Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jerzy_Edmund_Sobczak

Użytkownicy
  • Postów

    242
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Jerzy_Edmund_Sobczak

  1. usunięto kiry z powierzchni srebrzonej do dłoni przymarza płomień skrzesany przed chwilą przy kolejnej próbie pamiętam zawsze miałaś obiekcje do jednorazowych wolałaś te podsycane paliwem zbieranym pośród kwitnących strof cisza a tu noc w środku dnia ktoś wyłączył okno może w nowiu ale i bez konstelacji w ich miejsce iskry z kamienia obumierają popiołem zwierciadło zmilcza telefonem głuchym na zasięg ramienia bezdźwięczną melodią przyobleka pustkę w źrenicach wykrzywionym obliczem
  2. u Wojtusia w popielniku (tym z pieca w piwnicy) iskry generują bajki jedna jest o kocie w butach a raczej kocicy w drugiej ważną jest personą kot co palił fajki on był szary ona ruda mieszkała na Wyspie nigdy w życiu jej nie spotkał ale kiedyś przyśnił puenta jeszcze mi umyka ważna jest kolorystyka aa-a kotki dwa całowały się że ha we śnie były różne figle tak że tylko spać raz na jawie sobie wyśnił paląc papierosa kotkę w butach na przystanku o miedzianych włosach aa-a kotki dwa... i refren już mam puenta ciągle się wymyka ważna jest kolorystyka u Wojtusia w popielniku iskra zanim zgasła zamieniła się w ognisko spaliła pół miasta iskra rude włosy miała gdy płonęła to się śmiała wiem ja dobrze że kocice żeby czuć się piękne golą się w specjalnych miejscach Ruda! zostaw kępkę! naga puenta niechaj zmyka ważna jest kolorystyka
  3. och Violo violino! cudna wiolonczelo znów czarujesz kształtem palcami więc muskam twe biodro wysmukłe gorące i gładkie gryf lekko ujmuję czując struny drżące z twoich włosów miedzianych splecionych tysiąca splatałem do rana a ty tylko drżałaś z pokorą znosiłaś chciwe dłonie moje cierpliwie czekając kiedy cię nastroję znienacka przekornie trącam struny spięte srebrzyste arpeggio wybrzmiewa w noc śmiechem wśród echa dzwoneczków wraz z tobą wibruję i pewnie bez trwogi smyk garścią ujmuję błyszczący poświatą świeżej kalafonii niech zabrzmi muzyka niech ciszę rozogni uciąłem od ucha a świat się zasłuchał i w krąg zawirował do tańca natychmiast ruszyła podłoga z początku kawałek dostojny wolniutki nim dotknę zgadujesz i znasz moje nutki wpierw w górę oktawę i na dół o kwintę wibruję wraz z tobą przyciągam na chwilkę i nagle spod piersi wtóruję ci śpiewem i w tańcu zatracam trzymając w ramionach ty wznosisz melodię za chwilę spełniona aż cisza się nagle tych kwileń przelękła jęknęłaś załkałaś jakby struna pękła omsknęła się ręka i strugą gorącą w twoje wnętrze tryskam to serce rozprysło w okruchach jak kryształ samotnie w kąciku podśpiewuję solo gdzie jesteś violino? tak tęsknię och Violo!
  4. Zapijam zieloność w odwrocie. Wódka płynie przez gardło i pali w przełyku. Jeszcze jedna jesienna nadchodzi powoli, po cichu. Pójdziemy w tan. Jeszcze nie raz? Wiatry szepczą i męczą listowie kurczowo przypięte, aby wciąż trwać. Jeszcze nie dziś latawców czas. Gotuj suknię, złotogłów, purpurę, blue jeans i co tam masz. Omamisz przez chwilę. Wypiję. Ruszymy w tan. Zerwę szmatki liściaste, zamienię w zmarzlinę. I pójdę w tan.
