
Vegga
Użytkownicy-
Postów
164 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Vegga
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 5 z 7
-
Hehe:) Przyjemnie się czyta, nawet bardzo. PS. 'Nie czekając na to co zrobi Rysiek rzucił się na niego' - tu raczej powinien być przecinek;)
-
Maćku(można tak?:) : Jeśli wykreowałam bohatera na ideał to zupełnie nieumyślnie. Ma on być w miarę normalnym facetem, no niech już trochę odstaje i jeśli wzbudza ciekawość to się cieszę. Pozdrawiam również i dziękuję za odwiedziny:) Piotrze: Otworzyła - uhm byłoby lepiej:) Co do 'ciasne ale własne' owszem jest to kolokwializm, ale zamierzony, dla dodania klimatu. Nieskutecznie? Powieści to ja raczej nie planuję, póki co nie porywam się na głęboką wodę;) To takie większe opowiadanie, luźne i masz rację pisane na spontanie. Mam nadzieję, że jakoś z tego wybrnę i uniknę banału na końcu. Pozdrawiam i również dziękuję za poświęcony czas:)
-
Miał przyjść, siedziała niespokojna. Z zimnymi stopami, w za dużym swetrze, w krótkich spodenkach. Tak zwyczajnie, jak zawsze i nie od święta. Bez makijażu. Czekała w końcu w swoim mieszkaniu. Swoim. Ciasnym, ale własnym. Pokój z dużą sofą, paroma regałami na których książki żyły stłoczone w niewyobrażalnej wręcz ciasnocie. Szafa, mały telewizor, komputer, stolik. Jasne wnętrze, dużo roślin. Kuchnia, łazienka. Zawsze tak chciała, właśnie tak - usamodzielnić się, mieszkać bez rodziców, w śródmieściu. Pić rano mocną kawę, wychodzić w szlafroku na balkon, jeść śniadanie przed komputerem, zostawiać włączony telewizor na noc. Czuć się panią swego dnia. I cóż, jeśli można to nazwać marzeniem, to je spełniła. Czuła satysfakcję, mimo że nie było obok nikogo. Mężczyzny. Odzwyczaiła się od drugiej szczoteczki do zębów i maszynki do golenia na półce w łazience. A teraz tu, na tym łóżku miał ten mężczyzna siedzieć. Pierwszy od trzech miesięcy. Miał pić kawę lub herbatę z jej kubka, słuchać jej płyt, oglądać jej domowe oblicze. Ona u niego była setki razy, on u niej nigdy. Ta zmiana coś symbolizowała? Zwrot akcji w ich stosunkach, powitanie nowego? Świeczki. Powinna czy nie? Nie, nie, chyba nie. To, co powinna to posprzątać. Ale do cholery, czy miała na to czas? Czy nie mogła z nim tak po prostu siedzieć w tym niekontrolowanym chaosie, w rozciągniętym swetrze, bez tuszu na rzęsach i różu na policzkach? Mogła. A więc świeczki nie, nastrojowa muzyka nie, nęcąca kreacja nie. Niech będzie naturalnie. Let it be? Dokładnie. Nastawi wodę, na tym skończą się jej przygotowania. Jednak daleka była od spokoju ducha. Pół roku go nie widziała, nie miała pojęcia co się z nim działo, co robił, gdzie bywał, kogo fotografował i tak - niewypowiedzianie tęskniła do jego obecności. Głęboki wdech, leniwe kroki do kuchni, woda do czajnika, spojrzenie za okno. Znów deszcz. Taki miarowy, z perspektywy domowej szaro – kojący, czysta impresja. Czemu przysłał jej ten album? Czemu właśnie teraz? Co on dla niego oznacza? Chyba nie tylko kilka naprawdę dobrych zdjęć. Czy usiłował jej coś zasugerować, jak się odważył? On taki pozornie stateczny, spokojny... Dzwonek. Otworzyła. Nic się nie zmienił. Ani trochę. Stali tę chwilę w milczeniu, a może w zakłopotaniu, które chyba jeszcze nie opadło po ostatnim wspólnym wieczorze. Wybiegła od niego wtedy tak szybko, gorączkowo zbierając swe rzeczy i swe myśli. A teraz stał w progu jej mieszkania. Nie przyniósł kwiatów, nie pocałował jej nawet w policzek. Chyba nie powinna na to liczyć. -Wejdź – zachęciła go cicho i nieśmiało. Uśmiech, czego się napijesz, ach