuściła nas w kanał. A przede wszystkim kanały informacyjne, reklamowe i filmowe tv., jako te, które nadają nieskonczony tekst o zasadnosci Powstania. I nie sądzę, żeby to była nadinterpretacja. Przypuszczam, że Zając to potwierdzi. Choc w przypadku tego typu poezji, nadinterpretacja jest jak najbardziej uzasadniona. Tak jak już wspomniałem wcześniej, ten wiersz czyta się pomiędzy wierszami tego prostego, a jednak tak wiele skrywającego tekstu.
  7. Zboczyłem w las z gościńca, aby z kurzu drogi, znużone ciało obmyć w pobliskim strumieniu. Czas to był końca lata lub wczesnej jesieni. Las brzegiem tak gościnny, w głębi gąszcz złowrogi. Przedzierałem się z trudem, rwąc pajęcze sieci, gdym na ścieżkę zwierzęcą wreszcie trafił w znoju. Ta mnie poprowadziła wprost do wodopoju. Z dala plusk usłyszałem, promień brzeg oświecił. Na widok cudu zamarłem, a ze mną las cały. Panna śliczna, w kąpieli, brodzi pośród tęczy. Kaskada włosów spływa na jej piersi małe, jak odnoga strumienia, niżej, mógłbym ręczyć, rybia łuska się srebrzy. Powieką mrugnąłem; tylko kręgi na wodzie, sam na brzegu ślęczę. J.E.S.
  8. Z nieba, jak garniec miodu podgrzany w słonecznym kotle, żar spływa w dół lepkim potem, kolejne koszule mokre. Poci się pierś i dupa, co za cholerny upał. Wiem, nie obrażę się wcale, powiecie idiota skończony, na głowę zaliczył upadek. Kto w takim zabójczym upale chce pisać o kalesonach? W dodatku jeszcze balladę. No właśnie proszę pana, to znowu jakaś reklama? Wyjaśnię sprawę w dwóch słowach i dalej z wierszem pojadę, a póki gorąca głowa muszę rozpocząć balladę. Trzy razy księżyc obrócił się złoty... O nie! To plagiat będą kłopoty Może więc? Na niebie wzeszedł miesiąc blady..., księżyc pasuje do ballady. Powietrze gęste jak zupa, co za cholerny upał. Już taka natura człowieka, choć jeszcze niedawno przeklinał i marzył o wiośnie, o lecie, choć na upały wciąż czekał, to teraz w głowie mu zima. A nawet mu się plecie krajobraz lodem przeszklony, na głowie czapka, na tyłku cieplutkie kalesony. I wiem, ten atrybut męskości klasyczny, bawełniany coraz rzadziej już gości w menu garderobianym. Teraz rajstopy męskie na półce leżą w szafie. Rajstopy?! Jakoś z męskością powiązać ich nie potrafię. Przeminie lato i jesień, świat z zimą białą i chłodną. W czasie miłosnych uniesień zdarzy się spodnie opadną. Ja już się wtedy nie speszę i nie zawstydzę się nagle. Z dumą ci powiem - kochanie to moje ineksprymable J.E.S.
  9. po raz kolejny przestaję oddychać pod ciężarem zgęstków cienia. brak zasięgu, brak zasięgu, okna, szpary w ciemności. napieram palcami na elastyczną tkankę, odcinającą mnie od świata. czas zapętla wokół szyi garotę z twojego włosa, niechby to był światłowód do słońca, pojedynczej gwiazdy, dwojga dłoni chociaż. znajduję inną drogę, zapadając pod drgające powieki. idę ścieżką po dnie rozstępującego się morza, ściany znów rosną wzwyż, gwiazdy nikną, jeszcze tylko przywołujesz sylwetką w szarość poranka. głęboko wciągam powietrze i spędzam kota przycupniętego na piersi. J.E.S.
  10. Pędzę przez głęboki kosmos, rozpryskując kolejne kałuże. Gwiazdy odbite w mokrym asfalcie, osiadają mgławicami na szybie, zgarniam wycieraczkami w poszukiwaniu drogi. Przekraczam prędkość światła, przecinając czerwone karły, nie wierzę w silentium universum, otrzymałem wezwanie. Pulsar wyświetlacza, współrzędne na galaktycznej spirali ulic, zapełnionych innymi duchami zagubionych cywilizacji. Nie ma samotności, jedynie podróż przez mrok w poszukiwaniu adresu.
