Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

natalia

Użytkownicy
  • Postów

    2 503
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez natalia

  1. a gdyby tak cofnąć entery? co by powstało? poza tym nawet ich cofać nie trzeba by przyjąć ten tekst do epiki, to taki fragmencik epicki ale może tylko dla mnie w każdym razie jako wiersza go nie czuję króciutkie bezrefleksyjne opowiadanko o aniołach, tyle Serdecznie pozdrawiam Natalia
  2. wiesz Filipie, ja mam chyba słabość do tego co piszesz, bo mimo że to ani nie wygląda, ani nie zachęca z zewnątrz niczym, to jak zacznę czytać to przeczytam i każdy wyraz i do samego końca, a nie zawsze tak bywa :) bardzo w nich czuć Ciebie i to mi się bardzo w nich podoba, dodaje im duszy, są szczere i może niewyszukane, ale w pewien sposób urzekają. wierze -ę dobrej nocy Natalia
  3. Magdo troszkę to skromne jak na prozę...
  4. świetne Marku! bardzo mi się podobało, nie mam zastrzeżeń :) czekam na więcej, bo widzę, że może być ciekawie Serdecznie pozdrawiam Natalia
  5. owocnego myślenia :) co do mnie, to uważaj bo się kiedyś przeliczysz, zobaczysz! :) milego dnia życzę Natalia
  6. ostatnia zwrotka urocza! jedna literówka wydaje mi się "wersję" hmm ale całość? sama nie wiem, mogę coś zasugerować? Bo widzę co starasz się odsłaniać posługując się przykładowymi postaciami z bajek, ale Kopciuszek myślę został potraktowany po macoszemu :) osobiście napisałabym mniej więcej... Kopciuszek już bez pięknej sukni nie ucieka w tę bezwstydną noc ...... dalej usunęłabym w Śnieżce "swojego" księcia, no bo wiadomo, że nie księcia Kopciuszka :) dziwnie jak dla mnie brzmi wychlający się kawałek jabłka... troszkę spersonifikowałeś to jabłuszko, "w ustach widać" może lepiej? wiem, że bardziej prosto i mniej wyszukanie... narazie nie przychodzi mi do głowy nic innego a później już jest cacy :) podoba mi się przesłanie wiersza, na portalu jest podobny, też dobry, choć ciężko porównywać tyle odemnie :) Serdecznie pozdrawiam Natalia
  7. Wuren pozwolisz, że sobie zapożyczę "Pan- Terę"? Genialny związek :) co do Twego wiersza panTero, to przyznaję, że momentami jest bardzo interesujący :) najgorzej mi zabrzmiało zalewanie sąsiadów, sama nie wiem dlaczego, błogosławienie mineralną też jakieś takie... dwa ostatnie wersy świetne! Serdecznie pozdrawiam Natalia
  8. Ewelino czytanie tego było czystą przyjemnością :) czekam z utęsknieniem na więcej! język jakim się posługujesz doskonale opisuje wszystko co się dzieje, bardzo mi się podoba, rewelacyjne dialogi! wszystko wydaje się takie naturalne... Serdecznie pozdrawiam Natalia
  9. uff, skończyłam! efekt za dwa dni :) pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz dziękuję za cenne uwagi Natalia
  10. bardzo proszę :) a tak w ogóle, zaczęłam zmieniać tekst i... to będzie już zupełnie o czym innym... Dopisuję dosłownie drugą połowę, ciekawe jak przyjmiecie to opowiadanie... już dopisałam półtorej strony, ale to nie koniec! ruszyłam inny wątek....hmm, sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie...