  5. Nie rozpaczaj, przecież to niczyja wina. Wina nalej, bo rozluźnia obyczaje. Świnka ze mnie, może świnia, ale trzymam cześć blondynek i ich honor. Teraz polej! Kawę?! Przecież nie mam kaca! Wybacz! Kocham! Chyba. Po swojemu, odwracając lustra. Ta za taflą zbytnio mi się nie podoba. Czy już szósta? Muszę pędzić. Masz całusa. Nie, nie pytaj, gdzie mnie nosi wieczorami. Może... muszę twarz zanurzyć w swą poduszkę. Lub odtańczyć coś na stole, ale z nami koniec. Przecież. Znów spotkamy się przed szóstą.
  6. pierwszy krok pod uderzeniem stopy dźwięczy feerią okruchów siedmioskrzydłych światłem związanych gwiazd wytrzyma materia jeśli odtaję jeszcze nie czas lodowych olbrzymów zagrzebany w korzeniach Yggdrasila wzrok przerzucam jak linę ku koronie jesionu do przejścia tyle światów w rozwidleniach decyzji najpewniejszy konar nie do objęcia choć tak do nich tęsknię pozostał most spleciony z liczb przekazów międzyprzestrzennych na grzbiecie Ratatoska w które upycham pragnienia oszukuję dodając asa na okoliczność gry ukrytego w rękawie wątpliwą przepustkę do Asgardu tak jak wątpliwy jest ten nowy hipermarket z drugiego brzegu gdzie na półkach do wyboru leżą ładnie opakowane miłości prawie za darmo bo na ileż można wycenić duszę w Hel
  7. @Maciej_Jackiewicz Maćku,Ty oczywiście trzymaj się swoich przemyśleń. To, co piszę ja lub inni, to tylko spostrzeżenia subiektywne. Zauważyłem, że Bronmus zawitał i tutaj. Że też mu się nie znudzi, to rozrabianie i trollowanie po innych portalach. Obgadywanie nie tyle tekstów co ludzi. Swojego czasu napisałem wierszyk w odpowiedzi na takie działania jego i kompanii, którą zebrał wokół siebie. Oczywiście za swoje chamstwo i przekraczanie regulaminu został zbanowany na naszym portalu. Przypomnę mu ten wierszyk o ile tutaj zajrzy. Hieny bezgrzeszne Witaj, hieno, duszko, ja właśnie wracam z kaplicy. Modliłem się mocno, żeby misjonarz skonał. Zżarłem ciało święte, lecz z religijnych przyczyn. Tera od papieża świętszy jestem, kochana. Zostało mi trochę, dla komunii, ochłapów. Patrzysz na lwa, widzę , to niezły skurwysyn. Upps! Znów wymkło mi się - dwie zdrowaśki wykłapię. Gównem rzućmy, śmiechem, bo lew jest zbytnio pyszny. Pozdrawiam Jurek
  8. @Basia_Malic Basiu, ja to śpiewałem pisząc. Wiele wierszy piszę ze słuchu, bo czuję w nich muzykę. Blues ma ciekawie zmienne kadencje. To pieśni improwizowane. Tu zmienność jest wyreżyserowana raczej. Niemniej, zapewniam Cię, że śpiewa się świetnie.
  9. Nasycasz się nieczystościami otwartego wszechświata. Tuż przed wniknięciem w alternatywną, zwiniętą przestrzeń, gdzie tylko mój stół, krzesła, szafa pełna wspomnień i szuflada na wiersze. Zapewne dziwisz się, dlaczego brakuje innych śladów, choć nie powinnaś, bowiem wytarta pogubiłaś włókna, przeszłe odciski, tkwiąc samotnie pod progiem. I więcej w tobie brudu niż pyłu z gwiazd. Ja również czekam na stopy figlarnie obute w trzewiki, wraz z kurzem, który wnoszą i wcześniejszym stukotem wysokich obcasów na schodach. Może na próżno. Jesteśmy bardzo podobnie zdeptani i cisi.
