Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'powrot' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 8 wyników

  1. Jeszcze na chwilę do siebie wrócę, popatrzę w niebo i spojrzę w dal, bo pewnie jutro znów się zasmucę i znowu do snu utuli żal. Lecz dzisiaj jeszcze łzy gorzkie zetrę, by nie zgasiły blasku do cna, różę czerwoną we włosy wepnę, wsłucham się w ciszę, ile się da. W sercu kamienie ciągną mnie na dół, lecz kiedyś spadną, zdarza się tak, i znów polubię ten ziemski padół I los mi poda przyjazny znak. Karmi mnie spokój, choć wszystko pędzi, ja trwam cichutko jak polny kwiat, i chociaż życie bólu nie szczędzi, trzymam na dystans cały ten świat. Jeszcze na chwilę do siebie wrócę, żeby opatrzeć każdą z mych ran, z losem się nigdy już nie pokłócę i przyjmę wszystko co ześle Pan.
  2. Dawno temu za górami i lasami Żyło dziewczę co walczyło z potworami, Potwór smutku, samotności, niekochania Potwór lęku co bez przerwy za nią ganiał Chociaż dziewczę nic nikomu nie szkodziło Było ciche, jakby wcale go nie było Nie znalazło ani kszty porozumienia Życie stale zdawało jej cierpienia. Dziewczę Boga wciąż prosiło niczym brata By je zabrał i uwolnił z tego świata Lecz Bóg został niewzruszony gdyż miał plany Z czasem w małej nastąpiły pewne zmiany Uzbrojona w piękny uśmiech, mocne słowa Szła przez życie i na wszystko już gotowa Tam by doszła gdzie by tylko iść zechciała Lecz upadła bo się wszystka wyczerpała. I usiadła i płakała znów ta sama Bo kamuflaż to nie była żadna zmiana I obrazy tak żałosne przed oczami Patrzy w siebie, świat zewnętrzny już nie mami I przejrzała się dziewczynka w swojej duszy W oczach ludzi wie, że więcej już nie musi Niczym fiołek zakwitnęła gdzieś na boku I od siebie nie odwróci więcej wzroku. Chociaż bajka ta dobiega właśnie końca Fiołek kwitnie odwrócony wciąż do słońca Nie obchodzą go magnolie ani róże I niestraszne mu wichury ani burze. Zachwycony swym fioletem i wolnością Na świat patrzy ze spokojem i miłością.
  3. Krótki komunikat o opóźnionym pociągu "Przepraszamy za utrudnienia " Na ławce spi pijak w alkoholowym ciągu Niedawno zapijał swoje cierpienia Kolejna zapowiedź daje nadzieję "Pociąg osobowy wjedzie na tor czwarty przy peronie trzecim" Czasem mocniejszy wiatr zawieje Pod poły płaszcza siłą wleci "Prosimy zachować ostrożność i nie zbliżać się do krawędzi peronu" To chyba znak że czas wracać do domu
  4. To był ostatni ciepły dzień Na drugi czekać nie ma sensu Bo też i czasu jakby mniej Gdy się ogląda od ćwierćwieku To samo miasto Puste uliczki, gdzie ten tłum (Od jutra ostro zakrapiany) Aż przykro patrzeć, ten sam brud Się o te same otrze ściany Przy wtórze wrzasku Ranek obnaży ślady burd (Kto miejscowemu nie wybaczy?) Trzeba wyjechać, wzbiera żółć Dobytek skrzętnie spakowany Ale nie warto
  5. Hej! Turysto, nie z tej ziemi! Zwróć uwagę na światło bieli Przejrzyj się wokół, poznaj planetę Która zaraz uderzy w kometę Perseidy! Noc się skrada... Dłoń o dłoń, chłód zamiata Usta o usta, tak nucą chmury Runęły granice-planet, mury I już wtedy, śnisz na jawie Zostajesz na zbożowej kawie.. Ale przyszedł kres pogody. Suchą stopą bierzesz wody. Sól na ranach, chłopcze drogi Ciężkie będą Twoje kroki... Mały książę, znów się zbiera Swoją duszę poniewiera. Lecz powróci ten turysta Choćby kilometrów trzysta Do tej Wenus, zagubionej W swej orbicie, pogrążonej Czarną kredką malowana Wbiegnie w objęcia, zakochana. Ach! Radujcie się herosi Rzymski Olimp też się wznosi! Ach! Neptunie, było trzeba? By ta sól jak wodospad z nieba? Ach! Marsie, mój drogi Dzielne były twe załogi Ach! Bracie Jowiszu, tak potężny Żeby każdy z nich, był tak mężny Ach! Wiktorio, moja kochana Znów przyszłaś niezapowiedziana. A Ty, Wenus, moja miła? Gdzieś satelity zatraciła I powieki Twe opadły Marzenia w niebiosa skradły..
