Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'wena' .
-
Wiersz niedokończony
Maciej_Jackiewicz opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dobrze, że nie odejdzie choć wierna Wena, nie spłonę od razu jak żołnierzyk Andersena. Zranione serce nie jest wszak ołowiane, choć nie wie jak długo na świecie zostanę. Bo przecież nikt nie zna ostatecznej swojej daty, w wazonie zasuszone nie pachną już kwiaty. Zegar z wahadłem pordzewiały już nie tyka, anioł kolejny rozdział mej księgi już zamyka. Zapomnieć słowa, które nic dobrego nie wróżą, nawet te nie zapisane jako zbędne wyrazy, zapomnieć myśli, które spokój duszy mi burzą. Zamiast słów kreślę dziś bezkształtne bohomazy, cicha noc niech podrzuci we śnie jak w sekrecie, wspomnienia dobrych dni ukryte choćby...w sonecie. -
Pomysł zniknął Bezpowrotnie Zniknął wiersz Nienapisany Nienakręcony film Zniknął też Nieobejrzany Że wyrywa sobie włosy David Lynch Nad przepływającymi rybami Za dużo by złowić je wszystkie Za mało by złowić choć jedną Rybo co myślisz, że jesteś wędką
-
Doręczycielka myśli
[email protected] opublikował(a) utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Chciałem dzisiaj coś napisać, do drzwi dzwoni listonoszka, biały list od panny Weny... polecony - uśmiech trefny. Młoda, piękna - nie patrz w oczy, jak dostałeś weź rozetnij, ciągnę nożem po obrzeżach, pręży kibić... ależ boska! Może pani mi przeczyta, zapomniałem okularów, proszę do mnie, mała chwilka - kto bumagi mi rozniesie? Poczta moja droga damo przy ostatnim jest adresie, teraz pismem od bogini, recytacją mnie oczaruj. Ona pisze, choć się wstydzi, że poeta z ciebie żaden, chce dać radę w cztery oczy, wyznacz porę na spotkanie. Zjedzie tutaj w trzy miesiące, widzi przecież że odstajesz, szykuj warsztat, słodkie łoże, bo z niej mówią słodki kwiatek. Mnie przysłała dla sprawdzenia, czy to nie jest strata czasu, więc zapraszam do łazienki, chcę byś umył z grzechów plecy. Jak też chciała, tak zrobiłem - epistoła nie od rzeczy, zachciej wysłać zaproszenie, wierszem trochę je podrasuj. Budzik zagrał na pokutę do roboty trzeba gonić, a przy wannie leżą stringi... szminka, grzebień, ejakulat. Pod poduszką jeszcze ciepły, seksu pełen jej peniuar, w pamięć mi strzeliłaś - Weno... jakże czuje się trafiony! "Wena jest jak kot. Chodzi własnymi drogami, ale wraca. Zawsze." - Panna Manfort. -
graphics CC0 to było latem. pamiętam dywanowe klomby jej letnią sukienkę na ramiączka. mój pies mówił do mnie w liściach rabarbaru. gdy nagle pękła nad młodymi głowami kulista napowietrzona korpuskuła - niczym mydlana bańka ogrody pokrzyw. z piekącego tembru lewitujących parzydełek ożyły dreszczy enkefaliny. bramy karminowych ust wygłaszały orędzia. w surmy zadęły profity mrugnięć wytrzeszcze. bielma flesz. wypieki aktów z lepkiego retuszu gdy słońce znad fontanny świeciło w kadłubek jej kości słoniowej pies mówił do mnie w języku esperanto i rozumiałem każde jego słowo w ogrodzie rododendronów wtedy. w iluminacji akweduktu zakwitła krtań mojego talentu duszne malinowe powietrze smużyło odtąd już tylko wierszem mokre roznegliżowane słowo jak z Mariańskich Łaźni użyło świetlistej mulety by podrażnić nozdrza ambitnego byczka poezji. i wszystko stało się żyzne jak Sirinks z tamtego zakurzonego ogrodu --
-
graphics CC0 bonus poezja to mała kolejowa stacja, wysiadasz na niej nagle, w nieprzewidzianych sytuacjach… więc rejwach, rozglądasz się wokoło i pytasz: gdzie ja jestem? ocierasz przepocone czoło twój topos dudni w ciele kombinatu, to serce plus powietrze, symfonia aparatur poezja niczym suport, sprzężona z duchem maszyna raz się napręża raz się ugina łuk w sarkoplazmie mięśnia do kształtów do punktów odniesienia – jak zwinna ekworyna wiersz się do tkanek z rymem przemieszcza innym ci razem fikcję dopieszczasz niby we fraku w stroju galowym buzujesz bąbelkami w głowie bo co trwa w słowie to się gotuje jesteś wulkanem – drażnisz naturę a na tym party taki czad wszystko co zimne za pan brat stoi na stole szampan markowy, przepyszny – mocno zamrożony, nagle wystrzelasz z korkiem w górę w porozwieszane kotyliony z muzami taki bal, gdy ich zabraknie odczuwasz żal, i odlatują z światła lampiony gdzieś w siną bezduszną dal, poezja antrakt ma, i nic nie cieszy, nie ma tła a już po balu jak kochanka gdy kusisz lekko zamroczony zarzuca nogi we firankach na twoje zgięte w gryf pagony bo słowo lotne, zwiewne… tak oddziałuje na królewny liryczność płynie w żyłach, umila lot motyla, ubrana chyba u Versace?, pod drgnieniem