  10. to zwykle odcinek odsuwający światy dzielący włos na dwoje skłóconych obrączką przecina skrzywiony widnokres skrwawia słońce na wpół zatopione
  11. @Maciej_Jackiewicz Moim zdaniem, miniatura zatrzymująca i refleksyjna. Choć myśl, zdawałoby się, oczywista. A ten rozkrok jest, właśnie, dobry, choć niewygodny, ale przecież życiowy. Mam jedynie pewne drobne uwagi, co do ujęcia tematu. Naprawdę drobne, choć diabeł tkwi w szczegółach. Pozwolisz, że przedstawię swoje ujęcie? nasze życie jest jak papieru karta warta miliony albo w cenie złamanego wpół grosza wartość pojmujesz gdy ktoś zgniecie i wrzuci do kosza Zmieniłem tylko kartka na karta. Raz, żeby się nie powtarzało, co nie jest dobre w miniaturach, a dwa, że karta ma znaczenie podwójne, również te z gry, gdy masz blotkę lub trumfa. Ostatnie wersy zmodyfikowałem, aby podkreślić wartościowanie. To oczywiście jest tylko moim spojrzeniem, moim czytaniem. Pozdrawiam Jurek
  12. Nocką, kiedy mróz się skrada, na kamieniu głowę składasz, pod śniegową chcesz pierzyną gorzkie szepty serca wstrzymać. Zobacz - obok czarne wrony kraczą niezadowolone. Grzęźnie w chmurach wielki wóz, lepiej nie przystawaj tu. Otrząśnij z palta białe płatki, kiepsko udają gwiezdny pył. Pociągnij z flaszki łyk gorzałki, przyjaciółeczka wierna zeń. O psie wspominasz - szkoda, że zdechł, bo bydlak też lojalny był. Pieska pogoda i życie psie. Sprawdzasz, czy jeszcze rzucasz cień. Idąc, nie odciskasz śladów. Anioł stróż cię pozostawił, pewnie w piekle schlał się w trupa. Ty nie możesz niżej upaść. Nie masz domu, nie masz żony. Niewidzialny, za to wolny. Drażnią nuty wroniej chrypki, więc powtórnie sobie łyknij. Tylko nie zniknij w tym tumanie, w lamencie nad rozlanym mlekiem. Przecież na skraju galaktyki Stwórca odmienia pory roku. Jeszcze ogrzeje cię słoneczko, kolejnej wiosny się doczekasz. Nie lepiej umrzeć wśród zieleni, na łące, w glorii kwietnych pąków? Nocką, kiedy mróz się skrada, nie przystawaj, nie zostawaj.
  13. Waldku, tak naprawdę, to ja mam głęboko gdzieś te podziały na getta. Nie wydaję mi się to dobrym pomysłem. Jeżeli chcemy, żeby portal żył, a przede wszystkim żyła poezja na stronie, to zalecam czytanie i komentowanie. Recenzje są jednym z najważniejszych czynników napędowych i podtrzymujących życie portalu poetyckiego. A, że na wprawnych zieje nudą, to masz całkowitą rację. Może wprawni, tak już się wprawili w to myślenie o sobie, że są nietykalnymi mistrzami pióra, że resztę mają gdzieś. Podczas gdy mnóstwo wierszy z pierwszego działu bywa o niebo lepsze. Po ponad rocznej przerwie w partycypowaniu w tutejsze pisanie, wróciłem, pakując się od razu do tzw. lepszych, choć wcale tak o sobie nie myślę. Niemniej, mam poczucie, że jednak wprawnie działam piórem. Ale, tak jak powiedziałem, poezja jest wszędzie. Moim zdaniem, powinno się zdyskretytować ten ścisły podział, do którego klasyfikacja jest dosyć mętna. Owszem, mogą sobie takie działy istnieć, ale to autor powinien decydować swoim poczuciem i sumieniem, czy może nazwać się wprawnym czy nie. Jak się pomyli, to go koledzy poeci najwyżej merytorycznie pouczą ( mogą nawet zjebać, jeżeli nie personalnie, a tekstowo i z sensem). Jednak, żeby tak się działo, powinno być więcej merytorycznych recenzji. Tak się mądrzę, a sam tu mało co recenzuję. Jednakowoż, wynika to z tego, że mocno zajęty jestem na inych portalach, a szczególnie na jednym, gdzie jestem moderatorem i opiekunem poezji. Pozdrawiam, Waldku, serdecznie. Trzymaj się poezji i zdrowego rozsądku (wcale nie muszą kłócić się ze sobą). Jurek
