Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bronisław Jaśmin

Użytkownicy
  • Postów

    935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Bronisław Jaśmin

  1. Toż ten tekst wywołał polemikę i to na jaki jeszcze temat. :) Dzięki, że czytacie. Pozdrawiam wszystkich.
  2. Drapię w ucho powietrze, nigdy nie przestaję. Drzewa puchną nie wiatrem lecz twoją powieką, z której barwy rozsypiesz wytrawnym banałem. Można pisać: na niebie zapachną promienie, ale po co w to mieszać do chuja poezję? Ona jeszcze nie umie rozczytać się z siebie. Poprzednia kropka dla n-tej jest analfabetką, dla kolejnego zdania: gdy dmucham na kartkę. Wyraz: słowo nie umie przeczytać: powietrze, ten z kolei nie umie rozpisywać: słowo. Każdy banał odnajdzie Arkadię na tęczy. Już to kiedyś pisałem: banały na tęczy, epifora celowa, tęczę wpisać w tęczę zabarwianą kredkami na wszelki wypadek.
  3. niebo jest jednak lustrem przed które nie możesz podejść jakby to było jak każde inne cały świat w jednym odbiciu wyżej i tylko czasem z nieznanych przyczyn jakieś pęknięcia się pojawiają i wtedy przez te głuche szczelinki światło i chmury płyną donikąd
  4. gdyby chociaż jedyna sekunda ze wszystkich mogła otworzyć oczy na dłuższe spojrzenie albo patrzeć w zegarki jak się przesuwają w tych mrowiskach jej siostry ukryć się zejść na bok i przeczekać jak przejdą zabiją się wszystkie na uboczu w niejasnej szczelince lub jamce
  5. dobrze zapamiętuję powietrze w którym kiedyś byłem ale mimo wszystko jakoś za szybko wyrastam z sekund kiedy jednak to one ze spodni i słońca ze Star Treka i przyciemnionych szyb auta oddalając powierzchnię pytania od siebie zdaję tracić świat z oczu i zdechłe powietrze przeszłość nie chciała raz jeszcze się powtórzyć a na przyszłość wybieram dłuższe wypowiedzi które jednak nie kończą się nigdy do śmierci i tylko od czasu do czasu drażnią mnie nieustępliwe sekundy które nie ruszają się z miejsca a przepuszczając przodem nie schodzą mi z drogi
  6. Powietrze pamięta o wszystkim, zwłaszcza pamięć zmęczoną podróżą. Można wszystkie kolory określić na czarno. Powietrze zatrzaskuje języki i okna, krótki przemarsz pytania przez odpowiedź, sufit. Ustalmy, że to co jest białe znudziło się czernią. Prawda jak się może wydawać nie zbudowała żadnego miasta. Nie zamieszkując w jakimkolwiek domu zaadresowała mieszkanie na czystą bezdomność, chociaż uczy się rzucać kamyki do rzeki. Jak to jest prawdę wynająć na wieczór, odbitą prostytutkę na prawym ramieniu, jasny przebłysk mądrości o roczniku wina? Przekartkować nurt rzeki, omijając źródło? Prawdy nie zdążą ujrzeć się w lustrze, bo zabijają ćwieka w obłokach lub dżdżą kiedy brakuje gwoździ mocują powietrze. Potem skręcą do wiatru i rozbrzmiewa fraza: przed zachodem nie zamykaj balkonu i drzwi, tylko wtedy zatrzymasz pochody po zmierzch, banał, który rozgrywa się cicho na słońcu. Prawdy od podłogi po sufit zabijają klina.
  7. powietrze jednakowo jest w pionie i poziomie a węzłem gordyjskim jest niebo codziennie lampka ślęczy a światło zabłądzi w tomiku który pęka powietrzem i wierszem myślę że nie mam czasu oczekiwać na cud lustro zejdzie i przyjdzie samo do pokoju wielkim problemem jest ustalenie czy niebo wisi pionowo czy jednak poziomo zresztą ciągle to ćwiczę na prawdzie i kropkach
  8. wyłudzam pogodę deszcz wyszarpując obłokom ostatnio znak zapytania zamieniłem w węża zaklinanego kiedy ma kąsać odpowiedź jak mam sobie poradzić z czterema stronami świata związać na wspólny węzełek lub kłębek powietrza i schować do kieszeni żeby nikt nie zauważył przecież nawet deszcz buduje potężniejsze miasta a mi tylko pozostaje gdy stoję przed lustrem ukrywać przed znaki wykute na twarzy obiecując sobie że do jutra sufit w pokoiku wymienię na okazalszy rozgwieżdżony co noc już wystarczająco wiele przestrzeni przeprawiłem przez biodra i czujne powieki podróżując na oklep na zegarku lub wietrze
  9. ucho pójdzie powietrzem pokaże się dźwiękom by mogły je patroszyć dość sprawną harmonią i siądzie przy stoliku gdzieś w nieznanym lesie c-dur i pieśni wyra skrępują je echem trwać będzie przesłuchanie aż do końca świata bo uchu na śniadanie zostało milczenie aż wreszcie dźwięk najstarszy zowiący się mądrość posadzi je na krześle i krzyknie: a teraz namaluj jakiś portret tak dobrze jak Mistrz twój lub zgnij nim wyślę ciebie w rozwścieczony tłum tłum bowiem się okrutnie od lat gniewa złości gdyż w uchu tym wiernego posiadał słuchacza malować nie umiało nawet autoportret jest niemałym problemem: gdzie jest mój początek? lewe ucho Van Gogha choć ścięte od głowy tak bardzo się strwożyło pisnęło: ja latam jak najszybciej uciekło z przedziwnego lasu w którym grzybki na święta zbiera się zawczasu poleciało na skrzydłach w ciszę albo chmury więc ucho ominęło dźwiękowe tortury choć z tęsknoty za Mistrzem już dawno ogłuchło to da pewnie się zagryźć pierwszym lepszym mrówkom ucho pękło czerwona wypłynęła rzeka do gwiazd do wszystkich planet krzyknęło wspaniale teraz leży gdzieś w trawach nieznanej krainy na małżowinie ostrząc poranki i zimy i płoszone sekundy wiosny i romanse które wiedzie z powietrzem ciszą w słońca bańce
