Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rihtik Stempelek

Użytkownicy
  • Postów

    1 953
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Rihtik Stempelek

  1. A propos "....Ament:)": Zważ proszę, że nie ma słowa ament. Istnieje natomiast od wieków pojemne słowo amen (z hebr. amen - "na pewno", "wierność", od rdzenia amint - był mocny) - uroczysta formuła kończąca i zarazem potwierdzająca modlitwę lub hymn, także w tekstach biblijnych. Słowo "amen" jest także używane jako zwrot w rodzaju "niech tak będzie". Na Bliskim Wschodzie termin ten pierwotnie oznaczał potwierdzenie przysięgi żołnierskiej (Asyria) - odpowiednik dzisiejszego "tak jest", "rozkaz" lub "wykonam". Jego wypowiedzenie po wysłuchaniu modlitw i błogosławieństw zastępowało ich odmówienie. Oznacza także odpowiedź na słowo Boże, Boże obietnice, groźby itp. (Pwt 27, 15-26; Jr 11,5). Czasem też jest odpowiedzią jednostki lub wspólnoty na doksologię (1 Krn 16,36; Ne 8,6). W obu przypadkach oznacza żywe potwierdzenie. W Księdze Powtórzonego Prawa (Pwt 27, 16-26) znajdujemy wiele oświadczeń Lewitów, na które ludzie odpowiadają amen. 1 Księga Kronik (16, 36) wskazuje na to, że w czasach Króla Dawida, drugiego króla Izraela), ludzie odpowiadali amen, gdy słyszeli błogosławieństwo: "Niech będzie błogosławiony Jahwe, Bóg Izraela teraz i na wieki." Dwoistość znaczenia słowa Amen zanikła całkowicie w przekładach - Septuaginta i Wulgata tłumaczą słowo amen przez tryb życzący (gr. genoito, łac. fiat - niech się stanie). Halacha (prawo żydowskie) mówi, że każdy, kto słyszy kogoś innego, wymawiającego błogosławieństwo, powinien odpowiedzieć na zakończenie amen (OH 215:2, 124:6). Jeśli z tym zamysłem chciałeś użyć właśnie tego ważnego słowa, to... pięknie.
  2. Pięknie wyrażona prawda o prawdziwym przyjacielu... Życzę Ci choć takiego jednego...
  3. Zrobiło mi się tak przykro... Mam nadzieję, że wkrótce nikt już nie napisze czegoś podobnego... choćby najlepiej dobranymi i zestawionymi słowami w formę wierszem zwaną... Na pociechę poskładała się we mnie taka kompozycja: Całe Pismo jest natchnione przez Boga - użyteczne do prostowania rzeczy - {2 Tym. 3:16, NW. dzięki niemu nie ogarnia trwoga - samotność także więcej nie podręczy! Nie zaciśnie na grdyce szponów smutek, bo z tobą Bóg będzie przez swe Słowo - zbawienny mieć to będzie taki skutek: żyć będziesz na zawsze zdrowo i morowo! Życzę tego... - tak jak sobie.