kawy, tak, tak mam tą Twoją ulubioną. Mokry jesteś, zostaw parasol w wannie, weź sobie ręcznik. Jak to nie potrzebne, ciekniesz cały, no już, już. Nie było tak jak zawsze. Było coś, co nie wskazywało na to, że ich relacje są czysto przyjacielskie. Album. Pół roku. Zakłopotanie i dystans. Usiadł na kremowej sofie, gdy parzyła kawę da niego i herbatę dla siebie. Rozejrzał się po tym wnętrzu. Czuć było, że tu się mieszka, że się żyje. Otwarta książka, włączony komputer, dwie poduszki na dywanie, rozrzucone niedbale płyty. Przyszła, usiadła obok, uśmiechnęła się tak znajomo. -No i gdzieś Ty się podziewał? – prozaicznie, standartowo, żartobliwie. Chyba neutralnie. -A tu i tam, pracowałem. - Najbardziej banalna odpowiedź. – Trochę pojeździłem po Polsce, wiesz zdjęcia – dodał z tą jego pasją. Kochał, to co robił, to było widać. -Zamieniam się w słuch, opowiadaj. Tym razem to on mówił, ona słuchała. O jego sesji w górach, problemach z szefem, wystawie w Warszawie. Nawet nie wiedziała kiedy jej nerwowe dłonie zaczęły spokojnie mieszać łyżeczką herbatę, lekko zanurzać się w bujnych włosach, dotykać z nabożeństwem zdjęć, które przyniósł. Jej uszy chłonęły dźwięk jego niskiego głosu przy akompaniamencie deszczu stukającego o szybę. Już patrzyła na niego beztrosko, tak niezobowiązująco, lekko sennie. Zamilkł. Smakował tej ciszy z nią a potem zobaczył, że ma przymknięte powieki, poczuł, że opiera się o niego swym delikatnym ramieniem. Położył ją na kanapie i usiadł na fotelu obok. Spała. Siedział przy niej prawie do świtu. Nie zasnął, a ona nie przebudziła się nawet na chwilę. Wyglądała pięknie, choć tak zwyczajnie. Wziął małą kartkę ze stolika, napisał jedno krótkie dziękuję. Wyszedł po cichu, zamykając za sobą drzwi.
-
Trafione:) Bo dokładnie tak jest! Kawa za kawą, bębnienie palcami w stół, polowanie na wenę, życie życiem tych o których się pisze. I potem te palce niecierpliwe, pośpieszane każdą nową ideą, stukające w klawiaturę z prędkością ponaddźwiękową;) Niezły tekst, pełen realizm;) PS mam jedno 'ale' - wszystkie kobiety są takie same? nie wszystkie.
-
Sex drugs and Rock'n Roll
Vegga odpowiedział(a) na Tali Maciej utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ja poczekam może na cd, na tytułowe sex drugs and rock & roll;) Zapowiada się nieźle. Pisz, pisz dużo i walcz z tą dyslekcją, pozdrawiam :) -
Mów mi Dżou...(Hotelowy Blues) I
Vegga odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Fajnie napisane, tak swobodnie. Ciekawy pomysł z tym przeplataniem 'losów' pod koniec. Generalnie całość niezła. Tylko historia wydaje mi się trochę przewidywalna, ale czekam na c.d. PS nie rozumiem tylko: ' kobiety widziały w niej swoje zaprzepaszczone szanse, straconą młodość, nadzwyczajność.' Utraconą swą nadzwyczajność, czy jej nadzwyczajność?;) -
pocztówka z trumny niedokończona
Vegga odpowiedział(a) na Marcin Baworowski utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
ojjj, a to dział prozy... Chyba nie tu utwór miał się znaleźć, czyż nie?:) -
No nie wiem jakoś do mnie nie przemawia. Czasowników na początku rzeczywiście multum, a to nieco drażni, można by to jakoś zmodyfikować. Poza tym stawiasz za dużo przecinków - tam gdzie są zbędne. To tylko takie techniczne uwagi, co do treści nie potrafię wypowiedziec się jakoś bardziej obiektywnie i sensownie - to nie moje klimaty;) Ale posiedzieć nad nim trochę i na pewno będzie bardziej na 'tak', warto wykorzystać te motywy lekkości i mglistości, to jest fajne, takie pasujące do aniołów;) Pozdrawiam :)
-
O jesieni i o mnie...