  14. @Basia_Malic To ciekawa i już przetrawiana przeze mnie propozycja, Basiu. Dlaczego powtórzyłem tę część mowy, część zdania w pierwszym wersie? Może chodziło o zanurzenie się w tę biel czystą, bieliźnianą? A teraz, z kolei, powtarzam zaimek. Cieszę się bardzo, że jesteś taka wnikliwa. Nie ma lepszych czytelników. I kocham Cię za to. Oczywiście, że gdybym pogrzebał, a często tak robię, to znalazłbym niedoskonałości w tym przecież niedoskonałym wierszu. Ja, Basiu, wciąż uczę się pisania. Wciąż i wciąż próbuję różnych, odległych od siebie form. Staram się. Staram się być biegły we wszystkich. To oczywiście niemożliwe. Ale nie o ambicję tutaj chodzi, a sposoby przekazywania emocji i myśli, Basiu. Nie twierdzę, że wszystko co napisałem, przemyślałem. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj wrzucam nieprzemyślanie, na świeżo, pod wpływem emocji. Nie leżakuję w szufladach. Potem, po jakimś czasie, po chamsku edytuję. Zbieram głosy i myśli, których tu tak mało. A więc, Basiu, ze szczerego serca dziękuję za wnikliwe czytanie. Oczywiście, wolałbym więcej słów w komentarzu i szczyptę interpretacji. Ale i ja się nie popisuję na tym portalu. Pozdrawiam Jurek
  15. w ślubnym welonie w obietnicach bielizny białej ekscytacji ktoś szeptał spokój i wygładzał kolejne warstwy z oczekiwań kładł go milczeniem sprasowanym grozą na stoku i na grani przez słowo wykrzyczane w gniewie które nadeszło wraz podmuchem odwilży tchnieniem kiedy w zdradzie porozumienia zimne zrywasz znienacka w twarz palczastym śladem biel rozdzielając chlastasz z trzaskiem sopli lodowych rwanych z brody echo poniosło groźby w blasku ślepia łypnięciem i łupnięciem wali się niebo na stół z brzękiem nożyce odcinają wątek w bólu skręcają się żałośnie sosny w natarciu chłodnej pięści - aaach aach ba bach baach szszszuss szszast czczczass w dół zjazzd czczass - czas w niepamięci się pogrążyć
  16. @A_B Och, A_B, oczywiście, że wkłada suknię. Obleka się w noc. Za dnia mogła sobie spać nago, jeżeli już mogę sobie żartobliwie odpowiedzieć na Twoje, dla mnie niezbyt poważne pytanie. Po co mamy opowiadać o alegoriach. To prosta metafora na miarę haiku. Wieczór, ptak, motyl, pszczółka, jętki nad łąką, a nie na łące. Wynikanie jest proste. Zmierzch - wieczór - ostatni taniec jętek jednodniówek - umieranie czyli śmierć w sukni z nocy. Czy ja muszę tłumaczyć? Pozdrawiam
  17. Już od dawna nie zbliżam się do miejsca w kącie ogrodu, gdzie zakopałem zastawę ze znienawidzonego kruszcu, a srebrna jodła, obejmująca podarunek korzeniami, oparzyła moje dłonie. Zasadniczo, nie lubię cienia nawet najłagodniejszych z drzew. W pełnym słońcu pławię się, spoglądając w błękitne oczy, po których jeszcze nie widać zachmurzenia. Próbuję nie pamiętać burzy, która nadeszła pewnej księżycowej nocy, gdy jedna po drugiej gasły obydwie gwiazdy, pozostawiając lśniący powidok. Od tej chwili podróżuję, od nowiu poprzez kwadry, do momentu, kiedy to ponownie rozszarpię twój wizerunek, plamiąc krwią srebrnik na przygniatającym ramiona nocnym niebie. Ofiarowałem ci go w czasie, gdy miesiąc się dopełnił.
