Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'poezja współczesna' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 14 wyników

  1. Drogi Pamiętniku, czy przyniesiesz mi ukojenie? Pragnę zacząć, by nie kończyć. Zaczynam pisać, by nerwy uwolnić. Tkwię w tym szaleństwie. Kocham. Cierpię. Próbuję zrozumieć bezkres, przytłaczający stres. Gdy zniknę — oznajmię ci: to był mój grzech. Ten ciągły lęk. Owszem, wiem, że masz żal. Ale podsumuj swój wszelaki wkład. Którą z moich wad karmiłeś? Te wszystkie lata... Szukanie rozwiązań? A dziś stawiasz mnie nagiego, bez szacunku, w złym świetle wizerunku. Źle mi patrzeć w lustro. Kiedyś widziałem w sobie bóstwo. Czas zmienił me odbicie w oszustwo. Nienawidzę siebie. Skłonny jestem do szaleństwa. Uwagę przyciąga bestia. Mroczna agresja. Ciągnie mnie w dół, tam, gdzie presja ma głos. Coś się kończy. Coś rodzi na nowo. Przepraszam. Zawsze byłem sobą. "Nieświt"
  2. Ten dzień postawił mnie w bardzo trudnej jak dla mnie sytuacji. Nagle dochodzi do ciebie – nie masz racji, że przez całe życie szybko decydować, od ciebie samego zależy, jak powinieneś postępować, jak barkę kierować. Ciągła presja — jak postąpić? Zaczynam już wątpić. Nie zrozumiem tego wszystkiego na raz, tak łatwo wmawiamy innym zło, że się nie da, "że coś". Poskładałem to w całość właśnie dziś, od chwili, po której ukochana osoba zamyka przede mną drzwi. Zarzuca na mą szyję ciasno linę, zrzucając całą tę winę — pętla zaciska się w krótką chwilę. Dla mnie — wielkie zaskoczenie. Biorę głęboki ostatni wdech, dociera do mnie, że ona pragnie, bym zakończył ten sen... Jeszcze chwila i bym zrozumiał, co naprawdę oznacza pech. Ten ostatni łyk tlenu wykorzystany w całości. Nie wiem czemu — śmieję się, choć przenika mnie lęk, obawa, że Kamil właśnie wykrztusił swój ostatni wydany dźwięk. Siła znacznie spadła w dół, zgasiła cząstkę nadziei. Osiada kurz, tli się jeszcze we mnie wiara, widzę, że opadła szara kotara. Nie słyszę poklasku, jedyne, co słyszę, to jak pękam w pół przy wrzasku. Szczelina w mym sercu, blizna na wierzchu — nie przeoczysz mego stresu. Gdyby nie wewnętrzny, ledwo słyszalny kierunek, pogrzebałbym swój wizerunek, przegrany los. Ciarki na mym ciele, widzę siebie jako wisielca, jako straceńca. Zrobić to niczym oszust i słyszeć swe imię na każdej parze ludzkich ust: "że on miał zły gust, zatracony tchórz." To zbyt proste. Ja nie chcę tak już. Doświadczam to drugi raz, tym razem mój różaniec wisi na mych bliskich drzwiach, tuż pod stopami — lecz to tylko w snach. Kamil Kaczyński — "Nieświt"
  3. Prawdzie spójrz w oczy chwila jeszcze a zaskoczy Monumentalnie - banalnie przestrzenna ambicja Może wróżka, wyrocznia? A może Biblia? ... Oparte awersje o kiczowatą egzystencję Kierujesz swą mękę tak uciążliwie permanentnie Tak nieinteligentnie! Tak pusto a zawięźle! Wyporcjowane cierpienia nie stworzą oświecenia! ani zbawienia ani przebaczenia ani ocalenia
  4. bo i kot gdy Ci przebiegnie drogę nie mów, że to pech wyrwij kotu z d..y nogę żeby szybciej zdechł nie boisz się pozdr.