Vegga odpowiedział(a) na Agnieszka Kamińska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Może tak: wg mnie za dużo trzykropków. Zdecydowanie. Nie ma tu aż tak wielu nieskończonych myśli, czy konieczności oddzielenia tekstu by zaistniała potrzeba stosowania ich w takiej ilości. Interpunkcja też troszkę niekonsekwentna, gdzie niegdzie brakuje przecinków;) Co do formy - niebanalna, lubię czytać listy. Także na plusik:) Poza tym: tytułowej jesieni jest tu jakoś mało wg mnie, gdzieś się gubi pod ciężarem tego przemijania. I troszkę za dużo patosu - ja to tak wyczuwam i to są oczywiście tylko subiektywne uwagi. Popracuj nad tekstem(jeśli chocesz oczywiście), bo warto, ja tu chętnie wpadnę i jeszcze poobserwuję :) -
Piotrze, nie czepiasz się, po to m. in. tutaj publikuję by usłyszeć (przeczytać;) kilka uwag czy wskazówek, zawsze można się czegoś nauczyć, więc nie przepraszaj. Ale pozwolę sobie popolemizować:) Owszem, w miłości często, jednak nie tylko - z reguły lubimy/kochamy/akceptujemy kogoś, bo nasze wyobrażenie o nim, czasem zbyt wyidealizowane, jest stworzone przez nas i nam odpowiada. Stąd też moje uogólnienie. Nie muszę kogoś kochać, by mieć swoją 'przyjazną' lub jakąkolwiek inną wizję jego. To zdanie akurat nie powinno sugerować, że bohaterka się puszcza;)W mojej intencji akurat nie było ukazanie jej jako 'tej złej'. Czy lubi się rozbierać? Hmm..skoro byla jego modelką, pozowała mu, robił jej więc również akty (wcześniej) - tam była taka aluzja: ' Przy niej patrzył i widział. Nie tylko delikatną twarz i zgrabne, lekko muśnięte słońcem ciało.';)Rozebrała się przy nim juz pewnie wielokrotnie, pod 'służbową przykrywką';) Fotograf z kolei nie był 'jakiś' bo był jej w pewien sposób bliski - znała go lata, rozmawiała z nim o wszystkim, zwierzała mu się, chciała z nim przebywać, czuła się spokojna w jego mieszkaniu, a więc właściwie przy nim samym. On natomiast jej potrzebował, tęsknił może trochę nieświadomie, znał na wylot, akceptował. Nic ich nie łączy? Czy idzie z nim do łóżka? O tym nie wspomniałam:) I na razie ciii..chosza:) Bawię się w tekście może trochę niedomówieniem, ale lubię w ten sposób pisać - namieszać, pokomplikować, w każdym bądź razie próbuję rozbudzić wyobraźnię. Tak czy inaczej cieszy mnie, że bohaterka jest dla Ciebie 'jakaś', że wywołuje emocje, choć widzę, że ja Ciebie do niej niestety nie przekonam:) Ja mogę tylko podziękować za uwagę, i czas poświęcony mojemu tekstowi - doceniam:) PS Filmu niestety nie widziałam, może podaj tytuł, skoro nieświadomie napisałam tekścik o podobnej tematyce to może sobie obejrzę:)
-
Jestem zaskoczona tymi pozytywami, niezmiernie, oj niezmiernie;) Dziękuję i cieszę się, że tekst 'coś' ma w sobie, tymbardziej, że to dopiero drugi. I właściwie na tym miało stanąć, tak się miało zakończyć moje opowiadanie, ale ok skombinuję jakiś cd;)
-
Z tym wstępem to jest tak, ze miał on być ciągiem dalszym innego opowiadania, a tu wyszło mi nowe;)także pomyślę, gdzie by go 'wcisnąć', dzięki za uwagę:)
-