  4. Rosa... ...dla takich jak Ty, warto... tak wiele warto, m.in. warto było kliknąć, przeczytać, wzruszyć się tym, co w Tobie ma miejsce... Sytuacja Emaus jest -- , oprócz tego, że pięknie nakreślona ręką Łukasza (24:13-35), specyficzna i dotyczy zdezorientowanych, którzy coś wiedzą, ale nie wszystko, ale nie potrafią ogarnąć tego wszystkiego, ale nie potrafią poukładać sobie w głowie tak, by z przejęciem pojąć tak bardzo, by na zawsze sobie przyswoić... Owo płonięcie (pałanie) serca to stan, którego słusznie warto pragnąć... Dzięki pojęciu stają się widoczne ślady stóp, którymi szedł m.in. apostoł Piotr (1 Piotra 2:21). A gdy już są widoczne, to choćby nadal uwierał lewy but, łatwiej iść drogą wiodącą tam, gdzie rzekł Pan: Ew. wg Mateusza 7:14. A poropos samego Emaus, to wiesz pewnie iz wg Łukasza wioska ta znajdowała się „sześćdziesiąt stadiów” (BT; 7,5 mili rzymskiej [ok. 11 km]) od Jerozolimy - mieszkał w niej wypatrujący na pisaku śladów stóp Kleopas... zdaje się podobny do Ciebie. Obecnie nie sposób ustalić dokładne położenie Emaus; próbowano je utożsamiać z kilkoma miejscami. Najczęściej wymienia się ‛Imwas przy drodze do Tel Awiwu-Jaffy. Ale ‛Imwas leży ok. 175 stadiów (32 km) na zach. pn. zach. od Jerozolimy, czyli trzy razy dalej, niż podaje Łukasz. Inne często sugerowane miejsce, Kalonia (Mewasseret Cijon) przy głównej drodze do Tel Awiwu-Jaffy, zdaniem niektórych tożsame z Emmaus wspomnianym przez Józefa Flawiusza, znajduje się ok. 35 stadiów (6,5 km) od Jerozolimy, czyli zbyt blisko w porównaniu z relacją Łukasza. Dlatego jeszcze inni lokalizują Emaus w Al-Kubajba, przy dawnej rzymskiej drodze prowadzącej bardziej na pn. niż miejsca nadmienione wcześniej. Odnaleziono tam ruiny pochodzące podobno z okresu spisywania Ewangelii przez Łukasza. Być może właśnie to miejsce, położone ok. 60 stadiów (11 km) na pn. zach. od Jerozolimy, odpowiada biblijnemu Emaus. Jak na razie, nie ma jednak co do tego pewności...
  5. Wściekłość zaślepia - wiem to z autopsji - Biblia ją zmusić może do remisji.
  6. ...łobuzujesz nadal?...! - Lirycznie.
  7. ...pięknie opisałaś niemal samoistny proces nabywania mądrości zwanej życiową, znany i mnie. U mnie zmarginalizował się on, odkąd słucham nawołującej mądrości - księga Przysłów (Przypowieści) 1:20. Pozdrawiam życząc jeszcze więcej mądrości... - jak sobie samemu.
  8. Joanno Janino Wtórując Twojemu zachwytowi nad Nehemiaszem i księgą którą spisała jego ręka, ośmielam się zamieścić trochę tego, co o nim wiem, mniemając, że odniesiesz z tego pożytek jaki i ja odnoszę - zapewniam, że to z mej strony przejaw miłości - ..."jak siebie samego". Znamienne jest znaczenie imienia Nehemiasz = „Jah pociesza”. Był jednym z tych, którzy prawdopodobnie przewodzili wygnańcom powracającym z Babilonu z Zerubbabelem (Ezd 2:1, 2; Neh 7:7). Był to syn Azbuka (Chakaliasza) i książę połowy okręgu Bet-Cur. Ponieważ miasto Bet-Cur leżało w górzystym regionie Judy (Joz 15:21, 48, 58), mógł być Judejczykiem. W 455 r. p.n.e. brał udział w naprawie muru Jerozolimy (Neh 3:16). Z treści księgi noszącej jego imię wiesz, że był podczaszym perskiego króla Artakserksesa I (Długorękiego), a później namiestnikiem Żydów kierującym odbudową muru Jerozolimy (Neh 1:1, 2, 11; 2:1; 5:14, 16). Wiesz też, że w 20 roku panowania króla Artakserksesa, w miesiącu Kislew (listopad/grudzień), gdy przebywał na zamku w Suzie, przybyli do niego jego brat Chanani i inni mężowie z Judy. Wypytywani opisali mu złą sytuację Żydów oraz powiedzieli, że mur i bramy Jerozolimy wciąż są w ruinie. Przygnębiony tym Nehemiasz zaczął płakać (sic!). Przez szereg dni bardzo się smucił, cały czas poszcząc i się modląc. Wyznał grzech Izraela i na podstawie słów, jakie Bóg skierował do Mojżesza (Pwt 30:1-4), błagał Jehowę, żeby ‛wzbudził dla niego litość’ u króla Artakserksesa i żeby pobłogosławił mu zamiar odbudowy muru Jerozolimy (Neh 1). Później, w