  5. ,,A nasze drzewo w nocy zaskrzypiało I zawisło na nim pogardzone ciało''- ,,Drzewo" T.Różewicz Nie nam ściągać wisielców z sznurów na gałęziach. Nie nam rozlewać gorycz w przywróconych pieśniach. Darowano nam piekło, tuż tuż za plecami, Darowano nam zgliszcza, oraz głos zatruty, Darowano nam skoczne, ale martwe nuty. Dźwignięcie wieży Babel jawi się przed nami. Cegiełka po cegiełce. Wyciosamy harfy, Kibicie naszych kobiet opleciemy w szarfy. Młode wino rzęsiście skropi nasze czoła. Nowy chór pieśń podniesie, będą nowe maski Nowe role, ubrania, świeżej sławy blaski. I będziemy się toczyć jak w tańcu chochoła. Nie nam zbudować Babel, wzorem naszych przodków. Nie nam przywrócić żywym poezji zarodków. Nam tylko się wsłuchiwać, w ciszy zadumanie I czekać dnia trzeciego, na cud obiecany. Mieć nadzieję że z Piękna dar nam będzie dany. Nam jest usilnie wierzyć w Słowa zmartwychwstanie.
  6. był wczesny wieczór słotnego dnia już rzeczywistość spowijała szarość rozbłyskały co drugie girlandy sklepikowych wystaw i pomiędzy nimi szedłem ja sam bez niczyjej ręki dryfowałem pośród fal wzburzonego morza ludzi i ich spraw (musiał być weekend albo jakieś święto) wszak taki sztorm na rynku nie zdarza się często wyglądałem raczej godnie to był najdroższy mój garnitur z granatowej wełny i jedyny płaszcz czerni atramentu spodnie sprasowane w nienaganny kant połyskiwały w świetle neonowych świec bo je lekko opluł deszcz (niebo płakało raczej nad światem) nie nade mną po drodze złowiłem tylko kilka spojrzeń może ze trzy śmielsze uśmiechy swoją drogą uśmiech przecież to tylko lekki skurcz twarzy drgnięcie kącików ust a jednak nieliczni zdobyli się na takie szaleństwo wybaczam przecież ja sam często bez niczyjej ręki boję się tego szaleństwa mijając przypadkowo szyld kawiarenki słyszałem przez uchylone drzwi żale i udręki biednej matki że się nie chce uczyć pije pali fajki i czasami na noc zdarza się nie wrócić wyrodny syn którego kocha matko on odwzajemnia to uczucie zapewniam dziś po prostu jeszcze za mało rozumie nieco wcześniej raptem tuzin kroków ojciec kupił płaczącemu dziecku balon z helem na krótkim sznureczku nie zdążyli nawet odejść spod werandy sześciolatka wypuściła go z rękawka ojciec głosem twardym zagrzmiał ojcze ona nie chciała zapewniam to pewnie z radości już musiałem wracać bo jeszcze kilka spraw szarzało coraz bardziej i deszcz się wzmagał no i jeszcze miałem być na czas tylko trudno zdążyć bez niczyjej ręki