  18. @luna_ I bardzo ładnie. Również profesjonalnie. Ładnie złożone jedenastozgłoskowcem ze średniówką 5/6 Romantyczny zaśpiew wiersza wybacza kilka rymów gramatycznych. Czyta się z wielką przyjemnością. Oczywiście, to tradycyjny sposób pisania. Ale to trzeba umieć, a Ty wywiązałaś się tym wierszem. Jerzy
  19. @luna_ Pisz, księżycowa, bo użyję form nacisku. Mam wiersze i nie zawaham się ich użyć. Pytań nie mam, więc pewnie rozczarowana, bo nie możesz odpowiedzieć. Fiu, fiu! Dwa tysiące dziesięć. Musisz być bardzo przywiązana. Ja tu przyszedłem w 2015 za namową pewnej, znajomej poetki i nie za bardzo mi się spodobał marazm panujący tutaj wtedy. Wróciłem niedawno, wrzucam teksty i badam, jakie różnice wynikły od tamtego czasu. Trzymaj się ciepło. Jerzy
  20. Oh, my darling Valentine. Oh, my darling Valentine. Świat się zmienia, świat wymienia imionami, moja droga, których tyle przeszło po mnie, wyciskając jak cytrynę. Resztki soku krzywią usta w nieco gorzkim półuśmiechu. Tyle grzechów, uciech tyle, ile było tych dziewczynek. Od kosmosu po małżeństwo, choć zsunęło się z orbity. Przy tym, żadna to tragedia, kiedy pędzisz wolny duchem. Pod gwiazdami, ze słowami, wiecznie wietrzny, wiecznie słucham, nasłuchuję. Czy żałuję? Ani trochę, może trochę. Może było was za mało? Lub za wiele, powie któraś, mógłbyś ustatkować nieco. A ja na to, kieca, chyba, jeszcze jedna mi się przyda. Niech się Walentynki zlecą. Urządzimy sobie konkurs. Taki casting na półpiętrze. Wnętrze piękne niech ukażą. Wierszem, to jest oczywiste. Mógłbym przystać na kawałki cudnie poetyckiej prozy tajemniczo suknią skryte. Więc o imię spytam tylko. Moja droga Walentynko.
  21. @Stefan_Rewiński Hmm, ciekawe, co zaciekawia.
  22. Patrzę w okno, a w głowie, myśl za myślą goni. Czy to, aby nie koniec jest naszego świata? Przepadła wiosna, mówią, że nie będzie lata. Wszystkiemu pewnie winni Żydzi i Masoni. W TV wciąż nadają globalne ocieplenie. Ja wciągam dodatkowy komplet barchanowy. Już całkiem pewny jestem, to spisek rządowy. Ten efekt cieplarniany, to oczu mydlenie. Wpadł do mnie sąsiad, który wtyki ma na Górze. - Słyszałeś panie o tym? Lodowiec nadciąga. Mnie wczoraj powiedziała taka jedna bździągwa, co z posłem PiS-u sypia i jest z nim na dłużej. Podobno profesory z jakiejś akademii, gadają, że to była tylko interglaca.* Skończyło się ciepełko, lodowiec powraca. Mamuty znowu będą chodziły po Ziemi. Że niby ewolucja znów da słoniom futro, nadzieja jest dla łysych, że także porosną. Ja, panie, mam łysinę, więc do diabła z wiosną. A to już dziś, mój panie, nie Pojutrze**, jutro. Pożegnałem sąsiada. Lustereczko moje; jest meszek na zakolach, jeśli wzrok nie myli. Niech się rozpocznie glacjał w ten Prima Aprilis. Ja już się tej przyszłości, tak bardzo nie boję. Przypisy autora: *sąsiadowi chodziło z pewnością o interglacjał, (ale on ma wyższe ekonomiczne) chociaż jego glaca ma albedo tak wielkie jak lodowiec. **Pojutrze - hollywoodzka, prorocza superprodukcja.
