Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Sceptic

Użytkownicy
  • Postów

    1 354
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Sceptic

  1. Mnie nie zachwyca. Jeśli to ma być sms, to nie widać tego nigdzie poza końcówką. Moze go jeszcze jakoś "usmsowić", dodać jakieś skróty, same małe litery, ignorancja interpunkcji... nie wiem jak ludzie piszą smsy (ja osobiście sie staram pisać jak najdokładniej), ale kilka takich zmian uwiarygodniłoby stylizację.
  2. Oj nie nie... jestem bardzo na nie. A ton autora w komentarzach w niczym nie pomaga. Kiepską Pan przyjął linie obrony. BTW: jakie jest kryterium dzielące tych piszących na "zaawansowanym" forum od tych piszących na "początkującym", poza kryterium samooceny? Bo z tego co przejrzałem do tej pory to jest kilka tekstów na "początkujacym" zdecydowanie lepszych od kilku na "zaawansowanym"... Chociaż podział sam w sobie - zrozumiały. Koniec dygresji.
  3. Moim zdaniem - bardzo słabo. Zupełnie nieporadne rymy i zupełnie nic ciekawego. Oby następny był lepszy. Pozdrawiam.
  4. Bardzo mi się podoba to zakończenie, mogę je wykorzystać - przynajmniej w większej części? Zwłaszcza końcówka naprawdę otworzyła mi zupełnie nowe spojrzenie na cały ten wiersz. Wielkie dzięki.
  5. Kolejny wiersz na zadany temat, tym razem na temat "deska". Skrycik najmniejszy naprawdę istnieje, jest to nazwa gatunkowa najmniejszego chrząszcza z rodziny kornikowatych (nie żebym się pasjonował kornikami, ale lubię grzebać w encyklopediach w poszukiwaniu natchnienia ;) ). No i sorewicz jeśli zaśmiecam warsztat dwoma wierszami pod rząd, jeśli ktoś ma mi to za złe mogę przestać tak robić (nie znam zwyczajów - jestem nowy). SKRYCIK NAJMNIEJSZY Niektórzy myślą, że to smutno być skrycikiem najmniejszym, żerować w drewnie i mieć ten swój milimetr niespełna. Ale co oni mogą wiedzieć. Deska skrywa się w drzewie skrycik skrywa się w desce, a dla skrycika taka deska to wszystko. Dla skrycika taka deska poczucie bezpieczeństwa, ciepło rodzinne w skrycikowym sercu, ciężka praca i słony skrycikowy pot. Dla skrycika taka deska powód do dumy tysiąc kanalików na tysiąclecie jeszcze jeden nowy dom walka o skrycikowy powszechny dobrobyt skrycikowe pomożecie-pomożemy. Dla skrycika taka deska matka i ojciec i siostra i brat i ojczyzna Dla skrycika taka Deska Kochaj Deskę Szanuj Deskę Broń Deski Słodko i zaszczytnie jest umierać za Deskę Deska, Deska ponad wszystko! I masa innych atrakcji świąt powszednich do których ludzie przywykli w swoim długim życiu A dla ludzi taka deska nic tylko wziąć i przybić barbarzyństwo Ale co oni mogą wiedzieć.
  6. Też tak na pocżatku myślałem z tymi powtórzeniami w pierwszej strofie, ale potem doszedłem do wniosku że tak jest OK, jakaś taka rytmizacja lekka się tworzy czy coś... nie wiem, w każdym razie zmienianie tego byłoby kiepskim pomysłem, no i dosyć karkołomnym przedsięwzięciem językowym. Tak myślę... Niby wiem, ze to mój wiersz i tylko ja mogę go uratować, ale to, ze zamieściłem go w warsztacie świadczy o tym, że jestem wobec niego już bezsilny i potrzebuję dobrej rady - może nawet konkretnej, oczywiście w granicach. Tym nie mniej dziękuję, Macieju, za sugestie.
  7. Zostawiać jak jest, czy grzebać, skracać, przerabiać... Mam taki projekt: (...) początek bez zmian (...) A we mnie wszystko ściśle niewiadome. Nawet ta moja maska z Bógwieczego. KONIEC, uciąć resztę. Lepiej czy gorzej?
  8. Mamy ze znajomą-poetką taką zabawę - wymyślamy sobie najdurniejsze tematy, a potem piszemy wiersze na te tematy... Oczywiście trudno pisać same dzieła sztuki, nie mniej jednak mam w duszy coś z perfekcjonisty. Oto utwór, jaki urodził mi się na temat "ołówek". Byłem z niego zadowolony, a teraz wydaje mi się słaby. Wciąż jednak w niego wierzę i dlateg pytam - POMOŻECIE? Do uratowania? Miałem kiedyś ołówek. Nie był wcale zaczarowany ale ja przecież też nie byłem a on był przy tym ode mnie stokroć lepszy. Tak łatwo było przewidzieć, co ołówek ma w sobie pod tą twardą drewnianą maską. Serce w nim ołówkowe podłużne szczer ografi towe szcz ero zło te . A we mnie wszystko wymieszaneskotłowanestłamszone. Nawet ta moja maska z Bógwieczego. W swojej głupocie czułem się panem ołówka. Temperowałem go, gdy był nieposłuszny zdzierałem z niego warstwy żywcem. I tylko cichomiękka pokorna łza grafitowa. Jedyny szczerze nade mną zapłakał.
  9. Zmieniłem. Mam nadzieję, że na lepsze...
  10. A ja się tak jeszcze zapytam doświadczeńszych kolegów, czy mogę opublikować od razu kilka wierszy, bo mam ich sporo, czy będzie to źle widziane jako bałaganienie?
  11. piernik - tekturowy !!!!!!! to jest to czego mi brakowało!!!!!!11 właśnie tego słowa!!!!!!!!!!! bo "witrualny" nie pasuje faktycznie i od samego początku to czułem, a wiersz ma dobry rok już. Olśniło mnie. Mogę zmienić czy rościsz sobie prawa?
  12. Oczywiście, że Słońce, zwłaszcza w zneczeniu astronomicznym, czyli jako naszą ukochaną i najbliższą gwiazdę, piszemy wielką literą. Ale. Pragnąłbym zwrócić uwagę na to, ze słońce z wiersza nie jest naszym Słońcem, jest słońcem sztucznym, jest żarówką, którą ktoś może zgasić. Nie jest Słońcem, jest słońcem. Tak samo jak wszystko inne pisane z małej litery. Natomiast Ktoś, Mistyfikacja, Sztuczność - to są rzeczy, które w tym sztucznym świecie energooszczędnego księżyca i przepalonych gwiazd są prawdziwe, są z Zewnątrz. Bo jeśli świat jest sztuczny, to musi czuwać nad nim Ktoś, kto jest prawdziwy. I tylko ten Ktoś, Sztucznosć i Mistyfikacja - to jedyne wyższe, abstrakcyjne i prawdziwe byty w przedstawionym w wierszu świecie. Jak mówię, nie jest to tylko kwestia fanabaerii, nie jest to tylko kwestia ortografii, to jest kwestia teorii ontologicznej, którą chciałem w wierszu zamanifestować. Ja też rzadko używam wielkich liter w wierszach, ale to jest wyjątek. Bardzo przemyślany i jak najbardziej - w moim autorskim umyśle - usprawiedliwiony. BTW: głupio się czuję jak mi mówicie per "Pan". Oczywiście nie uraża mnie to w żaden sposób, nie mniej jednak mam dopiero 18 lat, w związku z czym "panowanie" można sobie z czystym sercem odpuścić - nawet lepiej. Natomiast gdybym sam komuś umniejszył pomijając formułkę "Pan", proszę mi wybaczyć.
  13. Kiedy wpisałem tytuł z polskimi znakami, wyskoczyła mi informacja, ze tytuły nie mogą zawierać dużych liter i polskich znaków. Trochę mnie to zdziwiło ale co tam, nowy jestem i nie będę marudził. Żeby uniknąć nieporozumień zamieściłem tytuł nad zasadniczą treścią wiersza - i tam polskie znaki jak najbardziej są. Wielkie litery nawet. A to, że Bóg piszesz wielką literą, albo Polska albo Afganistan, to dlatego, że uważasz czytelnika za idiotę? Czy moze dlatego, że są to nazwy własne lub określenia bytów wyższych, abstrakcyjnych? Bo idea państwa też jest bytem abstrakcyjnym. Koniec dygresji - zdania o wielkich literach nie zmienię ;) Pozdrawiam.
  14. W moich oczach te duże litery są niezbędne, gdyż - wśród wszystkich innych małych liter - zaznaczone są nimi byty bezwzględnie prawdziwe, jakby zewnętrzni poruszyciele, którzy sztuczni być nie mogą, a muszą być prawdziwi. Bo ja, tak w ogóle, filozof z zamiłowania jestem, stąd przy okazji wiersza pobawiłem się w ontologię ;)
  15. CZŁOWIEK Klucz wesoło zgrzytnął w zamku. Energicznie, akcentując w myśli co drugi stopień schodów, Człowiek rozpoczął swą wędrówkę i już po chwili był na Zewnątrz, przy ulicy. Ulica była właściwie taka jak zawsze – szaro-czarna, niecierpliwa a jednocześnie idealnie bierna. Z każdej strony kończyła się bardzo obiecującym punktem, w którym zgodnie spotykały się wszystkie linie perspektywy. Po chwili pieczołowitego namysłu Człowiek postanowił ruszyć w kierunku jednego z tych punktów. Wkrótce jednak zmiarkował, że punkt ten jak na ironię wcale się nie przybliża. Usiadł więc na ławce, która wyrastała z ulicy. Obserwował, jak po przeciwnej stronie liście wykluwają się na gałęziach drzew, jak z zielonych stają się jasnożółte, potem jasnobrązowe, jak zrywają się do lotu i porwane wiatrem odlatują w stronę tego punktu, z którego wychodziły wszystkie linie tworzące ulicę. Nagle koło ławeczki pojawił się długi, czerwony tramwaj. W następnej chwili Człowiek był już wewnątrz niego i trochę się sobie dziwił, bo przecież nigdy nie jeździł tramwajami, a poza tym chciał iść w przeciwnym kierunku. Z pewną nieśmiałością usiadł w kącie i przez brudną szybę przyglądał się, jak tramwaj zręcznie manewruje pomiędzy liśćmi pędzącymi w przeciwnym kierunku – w tym, w którym on zamierzał iść. Tramwaj zatrzymał się nieoczekiwanie i Człowiek, pchnięty jakąś niewidzialną ręką, wyszedł z niego i podążył w stronę wielkiego, szarego budynku sadowiącego się tuż przy ulicy. W zasadzie nie miał pojęcia, dlaczego to robi, może po prostu dlatego, że nie miał nic lepszego do roboty? Budynek sam w sobie nie był ciekawy ani trochę, nie było w nim nic pociągającego. Może jednak było to mylne wrażenie i w jego wnętrzu kryło się coś ciekawego? Z tą nadzieją Człowiek przekroczył próg budynku. Drzwi same otworzyły się przed nim szeroko, człowiek skłonił się uprzejmie, żeby im podziękować. Chętnie zamieniłby z nimi parę zdań, ale czuł, że nie ma na to czasu. Jeszcze jeden krok, i już był Wewnątrz. Wewnątrz było pełno Ludzi. Wielu z nich zdradzało nawet pewne powierzchowne podobieństwo do Człowieka, jednak na ich widok Człowiek nie ucieszył się wcale. Poczuł w sobie coś dziwnego i niepokojącego, jakiś ucisk w środku. Chciał szybko odwrócić się i wyjść, ale gdy spojrzał za siebie, drzwi, te same, które tak życzliwie go powitały, były zamknięte. Nie mógł już wydostać się na Zewnątrz. Jeden z Ludzi zaczął na niego krzyczeć. Człowiek nie lubił, gdy na niego krzyczano, miał ochotę odkrzyknąć napastnikowi, lub przynajmniej odejść bez słowa. Zamiast tego jego usta otworzyły się i wydobyły się z nich słowa pokorne i uniżone. Następnie wskazano mu małe biurko, przy którym posłusznie, acz wbrew swojej woli, usiadł. Jego dłonie bezwiednie odsunęły szufladę biurka i wyciągnęły z niej stos papierów. Oczy zaczęły nerwowo przeszukiwać kolejne kartki. Czego szukały – nie wiedział. Dość, że dłoń uzbrojona w długopis co chwila coś skreślała, podkreślała, bazgrała i robiła mnóstwo innych dziwnych rzeczy. Człowiekowi było to w zasadzie zupełnie obojętne. Wiedział, że gdyby sobie poszedł, na co miał straszną ochotę, naraziłby się na gniew Ludzi. A poza tym byłoby to nietaktem dla drzwi, które