
Leokadia_Koryncka
Użytkownicy-
Postów
1 398 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Leokadia_Koryncka
-
nie za wielka
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Anna_Myszkin utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Pięknie, na takxdwa. Pozdrawiam... Leo. -
Umowa
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Anna_Para utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
... napisali, mnie pozostało - ślicznie...! serdeczności... Leo. -
Wierzę w ciebie
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Anna_Para utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Przepięknie! choć okruszki smutku, walki o swoje, z wersów wybieram... Anula, może lepiej w tej Komnatce? Eeeeee, tak tylko... wiem, że jesteś mocna jak to "wierzę w ciebie". Dziękuję za korektę, naokoło głowy:))) Cieplutko... Leo. -
[tytuł w trakcie klucia]
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
pewnie, że możesz:) ślicznie to upięłaś, i tak zostanie... dzięki po stokroć stokrotnym dywanie! cieplutko... Leo -
Szczęśliwy człowiek
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Był maj, kwitły konwalie, niezapominajki - jak każdego roku. Co prawda, jakby po rowach jest ich mniej, maków też - znikają, chorują - ludzie znaleźli sposoby na unicestwienie tego maleńkiego piękna. Od kilku dni słońce rozkoszowało się świeżą zielenią. Po południu miał być pogrzeb. Stałam przy oknie i wyjątkowo długo patrzyłam na ogród - zupełnie zaniedbany - pomyślałam. Co ja mam wziąć na ten cmentarz? - niewiele mam oszczędności na dobry bukiet z kwiaciarni - tam potrafią to sprawnie i szybko przystroić, dopiąć to co trzeba, kolory dobrać - nie trzeba się martwić - zawsze poprawnie; jakoś nie mogłam tego przyswoić. Zapytałam: tam na końcu rosną niezapominajki - może pójdę pozrywam je na bukiecik - jest jeszcze trochę czasu do pogrzebu. Ile miał lat? Zabrzmiało to bezbarwnie. Dlaczego żył, był szczęśliwy? Był bardzo szczęśliwy - mówił o tym tak niedawno. Pamiętam wszystkie jego wystawy z okazji różnych "leci", ale ta ostatnia miała inny ton. Była uroczysta, już te ponad sześćdziesiąt trzy lata pracy twórczej, było okazją do przekazania mu złotej odznaki - tak niewielu artystów ją otrzymuje. Rozmowy przed wystawą, wybieranie prac, porządkowanie, katalog; wszystko to odbywało się u Artysty w domu. Nie chciał wychodzić; był po chorobie, czuł się jeszcze niepewnie fizycznie, bezpieczeństwo domu trzymało go przy siłach. Na moje prośby i zapewnienia, że fotel będzie nie tylko wygodny i łatwy do przemieszczenia, bo na kółkach - nic nie obiecywał. Trochę było mi żal, czułam się jakby niedowartościowana, egoistycznie smutna, kiedy nie przyjechał na wernisaż. Grono wernisażowych gości gęstniało, trzeba było zafunkcjonować i skupić się na nich, wszystko zgodnie z planem "popłynęło". Gratulacje, listy pochwalne, telegramy, laurki, odznaka, którą przywieziono z Warszawy - zostały przekazane na ręce Pani Meli - dla Tatusia. Radość, grzeczności; było dużo - nie było Artysty. Teraz Go rozumiem - myślę, że denerwowały Go takie większe "fety" i pochwały, w głębi serca był naprawdę skromnym i cichym człowiekiem. Robił swoje z miłością i upodobaniem, z pasją i z zachwytem. Był sobą aż do granic... "Nie wyobrażam sobie, abym w życiu mógł robić coś innego. Wydaje mi się, że robię to właśnie co powinienem i co potrafię najlepiej. Dlatego jestem szczęśliwym człowiekiem" - tak mówił. Otwarcie przyznawał się do