  23. Zanim odejdziesz. Zapytam wpierw, po co. Nie, gdzie i dokąd. Jaki sens szukać niedosięgłej szramy, zaciśniętej punktem na wieku. Czy tu blizn za mało, żeby po kosmosie obnosić żale? I z żałobnej czerni obrywać cekiny. Potrzebujesz monet? Tylko na wymianę. Wiem, serca nie kupię. Ale chociaż włosy na poduszce mogłabyś rozpostrzeć falą i zmusić dłoń, aby gładziła, jak grzechy, zanim zgładzą. Wizerunek został tylko w drzwiach. Aż drgnie. Zaczekam. Choćby do dnia...
  24. @Annie_M W haiku ostatni wers nie musi odpowiadać na poprzednie. To refleksja. W tym przypadku jednak metaforycznie odpowiada zarówno na tytuł jak i na treść. Jętki jednodniówki, a więc umierają wieczorem. Czy odpowiedziałem wyczerpująco? Pozdrawiam Jerzy
  25. Fasety diamentu dotknięte pratchnieniem kosmicznego źródła, objawiającego się pozornie nieuporządkowanym szumem mikrofal oraz ponad dziesięcioma przykazaniami. W zależności od religii dzielących prawdę. Odbicia odbić. Sny we śnie. Ognisko strzelało wysokimi płomieniami, dołączając pojedyncze iskry do tych już osiadłych na firmamencie. Ogromną część ciemnogranatowego nieba zajmowała świetlista kometa. Tak jak przypuszczałem, wywróżyła klęskę naszym wrogom. Nie mam imienia. Uprzątnięto z grubsza pobojowisko. Dzieci Wysypiska dobrze znały się na utylizacji. Swoich poległych pochowają jednak godnie, w oznaczonych miejscach. Siedzieli wokół ognia. Ośmieleni i zwycięzcy. Krwawy triumf. Słodka Jennifer. Blizna od oka do kącika ust oszpeciła ją, niewątpliwie już na zawsze, co w jej zawodzie było nie bez znaczenia. W tej jednak chwili stanowiła bezsprzeczną piękność. Jej oczy miotały zuchwałe błyski, stając się troskliwymi kiedy spoglądała na posłanie, w którym spoczywałem bez sił. Znajda bez pamięci, hobo wszechświatowych autostrad i tylko jednego mostu prowadzącego na Zaczarowaną Wyspę. Przewodnik i niekoronowany król. Czy mogę być z siebie dumny? Stworzyłem rodzinę, a może ona mnie? Mały naród, broniący swojej niepodległości. Żebracy, złodzieje, dziwki, nieprzystosowani poeci. Piana na rakowatej tkance Miasta. Czerpali ze studni ukrywającej swoją zawartość nawet przede mną, ich naczyniem. Metropolia Świateł nie rozróżniała pomiędzy tymi, którzy nie chcą lub nie potrafią poddać się jego trybom od produkowanych przez nią śmieci, które lądowały ostatecznie na wysypisku. Szczury dzieliły się na te unurzane w błocie magii, w wyścigu po labiryncie i te wolne od sukien z Prady i garniturów od Armaniego. Jako jego odchody jurystycznie podlegaliśmy Miastu. Ostateczną utylizacją zajmował się pasożyt-symbiont na jego własnej tkance. Gang dzielnicy zewnętrznej. Zmotoryzowana banda Czarnego Mordechaja. Dzieci wysypiska były łatwym celem, choć same łupów nie dostarczały. Nękane i zabijane dla samej tylko przyjemności mordowania oraz inicjacji nowoprzyjętych członków gangu. Noc komety odmieniła