tak uprzejmie i życzliwie potraktowały go przy wejściu. By nie znużyć się tymi dziwacznymi zajęciami, jakie wykonywał, zaczął myśleć. Myślał o tym, jak bardzo te wszystkie papiery podobne są do tych jasnożółtych liści, które gdzieś na Zewnątrz szybują sobie spokojnie w stronę punktu zbiegu. I o tym, jak Ludzie przypominają mrówki, które widział kiedyś w lesie. Zbierają te liście, wielokrotnie większe od nich samych, choć same nie wiedzą do czego mogą im się przydać, i ogromnym wysiłkiem taszczą je do mrowiska. Do Wewnątrz mrowiska. Gdy tak rozmyślał, nagle wstał. Zobaczył, że Ludzie też wstają i tłoczą się przy drzwiach. Nie chciał wychodzić, przyjemnie mu się rozmyślało, tym bardziej zdumiał się, że znalazł się pośród Ludzi. Wychodząc ponownie na Zewnątrz chciał ukłonić się drzwiom, ale coś powiedziało mu, że Ludziom mogłoby się to nie spodobać i pewnie wzięliby go za dziwaka. Coraz bardziej dziwił się samemu sobie... nigdy wcześniej nie było dla niego ważne, jak odbierają go Ludzie, rzadko ich widywał, a teraz nagle zaczął się tym przejmować. Był już z powrotem na Zewnątrz. Zamiast jednak odetchnąć z ulgą, poczuł że dziwny ucisk w jego wnętrzu tylko się nasilił. To chyba było to dziwne uczucie, o jakim kiedyś czytał... to chyba był pośpiech. Szybkim krokiem podążył w stronę punktu zbiegu, czuł jednak, że wcale nie zależy mu, żeby do niego dotrzeć. Chciał dotrzeć gdzie indziej. I wkrótce tam dotarł. Było to kolejne Wnętrze. I znowu byli tam Ludzie. Siedzieli przy stołach i jedli wieprzowinę. Człowiek skrzywił się, gdyż nie cierpiał wieprzowiny, a poza tym wcale nie był głodny. Kiedy jednak i przed nim postawiono porcje mięsa, zaczął ja łapczywie pochłaniać. Obmierzłe, tłuste kęsy przesuwały się powoli od ust do środka brzucha. Było mu niedobrze, ale nie mógł przestać jeść. Chciał myśleć, tak jak wtedy, gdy pracował z papierami, by choć myślami uciec z tego paskudnego miejsca. Nie był jednak w stanie myśleć. Zamiast tego wdał się w rozmową z Ludźmi. Nie lubił rozmawiać z Ludźmi, teraz jednak śmiał się z ich rubasznych dowcipów, ze zgrozą stwierdził nawet, że sam je opowiada. Kiedy wreszcie skończył, wyszedł na Zewnątrz, ale tylko po to, by wsiąść do tramwaju. Już drugi raz jechał tramwajem, choć tak tego nie lubił. Gdy wysiadł, zaczął brnąć w liściach. Nagle znienawidził liście, zaczął je przeklinać pod nosem. Ociężale wdrapał się na schody i stanął przed drzwiami czyjegoś mieszkania i nacisnął klamkę. Przeszło mu jeszcze przez głowę, żeby przeprosić właściciela mieszkania za przykrą pomyłkę i za to, że zakłóca jego spokój... Zamiast tego wszedł do środka, zwalił się na kanapę i włączył telewizor, by obejrzeć mecz, o którym słyszał dziś od Ludzi, kiedy jadł wieprzowinę. Czuł się okropnie. I nagle wszystko zrozumiał. Wszystko to, co dziwiło go od samego rana, stało się dla niego oczywiste. Człowiek nie był sobą. Był kimś zupełnie, zupełnie innym. Na szczęście. Uspokojony Człowiek odetchnął z ulgą i pozwolił sobie zniknąć.
  16. PRAWDZIWA SZTUCZNOŚĆ była noc – Ktoś zgasił słońce część gwiazd się przepaliła i tylko świetlówka księżyca lśniła energooszczędnie przez tekturowe drzewa przeświecała jasno Mistyfikacja powoli odsunąłem wieczko swojego pokoju wszedłem ostrożnie do środka i usiadłem obok siebie patrzyłem na swoje szklane oczy oglądające dyktę świata i cały byłem Sztuczny. Prawdziwie Sztuczny. Tego wieczora napisałem w swym dzienniku: O ileż lepsza jest Prawdziwa Sztuczność od sztucznej prawdy?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...