  11. @Jerzy_Edmund_Sobczak Coś ci powiem. Psychopatycznym wydaje się ten dziwny spokój, zastój na tym portalu. Nie odpowiadają ani użytkownicy ani moderatorzy, aż mi się zaczęły jeżyć włoski na karku. Sprawdzałem, nie mam tam żadnych włosków. i
  12. @bazyl_prost Raczej biologiczne, cykliczne. O psychopatię musiałbyś posądzić boga, o ile wierzysz,.
  13. aż nastał dzień narodzin i natchnął twórca dzieci swoje ogniem serdecznym przykazując lećcie i płońcie, wasze niech będzie niebo a wtedy okazało się że chociaż gołębie objęte płomieniem są piękniejsze i jaśniejsze od legendarnych żar-ptaków to jednak latają od nich krócej i niżej prędko ulegają wypaleniu i w konsekwencji dręczy je poczucie niespełnionego obowiązku niesionym przez nie listom udziela się gorączka a słowa w malignie rozsypane po przestworzach stają się synonimem gwiazd J.E.S.
  14. z nocnego nieba sięgam sierpem księżyca kobieta krwawi
  15. @stanisław_prawecki Nie czujesz? To faktycznie pustka. Współczuję. A właściwie nie, bo nie ma czego, wszak nie czujesz.
  16. @Marlett Fajnie to czytacie. Z lekka na opak. Matka stała przed płonącą kamienicą i nic nie mogła zrobić. No, chyba że rzuciłaby się w płomienie. A tak naprawdę to wiersz w całości metaforyczny. Słowo klucz to, piękno rozkładu.
  17. akceptowały ją psy przez podniesienie tylnej łapy strojna w szare tynku wspomnienie zapragnęła zapomnieć o swoim niskim pochodzeniu czynszowym przybrana w nową szatę model Dejaniry rozbłysła u schyłku dnia niepokojącym pięknem rozkładu płomienne firanki rzęs strzeliły z powiek w kształcie białych krzyży osłonięta woalem dymu odeszła wraz z oszalałym krzykiem matki tuląc w ciepłych objęciach pozostawione w ogniu dziecko J.E.S.
  18. @Jerzy_Edmund_Sobczak Jerzy_Edmund_Sobczak, tu jerzy Edmund Sobczak. Nikt nie komentuje, to ja się za to wezmę na swój sposób. Może nadinterpretuję ten limeryk denny. Odlimeryzuję go i poddam współczesnym osądom. A może nie? Lepiej dodam ciąg dalszy zgodny z wytycznymi samego życia. No to siur... Powiada raz motyl do motylki na łące. - Latasz z kwiatka na kwiatek słodką rosę strącasz. Przytul się do mnie duszko. - Mam iść z tobą do łóżka? Nie gejem żeś? Pyłek zlizujesz z kwietnych prąci. - No coś ty, to tylko praca. - A mnie już swędzi. - A ja biorę pieniądze. - Ale chyba rozumiesz moje żądze? Tu wybuchła placzem. - Dobrze zapłacę. - Aa, w takim razie pięć paczek. _________________
  19. @stanisław_prawecki Rany, Stanisławie, ile wypiłeś? Lubię ludzi z poczuciem humoru. Sam takie pielęgnuję. A szalej sobie, nawet nie saint roche, zerwij czerwony krzyż z piersi i poszalej pod wierszami. Być może cud ożywi ten portal, bo jakoś tu drętwo. Może sam zajmę się animowaniem Frankensteina. Tylko prądu potrzeba. Wiem, wiem, ten wiersz nie wskazuje nic odnośnie poczucia wspomnianego. Ale uwierz, mam. Na razie objawiłem go tylko w limerykach. Ale jak się dostukam do oddziału dla, powiedzmy, oświeconych...? Ten dla niepełnosprytnych mnie hamuje i nieco deprymuje. Bowiem czuję się w pełni władz umysłowych i poetyckich. Zrecenzować ci coś? Ale na Twoją własną ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
  20. @Marlett No cóż, Marlett, to by zmieniło calkowicie sens moich przekonań. Ja twierdzę, że pustkę w nas zapełniamy właśnie przez tworzenie bogów i demonów. To my w pewnym sensie jesteśmy stwórcami, przez odkrywanie niewiadomego. Nadajemy imiona, personifikujemy, wypełniamy pustkę. I ja tu mówie o pustce, która zawiera w sobie lęki, ciekawość, niepewność, izolację, ktore są właśnie tym wirem grawitacyjnym wciągajacym w osobliwość ludzkiej duszy. A więc zawierającą pewne elementy, jak trafnie powiedziałaś. Ta pustka potrzebuje wypełnienia. Kosmos to chaos informacyjny w opozycji do ludzkiego mózgu, który porządkuje ten chaos w spójne myśli. Oczywiście wiersz grałby swoją melodię i przy proponowanych przez ciebie zmianach. Ale to byłaby zupelnie inna pieśń.