wszystko. Promień przybyły z otchłani Oorta rozszczepił się na pryzmacie zeszklonych serc, niosąc ze sobą przeszłość gwiazd. Średniowieczna broń stworzona za moim pośrednictwem. Wzory czerpane z bezpamięci. Przez warkocz Gwenefer i Komety. Zmyślne pułapki, wilcze doły, kusze, balisty i arbalety zmontowane z porzuconego złomu przeciwko zmotoryzowanym jeźdźcom, wyposażonym w szybkostrzelne automaty. I nie ma we mnie żalu, że przypłaciłem to życiem. Już za chwilę odejdę w stronę tego cudownego światła na nieboskłonie. Od ogniska zadźwięczały bluesowym akordem struny gitary. Z lekka zachrypnięty głos Jennifer zaintonował pieśń, której dotąd nie słyszałem. A gdy gwiazdy zapukają do twych okien, blask komety odmaluje srebrem gładź, wejdź w zwierciadło, chociaż może zbyt pochopnie, tam za drzwiami jednak całkiem inny świat. Bo tu! Tylko troski i ból. A tu! Ciężar Ojca i gwałt. Leżę krzyżem, na wznak i odsłaniam srom. Przekręcę się, Ojcze, wyrwę gwoździe, już czas. Ale wtedy - kiss my ass! Bo tu! Muzyka jednak gra! Gdy świat jest snem, a sen jest grą. Ten za drzwiami, nie może być jeszcze gorszy, chociaż smoki są na niebie tu i tam. A ja! Jednak chcę ujeździć jednorożca i brylować pośród Camelotu dam. Bo tu...!? Lęk, niepewność doskonała. Na skraju życia... Wstając, obejrzałem się przez ramię. Moje ciało wyglądało żałośnie, kiedy oddech przestał poruszać już zapadłą piersią. Podszedłem do dwóch słupów imitujących bramę. Na przybitej u szczytów desce, koślawymi literami, wyryte były słowa Avalon. Pamiętam dzień, kiedy je wyrzynałem. Pchnąłem odrzwia, które pojawiły się w blasku komety... * Od posadzki przejmowało chłodem. Skończyło się nocne leżenie krzyżem przed koronacją. Dziwny sen. Podniosłem się, zesztywniałą dłonią ujmując Excalibura. Drogę zastąpiła mi postać w płaszczu zamiatającym ziemię. Spod kaptura wysuwały się srebrne włosy. - A więc wróciłeś, Arturze Pendragonie? - A więc to nie był sen, Merlinie? - Odpowiedziałem drwiąco pytaniem na pytanie. - Tu już sam musisz wybrać, Arturze. Może śnisz teraz? A tak, nawiasem mówiąc, gdzie przebywałeś, przyszły królu? Nawet mi nie było dane odgadnąć, dokąd posyłam Cię przez Drzwi w Noc Komety. Obiecałem jedynie, że wrócisz z wiedzą. Noc jeszcze nie minęła a przecież powróciłeś. Uśmiechnąłem się - opowiem ci innym razem, stary, niedołężny czarowniku. Przypomniałem sobie napis na desce. - Dopiero co przybyłem z Avalonu, zaczarowanej wyspy. A co do wiedzy?! Po ceremonii niech rycerze zasiądą do stołu ustawionego tak, aby nikt nie został wywyższony, nawet król. - Czyli do okrągłego - mruknął Merlin półgębkiem. Drzwi kaplicy otwarte na przestrzał, w szarości przedświtu, pieczętowała wielka gwiazda, zanurzająca swój złocisty warkocz za horyzontem. Pomyślałem o włosach Jennifer. A może Gwenhwyfar? A tu! Miłość, choćby śmierć ją dała... J E S
×
×
  • Dodaj nową pozycję...