miesiącu Nisan (marzec/kwiecień), modlitwy Nehemiasza zostały wysłuchane. Król zauważył, że jego twarz jest posępna, i zapytał o powód. Wtedy Nehemiasz opowiedział o złej sytuacji w Jerozolimie. Gdy król zapytał, co Nehemiasz chciałby uzyskać, ten natychmiast (sic!) pomodlił się do Boga, po czym poprosił o pozwolenie na podróż i odbudowę Jerozolimy. Artakserkses wyraził zgodę. Ponadto dał Nehemiaszowi listy upoważniające go do swobodnego przejścia przez tereny podlegające namiestnikom po zach. stronie Eufratu oraz przyznające mu drewno na budowę. Po tym Nehemiasz wyruszył do Jerozolimy z dowódcami wojskowymi i jeźdźcami (Neh 2:1-9). Po trzech dniach pobytu w Jerozolimie Nehemiasz, nie informując o tym nikogo z wyjątkiem kilku towarzyszących mu osób, udał się na nocną inspekcję miasta. (Neh 2:11-16). Po zakończeniu obchodu Nehemiasz wyjawił swój plan Żydom, podkreślając, że nad sprawą tą czuwa ręka Jehowy (sic!). Po wysłuchaniu go odrzekli zachęceni: „Wstańmy i budujmy”. Pomimo szyderstw Sanballata Choronity, Tobiasza Ammonity i Araba Geszema zaczęli naprawiać mur ok. czwartego dnia miesiąca Ab (lipiec/sierpień) (Neh 2:17-20; por. Neh 6:15). Widząc, że Żydzi kontynuują pracę przy odbudowie muru Jerozolimy, Sanballat i Tobiasz nieustannie drwili i naigrawali się z ich wysiłków. Nehemiasz uczynił to przedmiotem modlitw i lud „w dalszym ciągu miał serce do pracy”. Gdy mur osiągnął połowę wysokości, Sanballat, Tobiasz i przedstawiciele okolicznych ludów wzmogli sprzeciw i zaczęli knuć spisek, żeby walczyć przeciw Jerozolimie. Nehemiasz wielokrotnie otrzymywał o tym informacje od Żydów mieszkających w pobliżu miasta. I znów pokazał, że z modlitwą polega na Jehowie. Ze względu na niebezpieczną sytuację uzbroił robotników, a innym polecił stać na straży i obmyślił system ostrzegania. Sam nie zdejmował szat nawet w nocy, najwyraźniej pragnąc być gotowym do walki w razie wszczęcia alarmu przez strażników (Neh 4). Chociaż sytuacja była tak napięta, Nehemiasz nie był zbyt zajęty, by sumiennie rozpatrzyć skargi Żydów. Po wysłuchaniu tych, którzy cierpieli ucisk z powodu konieczności płacenia odsetek, zganił dostojników i pełnomocnych zwierzchników, zwołał wielkie zgromadzenie, napiętnował popełnione zło i udzielił wskazówek, jak naprawić wyrządzone krzywdy (Neh 5:1-13). Po tych wydarzeniach wrogowie dalej starali się powstrzymać prace. Czterokrotnie próbowali odciągnąć Nehemiasza od budowy, ale on odpowiadał im, że nie może przerwać tego wielkiego dzieła. Potem Sanballat wysłał list otwarty z fałszywymi zarzutami i zaproponował wspólną naradę. Nehemiasz odparł: „Takich rzeczy, o jakich ty mówisz, nie było, ale sam je wymyślasz w swoim sercu”. Próbując innej sztuczki, Tobiasz i Sanballat najęli pewnego Żyda, który miał przestraszyć Nehemiasza i skłonić go do ukrycia się w świątyni, co byłoby niestosowne. Nehemiasz nie dał się jednak zastraszyć i 25 dnia miesiąca Elul (sierpień/wrzesień) pomyślnie ukończono naprawę muru — zaledwie 52 dni po rozpoczęciu prac. Mimo to Tobiasz dalej wysyłał listy mające na celu zniechęcić Nehemiasza (Neh 6). Ukończywszy mur, Nehemiasz zajął się organizacją pracy sług świątynnych. Następnie ustanowił nad miastem dwóch mężczyzn; jednym z nich był jego brat Chanani. Wydał też wskazówki w sprawie otwierania i zamykania bram miejskich oraz ich pilnowania (Neh 7:1-3). W tym czasie Jerozolima miała niewielu mieszkańców. Najwyraźniej z tego powodu Bóg podał Nehemiaszowi do serca, żeby zebrał dostojników, pełnomocnych zwierzchników oraz lud w celu wpisania ich do rodowodów. Na podstawie tych informacji można było potem przedsięwziąć kroki mające się przyczynić do zwiększenia liczby mieszkańców Jerozolimy. Najwyraźniej właśnie w trakcie zajmowania się tymi wpisami rodowodowymi Nehemiasz znalazł listę tych, którzy wrócili z niewoli babilońskiej z Zerubbabelem (Neh 7:4-7). Prawdopodobnie pod kierownictwem Nehemiasza zorganizowano zgromadzenie na placu w pobliżu Bramy Wodnej. Chociaż w objaśnianiu Prawa przewodził kapłan Ezdrasz, uczestniczył w tym także Nehemiasz (Neh 8:1-12). Następnie obchodzono ośmiodniowe Święto Szałasów. Dwa dni później Izraelici zebrali się ponownie. Tym razem dokonano ogólnego wyznania grzechów Izraela, po czym ujęto je na piśmie w formie umowy. Tę „wiarogodną umowę” potwierdzili pieczęcią książęta, lewici i kapłani. Pierwszy uczynił to „tirszata [namiestnik]” Nehemiasz (Neh 8:13 do 10:1). Cały lud zobowiązał się nie zawierać małżeństw z cudzoziemcami, przestrzegać dni sabatu i wspierać świątynię. Potem wybrano przez losowanie co dziesiątą osobę, by na stałe zamieszkała w Jerozolimie (Neh 10:28 do 11:1). Dopiero wtedy odbyła się uroczystość poświęcenia muru Jerozolimy. Z tej okazji Nehemiasz zorganizował dwa duże chóry dziękczynne i pochody, które szły po murze w przeciwnych kierunkach. Później wszyscy spotkali się w świątyni, by złożyć ofiary. Poza tym ustanowiono mężczyzn, którzy mieli sprawować nadzór na daninami dla kapłanów i lewitów (Neh 12:27-47). Po upływie ok. 12 lat, w 32 roku panowania Artakserksesa, Nehemiasz wyjechał z Jerozolimy. Kiedy wrócił, sytuacja wśród Żydów wyglądała bardzo niedobrze. Na dziedzińcu świątyni arcykapłan Eliaszib urządził salę jadalną dla Tobiasza — tego samego, który wcześniej zaciekle przeciwstawiał się poczynaniom Nehemiasza. Nehemiasz natychmiast przystąpił do działania. Wyrzucił z sali jadalnej całe wyposażenie domu Tobiasza i nakazał ją oczyścić. Poza tym Nehemiasz poczynił kroki, by Lewici otrzymywali należne im daniny, i dopilnował ścisłego przestrzegania sabatu. Skarcił również tych, którzy pojęli cudzoziemskie żony i których synowie nawet nie umieli mówić po żydowsku: „I wytykałem im winę, i im złorzeczyłem, i biłem niektórych mężów spośród nich, i targałem ich za włosy, i zaprzysięgałem ich na Boga: ‚Nie macie oddawać swoich córek ich synom i nie macie brać żadnej z ich córek dla swoich synów ani dla siebie’”. ‛Wytykanie winy’ przez Nehemiasza z pewnością polegało na upominaniu i ganieniu tych Żydów na podstawie prawa Bożego oraz ujawnianiu ich niewłaściwego postępowania. Po tym, jak Bóg życzliwie sprowadził swój lud z Babilonu i przywrócił czyste wielbienie w Jerozolimie, mężczyźni ci ściągali na cały naród Jego niełaskę. Nehemiasz ‛złorzeczył im’, tj. oznajmiał, jakie kary według prawa Bożego czekały takich grzeszników. ‛Bił’ ich zapewne nie osobiście, lecz skazując ich na przewidzianą prawem karę chłosty. ‛Targał ich za włosy’. Był to wyraz moralnego oburzenia i symbol poniżenia przed ludźmi (por. Ezd 9:3). Następnie Nehemiasz wypędził wnuka arcykapłana Eliasziba za to, że został zięciem Sanballata Choronity (Neh 13:1-28). Jak dla mnie, jego postawa i życie jakie z nią wiódł to wyjątkowy przykład... - wierności i bogobojności. Nie był samolubny, gdyż aby podjąć się odbudowy murów Jerozolimy, zrezygnował z wysokiego stanowiska podczaszego na dworze Artakserksesa. Działając na rzecz swego ludu i prawdziwego wielbienia, był gotów narażać się na niebezpieczeństwo ze strony licznych wrogów. Nie tylko kierował pracami przy naprawie muru Jerozolimy, ale osobiście brał w nich udział. Nie marnował czasu, był odważny, nieustraszony, całkowicie polegał na Jehowie i postępował roztropnie. Okazywał gorliwość dla prawdziwego wielbienia, znał prawo Boże i je stosował. Pragnął budować wiarę swych rodaków. Dowiódł, że żywi stosowną bojaźń przed Jehową Bogiem. Chociaż gorliwie wprowadzał w życie prawo Boże, nie zachowywał się władczo ani nie szukał samolubnych korzyści, lecz miał wzgląd na osoby ciemiężone. Nigdy nie domagał się chleba przysługującego namiestnikowi (sic!). Sam natomiast na własny koszt dostarczał żywności dla sporej grupy ludzi (Neh 5:14-19). Całkiem słusznie więc mógł się modlić słowami: „Racz o mnie pamiętać, Boże mój, ku dobremu” (Neh 13:31).
  9. Pozdrawiany Marku... Nie sposób pisać naraz o wszystkim, nawet tym, co poruszyłeś w swoich komentarzach. Spodziewasz się (z pewnością czy też nie) panspermii i INNYCH za ich użyciem siejących po Universum życie we wszelkich jego przejawach. ONI pełnią dla Ciebie rolę bogów, a my ludzie to ICH dzieci. Mam nadzieję, że tak jak zgadzasz się z tym, że życie pochodzi od życia, zgodzisz się z tym, że koncepcje, teorie, poglądy pochodzą od ludzi tak samo jak mity greckie... Co zrodził ludzki umysł niekiedy bywa, że jest niejako odgadnięciem rzeczywistości obiektywnej, ale najczęściej, tnie to na strzępki brzytwa Ockhama... Pewnie też zgodzisz się, że dumka o panspermii nie wyjaśnia pochodzenia życia... Jeśli o mnie chodzi, to (dawałem temu wyraz w kilku strofach) bez zastrzeżeń za prawdę zdolny jestem uznać jedynie to, co pochodzi spoza Ziemi... Jeszcze raz podkreślę, że niekiedy jakiś osobnik z gatunku homo spaiens wpada (odgaduje) na prawdę... - naprawdę! Jak choćby tę, że życie pochodzi od życia... - pozowoliło to zarzucić koncepcję samorództwa, np. pcheł z mokrych trocin... Żałuję, że formum to nie może służyć do kontynuowania tego, co między nami poczęły strofy... Dalsza wymiana myśli między nami niech trwa w treści i formie właściwej temu forum... Wciąż niezwyczajowo życzę zdrowia, po pierwsze duchowego... i wszelkiego innego, co pozwoli nam dawać upust liryce...
  10. Wdzięczny Ci jestem Joanno Janino, za... to, że mnie traktujesz tak, jak czytam... - kolejny raz. Znów dzięki temu co wyraziłaś przeanalizowałem wskazane miejsce i... ...użycie pierwszej osoby nie jest w tym przypadku podyktowane koncepcją. To zapis tego, jakie są rezultaty chłonięcia mądrości absolutnej, które wyliczam po myślniku, stąd użycie spójnika. W moim przypadku nie chodzenie z miną smutną nie wynika z tego, że wiodę życie praktycznie bez trwóg, lecz z tego, że chłonę mądrość Bożą, która m.in. skłania mnie do korzystania z ducha świętego, którego efektem działania jest m.in. radość. Poza tym jest i ze mną tak, jak zapisał Nehemiasz w 8 rozdziale i 10 wersecie... Pozdrawiam niezwyczajnie...
  11. Dziękuję za wgląd i dozę aprobaty. Pozdrawiam i tym razem...
  12. A dlaczego nie, jeśli wyliczenia (w przypadku czegoś tak niedefiniowalnego jak czas szczególnie) opisują tenże (czas jako parametr)? Formę... ale jaką? Jaka stanowi, że to wiersza, a jaka jest niewłaściwa dla niego? Zamieściłem na tym forum tytułem eksperymentu wiersz "zachęty bez strofowania", co do formy to proza, ale... co, z rymami wewnętrznymi? Co do znaków interpunkcyjnych, to przyznam cię, że najczęściej miewam wątpliwości, na ile nimi sterować to, jak strofy będą czytane. Czynię je po to, by POKAZAĆ, jak ja je intonuję... Z zadowoleniem przyjmuję Twoje, mobilizujące do lepszego (przecież nie gorszego!) formułowania zapisu poetyką zwanego. Dziękuję i pozdrawiam - niezwyczajowo!
  13. A kiedy tenże jest widoczny? Jakie są obiektywne kryteria go określające?
  14. Marku (chyba mogę się tak do Ciebie zwrócić – zapewniam z szacunkiem!) Cieszą mnie Twoje przemyślenia bazujące m.in. na tzw. Starym Testamencie… Pozwolisz, że i ja szczerze podzielę się moimi w tym względzie, wyczuwając, że z zadowoleniem zapoznasz się z nimi i nie poczytasz mi ich za nawracanie – brzydzę się nim, w przeciwieństwie do dzielenia się lub chociaż prezentacji tychże… Wpierw o wierze jako takiej (nie zależnie co jest jej podmiotem). Postrzegam ją jako pewność tego: czego widzieć nie sposób, czego się ktoś spodziewa… - inaczej to „nacechowane pewnością oczekiwanie rzeczy spodziewanych, oczywisty przejaw rzeczy realnych, choć nie widzianych” – List do Hebrajczyków 11:1 NW. Po przestudiowaniu przejawów wiary, wielu osób pozytywnie przedstawionych w Biblii (część z nich wymieniona jest w dalszych wersetach 11 rozdziału Listu do Hebrajczyków) jestem przekonany, że jedynie tak pojmowaną wiarę jest sens przejawiać. Wówczas może być (ale nie musi – jak słusznie spostrzegłeś) ona niejako SEM dobrych poczynań i słów. Tym razem, z rozmysłem pominę Twoje odniesienie się do dzieł Dawkinsa i jego odniesień do 10 przykazań, aby nie zaciemniać tego, co mam do napisania o wierze jako takiej. Pomijam także (ale nie w uniku) kwestie związane z znajomością i nieznajomością Mesjasza oraz sumieniem dokładnie z tego samego względu, nadmieniając jedynie, że moje podejście do tych kwestii zdaje się być odmienne od Twojego. Dalej w moich wywodach odniosę się już do przejawiania wiary i niewiary, religijności i areligijności. Pewnie spotkałeś się z poglądem, który bywa wyrażany słowami: „Nie muszę wyznawać żadnej religii, żeby być dobrym człowiekiem” – tak wyrażone odczucie podziela sporo uczciwych, wrażliwych i odpowiedzialnych ludzi, którzy po prostu nie interesują się religią. Duża część mieszkańców Europy podaje się za wierzących, ale tylko niewielu regularnie uczęszcza do kościoła. W Ameryce Łacińskiej do kościoła systematycznie chodzi zaledwie 15-20% katolików. Ale nawet ci którzy chodzą do nich uważają, że religia w żaden sposób nie pomaga w życiu. Słyszy się jednak, że kilkadziesiąt lat temu ludzie byli znacznie bardziej religijni. Ludziom o otwartych umysłach, nie bojących się rozważań na dowolny temat, a w szczególności tak osobiste tematy jak wiara i religia, powinny się podobać pytania: Jak dochodzi do tego, że wiara i religia jako takie tracą na popularności? Czy rzeczywiście można być dobrym człowiekiem, nie wyznając żadnej religii lub nie przejawiając wiary? Czy istnieje religia i wiara, która może wzbogacić życie? Jeśli należysz do tych osób, to może również zastanowią Cię odpowiedzi, jakie dalej przedstawiam – powinny być jeszcze obszerniejsze, ale chyba to nie miejsce, by zamieszczać bardzo obszerne wypowiedzi. Przechodzę więc odpowiedzi. Przez całe stulecia wyznawcy chrześcijaństwa wierzyli, że Bóg wymaga posłuszeństwa. Aby zyskać Jego przychylność, chodzili do kościoła, słuchali kazań i uczestniczyli w odprawianych obrzędach. Zapewne wielu zdawało sobie sprawę z obłudy systemów religijnych. Zaangażowanie kościołów w wojny, niemoralne prowadzenie się niektórych duchownych nie było tajemnicą… Ale mimo to, mnóstwo osób uważało, że religia sama w sobie jest dobra. Innym podobała się aura mistyczności, tradycje i muzyka. Jeszcze innych motywowała groźba wiecznych mąk w piekle, choć koncepcja ta