  11. witam Freney, no jak zobaczyłam, że i Ty mnie odwiedziłeś z opinią, to liczyłam na więcej uwag, a tu ooo, nico! A by się przydały, bo właśnie przerabiam "Tomka" Suchanina się zachciewa? :) może kiedyś... Co do narracji... tak, masz rację, bohaterką jest wciąż jeszcze niedojrzała dziewczyna :) do tonu mentorskiego jeszcze Ci daleko! pozdrawiam Natalia
  12. no :) teraz czuję, że żyję Dziękuję Ci bardzo Marcholcie za poświęcenie dłuższej chwili memu tekstowi, właśne tego potrzebowałam :) szczerej krytyki, bo nie potrafiłam tego tekstu dopracować sama, uznałam więc, że poradzicie mi, bo wiedziałam, że najlepszy to on nie jest. Ech, z tymi żółtymi papierami to jest tak, zwrotu tego używa się w moim środowisku, no ale skąd mam wiedzieć, czy np w innych częściach kraju również on obowiązuje? Czasem takie powiedzonka się nie rozpraszają, aż tak. Ale cieszę się, że to owszem :) co do dalszych uwag to na spokojnie je przemyślę, ale zmiany w tekście będą nieuniknione :) Dzięki raz jeszcze serdecznie pozdrawiam Natalia
  13. chyba tak :) choć nadal czekam! jakby coś komuś gdzieś...
  14. jakoś tej świetności nie odczułam... literówki proszę poprawić: namaluję, wymarzę, Cię dużo tego Twoją Cię Twej Ciebie... nie podoba mi się powiem najkrócej ani rytmu, ani grama uczucia, zrozumiałam z tego tyle, że peelka namalowała swego ukochanego w blasku księżyca i choć to było bolesne, ona chce go dobić swą miłością i o nim nie zapomni. Tylko, że po co tak dosłownie? czekam na inne Serdecznie pozdrawiam Natalia
  15. no nie, myślę, ze tego opowiadania, o którym wspomniałam nie czytałeś, tam nie ma słowa opisu, sam dialog
  16. łuee... a ja się spodziewałam narzekań, docinek, zgrzytów, a Wy nic? normalnie porażka... ale jakaś taka miła :)
  17. ha, a ja mam jedno z samymi dialogami :) ale część się nie połapała o co chodzi...
  18. ojej jakiej telenoweli?! Asher to jest zupełnie zwyczajne opowiadanie nie mające nic wspólnego z astygmatyzmem :) proszę więc o szczerą opinię na jego temat :) bo to inna bajka. żółte papiery wolałam wytłumaczyć, bo to, że ja i pół Polski wie, co one oznaczają nie znaczy, że druga połowa też :)
  19. Grzesiu ładne fragmenty osaczyłeś nieładnymi i wyszło tak sobie, gorzej niż dobrze, a szkoda! bo widzę tu naprawdę ciekawe wersy np.: "wieczorem chłodnym, aż przeszyły mnie świerszcze" "zaczęło się sierpniowe odliczanie do jesieni, która sepią mój ogród oblepi.." ale reszta psuje je... czekam na kolejne :) Serdecznie pozdrawiam Natalia
  20. witaj Polo, mnie urzeka prostota wiersza i jego obraz :) fakt, że ciut mało tego i nie można się czegoś na dłużej uczepić, ale to wspomnienie letniej sukienki, pelargonii, bardzo ładne, jak na początek :) czekam na więcej Serdecznie pozdrawiam Natalia
  21. Piotrze sukienka mokra do kości? :) rozbawił mnie trochę ten fragment, reszta na wpół dobra i ciekawa na wpół nie "słychać (...) kiedy wtapiam się w papier" podoba mi się szczególnie Serdecznie pozdrawiam Natalia