  7. MYŚLI (NIE)ZALEŻNE Rozbiło się lustro twarzy ubrana w odłamki podążyłam drogą, by odnaleźć prawdę. Nie pytaj mnie o jutro to krzyżówka, w której brakuje ostatniego słowa. • Dałam wszystko i dostałam w mordę. Tak dzisiaj dziękują za dobro, lojalność i przyjaźń to bzdurne słowa ich wartość poznajesz po kopniaku w tyłek. O ironio losu, tylko do bydlaków szczęście się uśmiecha. • Przeklinam żal co rdzą przeżera serce, nadzieję naiwną matkę głupich, miłość jak kac po ochlejstwie, pieniądz zabawkę diabła. Błogosławiony kundel liżący otwarte rany. Izabella Teresa Kostka "Drobiazgi / Briciole" 2019 "Rozdarcia / Lacerazioni" Mediolan 2019
  8. TRZY IMPROWIZACJE Szepty to pieszczoty nocy wilgotne pocałunki w głębi aksamitnych źrenic, wchodzisz w mój oddech tchnieniem i rodzi się jedność w kolebce wszechświata. • Okrywam się ciszą przed hałasem świata ciemność zna me grzechy wybacza, spowite niebem domy to konfesjonały przyklękamy w nich strudzeni drogą. • Prawda oślepia wyrzuty sumienia zamknięte w ciemni jak klisze, prześwietla duszę promieniami wstydu. Izabella Teresa Kostka, "Drobiazgi / Briciole" Mediolan, 2019
  9. Dobrze mieć w życiu tym z Szatanem sprawy równo poukładane. Trzeba tu czuwać na modlitwie, żeby w pokusy nie wpaść brzydkie. Modlitwa pierwszym jest przymusem, komu zwyciężyć wraz z Chrystusem. Niech wielkie Boże miłosierdzie, nam towarzyszyć zawsze będzie. Niech nas od sideł diabła zbawi, a jego w ogniu wiecznym strawi. Poza tym chciałbym, przyjaciele, byście codziennie zajęć wiele mieli od rana do wieczora, wtedy was Szatan nie pokona. Niechaj się cieszą spracowane, dusze zwycięstwem nad Szatanem.
  10. rozdwojone serce szuka jednej twarzy zatraconej daleko na wichrowym polu po omacku wędrują stopy i kaleczą się o strzępy rozmiękłych cieni jaźni wody nie można już poskładać złączyć więzem zagarnia więc serce świeżo rozedrgane kurz i lato wspomnień do pustego samowaru
  11. rozbrzmiewa kołysanka węchu w słonecznikowych sklepieniach pałacu którego wejścia strzegą motyle uszy kiedy ja nie słyszę one pachną za czworo droga jest chroniona piedestałem wspomnień które w kagańcu podsłuchują zmysły cudzych wrogów bronią moich okien plastry pszczelich uczuć zalepiają szczelnie warstwy wyć bojowych tymi kłami fosfo- ryzującym okiem obaliłam ciebie zaszczepiłam rozum na przekocie wiosny
  12. Oczami napuchniętymi od taniego kremu usypiam na powiekach malinowe dusze minionych żelaznych czy kamiennych epok. Zebrałam w tych cieniach wojny, rewolucje i powstania, są w nich królowie i zdrajcy, szewcy i piekarze. Czasami, gdy nie chcę patrzeć, oni maszerują maszerują w dół policzka. Wyprowadzam na spacer na wydłużonej smyczy troski poprzednich pokoleń – one merdają ogonem. Bo wolę otaczać się pyłem, ruiną i zaduchem niż czuć swąd tępych twarzy płonących na ulicach.
  13. I. Patrzysz na mnie zawsze, gdy odwracasz wzrok od nieba. Chciałeś lecieć, ale spadłeś W tę bezkresną toń. Kim byłam, by spytać Czy los zmylił drogę skazując Na śmierć zapomniane struny. Ta historia Miała być szarością. Migoczącym szeptem trzepoczących rzęs, bezcielesną szarfą Wspólnego szczęścia. To miała być Historia miłości Diabła i Archanioła wbrew Sobie wbrew Słońcu wbrew Śpiącemu Bogu. Gdy Bóg śpi znikają Upiory i Rodzi się spokój w czasie wojny. Kochany, Czy miałeś eliksir Gotowy uśpić świat cały by słyszeć tylko Mój krzyk spośród pierza? II. Odbierając mi honor odebrali Skrzydła Wyrywając z żeber prawdę i nadzieję. Kto Wyrwał. On wyrwał zrzucił strącił Niżej Niż na ziemię. Połamane dłonie Nie mogły złapać tchu Gorące wyziewy kłamstwem mchem Pokrywały płuca. Nie poznawałam Swojej twarzy Swoich nóg Zapomnianych pielgrzymów Kim jestem jak trafię Z powrotem na szczyt? Otworzyłam oczy na widok końca Nieba Na widok końca kręgów, których wy nie znacie. Obwołali panią nie wyciągając ręki Zamiast pomocy słali Zardzewiałe słowa I ukłony Ukłony Po kres naszych czasów. Kim byli ci, ogniem i zniszczeniem Dotknięciem oczu Wypalali To, co zostało we mnie Mnie wydrążyli Zamknęli W osobnej celi Wewnątrz mnie Mnie Czy to wciąż ja? III. Zapomniane wersety Zbrodniczych Pergaminów wyryte Na ciele nie przyniosły ukojenia. Tamtej nocy Czy dnia może miałam sen jeden Do dziś zapamiętany Oto lew złotogrzywy oglądał Pole bitwy Szedł, Lecz zranił łapę O stalowy cierń Zapłakał nad swoją Krwią I nieszczęściem świata, Które ściele łąki Żelazem i nocą. Nie zobaczył chwały Zwycięzcy Czy Łupów. Wrócił więc do groty, Porzucając smutek I ciągnął za sobą wstęgę Szkarłatnej Przestrogi I lwem był ten, co mnie zamordował I lwem ci ścielący się na drodze Ten jednak Nie płacze Nie wraca, lecz prze ciągle naprzód. Zostałam nagle sama Słysząc szum nienawiści i górnej Perswazji. Przebudzenie? Nie było go bo nie spałam śpiąc głęboko I z boku Na bok Przeszywałam na wylot Stare lęki i urazy. Gdzie znalazłam się dokładnie Nie widziałam Jak ślepota otula ściśle oczy tak i Mnie ogarnął Swąd mroku Co dzień oglądałam to, o czym marzy ścięta głowa Otoczona przez nic o ciężarze wszystkich skał mojego i waszego Świata. Filary cementu granitowe Ściany Tantalową niepewnością Szukają ofiary. Ogrodem zwiędłym i opadłym lękiem Ścieliłam przede mną wulkaniczne Wrota. Każde otwiera kolejne, Same wrota, Bez celu, Bez przedpokoju, gdzie strząsnąć bym mogła Utraconą przestrzeń. Zamknąć ją w puszce. O, głupia Pandoro, Gdzie byłabym ja, gdyby nie było ciebie? Nie wygnaliby, nie spostrzegli, Że skrzydła mam pawie. Że powinnam być skromna, a wołam jaskrawo Jaskrawo Źarniście De profundis De profundis De profundis clamare Bo na co mi oczy, gdy nie ma tu piękna? Ślepym są wszyscy tutaj, Na Górze, Na Dole ja jedna W i d z ę I cierpię stokrotnie. IV. Mogłabym nie Widzieć, ale i z otchłani usłyszeć Zdołałam twój głos Miodowy głos Wołałeś mnie pytałeś Gdzie jest moja dusza Czy wciąż skrzydła rozkładam, Choć nie stało słońca? Oddać chciałam ci wtedy Najpiękniejszą serenadę Z trzewiów grzeszników utkać diabelską harfę, Która dałaby serce tym, Co ukradli je światu Co rządzą I sądzą Nie błądzą, choć ganią. Nie było jednak liny Gotowej połączyć Zło z dobrem My zawsze osobno Choć dążymy nieustannie do tej jedności przeklętej u powiewu zmierzchu. Ja wiem Że zewrę świat kiedyś w jeden płaski dysk A podeprę go zemstą I zniszczę wszystkich każdego Na mojej drodze i obok niej I na obrzeżach mojej Świadomości, Że stanąłeś mi, człowieku, Na drodze do mojej miłości.
  14. Jakimi cechami powinna - bądź nie powinna - charakteryzować się poezja współczesna ? - jak myślicie ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...