  6. Kruszeją ściany, łaszą się ściany Do stóp, w bluszcze się odziewając, Ciemnieje Księżyc, w słońce przybrany, Obłoki z niebios spełzają I śliskie od deszczu, od płaczu śliskie Ich poszarzałe kończyny, Jakby opary nad uroczyskiem, Nie dar dla ludzkiej rodziny. Bukiecą się gwiazdy niedopłakane Gotowe zsiąść z firmamentu, Czyż to nie smutek, odległy Panie, Szloch zduszony w ręku? Czy to nie źrenic ślepych, złowróżbnych Toń czarna, chociaż nie wroga, Klnie skrzydła aniołów na wieki posłusznych Milczącym rozkazom Boga? Westchnieniem pieścim podnóża tronu Nie odnajdziemy domu Posoka spływa spomiędzy szponów Niemilim naprawdę nikomu Gdybyś, o Antaresie szalony Jak siostra Twa, Sol, nabrzmiał lśnieniem I chwałą swą oblał ziemskie kaniony I wyrwał z rąk starczych marzenie Szaleńca, co wszystko przećmiewa Sam przezrocza skrywając Dłonią, której nie znam Jednością wyście, skłóceni By krew spijać, co w gleby wsiąka Ty, strzegąc strwożonych źrenic, I Ty, co się po ziemi błąkasz Ten ledwie robactwem mnie nazwał, Już wysławia motyle, Ten ledwie kobiece dał łono, Już pyta prześmiewczo: Ile? Ten łka, aż się czerń zazieleni, Choć pewno nie ze smutku, Ten w sierpie księżyca utkwił swe zęby, Omgli mię pomalutku. Kimżeś był, z pyłów gwiezdnych Zrodzon, artysto światła? Enigmo, kto Twemu łonu Pocałunki skradał? Dlaczego, otworzywszy powieki, Zamknąłem się w Tobie na wieki? Ja, niewolnica, ja, w zastaw oddany Ja, gorszy od bomb, rozdygotany Ja, klątwa i błogosławieństwo zarazem Ja, źródło podłości, co niesie ekstazę Ja, który widzi tak wiele, że wcale Ja, tak samotny, że szepcę stale Ja, z cieniem walczę, przed blaskiem uciekam Ja, określ inaczej niźli człowieka. Na próżno wsparty rozumem, Ja, Boże, cię kochać nie umiem.
  7. wracając stamtąd żegnałam rdzawe zagony przerośnięte gdzieniegdzie konopiami starą chatę z wilgoci zmurszałą na czarno czubki buków żarzyły się jasno wyblakłą purpurą denaturat wylewał się z nieba i za wstęgą asfaltu ujrzałam nadwiślaną krawędź lasu która w ocznej mgiełce spłynęła po ciemnej materii pustki prześwietlonej promieniami X
  8. Kolejny raz. Niewinnie zaczarowany jej blaskiem Kiedy tylko spojrzałem w jej oczy, Ktore ktore błyszczą niczym lazurowy ocean łez. Kolejny raz. Zaczarowany jej blaskiem, Kiedy tylko położyłem głowę na jej ramionach, Które były moimi ulubionymi spośród wszystkich. Kolejny raz Poczułem się potrzebny, Jakbym był kims więcej niż tylko człowiekiem, A jej uśmiech był inny niż wszystkie uśmiechy, Ponieważ to w nim zawarła tajemnice wszechświata. Pierwszy raz. Nie wiedziałem co począć kiedy się dosiadłas, Bo aura twoja biła we wszystkie strony świata, Ale dusza była spokojna, Tak jak niespokojne jest bicie serca mego kiedy jesteś obok.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...