  22. witam Was Michale i Marku serdecznie w moich skromnych progach :) cieszę się, że zechcieliście podzielić się z innymi swoimi odczuciami po przeczytaniu tego tekstu. Michale bardzo długo myślałam o zakończeniu i też mi brakowało zamknięcia całości, być może ono jeszcze nie nadeszło :) sądzę, że gdyby Karolina spotkała np jakiegoś innego Tomka i go bardzo polubiła, czy się nawet zakochała byłoby zbyt oczywiste. Gdyby spotkała się jednak z tym Tomkiem i wyjaśnili sobie parę spraw wyszłoby obłudnie i naciąganie. Postanowiłam więc zostawić tę sprawę otwartą wyjaśniając jedynie po krótce jaki jest teraz stosunek Karoliny do Tomka tego i innych. Ale jeśli okaże się, że innym również będzie to niewystarczało to zastanowię się nad innym rozwiązaniem. Marku, to świetnie :) że tak uważasz. pozdrawiam serdecznie Natalia
  23. Mój pierwszy dzień w liceum. Strasznie się bałam. Wychowawczyni wydawała mi się bardzo miłą starszą panią, ale ludzie? Nic o nich nie wiedziałam, kompletnie. Tymczasem połowa znała się z osiedla, lub z ubiegłego roku. Bo oto w mojej pierwszej klasie znaleźli się wszyscy spadochroniarze ze szkoły. I jak tu się nie bać? Weszłam niepewnie do sali i zajęłam miejsce w środkowym rzędzie. W ławce, którą zajmowałam najczęściej w podstawówce. Ech, i teraz wielkie oczekiwanie, przysiądzie się ktoś, czy nie? - Cześć, wolne? – uśmiechnięta blondynka, pełna entuzjazmu wskazała na miejsce obok. - Cześć, jasne siadaj. - Jestem Dorota, a Ty? - Karolina. - Hm, stresik? - No pewnie! – odparłam z uśmiechem i już wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy (pojęcia nie miałam, że na całe 4 lata, które przesiedziałyśmy w tej właśnie ławce). - Skąd jesteś? – spytałam mając nadzieję, że może mieszka niedaleko mnie. - Wrzeszcz, a Ty? - Morena. Ech chyba pół szkoły z Wrzeszcza, co? - Noo, moje koleżanki też tu się dostały, ale do innej klasy, pójdziesz ze mną do nich na przerwie? To je poznasz. - Pewnie. Lekcje organizacyjne mijały tego dnia bez bólowo. Na godzinie z wychowawczynią wybieraliśmy gospodarza. - Jakieś propozycje? - Maciek! - Maciek! – wtórowali chłopcy drugoroczni. Wiedziałam już czyje imię skandowali. Chłopaka, który po raz trzeci podchodził do pierwszej klasy… (on był całe 4 lata starszy ode mnie! Bo ja miałam dopiero 14 lat, gdyż wcześniej rok poszłam do szkoły). Był bardzo sympatyczny, dla wszystkim miły, no i sporo ludzi znał. Reszta klasy, która widziała go pierwszy raz w życiu uznała, że taki człowiek, jest jak najbardziej odpowiednim kandydatem na to stanowisko. Wszystko wie, wszystkich zna, budzi respekt, czegóż więcej wymagać? Nie miał wyboru. Po chwili namowy przyjął tę funkcję. Reszta dnia spokojna. Okazało się, że moim autobusem nikt nie jeździ z klasy. Tak przynajmniej mi się wydawało. Kiedyś spostrzegłam, że jeden chłopak jest z mojej klasy. No tak! To Tomek. Pewnego dnia jakoś tak się zdarzyło, że wychodząc ze szkoły trafiliśmy na siebie i zaczęliśmy luźno rozmawiać. Doszliśmy na przystanek, przyjechał autobus, wsiedliśmy. Rozmowa się nie urwała. Tomek zaczął mnie wypytywać, jaka jestem, czym się interesuję. Głównie interesował go fakt, iż nie uczęszczałam na religię. - Jestem niewierząca. – odpowiedziałam, jak zawsze, gdy poruszano przy mnie ten temat. - Tak się wychowałam. - No, ale byłaś ochrzczona, miałaś komunię świętą? – spytał z niedowierzaniem. - Nie. – odparłam czując, że zaczyna mi się robić gorąco. To był dość drażliwy temat, nie bardzo się z nim czułam. - Nie?! No, ale czekaj, nie palisz, nie pijesz… To jesteś Jehowa! - Nie Tomek, mówiłam już jestem niewierząca i tyle. - Czyli ateistką jesteś. - Nie – odparłam lękliwie. Matko, kto to jest ateista! Wierzcie, lub nie, ale