  21. wieczór na łące jętki wirują w tańcu śmierć wkłada suknię
  22. Powiada raz motyl do motylki na łące. Latasz z kwiatka na kwiatek słodką rosę strącasz. Przytul się do mnie duszko. Mam iść z tobą do łóżka? Nie gejem żeś? Pyłek zlizujesz z kwietnych prąci.
  23. He he, erotyk z lekka alkocholiczny. Rozumiem, że piłaś Chopina. Nastraja melancholijnie Nurt Utraty nieźle brzmi, bo sugeruje poddanie się i utratę złudzeń. Etiuda na cztery ręce, na dwa ciała. Ale czemuż trzeba do tego aż pół litra. Na zwolnienie hamulców? W tym erotyku delikatnym jest i muzyka i pragnienie i obawa. Jest autoironia. To nie o miłości. To raczej o żądzy hamowanej. Moim zdaniem wiersz jest super.
  24. @szarak_42 Dzięki Dorotka. Dobrze kombinujesz. Ja osobiście uważam, że bóg jest wytworem człowieka. Miejscem na lęki, na zapelnienie pustki, na wyjaśnienie świata. Oczywiście istnieje siła stwórcza, ale raczej niemetafizyczna, bardziej fizykalna. To czas, energia, entropia, i jej przeciwstawienie w związkach złożonych układów wpółzamkniętych. Ewolucja i katastrofy. Do napisania tego wiersza zainspirowało mnie zdjęcie hubblowskie mgławicy koński łeb. Jest cudowne. Skojarzyło mi się natychmiast z jeźdźcem apokalipsy. A potem przyszła mi do głowy kosmiczna katastrofa sprzed 66 milionów lat, która zgładziła dinozaury i dała miejsce ssakom, w rezultacie nam. Może nie jesteśmy we wszechświecie jedynymi istotami, które myślą. Ale nawet jeżeli są inne to na pewno nie boskie. Jakby nie było mieliśmy swój początek, to będziemy mieli i koniec. Wiersz jest i ironiczny i refleksyjny zarazem Jeszcze raz dziękuję.
  25. Moja twarz skryta za końskim łbem, a może wcale nie mam twarzy. Kosmicznym wierzchowcem w cwał. Spod kopyt krzeszę iskry supernowych. Nadciągam. Na wyciągnięcie promienia, w oparach formaldehydu. Jedyny jeździec apokalipsy, w mikrofalowych mgłach. Ułuda, a może nadzieja. Tak, kiedyś przed eonem na Jukatanie złożyłem jajo, aby przemienić smoki w ptaki, dać szansę szczurom. Nemezis, fatum, ewolucja, los. Światło, pożoga, życie i strach. Czas. Nie jestem bogiem, tylko pustką w was. Nie jestem myślą. Na powiekach kładę się cieniem, sumienia budzę. Śmieszne, na co komu sumienie? Jednako pomagam ciągnąć wzwyż katedry, kominy krematoriów, minarety. Wierzycie w miłość? Tę, która zakwita każdej wiosny i którą zabijacie jesienią!? Pędzę. Spod kopyt pryskają kosmiczne kamienie. Wypatrujcie w obserwatoriach szczury w drogich garniturach. One spadną kiedyś na ulice miast. Nie jestem myślą. Wam pozostawiam myślenie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...