  10. Pani to lubi pewnie czasem drwić z czegoś. ;) Pozdrawiam.
  11. igrek wreszcie odpocznie od warty na kartce kiedy znajdzie okazję na zmrużenie oka nieśmiertelny przystanek pod postacią kropki wędrowcom którym broda rośnie szybciej od drogi już sama podróż jest celem ptaki wyjedzą niebo do końca zanim odwrócisz pamięć i ciszę do siebie wiatr który nie wybiera się w drogę powrotną przeświadczonym że jutro jest nowo otwartym powietrzem lustrem znowu zamkniętym na kłódkę z odbicia a rzeką następnym promieniem przychodzi wreszcie odkryć że sami są kropką w którą wejdzie po wszystkim smutek i alfabet chcąc odnaleźć i dotknąć jej ręce i nogi część zewnętrzną i jakieś piętro nad podstawą w kropce szukam ukrytych granic i podziałów szczyt lub okno z którego wyskakuje prawda codziennie w powietrze
  12. wołanie jest charakterystyczne dla ściętych głów i wierszy rytualnie wieszanych na odosobnionych kikutach wy je nazwiecie piórem wiernym towarzyszem włóczęg w wizjach Rimbauda podróży przez karty nieruchomych ksiąg które nie znają waszego imienia więc nim naznaczysz wersami bezbronny i martwy papier słowo stojąc za tobą wbije ci nóż w plecy nie ma takiej poezji która mając skrzydła nie przestrzeliła setek gołębi po frazach kropkami które sprawnie zastępują śrut późno w nocy powołasz do siebie rękopis nazwiesz nowym rozstajem wyżłobionych wersów bo jako twój wysłannik zda raport na gwiazdach nie przyszedłem by kropkę uczynić planetą czujnie patrzę przed siebie na wprost stoją drzwi i pilnuję by czasem nie zwiały do snów są ciągle otwarte dla świętego spokoju pamięć i drogi przepuściłem przodem bo w każdej chwili jesteśmy otwartymi drzwiami
  13. godziny szczytu odwiedzałem ponownie węża który okazał się syczącym światłem ślimaczącą się ciszę i ostre powietrze maszerując przez miasto podglądałem kramy a gdy szedłem ulicą patrzyłem na drzewa wiatr boi się powiesić sam na trzech gałęziach rzędy okien jak gwardia pamięci i smutku nie przyjmowała znaczków i kopert ze światła w których w środku siedziały po ciemku obrazy: gałąź ulic i zimne bezimienne twarze przechodziłem akurat przez jakieś osiedle zobaczyłem tuziny niewysłanych głów i wiem że okna będą w stanie je wysyłać od tej wewnętrznej strony jedynym problemem jest nierozwiązana kwestia adresata
  14. spóźniony Herbert niespełniony Miłosz przeskanuje światłem lampki swój rękopis zawieszone i tłuste wnęki pośród znaków kolory biorą się za ciemność kiedy czas wymachuje gwiazdą lub światłem i włosami chłostając wiatr tym dziwnym batem sekundy postawione na baczność i spocznij nie są w stanie zdążyć zwierzyć się z biografii powiedzieć swój tajemny życiorys na deszczu lecz gdy się ich zgromadzi okrutny trybunał zdążą największy kamień wyspowiadać z morza pozbawić wiatr trwałości potajemny krąg konspirujące punkty zaszyte w zegarkach
  15. ciszy się nie adresuje a drogi wybiorą się naprzód gdziekolwiek byle dążyć w tym samym kierunku sekundy rozchodzą się na wszystkie strony słońce zajdzie przed sobą samym wreszcie jutro każda ścieżka spotyka się na wspólnej Drodze dlatego w poniedziałki boję się powietrza
  16. Moich myśli nie jest tak łatwo sprzedać. Zauważ, że przychodzące poranki zwalniają kroku przed progiem, nawet się zatrzymują, przy oknie opieszale zwracając krajobraz. Między lustra włożyłem świadomość na pamięć, że deszcz spada na ziemię jak na cztery łapy kot, który jest przecinkiem na powrotnej drodze. Mam na uwadze w szczególności światło, chociaż z ciemnością można porozmawiać, uknuć wielką intrygę - śmierć obrócić w żart. Między lustra lub raczej pęknięcia zrobione za każdym razem twarzą, pośpiesznie pochowałem świadomość i pamięć. Po za słowami, którymi można nazwać wszystkie, niczego już mi nie brakuje, bym wstąpił do czyśćca, przygotowanego z sylab: samotność i cisza. Nawet nieraz powietrze nie równa się pokój. Każdy moment wypowie pozostałym wojny.