wtedy pierwszy raz spotkałam się z tym słowem. Ale ponieważ rodzice go nie używali to uznałam za pewnik, że nią nie jestem. - No jak nie. – upierał się Tomek - Skoro w nic nie wierzysz, to jesteś ateistką. - Ale ja nie jestem ateistką… - Jeny, kiedy on wysiada! - Musisz być. Nie wiem, czy rozmawialiśmy o czymś więcej, czy po prostu wysiadał już z autobusu. Spodziewałam się jednak, że nie najlepiej wpłynęła ta rozmowa na nasze świeżo rozpoczęte relacje. Lekko się zmartwiłam, bo wiedziałam, że będziemy na siebie skazani w autobusie. Jak tylko wróciłam do domu przerzuciłam sterty encyklopedii i słowników, żeby dowiedzieć się cóż oznacza termin „ateista”. Dowiedziałam się. Od tamtego dnia obudziła się we mnie myśl wiary. Tylko w co? Cóż, wciąż krąży… Nie minęło sporo czasu od tamtej rozmowy a moje obawy dotyczące jego awersji poszły w zapomnienie. Wtedy to Tomek postanowił mi je brutalnie uświadomić. Wracałam ze szkoły z koleżanką a kawałek dalej za nami on ze swoim kolegą (jak się okazało, też mieszkał tam gdzie my). - Taarnoowskaa!! – ryk na pół osiedla. Niemal czułam, jak się nogi pode mną ugięły. Postanowiłam jednak nie reagować. Nie będzie mi cham się cieszył ze swoich osiągnięć. Koleżanka szepnęła do mnie – Nie odwracaj się, idziemy! – i tak też zrobiłyśmy. Wtedy po raz pierwszy poszłam na przystanek dalej, gdzie ona wsiadała. Nie szło się specjalnie jakoś dłużej a i przejechanie jednego przystanku na gapę nie było chyba wielkim wykroczeniem. Od tamtej pory postanowiłam wracać stamtąd do domu. W autobusie czułam się pewniej, gdy on wsiadał. Czułam, że miałam przewagę. Nie dane mi jednak było długo się nią cieszyć… W szkole zaczęło się robić trochę nieznośniej. Klasa była całkiem, całkiem, jednak Tomek szeptał naokoło przeróżne głupoty na mój temat. Oczywiście na tyle głośno bym i ja mogła wszystko słyszeć. Drażniło mnie to, ale starałam się nie zwracać uwagi i stać ponad tym, co robił. Gdy zaczęło się to robić na tyle uciążliwe, że panikowałam przed niektórymi lekcjami, postanowiłam zgłosić to wychowawcy. - Hm, no nie wiem Karolina. A groził Ci jakoś? - Nie. Ale to naprawdę uciążliwe. Mogłaby pani z nim porozmawiać? - Tak, oczywiście. Porozmawiam z nim. Ale wiesz, jak to jest… - tu się uśmiechnęła do mnie – może on chce jedynie zwrócić na siebie Twoją uwagę? Może to takie końskie zaloty? – pytała wciąż z uśmieszkiem na ustach. - Oj nie. Raczej nie. - No dobrze, zobaczymy co będzie. I tyle. Mijały tygodnie, ale sprawy miały się coraz gorzej. Znienawidziłam lekcje angielskiego, na których nauczyciel dawał uczniom tyle swobody, że Tomek poczynał tam sobie najśmielej. Jedynym pocieszeniem było dla mnie to, że nie przekonywał do siebie innych. Nie zjednywał kolegów, choć pewnie chciał. Trwał przy nim twardo jedynie ten kolega z osiedla, Michał. Postanowiłam jeszcze raz udać się do wychowawczyni, ale odprawiła mnie z kwitkiem, identycznie kończąc rozmowę. Czy ja jestem kretynką, żeby nie rozróżnić, kiedy facet chce zrobić wrażenie, a kiedy się znęca?! Najwidoczniej owszem. Spadł śnieg. Mój stres rósł z każdym kolejnym centymetrem płatków śniegu na ziemi. Czułam, że lada dzień moje życie zmieni się w koszmar. Nie myliłam się. Wpadłam w zimową depresję. Strach, jaki mnie ogarniał przy każdorazowym opuszczaniu szkoły był tak wielki, że urastał do rangi obsesji. Mimo, że