nierozumienia abstrakcji - tak mało Go obchodziła - może nigdy nie potrzebował jej rozumieć, czy głębiej poznać; "Wolę malować to co widzę - przecież jest najpiękniejsze, co widzę w naturze". Niewiele też zajmował Go człowiek ze swoją skomplikowaną i przewrotną naturą - chociaż z mojej skromnej obserwacji w pracy i w Związku Plastyków, zawsze był ogromnie tolerancyjny na wszelkie mankamenty ludzkiego postępowania. Nie tyczyło to jednak działań artystycznych - tu potrafił "wypalić z grubej rury", ostro, jasno, zdecydowanie i prosto - mówił co mu się nie podoba i już. To jednak nie znaczy, że nie malował czy nie rysował ludzi. Mamy dowody pięknych, rysowanych portretów, jak również wspaniale, w studio wykonanych dużych portretów osób, które Go zafascynowały, lub zamówiły sobie portret. Skupiał się jednak na naturze, ta była Jego najwspanialszą muzą. Wnikliwie studiował pejzaż, jego zmienność i tajemnice, które się w nim kryją, kiedy słońce wstaje, czy zachodzi, kiedy dzień płonie złotem i skwarem i kiedy otula go mgła lub opary znad jeziora. Pejzaż wciągał Go nieprzytomnie. Nie potrafił przejść obojętnie obok skoszonego pola, łąki zarośniętej ziołami, krzakami, kaczeńcami, które wykluły się z mokrej ziemi. To banalne! Może. Niech sobie będzie niemodne i banalne, ale w Jego wykonaniu stawało się to genialne. Na pewno był doskonałym pejzażystą; "Wolę malować to co widzę". A malował solidnie, w skupieniu, z pełną powagą warsztatu, każda chmura - a tu był na pewno mistrzem - musiała żyć ze światłem w przyjaźni. Nastrój, prawda, kolor, rytmy - wszystko było ważne. W czasie wernisażu, którejś z wcześniejszych wystaw, jedna Pani kupiła Jego obraz. Był dopiero skończony, farba była zaledwie przyschnięta - był oczywiście bez rewersu. Minęło pięć miesięcy - Artysta przychodzi i pyta o Panią, o obraz - zapomniałam, że trzeba zarewersować - On nie zapomniał. Oglądałam kilka dni temu wystawę ostatnią, tematyczną - "Od Kozielska do Rzymu". Małe, piękne, pełne miłości i cudownej kreski rysunki, na których słodko usiadł sobie czas i te tekturki zamalowane zupełnie impresjonistycznie, Nie do wiary jak świeże, jak żywe - nie straciły ani jednej barwy. I tu znowu przypomniały mi się moje niezapominajki sprzed czterech lat. Przez trzy godziny je zbierałam, starannie oczyszczałam nóżki z liści, układałam, układałam ciasno, aż powstało błękitne koło. Wianuszek białych konwalii zamknął błękit - byłam zadowolona - bo trzy godziny rozmawiałam z Artystą - to dziwne, w tej trawie, z tymi małymi niezapominajkami, moja cała uwaga i wszystkie myśli były z Nim, Zupełnie metafizycznie płynęła rozmowa, nikt mnie z ziemskich nie słyszał, więc czasem mówiłam półgłosem - tylko trawa ponownie podnosiła się w miejscach, gdzie przykucnęłam. Popołudnie na cmentarzu było gorące, ktoś mówił o Kozielsku, ktoś o smutku, ktoś o cierpieniu, o sukcesach. Przyplątał mi się wówczas, nie wiem jak, - na litość Boga - nie wiem nawet czyj kilkuwiersz, i kołatał się w mózgu, i dziś go dalej pamiętam: Módlmy się wśród drzew, za zdeptany wrzos, za przelaną krew, za zburzony los, i za śmierć od kul, i od byle rdzy, i za cudzy ból, i za własne łzy Niezapominajki i konwalie pozostały obok małego płomienia znicza. Jakoś nie pasował mi ten znicz do Artysty. Do Artysty, który kochał wszystkie kwiaty, który miał wypisaną w sobie radość istnienia i który po to zbudował dom, a w nim pracownię, aby być szczęśliwym człowiekiem. I nagle ten znicz. -
pytam się siebie ?