skrzydeł piersi obnaża, nogi się plączą w rytmie cha cha to kęs zakotwiczony w kruchym jabłku w śnie aromatów soczyście owocowych spragnionych ust szum w tataraku, w posmaku cierpko-turkusowym, poezja wrasta w kosmos i tka jak dywan życie w krosnach do galaktyki papirusowej, żel gwiazd zasklepia lepkie zmysły zdziczała transgeniczna róża się w jakiś kąt za weną wciska podstępna despotyczna burza wyje jak pies i gromy ciska tu w antresolach psich ogrodów setery niosą w pyskach kwiaty, i wyścielają ci pod stopą czuły łagodny rym włochaty, szyfry poezji żyją w obłoku są rozprószone na ozonie pyłkiem paproszkiem w Arizonie rozanielonej macierzanki pachną bez przerwy i plotą wianki, wtedy poeta wersy układa – do swej od serca wybranki lecz lepiej się wyszumieć, poety żadna nie zrozumie — poezja to mała kolejowa stacja, wysiadasz na niej nagle, w nieprzewidzianych sytuacjach… więc rejwach, rozglądasz się wokoło i pytasz: gdzie ja jestem? ocierasz przepocone czoło twój topos dudni w ciele kombinatu, to serce plus powietrze, symfonia aparatur poezja niczym suport, sprzężona z duchem maszyna raz się napręża raz się ugina łuk w sarkoplazmie mięśnia do kształtów do punktów odniesienia – jak zwinna ekworyna wiersz się do tkanek z rymem przemieszcza innym ci razem fikcję dopieszczasz niby we fraku w stroju galowym buzujesz bąbelkami w głowie bo co trwa w słowie to się gotuje jesteś wulkanem – drażnisz naturę a na tym party taki czad wszystko co zimne za pan brat stoi na stole szampan markowy, przepyszny – mocno zamrożony, nagle wystrzelasz z korkiem w górę w porozwieszane kotyliony z muzami taki bal, gdy ich zabraknie odczuwasz żal, i odlatują z światła lampiony gdzieś w siną bezduszną dal, poezja antrakt ma, i nic nie cieszy, nie ma tła a już po balu jak kochanka gdy kusisz lekko zamroczony zarzuca nogi we firankach na twoje zgięte w gryf pagony bo słowo lotne, zwiewne… tak oddziałuje na królewny liryczność płynie w żyłach, umila lot motyla, ubrana chyba u Versace?, pod drgnieniem skrzydeł piersi obnaża, nogi się plączą w rytmie cha cha to kęs zakotwiczony w kruchym jabłku w śnie aromatów soczyście owocowych spragnionych ust szum w tataraku, w posmaku cierpko-turkusowym, poezja wrasta w kosmos i tka jak dywan życie w krosnach do galaktyki papirusowej, żel gwiazd zasklepia lepkie zmysły zdziczała transgeniczna róża się w jakiś kąt za weną wciska podstępna despotyczna burza wyje jak pies i gromy ciska tu w antresolach psich ogrodów setery niosą w pyskach kwiaty, i wyścielają ci pod stopą czuły łagodny rym włochaty, szyfry poezji żyją w obłoku są rozprószone na ozonie pyłkiem paproszkiem w Arizonie rozanielonej macierzanki pachną bez przerwy i plotą wianki, wtedy poeta wersy układa – do swej od serca wybranki lecz lepiej się wyszumieć, poety żadna nie zrozumie
-
graphics CC0 niektóre wiersze dają nam spokój rzucają cień jak drzewo gdy tekst dopada bierna dojrzałość wtedy – puszczam je przed siebie odchodzą z barankiem brzasku przygarbiona sylwetka naburmuszony kołnierz zaklęte w aromacie jesieni w kipieli zamieci kroczą naiwne – dalej a – oto idzie człowiek który przypadkiem – ich zakosztował okazjonalna cząstka zachwytu włóczy moim sumieniem nie znam człowieka – lecz zazdroszczę otacza się moim trudem i pączkuje – jak to drzewo rozstania... przeważnie wydarza się to późną jesienią pod chomątkiem latarni – rozproszone światło łypie nugatowym okiem wtedy trochę mi – żal wiersz odchodzi w dorosłość kolejne – pełnoletnie dziecko z mojej krwi zdumiony w podmiotowej asymetrii zakłada własną rodzinę gdy spotykamy czasem – mówimy sobie: – dzień dobry —
- 44 odpowiedzi
-
10
-
- wiersz
- natchnienie
- (i 4 więcej)
-
Siedzę dziś w kawiarni i walentynkową kawę popijam. Jest to dla mnie bardzo miła chwila, dzięki której w świat marzeń odpływam. Spędzam tutaj czas i tworzę, poznaję ludzi i ich różne romantyczne historie. I już mam się zabierać za pisanie, lecz na moje zapiski rozlewam kawę przez roztrzepanie. To moje roztrzepanie jest tym spowodowane, że się pojawiłeś i od tamtego momentu moje serce szybciej bije. I niby mam Cię na wyciągnięcie ręki, ale tak naprawdę nie mogę mieć, bo to jest skomplikowane bardziej niż wydaje Ci się. Lubię z Tobą spędzać szalony czas. Śmiać się z Twoich żartów i na plaży doczekać początku dnia przy szumie fal. Chciałabym budzić się już przy Tobie co dnia, lecz czy to się uda? Tego nawet nie wiem ja..... L. Rose
- 2 odpowiedzi
-
- miłość
- walentynki
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami: