Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

lucjan1949 bieniecki

Użytkownicy
  • Postów

    232
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez lucjan1949 bieniecki

  1. Dzieci Mali ludzie jak kwiaty, Z troską, zadbać trzeba. Jezusowi milusińscy, Mają uśmiech nieba. Gdy na łące życia rośnie, Chwastem nie przerasta, Kwiatem pięknym ozdabia. Nie mając nic z chwasta. Boska możność wielbi Nieba, Jest Jego ołtarzem. A pięknie zbudowane, Ćmi świata miraże. Niech że wszystkim milusińskim, Uchylają nieba. Mają zawsze dwóch rodziców, Nie zabraknie chleba. Gwiazdka z nieba - wiara Ojców. I część ich pamięci. A Ród wzrośnie bohaterów, Proroków i święci. Józef Bieniecki
  2. Wigilijne życzenie Wielkie Nocy Zmartwychwstanie, Piękna nie odbierze. Dzień Twojego Narodzenia, Początek w Ofierze. Życia mego jest nadzieją, Sensem bycia mego. Drogą wieczną mojej duszy. Zbawienia wiecznego. A do tego piękno nocy, Z śniegiem ,niebem czystym. I życzenia,i uśmiechy, Z opłatkiem Ojczystym. Różną barwą światła świecą, Chojny w kolorycie. Piękne bombki ognie wzniecą, Szpicami na szczycie. I kolędy rozśpiewane, W nich z Dzieciną Małą. Błogosławi nam Ojczyznę, Ludzi, Polskę całą. Błogosław Ojczyznę naszą, Niech wrogi nie straszą, Naród wzmocni Ducha siłą, Uczyń z Niej Ojczyznę Miłą, Taką Polskę-naszą!!! Józef Bieniecki
  3. Nad brzegiem Gdy nad brzegiem stanę, Mego życia - końca. Głąb czeluści ogarnie, Wątły promyk słońca, Chciałbym Matko - Królowo, Byś stała nad brzegiem. Była mą Powierniczką, Między ziemią, Niebem. Niech nadziei promyki, Budzą moje tchnienie, Studzą wsze wątpliwości, Wzbogaca natchnienie, Rodzą zdrowe owoce, A z nasion, ich łona, Wzrasta wiara ogromna, Wieczna, nieskończona. Z utęsknieniem poczekam, Nie drgnie brew, powieka, Aż miłości Twej spłynie, Wierna Matce, rzeka. Daj mi wytrwać w pokorze, Jak nasz Ojciec każe. Byśmy w Niebie Anioły, Byli, nie Łazarze. Józef Bieniecki
  4. Chichot Wiatr chichotał wśród sennych jabłoni, Uwikłany w gołe drzewa sadu. Okiennicą u altanki dzwonił, Poszarpując pnącza winogradu. Kłuje zimnem jesiennej wilgoci, W wierchami grusz leniwie słania, Na podwórzu suchym liściem psoci, Ciszę nocną mącąc od zarania. Oddech pola przyniósł zapach ziemi, Snuł marzenia minionego lata, I powracał z tęsknotą jesieni, Na granicę kończącego świata. Uplótł z włosów, babie lato zwinął, Suchym ostom poszarpał kosz wełny. Stromą skarpę ku rzece precz spłynął, Wypełniwszy świat już wiatru pełny. Świat szarzyzną jesienną zapłonął, Wzbił się lotem na skrzydłach krakania. Od północy lodu zimnem zionął, Aby sprawić ból do narzekania. Uwinąwszy się z niecnym zamiarem, Nie zamierzał dzisiaj spóścić z tonu. Wychłostawszy swym biczem ofiarę, Został świadkiem swego właśnie zgonu. Józef Bieniecki
  5. Cmentarz Ciszy sennej nieprzejrzany szept, Czarny padół i ty w tym padole. I na Krzyżu zwisający Bóg, Zatroskane Anioła pachole. Bruzdą wieku poorana twarz, Krzyżem życia pochylona skroń. W darze zmarłym drży modlitwy szept, Spracowana pokrzywiona dłoń. Ogień trawi dopalając znicz, Czas rozmaże żółte ognia tło. Wiatr jesienny skręcił zimny bicz, By przez cmentarz w Dzień Zaduszny szło. W cichym kącie zapomniany grób, Zmarłe liście mają tu swój kąt. Zapomniany życia kogoś trud, Nie z tej ziemi, a może i stąd. Ciemnej nocy migający świat, Czyśca świateł migający znak. Życia chwilka, smagający wiatr, Piekła skrzydła, nocy ciemnej ptak. Dusz czyściowych tęskny szeptów żal, Wśród konarów wyłuskuje wiatr. I powraca niepamięci dal. Czasu wierny i wieczności brat. Józef Bieniecki
  6. Ukołysaj... Wiej, kołysaj myśl żałosną, Niechaj wiecznie trwa. Niech pokoleń rady rosną, Jako dębu drwa. Biały Orzeł załopoce, Nad sztandarem zła. Wypełniwszy sny prorocze, Wiecznym czasem gna. Wynagradza winnych karze, I buduje dom. Świętych wznosi na ołtarze, A dla Boga tron. Dobro sieje, ubogaca, Pali żywcem chwast. Niechaj prawem będzie praca, Ludziom wsi i miast. Oby żalu prysła bańka, Kłamstwa pustych mów. W chorych głowach nie wykluwa, Gama podłych słów. Niech historia będzie prawa, Nie ugorem kat. Oby naukę nie pobrali, Bagaż wiecznych strat. Józef Bieniecki
  7. Perły z ziemi Wieniec cierni, zwycięstwa, Światło Ducha i męstwa. Wieniec chwały, świętości, Szczęścia, wiecznej radości. Perły ziemi dla chwały, By Anioły utkały. Matce Boskiej do kolii, Wieniec chwały i glorii. Niech przykładem się świecą, Piękna, szlachetności. Ognie święte swe wzniecą, Wzorem potomności. Perła Matki w koronie, Sercem świętych rzeźbiona. Wypraszają dłonie, Matka Boża - to Ona. Przykład świętych zaprasza, Budzi z odrętwienia. Zmartwychwstanie ogłasza, We chwale imienia. Józef Bieniecki
  8. Krok po kroku Krok po kroku, pomalutku, Pcham machinę, życia smutku. Choć do Hioba mi daleko, Łzy się cisną wieczną rzeką. Chociaż biedzie daję radę, Gości rzadko. Jest sąsiadem. Nieporadny toczy świat. I doświadcza częściej brat. Pomoc moja, nie na tyle, Choć dosytu tworzy chwilę, Nie dla wszystkich i za mało, Niż by serce pomóż chciało. Na przekorze zbudowane, Zło niechciane, niekochane. Wbija w serca ludzkie miecz, Choć przegania każde precz. Krew się burzy. Na wichurze, Spotęguje wielką burze. Przegna światem, upokorzy, Możnych, biednych w grób ułoży. Józef Bieniecki
  9. Jesteś. Jesteś Boże Wielki! Chcemy czy nie chcemy. W jakiekolwiek plugastwa, Ciernie ubierzemy. Małpiszona futerko, Wytarte przez wieki. Za to umysł wykształcił, W instynkcie kalekim. Widzi co chce widzieć, Czuje lub nie czuje. Chce być bożkiem na ziemi. Kiepsko kombinuje. Cyrografy spisawszy, Z piekielnym "prorokiem", W chorobowej substancji, Porażają szokiem. Małostkowy i pusty, Czubek nosa ino. Na piekielnym folwarku, Z budy tylko psiną. Merda kiedy mu każą. Łaszenie za darmo. I z wątpliwym przywództwem. I z wiecznością marną. Józef Bieniecki
  10. Tamten Krzyż. Z Tobą dżwigałem tamten Krzyż, Wygniatał mi ramiona. Raził kantami nagą skroń, Wbijała w nią korona. Stosem płonęło ludzkie zło. Trawiło żywcem ducha. Szatan na swoją nutę grał. A lud posłusznie słuchał. Upadam raz-upadam trzy, Podżwignąć nie ma komu. Czy się w najgorszych wizjach śni, Nie dość blużnierskich gromów? Drogą Golgoty nieszczęść sto. Upada to podnosi. Takie biedniutkie słabe szło, Nie płacze -i nie prosi. A krzywda z boku ludzka łka, Skąd we mnie ta obłuda? Skąd w mej naturze tyle zła, Pomiesza w Bożych cudach. I zło zawisło w krzyżach trzech, Jedyne nie uklękło. Na środku wisiał Wielki Grzech, A z prawej-przebacz jękło. Józef Bieniecki
  11. U wrót U wrót kapliczka, stojąca przed murem, Dziś nadszarpnięta już czasu pazurem, W niej napisano "Módl się za nami, O niepodległość Ciebie upraszamy." W białym kamieniu mistrz wyrzeźbił dzieło, Słowa modlitwy z serca się poczęło, I od dwóch wieków wzdycha nieprzerwanie, Jak i Ojczyzny w niewole skazanie. Pani w sukience, błękitnej jak niebo, Wznosi ku Bogu, za naszą potrzebą, By mężów pułki, którzy legli w boju, Z szczęścia czerpali, wiecznego pokoju. Przystań przechodniu, schyl czoło w zadumie, I z serca głębi, jak ci szeptać umie, Wspomnij w modlitwie tych którzy za wiarę, Ojczyznę, z życia złożyli ofiarę. Niech przez ich pamięć dzieło wraca święte, Które ofiarą zostało poczęte. Niechaj przykładem będzie naśladowań, Nie zmyślnych intryg, przekręceń i knowań. To co Bóg Stworzył samo w sobie święte, Bo świętą myślą, bo z Boga poczęte. Tak i w Swym Boskim Bóg zapisał planie, Ich śmierć chwalebna, nie zapominanie. Niechaj przykłady pamięta historia, I westchnień modlitw będzie w każdym do dnia. Józef Bieniecki
  12. Szumowiny Wsze kanalie, wszelkie brudy, Wsze paprochy i paskudy, Życie pędzą tuż o zmierzchu. Lub zbierają się na wierzchu. Intrygantów śmiecie płynne, Zmasowane dziś, niwinne, Jako czerniak toczy ciało, Wieku życie mu przyznało. Wyuzdani w polityce, Odkrywają swe przyłbice. Patrz, pamiętaj, każdy pysk. I cygański oczu błysk. Pamięć ważna, litość, skrucha, Każdym słowem z pyska bucha. Z zrozumieniem zwieszasz głowę, Sens uznając i odnowę. Brukiem z piekła handlowano, Dobre chęci też sprzedano. I została ziemi piędź, Na co piekło też ma chęć. I do póty miało będzie, Póki siedzi na urzędzie. Zaś gospodarz będzie chcieć, Trzymać w Domu taki śmieć. Józef Bieniecki
  13. Tradycja. Hołd Twej przeszłości, W zwyczajach powtarzam. Hołd jej odnawiam, I sercem pomnażam. Tradycja piękna, Śpiewana w kolędzie. Kruchy opłatek. Życzeniami wszędzie. Noc Zmartwychwstania, I zwycięstwo życia. Wartość nad wszystko, I wiecznego bycia. I w Konstytucję świątecznie, majowo, Zawsze Królowa Ty mojej Ojczyzny, Modlitw bukiety, Stare -nowe blizny. Ojczyzny Miłej, Wolności wspomnienie. I powstaniowe, W pamięciach westchnienie. W sercach Polaków, Wspomnieniem powraca, I świeci dumnie, Jak na niebie raca. A małe wiersze historii spisane, Kiedy historie ludu wymazane, Będą wspomnieniem, Życiowego trudu, Nie ciągłą walką broniącego ludu. Józef Bieniecki
  14. Święty Mikołaj. Święty Mikołaj kroczy drogami, Dżwiga na plecach worek z rzeczami, Zabawki wszelkie dzieciom roznosi, Gdy go w modlitwie dziecko poprosi. Ponieważ święty, w serduszkach szuka, Czy każde dziecko rodziców słucha. I każde uczy się pilnie w szkole, Dobrze wypełnia rodziców wolę. Czy rano,wieczór mówi paciorek, Tam też z radością otwiera worek. Dary rozdziela małym pociechom, Oko przymruża ich małym grzechom. Bo kocha dzieci ,jak kochał wtedy, Kiedy na ziemi był świadkiem biedy. Kiedy się dzielił serca darami, Mieszkał na ziemi pomiędzy nami. Bozia mu za to w wieczności dała, Miejsce u Siebie,gdzie Boga Chwała. I też z miłością dziś się uśmiecha, Gdy ziemskim dzieciom radość-uciecha. Józef BienieckiW
  15. Ptaszkowie. Skowronkowie zawiesiły nad polami dzwonka, Dniami będą wydzwaniały melodyje słonka. Pośród łąk i pól zielonych, gniazda już uwiły, Anioł Pański z kościelnymi wspólnie wydzwoniły. Świętobliwy o poranku kos śpiewa jutrzenki, Mając szczególną nowennę do Świętej Panienki. Wyśpiewawszy z nabożeństwem codzienności arie, W kolejności rozmyślają o wspólnym pokarmie. Wróble jak to zawsze bywa, dla świata życzliwe, Po przespanej dobrze nocce bywają kochliwe. Do południa z obowiązku wyćwierkują pienia, Hołdy winne tyko Niebu,ziemi uwielbienia. Sroka mając pstro we głowie wygraża się światu, Wszystkich pod sąd oddawając bezbożnemu katu. Nawybrzydza ,naprzeklina,wokół napaskudzi, Ma coś w sobie z tej hołoty ,podobnych do ludzi. Pozostali też ptaszkowie,każde na swój sposób, Udzielają Panu Bogu dniem ptasiego głosu. One wiedzą od zarania,że taka potrzeba, Co dla ziemi to dla ziemi i wdzięczność dla Nieba. Józef Bieniecki
  16. W miesiącu zadumy Złoty październik w rumianych jabłoniach, Słonecznych liściach, tęczowych koronach. W końcu pogubił ino czerwień kiści, Owocem zdobi zamiast złotych liści. Gatunkiem znana jarzębina, róża, Purpurą kalin oblicze rozchmurza, Już złoto liści w brunatną maż błota, Jesiennym deszczem opłakuje słota. Dziś już listopad, schylony w mogiłę, Wspomnieniem wraca mówiącym o sile. Pamięci bliskich. Te znaki na grobie, Wracają życie w wieczności, osobie, Naszą modlitwą jest rozmowa w ciszy, Którą Bóg Ojciec, ja i ona słyszy. Listopad szczery, ponury i smutny, W kikutach korzyść wyraża okrutny, Czarne gałęzie chwytają rękoma, Czas przemijania. Wielka niewiadoma, Dzień coraz krótszy, noc przymrozkiem straszy, I smętnym skrzypem jesiennych Judaszy. Gdzieś uwikłany wyrywa się z wyciem, I liściem rudym pochlipuje, biciem. Smaga, wyziębia, kruszy i wycieńcza, Wypala, smuci. Dusza potępieńcza. Oczami smutku każde okno płacze, Jesienne lasy, jak stado żebracze. Wyje, łachmani, rękami wzniesione, Żałosnym płaczem częściej rozmodlone. Omszały kamień, zapomniane słowa, Mogiły stare, powtarza dąbrowa, Dziś nutki legend i staruszków baśnie, Wracają prawdą. W końcu z nimi zaśnie. I tylko kamień na polu, w ugorach, Wspomniany będzie w pieśniach, Wernyhorach. Brunatne łąki, pochylone trawy, Wzdychają tęsknie w wiosenne murawy. Z zazdrością zerka w pola zieleniny, Nadzieją ciesząc pierwszej oziminy. I las oblekły w brunatnym kubraku, Jak łata mechu porosłym na dachu, Przyciąga oczy. Jałowcem krzaczastym, Wiecznie zielonym i drzewem iglastym. Pośród traw suchych, do leśnej ścieżyny, Wciska dywanem wścipskiej borowiny. Po suchych łąkach, skałami przemyka, Porostem żywym, snuje się płonnika. Odporny na mróz, suszę, wszelkie zmiany, Jakby na zimę specjalnie posiany. Od śnieżnej bieli, czerni, purpurowy, Z zieleni w błękit, brunatny, brązowy. Łzawy miesiącu, tęskny, wspomnieniowy, Wszak prozaiczny jesteś i wierszowy. Bo cóż za życie bez wspomnień i marzeń, Jest skąpe, niczym - w świecie wyobrażeń. Józef Bieniecki
  17. Na Ojczyzny łono Przyszła wolność, wyrąbana mieczem, Na cudownych Jej Matki ramionach. Darowała jak swe Boskie Dziecię, Milionami w klęczkach wymodlona. Wiatr wolności, rozwiewał sztandary, Białe Orły zerwały do lotu. Wymodlono w tysiącach ofiary, W rocznicowych wzdychano powrotów. Powróciłaś na Ojczyzny łono, Myśl, nadzieję tysięcy, milionów, Myślą twórczą wielkość powtórzono, Odtworzono z tysięcy pogromów. Na ołtarzach nie była daremna, Krew milionów pisana wiekami. Chociaż w błędach rządzenia brzemienna, Bóg był zawsze, będzie dzisiaj z nami. Czy tej Ziemskiej Niebo nie wysłucha, Prośba Matki w Niebie będzie głucha? Nieśmy zatem i wiarę i troskę, Czcijmy Matkę, Jej Królową. Polskę. Usłysz Pani tych co Ciebie proszą, Tu na ziemi, chwałę Twoją głoszą. W Jasnej Górze spłacą życia dług, Niechaj o Nią znów rozbije wróg. Józef Bieniecki
  18. Bez odpowiedzi Na kosmicznych przestrzeniach ino myśl nie błądzi, Zmierza w miejsca wybrane tak jak umysł sądzi. Kiedy zmierzchem zapada, nieba parasolem, Ugwieżdżone bez liku zawiesza aurolę. Cisza kosmiczna, ja ducha rydwanem, Z światła prędkością, myślą napędzonym. Galaktyką łąki, kwiaty-gwiazdy, krocie, Mienią tęczami, barwami w przelocie, Nie, nie ogarną, ni myśli zatrzymać, Zmianą przestrzeni boimy się imać. Aby nie wypaść. Już księżyc za nami, Wkrótce wtopił się, między miliardami. Mniejsze i większe, są pyłkiem na ziemi, Razem w wszechświecie, wspólnie ze wszystkim. Energia, ruchy, to wszystko wiruje, I nicość życia. Twoją wielkość czuję. Alfę, Omegę, w Twej nieskończoności, Daje odpowiedź o Twojej możności. W poprzek gwiazd wstęga, rozlana i mglista, To Droga Mleczna, wszystkim oczywista, Z wyglądu zwaną, na niebie jak rzeka, Z wschodu na zachód, z mgławic pełnia mleka. Pędzę więc drogą, poza galaktyką, Zgodnie z myślą, niezgodnie z fizyką. Nieba gościńcem. Jak mówi legenda, Tu zagubiona w wieczności się szwenda, Dusza niemiła. Dalej głębi sięgam, Piękna, ogromna, moc Twoja, potęga. W niebie astralnym, pośród cudów wielu, Drogi nieznane, choć dążą do celu. Centrum zajmują. Tu czas, przestrzeń, siła, Mocą nabrzmiała, tłumaczy skąd wzięła. W wieczności pustyni, niezliczonych planet, Pędzi błyska, nieścigniony dzianet. Znaczy odległość, świetlnych lat miliony. Jest wyobraźnią w nas nieodgadniony. Rydwan przystanął, lejcami ściągnięte, W rzeczywistość na ziemi cofnięte. W spojrzenia oczy. Ileż tutaj pytań, Stoi bez odpowiedzi i nowych odczytań. Ty Puchu marny, gdybyś Bogu wierzył, I miarą ducha wszechświat cały mierzył, Duchem ogarniał, wciąż z sercem na dłoni, Z złudą nie błądził, w ucieczce, w pogoni, Ludzkie po ludzku, Bogu nie ujmował, Tobyś potworów ludzkich nie hodował. Prochem, iskierką. Przemija i gaśnie. Ledwie urodził. Dojrzewa i zaśnie. Józef Bieniecki
  19. Chrystusowi Królowi Ty, który w Krzyża ramionach, zawisłeś, W jednej osobie, i Stwórcy, i Króla, Śmiercią zbawienną ku nam z Nieba przyszłeś, Bo taka była Twego Ojca wola. Ja jestem z Tobą, od chwili poczęcia, Wpisany Duchem mych rodziców w wierze, Woda z chrzcielnicy zdjęła grzech z dziecięcia, Bogu złożyła na wieczność w ofierze. I wrogie siły z piekła nie przemogą, Niech obłąkańczy człowiek się nie łudzi, Tyś Chryste Królu, mego życia drogą, Rzeczą chwalebną gdy się życiem trudzę. Królu Wszechświata, mą jedyną mową, Przed Twym Ołtarzem, prośby, biadolenia. Modlitwa życia z pochyloną głową, Winna być jedną - formą dzieńkczynienia. I na kolanach do końca pełniona, Była namiastką dla świata przepychu, Powstała wieczna, w Tobie nieskończona, Składana ze mnie w modlitwie, po cichu. Cóż moje słowa, chociaż z serca płyną, Jak cymbał brzmiący, który milknie czasem. Prośbami szeptam, ja Twoją dzieciną, Przystań, zatrzymaj się, nad naszym losem. Józef Bieniecki
  20. Nad przeszłością Z pustym wiechciem, z zeschłym kwiatem, Wiatr starości będzie hulał. Pochylony nad przeszłością, Stary dziadek i babula. Uwikłane życia brednie, Jak garb życia ich przygniecie. A wiatr wieczny i gaduła, Wszystkie grzechy im uplecie. Rozpylone osty, dzieci, Kąkolowe zło powtórzą. I dojrzeje pomiot trzeci, Przed kolejną już podróżą. Pęknie rozpacz, żółć wyciecze, I sumienia zawrą wrota. I zadumasz się człowiecze, Iż skończonym był niecnotą. Myśl chybotą, wiatr wydyma, Szkli się w oku blade szkiełko. Czas ucieka, z sobą zżyma, Dymem bucha już piekiełko. Smrodem czarcim myśl przeklęta, Uwikłana już z wiecznością. Choć przegrana, wciąż nadęta, Idzie spotkać z diabła mością. Józef BienieckiN
  21. Talary Zmilkły strzały - echa, Kalectw tkwią kikuty. Zbrodni i wynaturzeń, Wojny jad - zatruty. Okrucieństwo i przemoc. Niby burza - gromy. Morze zniszczeń, głodu. W puch zmiecione domy. Biją dzwony pokoju. Nie zgojone rany. Ciężkie lata znoju. Nowym zaprzedany. Krąży cień pokutnicy. Jak w przeklętym klanie. Tańczą z Targowicy. Na Polskim kurhanie. Pogrobowcy przeklętych, Jak chomąto krwawą. Urządzają w przedpiekle, Dla wszystkich zabawą. Na masońskiej głupocie, Żyd talary bije. Właściciele udają, Iż złoto niczyje. Józef Bieniecki
  22. Na krawędzi Na krawędzi zimy. Jesień jeszcze choża. Zapłakana deszczem, Nim spłynie do morza. Zapłakana deszczem, Smętne miny stroi. Jeszcze pomyślałbyś, Że się zimy boi. Że się zimy boi, Nie wiem ci dlaczego. Dwoi się i troi, To przecież nic złego. To przecież nic złego, Że czas pory zmienia. Na krawędzi zimy, Starość jej doskwiera. Starość jej doskwiera, Choć tęczą rumiana. Stroi się bogato, Jak zamożna panna. Tak urocza panna, Umyka starości. Kiedy przyjdzie sanna, Przestanie się złościć. Józef Bieniecki
  23. Westchnienie - żonie Myślę radośnie, O tobie - wiośnie. Wstajesz westchnieniem, Słońca promieniem. Fiołek wonny włosów, Rumień lica, wrzosów. W oczach chaber bławatek, Polnych maków, ust kwiatek. Przebiśniegiem niewinna, Konwalijka dziecinna. Szeptem ustek, dziewica, Jadem ust, naparstnica. Jak pierwiosnka płochliwa, Złotem mniszka szczęśliwa. Z pośród kwiatów, ty polna, Piękna, dumna i wolna. Dumna niczym kalina, Piękna Polska dziewczyna. Zwiewnym groszkiem wiosenna, Polem zboża brzemienna. Przyniesione naręcze, Wepną w błękit, w sukience. I uplecie ci wianek, Wierny w szczęściu kochanek. Józef Bieniecki
  24. Byłem tam Skromna, cicha, żałobna, skradała się z wolna, Miejsca widne minąwszy, w niektórych namolna. Niby demon ciemności, darząc czarcim skrzydłem, Dla jednych spoczynkiem, a dla drugich widmem. Z lasu, gęstej ciemnicy, błyskały ogarki, Nieba zachód znaczący, prześwitały szparki. Oczy w końcu zamknąwszy, dały nocy pole, Z wolą Bożą zgodziły, uznając pokorę. Snuła się skrajem, lękając przestrzeni, Dogadawszy się w lesie, w jodłowej zieleni. Na konarach dąbczaków jeszcze się ślizgała, Jakby golizn jesieni wstydziła lub bała. Białe rzeki warkocze, owijały głazy, Mokrym batem zadając, nieustanne razy. Grzywy wody buchały, głębie wirem znacząc, Mierzwiąc żwirem powierzchnię, na nurty nie bacząc. I noc tutaj oblekwszy swego kiru szatę, Pogodziła się z rzeką, ubrała w poświatę. Tylko w rzeki zakolach, płycizny pochodnia, Żółtą łachą złociła, tak w nocy, jak do dnia. Ołów nieba obity sukna aksamitem, Wisiał ciemną zasłoną, chmurami podszytym, Uczepione firany, jak czarne rumaki, Niebo pędem mierzyły, czarne nocy ptaki. Popędzane batami od bieguna zimna, Przerażona wyglądem, upiorna i dziwna. Otulone przestrachem, w płaszczach czarodziei, Ptaki nocne, zaszyte, czekały nadziei, Nie polując i nie śpiąc, porażała zmora, Przeraźliwa do szpiku, ta nocy potwora. Obumarłe kikutu, wyniosłe ostrogi, Stały groźne, sadzami oblepione bogi, Strasząc niebo i ziemię, liściem obumarłe, Wściekłe piekieł straszydła, potężne, mocarne. Wzniosły gołe kostuchy, wyły miłosiernie, Duchy potępieńcze, skazane piekielnie. Po północy, potwory poszemrały cicho, I wymiotło z lasu, wsze paskudztwo, licho. Zaś straszydła w jutrzence nad ranem, Niosły szatę mgły rannej, w biel, poobwieszane. Zjawy nocy umknęły, by za lasu drzwiami, Płynąć armadą statków, łąką, nad polami. Zajrzeć w ciche opłatki, wraz z jesieni chłodem, Przyniesie wczesnym południem na ziemię pogodę. Józef Bieniecki
  25. Pierwszy śnieg Pierwszy śnieg spadnie, Jesień szara zblednie. Na ołtarzu świata, Brudy pozamiata. Posypie iglaste, Pogodzi się z chwastem. A bure kamienie, Pokryje westchnieniem. Zimy tchnieniem wionie, Na drzew gołe skronie, A biała ich szata, Aniołem skrzydlata. Na strugach, potokach, Na nieba obłokach. Spłynie biel skrzydlata, Na ramiona świata. Wydmucha, wychucha, Zawierucha sucha. Usypie kurhany, Zbliźni ziemi rany. Nowa biała szata, Myśl Nieba skrzydlata. Anioł Biały z Nieba, Dziecinę wyśpiewa. Józef Bieniecki
×
×
  • Dodaj nową pozycję...