Lubił ją fotografować. Przed obiektywem miał ją tylko dla siebie, ją całą i tylko ją. Mógł dotykać jej włosów, słuchać jej śmiechu z siebie samej, rozmawiać w trakcie kolejnych ujęć. Siedziała wtedy zazwyczaj na jego balkonie w czarnej dopasowanej, jesiennej kurtce, kolorowym szaliku, piła gorzką kawę i mówiła. Nie zawsze spokojnie i nie zawsze rzeczowo. Czasem opowiadała co wydarzyło się na jej studiach, żartowała, wygłupiała się, a czasem siedziała zapatrzona w panoramę miasta z czwartego piętra. Płakała przy nim. Tak płakała. Nigdy o nic jej nie pytał, zawsze mówiła sama od siebie. Do niego, a może w tą przestrzeń. On tylko słuchał i fotografował. Miał jej zdjęcia lekko uśmiechniętej, beztrosko roześmianej z rozwianymi włosami, zawstydzonej, kojąco spokojnej, skrępowanej, zamyślonej, zapłakanej, przejętej, zdenerwowanej. Cały album czarno-białych zdjęć – emocji. Przy niej patrzył i widział. Nie tylko delikatną twarz i zgrabne, lekko muśnięte słońcem ciało. Widział więcej. Tak, lubił ją fotografować. Nigdy nie była femme fatale, pewną siebie kobietą sukcesu w każdym aspekcie życia, kolekcjonerką męskich serc, umysłów czy kart kredytowych. Była na to zbyt wrażliwa. Ale emanowało z niej coś, co przyciągało, co mówiło ‘podejdź, poczuj, dotknij’, co wzbudzało lekki podziw a zarazem chęć poznania. Może jej naturalna nieśmiałość, spontaniczny rumieniec gdy odwzajemniała uśmiech, a może kobiecość, która unosiła się wokół niej, kobiecość gęsta jak mgła. A może zupełnie co innego. W końcu widzimy ludzi przez pryzmat siebie i swych oczekiwań. Owszem - atrakcyjna, pachnąca czekoladą i migdałami, wstydliwie pokazująca w uśmiechu szereg białych, dziecinnie małych zębów. Była ciepła. Ciekawa. Tak zwanego świata. Zapachów, dźwięków, obrazów. I jeszcze ciekawa tej wrodzonej pasji, która kłóciła się w niej z nabytą melancholią. Pasji do życia. Tego dnia obudziła się łaskotana promieniami słońca, najpewniej ostatnimi tego roku. Leniwie odsunęła kołdrę - zimno. Właściwie mogłaby włączyć telewizor, zaparzyć dzbanek herbaty i spędzić tak dzień w nie dogrzanym mieszkaniu. Mogłaby tak przezimować aż do wiosny. Rachunki, zakupy, okna – aha...nie mogłaby. Sennym krokiem poszła do łazienki, wzięła gorący prysznic, założyła gruby golf, pogniecione dżinsy, włączyła radio, by obudzić mieszkanie. Upiła kilka łyków herbaty, potrząsnęła jeszcze mokre włosy, pozmywała kieliszki po wczorajszym babskim spotkaniu, sprzątnęła swoje parę metrów kwadratowych (Sobota? Sobota.) i wyszła w ten świat jesienny, szeleszczący kolorowymi liśćmi pod stopami. Drzewa już łysiejące, zmęczone, otoczone złoto – czerwonym dywanem, skąpane w październikowych strugach słońca wydały jej się takie ciepłe. Takie poczciwe – tego roku już spełniły swe zadanie, zasypiają. Otuliła się mocniej lekkim szalikiem, lubiła taką jesień, dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Na poczcie i w banku kolejki, w supermarkecie kolejki (sobota) z ulgą więc wróciła do domu, odczytała maile i próbowała przełamać się, i zafundować oknom wysoki połysk. I nagle pomyślała o nim. Nie dlatego, że nie miała planów na sobotni wieczór – miała. Anka z dołu wyciągała ją na rynek. Ale odmówiła, chciała odpocząć od znajomych, od piwa, wina, głośnej muzyki. Odkąd Robert, mężczyzna, z którym ostatnio się spotykała, wyjechał na trzy miesiące do Stanów prowadziła intensywne życie towarzyskie. Jej znajomi dbali, a może to ona nadgorliwie sama dbała o to by nie zostawać wieczorami w domu. Chciała nie myśleć, nie tęsknić, nie siedzieć samej w starym dresie. Wysyłała maile, nocą rozpaczliwie go pragnęła, rano z przyzwyczajenia parzyła dwie kawy. Tęskniła. A teraz tak po prostu pomyślała o innym mężczyźnie, o tym który robił jej te niesamowite zdjęcia, choć nie z ich powodu pochłonął teraz jej uwagę. Zadzwoniła z jednym tylko ‘mogę wpaść?’ Znała go od zawsze. Starszy o trzy lata, charyzmatyczny, spokojny. Małomówny. Kilka niezupełnie udanych związków, zainteresowanie fotografią – skrót ostatnich paru lat. I tak nie wiedziała o nim wiele więcej. Był dobry w tym co robił, miała tego świadomość, widział rzeczywistość z wielu perspektyw. Przeglądała czasem jego zdjęcia, miały głębię, miały klimat, miały jego styl. To jej wystarczało. A teraz chciała z nim po prostu pobyć. Pobyć. Nie wiedzieć czemu. Nie dla zdławienia samotności, nie dla zapchania wieczoru, ani nie z potrzeby towarzystwa. Z potrzeby jego. Założyła kurtkę, owinęła się szalem, wzięła torbę i zamknęła za sobą drzwi. Stanęła w jego progu i zobaczył ją we włosach rozwianych przez ten jesienny wiatr. Taką naturalną i taką namacalną. Weszła do kuchni, w której zawsze parzył im kawę i robił jakieś nieudolne kanapki na obiad. Uśmiechnęła się. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak lubiła tą kuchnię, miała tu swój kubek, swoje krzesło i swój zwyczaj siedzenia na nim. Bałagan jak zawsze, ale bałagan przyjemny. Widok z okna na osiedlowy kiosk, parking i mały park. Tak się do niego przyzwyczaiła. Jego mieszkanie przepełniało ją spokojem. Siedzieli tu teraz naprzeciw siebie jak zawsze, rozmawiali i milczeli. Jak długo, nawet nie wiedziała. Weszła do pokoju kuszona refleksami słońca wkradającymi się przez okno. To tak jakby chciało jeszcze ogrzać ich ostatnimi promieniami nim schowa się za horyzontem. Zawołała go i w tym momencie zauważyła rozstawiony naprzeciw okna statyw. Chciała takich zdjęć, tylko dla siebie. Nawet gdyby nie miały tylu walorów estetycznych, chciała stanąć naga przed jego obiektywem, tak by wpadające światło rozświetlało jej ciało. Zdjęła gruby golf, dżinsy, białą bieliznę. Czuła, że się rumieni. Wziął aparat, znowu była jego, taka bliska. Ustawił. Zdjęcia robiły się same w trybie migawki, on tylko wybierał odpowiednie ujęcia, regulował statyw. I widział tą kobietę tak szczerą i swobodną przed nim, a zarazem zawstydzoną. Widział jej miękkie włosy, wąską talię, pełne piersi, czuł jej zapach i nagle zorientował się, że nie chce robić tych zdjęć, nie chce patrzeć na nią przez pryzmat obiektywu, a potem tęsknie dotykać jej policzków na odbitkach. Nie chce. Podszedł do niej powoli, na tą drugą stronę. Patrzyła na niego, wiedziała. Stali tak kilka sekund a może kilka minut, gdy wreszcie odważył się dotknąć jej ramienia. Wędrował dotykiem po jej dłoniach, rękach, karku, nie przerywając kontaktu wzrokowego, tej niewidzialnej więzi bliskości. Nie przeszkadzały im błyski flesza. Zdjął koszulę, ujął jej twarz w swe szerokie, męskie dłonie, podszedł bliżej a ona przylgnęła do niego z całą swą tęsknotą. Żadnych dźwięków, prócz ich przyśpieszonych oddechów. Całował ją tak zmysłowo i zapamiętale, całował ją jak nikt jeszcze... *** Zimowy śnieg, ten cudowny, miękki, biały puch przeobrażał się właśnie w paskudną chlapę. Po chodnikach płynęły strumienie błota, jakby tego było mało padał deszcz. Szła pod parasolem, obładowana książkami i zakupami. Marzec. Gdy doszła do swej kamienicy w butach miała już kałużę, a w