nie ma biblijnego uzasadnienia. Jednak z czasem szereg wydarzeń sprawiło, że na religię zaczęto patrzeć inaczej… - szczególnie odkąd popularność zyskała teoria ewolucji. Również pod jej wpływem niektórzy nabrali przekonania, że życie powstało przez przypadek, bez udziału Boga. Większość religii nie przedstawiła mocnych dowodów na pochodzenie życia właśnie od Boga. Poza tym widząc rozwój techniki i spektakularne dokonania w dziedzinie medycyny, komunikacji oraz łączności, ludzie doszli do wniosku, iż nauka rozwiąże każdy ich problem. Uznali też, że socjologowie i psychologowie oferują lepsze wskazówki niż kościół. A religie nie pokazały wyraźnie, że trzymanie się praw Bożych stanowi najlepszą drogę życiową. Wiele kościołów zmodyfikowało przekazywane orędzie. Duchowni przestali nauczać, iż Bóg wymaga posłuszeństwa. Zaczęli mawiać i mawiają, że ,każdy musi sam rozstrzygać dylematy moralne’. Chcąc zdobyć popularność, niektórzy twierdzili, że Bóg akceptuje wszystkich ludzi bez względu na ich styl życia. Pokrywa się to z następującą proroczą zapowiedzią biblijną: „Nastanie bowiem czas, gdy nie zniosą zdrowej nauki, lecz zgodnie z własnymi pragnieniami nagromadzą sobie nauczycieli, by im łechtali uszy” (2 Tymoteusza 4:3). Takie nauki nie przyciągały ludzi do religii; wręcz przeciwnie — odstręczały od niej. Mogli się oni zastanawiać: „Co mi da chodzenie do kościoła, skoro sami duchowni wątpią w moc stwórczą Boga oraz mądrość Jego praw? Czy jest sens uczyć religii swoje dzieci?” Ci, którzy chcieli po prostu wieść uczciwe życie, zaczęli postrzegać religię jako niewiele znaczącą. Straciła ona w ich oczach wartość i przestali uczęszczać do kościoła. Ale dlaczego coś, co powinno mieć dobroczynny wpływ na ludzi, stało się dla nich nieistotne? Biblia udziela przekonującego wyjaśnienia, a mianowicie: apostoł Paweł ostrzegał (już pierwszych chrześcijan, ale nie tylko!) przed osobami, które będą wykorzystywać chrystianizm do złych celów. Powiedział: „Wejdą pomiędzy was ciemięskie wilki i nie będą się czule obchodzić z trzodą, a spośród was samych powstaną ludzie mówiący rzeczy przewrotne, aby pociągnąć za sobą uczniów” (Dzieje 20:29, 30). Jednym z tych, którzy mówili „rzeczy przewrotne”, był katolicki teolog Augustyn. Jezus uczył swych naśladowców, by przekonywali innych na podstawie Pism. Tymczasem Augustyn wypaczył sens jego słów zanotowanych w Ewangelii według Łukasza 14:23: „Przymuś ich do wejścia”, twierdząc, że jest rzeczą najzupełniej słuszną nawracanie ludzi siłą (Mateusza 28:19, 20; Dzieje 28:23, 24). Augustyn wykorzystał religię do kontrolowania ludzi. Obiektywnie rzecz biorąc, za takimi nadużyciami i zepsuciem widocznym w religii stoi Szatan Diabeł. Już w I stuleciu n.e. posługiwał się pewnymi na pozór religijnymi mężczyznami, usiłując skalać zbory chrześcijańskie. W Biblii tak wówczas napisano o owych ludziach: „Tacy są fałszywymi apostołami, zwodniczymi pracownikami, przeobrażającymi się w apostołów Chrystusa. I nic dziwnego, bo sam Szatan ciągle się przeobraża w anioła światła. Nic zatem wielkiego, jeśli również jego słudzy ciągle się przeobrażają w sług prawości” (2 Koryntian 11:13-15). Pod płaszczykiem religii rzekomo chrześcijańskiej, uznającej wartości moralne i niosącej oświecenie duchowe, Szatan wciąż próbuje skłonić ludzi do postępowania według jego, a nie Bożych norm (Łukasza 4:5-7). Dość łatwo można zauważyć, że wielu dzisiejszych duchownych wykorzystuje religię do własnych celów. Wynoszą się nad innych, używając szumnych tytułów i nakłaniają swe „owieczki” do wspierania ich hojnymi datkami. Religię wykorzystują też rządy, żeby przekonać swych obywateli, iż w razie wojny powinni być gotowi złożyć w ofierze swe życie. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo Diabeł manipuluje religią, a próby wykazania im tego obrażają ich jedynie. Inni skolei skwapliwie uchwycili się poglądu, że narzędziami w rękach Szatana są tylko religijni ekstremiści. Tymczasem Biblia obiektywnie stwierdza, że ten zły duch, „zwany Diabłem i Szatanem (...) wprowadza w błąd całą zamieszkaną ziemię”. Księga ta mówi też: „Cały świat podlega mocy niegodziwca” (Objawienie 12:9; 1 Jana 5:19). Co Bóg sądzi o religii, którą posługują się rozmaici przywódcy po to tylko, żeby pociągnąć za sobą tłumy? Istnieją podstawy, by twierdzić, iż niejako mówi On: „Na cóż mi to?”. Proszę zważyć! Jeżeli ludzi oburza postępowanie niektórych kościołów chrześcijaństwa, to jakże miałby się nie oburzać świętszy od ludzi Wszechmocny Bóg?!? Chrześcijaństwo utrzymuje jakoby było związane przymierzem z Bogiem - podobnie kiedyś twierdzili Izraelici. Ale i jedni, i drudzy okazali się niewierni. Izraelici zostali potępieni i odrzuceni przez Jehowę i to samo czeka dzisiejsze chrześcijaństwo. Jehowa, Bóg nie tylko izraelitów, powiedział: „Nie zwracali uwagi na moje słowa, a moje prawo wciąż odrzucali. Na cóż mi to, że przynosicie wonną żywicę z Szeby? (...) Wasze ofiary mnie nie zadowalają” (Jeremiasza 6:19, 20). Bóg nie akceptował praktyk religijnych obłudników. Nie był zainteresowany ich rytuałami ani modlitwami. Oświadczył Izraelitom: „Wasze (...) okresy świąteczne znienawidziła dusza moja. Stały się dla mnie brzemieniem; zmęczyłem się znoszeniem ich. A gdy rozkładacie dłonie, kryję przed wami oczy. Chociaż mnożycie modlitwy, ja nie wysłuchuję” (Izajasza 1:14, 15). Czy Jehowie podobają się rzekomo chrześcijańskie święta, które wywodzą się z uroczystości ku czci fałszywych bóstw? Czy wysłuchuje On modlitwy duchownych wypaczających nauki Chrystusa? Czy uznaje religie, które odrzucają Jego prawo? Można być pewnym, że dzisiejsze obrzędy i praktyki religijne nie podobają się Bogu tak samo jak ofiary Izraelitów, o których powiedział: „Na cóż mi to?”. Niemniej Jehowa bardzo sobie ceni, gdy szczere osoby wielbią Go zgodnie z prawdą. Raduje się, kiedy okazują Mu wdzięczność za to wszystko, co dla nich uczynił (Malachiasza 3:16, 17). Czy można więc być dobrym człowiekiem, ignorując Boga? O kimś, kto niczego nie robi dla swych kochających rodziców, chyba trudno powiedzieć, że jest dobry. A czy można tak powiedzieć o kimś, kto niczego nie czyni dla Boga? Taki tok myślowy – jeśli o mnie chodzi – prowadzi do generalnego wniosku: należy żywo interesować się Jedynym i Prawdziwym Bogiem od którego życie pochodzi… - Ew. wg Jana 17:3. Pogląd że życie pochodzi od życia jest jak najbardziej naukowy - koncepcje przeczące mu to tylko teorie… Bodaj wiecznie służyło ci nie tylko zdrowie…
  15. Szanowny Tomaszu M Jak Ty usiłowałem sobie uzmysłowić (umysłem i zmysłowo) sens Twojej wypowiedzi i... dostrzegłem, że bez czasu nie istniałyby wszystkie te pojęcia i odpowiadające im słowa, w których czas pełni rolę służebną, np. być. Skoro zaś nie istniałyby takie słowa, to... traci sens Twoja wypowiedź, ale nie mam Ci jej za złe... Pozdrawiam z serca życząc zdrowia wszelkiego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...