specjalnie chodziłam na dalszy przystanek autobusowy, pewnego dnia i tam mnie złapali. Miałam wszystkiego serdecznie dość. Choć gorszy od nich był strach, przed tym, że ich spotkam. Nie wiem, czy możecie to pojąć. Ale czasem niewiedza wpływa na nas dużo gorzej od najgorszej wiadomości. Można więc powiedzieć, że spadł mi kamień z serca, jak ich ujrzałam. No, ale czy tak było rzeczywiście? Nie powiedziałabym. Skończyło się na wyzwiskach i kilku śnieżkach z pewnej odległości. Chciałam już iść dalej. Staliśmy jednak na wąskiej ścieżce pomiędzy dwoma blokami. Nie miałam zamiaru zawracać, bo to oznaczałoby, że tchórzę. Ruszyłam więc przed siebie. Bardzo powoli. Chciało mi się płakać, ale świadomość, że choć łza sprawiłaby mu satysfakcję pozwoliła mi się trzymać. Michał stał z boku i nic nie robił. Nie reagował, nic nie mówił. Jak zwykle. Zdawało mi się, że Tomek ma nad nim ogromną władzę i mu współczułam. Gdy wydawało mi się, że ich szczęśliwie ominęłam i już wypuszczałam powietrze z zaciśniętych płuc Tomek od tyłu rzucił się na mnie ze śniegiem. Czułam się kompletnie upokorzona. Osiągnął to, co chciał. Długo jeszcze dźwięczał mi w uszach jego śmiech. Zmaltretowana psychicznie dowlokłam się na przystanek. „Tak być dłużej nie może”… Życie w ciągłym strachu męczy. Po tym incydencie postanowiłam po raz kolejny zgłosić to w szkole. Tym razem u wicedyrektorki. Z początku przejęta pani X pod koniec rozmowy ze mną i ona poruszyła wątek zakochania! No jak tak można! Czy nie potrafią zrozumieć, jak okropny jest ten chłopak? Z jaką wściekłością odnosi się do mnie? I że to NIE MA nic wspólnego z zakochaniem! Wyszłam zrozpaczona. Nikt mi nie chciał wierzyć. Tylko koleżanka, z którą się zaprzyjaźniłam i wracałam często razem. Ona wiedziała. Pomagała mi i też chodziła do wychowawczyni. Jako świadek. 6 rano, budzik. Powiedzcie mi, jaką ja miałam mieć motywację by wstać do szkoły? Żadną. Do dziś jestem z siebie dumna, że jednak chodziłam. Zmuszałam się, cierpiałam, ale nie opuściłam ani dnia przez niego. Nie on mi będzie dyktował warunki. Pamiętam, jak raz wróciłam do domu. - Byli jacyś chłopcy po Ciebie. – powiedziała mama. - Tutaj?! - Tak, powiedziałam im przez domofon, że jeszcze nie wróciłaś do domu. - … Jak oni wyglądali? - No, jeden miał taki plecak granatowy, hm drugi zieloną kurtkę... - Mamo to był Tomek, najpewniej z Michałem… - Och. Nie pomyślałam, że to mogą być oni. - Mówili coś? - Nie, tylko pytali czy jesteś. - Debile, przecież wiedzieli, że jestem na angielskim, sami powinni tam być. Przeraziło mnie to jeszcze bardziej, bo pamiętam, jak raz mi groził, że napisze coś na mnie na moim bloku. Teraz wiedział, który to, (na szczęście skończyło się na groźbach). Nastał mój ulubiony miesiąc, marzec. Pierwsze odważniejsze promienie słońca przebijały się przez gęste chmury. W oczach topniał śnieg. Właśnie wracałam z koleżanką, rozmawiałyśmy o kartkówce z matematyki i innych sprawach. Czułam, że idą za nami. Ale wydawało się nam, że przy skrzyżowaniu poszli w drugą stronę. Rozluźnione podjęłyśmy temat, gdy nagle usłyszałam za sobą szybki bieg. Tuż za plecami. Nie zdążyłam się nawet obejrzeć a Tomek już zdążył coś powiedzieć, naskoczyć na mnie i… opluć. Byłam w szoku. Nie mogłam się ruszyć z miejsca. Koleżanka też zamarła. On tymczasem już dawno się ulotnił. Odruchowo wytarłam włosy ręką. Na szczęście miałam rękawiczki i gdy tylko udało mi się w miarę doprowadzić do porządku zdjęłam je z obrzydzeniem i wrzuciłam do siatki. Czułam się okropnie. - Co on powiedział? – spytała po chwili. - Chyba „to za Michała, że nie dałaś mu ściągnąć”… - Coo?! Kretyn! - Wiem. No, ale… Michał nawet słowa nie powiedział, żebym mu dała coś z matmy… - mówiłam nadal będąc w głębokim szoku. Zaczęły mi lekko drżeć ręce. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego miał do mnie o to pretensje! Przecież Michał nawet się nie odwrócił! Nie dał znaku, że coś chce, to jak ja mu miałam pomóc!? - Choć, idziemy. On jest obleśny. W domu wypierzesz rękawiczki, nie przejmuj się. A jutro idziemy do wicedyrektorki. - Pójdziesz ze mną? - Oczywiście! Nie zostawimy tak tego. Nieobecna ruszyłam za nią na przystanek. Czułam się jak najgorzej potraktowana szmata. W życiu nie spotkało mnie coś takiego i pewnie dlatego tak się tym przejęłam. Być może inni nawet by okiem nie mrugnęli. Snułam się po przystanku, gdy nagle znajoma twarz pomachała mi przez okno samochodu. „Tata!”. To był mój wybawiciel. Usiadłam obok niego, wciąż lekko nieprzytomna i wszystko mu powiedziałam. Żałuję, ale nie pamiętam, co mi wtedy powiedział. Wiem tylko, że żarliwie go zapewniałam, iż następnego dnia pójdę z tym do dyrekcji. - To okropne, straszne! Jak on mógł dopuścić się takiego czynu! – dyrekcja była w szoku. - No ja mówiłam wcześniej…- starałam się bronić. Ech, dlaczego to ja czułam się winna? Dostał chyba upomnienie na piśmie, czy naganę. To wszystko. Ale co ważniejsze, dał mi spokój. Nie zachowywał się już negatywnie a jedynie pasywnie. Wciąż irytował nauczycieli a w klasie go nie lubili, ale mi dał spokój. Nie denerwowało mnie już nawet to, że recytował mój numer telefonu na lekcji. Zmienił się. Nie dogadywał mi wrednie. Nie zdał do następnej klasy. Doczepił się jednak do innej dziewczyny, ponoć i ją zamęczał psychicznie. Pewnego dnia nadpalił jej lekko włosy. I nareszcie usunęli go ze szkoły. Później dowiedziałam się, że często był wyrzucany ze szkół, bo sprawiał problemy wychowawcze. Jakaś dziewczyna powiedziała mi, że jego matka to fanatyczna chrześcijanka. Chodziła też plotka, że miał w domu „żółte papiery”*, ale nie wiem ile z tego jest prawdą. Bardzo rzadko, ale zdarza się, że mijam go w mieście. Nie chowam już urazy, mogłabym z nim nawet porozmawiać. Najgorsze, że uprzedziłam się do imienia Tomek! Z wiekiem mija, ale zawsze budzi mą czujność, (doktor psychologii powiedziałby, że jest to pewien rodzaj generalizacji, ale to da się leczyć). ……………………………………………………………………………………………….. * - papiery świadczące o stwierdzonych odchyleniach psychicznych
  24. oddzielam :)
  25. po przeczytaniu ostrzeżenia dla kogo przeznaczona jest "ustawka" od razu rzuciłam się na teskt! wyhamowało mnie pierwsze zdanie ale nie poddałam się :) ruszyłam dalej, po pewnym czasie zaczęłam odczuwać atmosferę, jaka towarzyszyła mi, gdy oglądałąm dokument S.Lasowskiego bodajże pt "Klatka" (ostatnie zdania nie wyprowadziły mnie z niej...) bardzo podobał mi sie dialog pomiędzy mamusią przemkiem i jego żoną :) świetnie napisany, bardzo wyraźnie zarysowana scenka, doskonale można ją sobie w głowie odtworzyć to tyle ode mnie pozdrawiam serdecznie niedojrzała czytelniczka płci żeńskiej
×
×
  • Dodaj nową pozycję...