  17. pozwoływać - od wołać... a z tymi lampami, to pomyślałem, że zanim zostały rozbite, były przygaszone. ;)
  18. rzeki płyną na pamięć podupadłe knajpy pozwołują herosów bo piwne oczy prędzej przywłaszczają światło przygaszone rozbite księżycowe lampy będziemy dywagować: wódka płynie przez czas lub jednak czas się kreśli meandrami w wódce
  19. Masz włosy po wilkach i śniegu, wybij pieczęć na gwiazdach - fioletowe wargi, a powieki napełniaj wylewanym światłem - zbierz i wypij światło, by zanosić z powrotem na rozpanoszony Księżyc, spustoszone gwiazdy. Rzeki długo się nie męczą, zbyt trudno jest zmęczyć pracujące miasteczka z rozpędzonym tłumem. Nie zaprzepaść języka, nie szczerb, nie wykruszaj na powietrzu i świetle, i nie wyszczerb na zbiegłych, galopujących wichrach. Czas jest niewykadrowanym miejscem bądź rozstępem, śnieg się przewróci i padnie z wysiłku na ziemi, więc w śnieg przystąpimy. Pod wodą mamy szansę zostać nieśmiertelni.
  20. czas się trzęsie i leży pod szumiącymi wskazówkami macza nogi w upływie pogiętych zegarków które stają się rzeką gdy się zapominam że czas nie jest chłopczykiem skaczącym do nieba stóp nigdy nie odrywa od ruchomej ziemi czasami zamykany na długo za karę przesiaduje z pamięcią w blaszanej piwnicy wtedy urwie jej grona spęczniałe od godzin aż nie starczy mu miejsca na samego siebie gdy czas zagryza światło jest psychodeliczny że przez światło i mierzenie pozostałych zjawisk nie starczy mu już minut by pójść do galerii i przyjrzeć się umarłej pamięci Dalego to płótno jest trzęsieniem przyszłości po czasie
  21. bokserki zmęczone od nocy znajdują oparcie na pośladkach wygrzanych niedźwiedziem posłania skomlący język ryby zawodzi za oknem a my w cieple dzielimy się upolowanymi wiatrami i po równo księżycem następne łowy mogą odbyć się dopiero po nas to jest nasze przekleństwo podnosić upadłe gwiazdy i nieść z ziemi do nieba mojego imienia nie wymawia się tutaj - to grozi klątwą nie powtarza za wiatrem nie podszeptuje się wymów w wodzie za szybko zanim usłyszy rozgniewana rzeka od światła nie odpoczniesz ale napuchniesz na twarzy choć oprowadzałeś miesiące po słońcu a krokom i stopniom schodów nadawałeś imię Pamięć i Smutek do skończenia świata twoje miejsce jest przy imieniu ostrzonym na światło w którym przypinasz oznaki gwiazdom lub z gwiazd i znaczysz ich wędrówkę kierując się ku wyjściu do rozstępowania się gwiazd znajdywanych po kątach mieszkania
  22. oto co mi zostało - zamienić się w wodę światło które ma misję przemyka o piątej - - podróżując na gapę w rozsyłanych listach które będą nowymi kierunkami świata z postscriptum pozującym na biegun północny o każdej porze do drzwi czas pierwszy zapuka tyle że małżowina nie poluje na czas a raczej na zające z gitary i warg ja jestem przypadkowym turystą dla światła który jutro zamieni mnie na inny hotel świat coraz częściej długo stoi na dwóch nogach w burzowych poniedziałkach deszcz jest szubienicą na której wieszam myślą chmury w akcie zemsty które potem mam ściągać z deszczu nie ocalę ich dobrego imienia gdy spadną na ziemię z wysokim ryjem potem obiję je piaskiem bo jednak deszcz to nogi jak nie szubienica
  23. chciałbym mieć już wszystkie zaliczone dni do skończenia świata
  24. popojutrze przyjdziemy ze wszystkimi dniami na podwórka a potem ściągniemy je z siebie w każdej chwili zdejmując obuwie lub spodnie w ten sposób będzie po wszystkim i pozwolą mi wydać przewidziany czas aby zdążyć pochować imię pod sekundą odpracowując niebo włożone na głowę i fragmenty do przystępowania w wypłukiwane kolejności wody podciągając rękawy koszuli i spodnie za nogawki złapiemy nieostrożny wiatr
×
×
  • Dodaj nową pozycję...