reklamówkach doniosła dodatkowo kilka litrów wody. Weszła do pustego znów mieszkania - Robert wyprowadził się na początku roku, rozstali się. Zmienił się po powrocie. Odgrzała zupę od Anki, przebrała się w ciepły dres, wyciągnęła pierwszą lepszą książkę, położyła się na kanapie z zamiarem czytania, jednak deszcz miarowo uderzający o parapet uśpił jej zmysły. Gdy się obudziła, na dworze było już ciemno. Zaparzyła herbatę i przypomniała sobie, że nie wyjęła rachunków ze skrzynki. Zeszła na dół, przekręciła kluczyk i prócz znajomych kopert zobaczyła w niej jedną grubą, brązową. Weszła do siebie na górę i w przedpokoju wyciągnęła z niej brązowy, ręcznie zrobiony album ze zdjęciami. Sztywne kartki, połączone czerwoną wstążką. W środku zdjęcia z tamtego sobotniego wieczoru, kiedy dała mu siebie całą. Zdjęcia, których nie widziała pół roku. Mężczyzna, którego nie widziała pół roku. Cały album najintymniejszych i najpiękniejszych przeżyć. Oglądała go ze łzami w oczach, oglądała go dziesiątki razy aż nagle poderwała się do telefonu.
-
Tajemnica Polyp Monster
Vegga odpowiedział(a) na Barbara_Pięta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
fajnie, z humorkiem, z przymróżeniem oczka, dobrze się czyta:) ps odważna, odważna, nie powiem;) -
Mamy więc podobne gusta:) Pokombinuję, pokombinuję i może jakoś to 'rozszerzę'. Dzięki za odwiedziny i za plusa;) Pozdrawiam
-
W sumie niezłe, fajnie budujesz nastrój, ale przypomina to taką prozaiczną relację z koncertu(choć nie twierdzę, że brak tu emocji). I to wyrażenie: KTOSIA jakoś psuje. Skoro więc wg Ciebie nie najlepsze to pracuj nad nim :)
-
taaak...osobiście te diabły i te orgie niezbyt mi tu pasują, za miękki ten tekst by włączać w niego mroczne dygresyjki;) Ruch rześkiego powiewu - też niezbyt... może po prostu rześki powiew? Dalej: Ubranie , znak wczorajszej rzeczywistości panoszy się w chaosie wyłaniającego sie z mroku pokoju. - myślę, że powinno być w chaosie wyłaniąjącym się u progu dnia dzisiejszego - ja bym zamieniła na: 'u progu dzisiejszego dnia', bądz po prostu 'dnia'. Inwersja w tym zdaniu trochę 'utrudnia czytanie', przynajmniej mi;) Zakończenie wywołuje lekki niedosyt, można by zakończyć jakoś 'mocniej'... ale w sumie z drugiej strony współgra z sennym klimatem;) Poza tym literówki. Popracuj jeszcze trochę nad tym tekstem, warto, świetnie czyta się takie zwykłe momenty dnia ubrane w fajną i ciekawą formę, pozdrawiam:)
-
Mniam!:) Niemożliwie napisane;)jestem pod wrażeniem, a co się uśmiałam...;) Pisz więcej takich tekstów, bo świetnie Ci to wychodzi, pozdrawiam
-
jak zwykle znalazło sie piękne zdanie, za które bardzo dziekuje :) a co do reszty? pasuje pozdrawiam I ja również zatrzymałam się na tym zdaniu - duży plus:) Reszty nie jestem w stanie ocenić, nie czytałam pozostałych części, ale nadrobię gdy czas pozwoli:)
-
Epizod kasjerski
Vegga odpowiedział(a) na Katarzyna Brzezińska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Przyjemnie się czyta :) -
synestezje sierpniowo-jesienne
Vegga odpowiedział(a) na tenere utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
No niezłe, takie plastyczne, 'żywe'. Fajnie się czytało,mimo iż nie przepadam za opisami;) Aha i klamra na plusik:) -
a może tak? z dopiskiem obudź mnie od dna do dnia taka luźna propozycja, sama nie wiem czy trafna. Pomoże ktoś?:)