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na wanesa_ciska utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
nikt do końca nie jest pewien, czy nie można by lepiej... to zwyczajny dylemat ludzi myślących... ładnie napisane... Pozdrawiam...L. -
[tytuł w trakcie klucia]
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
jaki most muszę zbudować aby prowadził nas do siebie którą strunę szarpnąć abyśmy zawsze wracali do brzegu popatrz wiosłujemy można nam skraść wszystko i nie będziemy uchodźcami spod obrusu przy którym śniadaliśmy prześwituje czerwone -
oniryczny konfesjonał
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
premierze,jakby nie było były:) nigdy nie wybudził cię dźwięk alarmu samochodowego? szczęściarz z ciebie... nie zazdroszczę:) pozdrawiam... -
oniryczny konfesjonał
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
serdeczności Eunicee dziękuję za dobre słowo pozdrawiam... L. -
oniryczny konfesjonał
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
języki płomieni, jak już...:) dzięki za poczytanie... pozdrawiam... -
Pragnienie
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Artur_Bielawa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
wszystko na miarę poprzeczki. bardzo ładna mini, a końcówka powala... pozdrawiam... -
oniryczny konfesjonał
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
dźwięk alarmu samochodowego jak smród skarpet w ciasnym przedziale pociągu spada na sen o płonącym konfesjonale nie wiem ile w językach koloru cienia do powiek którego używa bogini Kali przekręcam się na drugi bok znowu płonie -
Droga w przyszłość z tobą
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Joanna_Janina utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
wiersz się gładko czyta, choć mówi o trudnych sprawach. mocna puenta. ładnie... pozdrawiam. -
o drugiej pięćdziesiąt
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Jolanta_S. utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
dziwna pora na psi rozum:))) pozdrawiam... -
Za kierowców
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Anna_Para utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
świeci w niebie garnków nie lepią spieszą z pomocą stroskanym ludziom na ziemi. tak pięknie proszeni - tym bardziej... pozdrawiam słonecznie...L. -
zniewolenie
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
'pojmania", czyli zdobycia - taki myk:) myślą też można zniewolić:) poprawiłam, ale wiersz mówi inaczej niż... pozdrawiam... -
Pasja
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
nie ma za co przepraszać, ja znoszę...:) pewnie z czegoś skorzystam... dzięki... pozdrawiam.. -
jednokierunkowa droga z łóżka do normalności
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Pan_Biały utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
pani wątróbka zazwyczaj nie odpuszcza:) jeśli chodzi o najbliższych, zdarzają się tacy samarytanie... "pijak ma duszę szwajcarskich zegarków" i krzywą drogę...:) pozdrawiam... -
zniewolenie
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
dotykam cię myślą nieśmiałą coraz śmielej bliżej do zwariowanej chwili pojmania -
Gdybym siebie widziała. Dzięki! Pozdrawiam... L.
-
Niebo nad nami
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Lepiej zawsze być może, niż miało by być gorzej. Dzięki za akcept:) -
Niebo nad nami
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki za "miły":) za konstruktywny komentarz. Poprawiłam wedle, tak myślę... Moim zamierzeniem było napisanie miniaturki, myślę, że się zmieściłam... Opowiadanie innym razem:) Pozdrawiam... L. -
nieskromna ona
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Baba_Izba utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Podpisuję pod słowami Oxyvi, gdyż wiersz odczytałam identycznie. Czytelny i mądry wiersz - Babo Izuniu. Pozdrowieństwa... L. -
Pasja
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
pytam w ciszy serca ćmy lot czy dusza płonie...? niektórzy powiadają złudzenie pasję rozstrzygnie tu i teraz kto wie jak zgłębić tajemnicę chociaż trudno wyjaśnić twarz wciąż żywą chustą Weroniki czas wskazówki popędza chwilami pomyłki losu plączą myśli oswajam się wypełniając zadanie to nie udręka nie do końca wiem co było wzloty i zmierzchy w śnie głębokim -
Niebo nad nami
Leokadia_Koryncka odpowiedział(a) na Leokadia_Koryncka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Niebo pełne gwiazd. Więcej bieli niż czerni nocy. Leżeli i patrzyli uparcie w ten sufit niezwykły, szukając swojej przewodniej gwiazdy. Oboje młodzi. Ona jeszcze dziecinnie wyginała usta w wyrazie niezadowolenia. On z przejęciem opowiadał jej o swoich planach. Ona słuchała z dumą, wpatrzona w jeden punkt, który za parę godzin, bezpowrotnie zniknie wraz z nastającym nowym dniem. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie... Marzyli, budując swoją przyszłość, niby każde osobno, z dala od siebie, tak na wszelki wypadek, by uniknąć rozczarowania, asekurując się, jak dorośli, przy podejmowaniu poważnej decyzji. Ale pragnęli, tak jak teraz, leżeć pod jednym niebem, żyć razem pod tą samą chmurą, czy pogodną kopułą. Nie musieli tego mówić, tu nie było miejsca na kłamstwa. Milcząc, przypieczętowali ten niemy związek ostatnim papierosem, wypalonym po połowie. I byli ze sobą rok, dwa, trzy, ale tylko na dobre, bo na złe już nie umieli. On, pan inżynier, z dnia na dzień pomnażał majątek. W gwiazdy nie miał czasu patrzeć. Ona, żona swojego męża, poprawnie wypełniała obowiązki. Bała się patrzeć w gwiazdy. Stali się tacy jak ci, których mieli za nic. Nawet niebo, które jakby zrozumiało swą zbytnią hojność, dając schronienie niemym kochankom, coraz częściej było zawoalowane.