-
Uśpioną dłonią mieszała gorącą kawę, 11 rano, deszcz. Cholernie sennie. ‘Mam tylko Ciebie i wątpliwy talent’ pomyślała między drugim a trzecim łykiem, bębniąc nadłamanym paznokciem w blat stołu. 2 największe inwestycje jej ostatnich paru lat i może jeszcze paru następnych. ‘Mam tylko Ciebie i wątpliwy talent’, upiła łyk i nie obudzona do dnia, spojrzała na zasnute niebo. Musi się czymś zająć, tak musi, nie będzie siedzieć bezczynnie, wyprasuje spodnie, odgrzeje obiad, zrobi pranie, zapomni o pustce. Albo lepiej - odłoży ją na kiedy indziej, na później, na bok, poza zasięg świadomości. Tak, tak będzie najlepiej, najkorzystniej, najwygodniej. Stop. Do kawy wpadła łza. ‘Mam tylko Ciebie...’ Miała Go. W prawie każdej minucie ostatnich lat. Silnego, któremu ufała, który wiedział dlaczego nie zawsze lubiła wracać do domu, który w ogóle wiedział. Miała tylko jego. I ten wątpliwy talent. Czasem dostawał listy na wspólnych kolacjach, tych bardziej romantycznych. Przeczytał jej pierwszy wiersz, lubił jak pisała. I bywało, że spełniała się w słowach. Nie zawsze, ale ta potrzeba była w niej. Tak więc zepchnąć pustkę na bok, plan na dziś, zepchnąć ją na margines, nie myśleć. Wśród nadszarpniętych relacji rodzinnych, rozsypanej przyjaźni czuła się nieporadnie, czuła się jak marionetka. Piła kawę zimno – gorzko – słoną od łez i dzień wydał jej się bezpłciowy, tak jak ona sama. Pociągnęła nosem. Przeczytała na ekranie telefonu: ‘wpadnij’. Wpadnie, tak kocha popołudnia na tym czwartym piętrze popijane gorzką herbatą i ciepłym dotykiem mężczyzny. Wpadła w mokrych butach i z parasolką, z książką o fotografii dla niego. A gdy przytulił ją mocniej, poczuła, że oczy jej wilgotnieją i już wcale nie broniła się. Teraz z oczu wylewały się łzy, by zaznaczyć na policzkach czarne od tuszu strużki. Już może bez wstydu uzewnętrznić swoje poczucie nijakości, swoją złość na siebie, bezradność, niepewność. Już może. I w tym pojęła sens miłości w najlepszej postaci. Nie tej dla której on poświęca wieczorny mecz z kumplem, nie tej dla której robi rzeczy, na które nie ma cienia ochoty. Tej, w której siedzi obok zapłakanej kobiety, uspokaja jej dłonie, które kreślą nerwowe wzory na dywanie. I w najbardziej odpowiedniej chwili całego dnia a może i kilku dni, tygodni czy miesięcy, szepcze, że kocha. I to wystarczy, by poczuła tę niewypowiedzianą bliskość i by obudził ją do życia. By wracając do domu wybrała dłuższą drogę, zrezygnowała z parasolki, bo być może to jeden z ostatnich letnich deszczy i czuła lato tętniące na ulicach. By szła spokojnie, pełna siebie i miłości. 'Mam tylko Ciebie i wątpliwy talent' - już nie tylko, już aż.
-
Kasiu, dziękuję za komentarz i sugestię, dałaś mi do myślenia. Bo: 'obudź mnie do dnia' oznaczać miało świadome przeżycie owego dnia właśnie, podczas gdy p.lir. czuł się z niego wytrącony, jakby nieobecny. Z kolei obudź mnie od dnia intryguje, nie powiem;)takie oderwanie od tej prozaicznej, przytłaczającej rzeczywistości - taki niebanalny neologizm. Hmmm... a moze by to jakos przewrotnie polaczyc;) Musze sie z tym przespac;)
-
poranne impresje zamiast kawy
Vegga odpowiedział(a) na Niesapominayka27 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Mhmmm:))) Taki ciepły, kobiecy obrazek - ładne:)
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 5 z 7