Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Vegga

Użytkownicy
  • Postów

    164
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Vegga

  1. Lubię taką bezpruderię i bezpośredniość. Nie cackasz się ze słowami i nie owijasz w bawełnę, momentami jest wulgarnie, ale co z tego, skoro tak ostrzej(ale nie jest to bezmyślne). I owszem taka redukcja człowieka tylko do jego seksualności potrafi powiedzieć o nim wiele. Tu nie mówi specjalnie dużo, jednak mam pewne wyobrażenie(może niezbyt wyraźne)o tym akurat człowieku. I o Lucy przy okazji też;) A sam tekst: fabuła interesująca, czyta się dobrze. Pozdrawiam.
  2. Taaak...ja też czytałam już takich tekstów na pęczki i wszystkie tak samo sztampowe. Te powtórzenia i równoważniki zdań zapewne zamierzone, ale uwierz mi - to denerwuje gdy się czyta. Reasumując - nie podoba mi się(choć parę fragmentów można by było ciekawie wykorzystać, ale na pewno nie w takiej formie). Pozdrawiam.
  3. Lubię jesień. I zawsze kojarzy mi się właśnie z parkiem. Natomiast co do tekstu;) - też mam mętlik po przeczytaniu. Mam wrażenie, że to luźny zapis myśli, w którym czasem trafi się jakaś bardziej wartościowa, ale ogólnie jest to dość chaotyczne. Nie wiem czy tak miało być, czy nie, ale do mnie to w 100% nie przemawia. Przemawia fragmentarycznie - np. motyw z herbatą malinową i zakończenie(jak już ktoś nade mną wspominał:) Pozdrawiam.
  4. To może tak: wg mnie język sam w sobie momentami jest bardzo lekki, słowem - całkiem niezły, natomiast samo opowiadanie jest trochę mdłe i nijakie. Niby schizy dzieciaka(dobra nazwijmy to wyobraźnią;) ), jego widzenie świata, pies, który gada itd oddane w realistyczny sposób(i pomysł dobry), ale przez to opowiadanie się nie "płynie", ono nie pociąga, po prostu pozostaje obojętne. Ja bym nad nim jeszcze popracowała, bo, jak juz mówiłam, pomysł jest:) Pozdrawiam.
  5. W zasadzie to brakuje mi na "Prozie" takiego działu: "Warsztat" (jak na "Poezji") - bo wrzuciłam tu ten tekst sama do końca do niego nie przekonana, bardziej ciekawa opinii niż pewna jakiejś tam jego wartości. No i tych opinii się doczekałam, ale zupełnie rozbieżnych;) Nie wiem, zostawię na razie ten tekst, a kiedyś do niego na pewno powrócę na chłodno i z dystansem, którego brakuje mi teraz - wtedy go trochę podrasuję. A Basi i Adamowi dziękuję za poświęcony czas:) Pozdrawiam.
  6. Zaintrygowałaś mnie tajemniczą taksówkarką ;) Pozdrawiam i... do następnej części:)
  7. Siedzę w knajpie, tej jednej z niewielu, która ma duszę, która kiedyś teatrem była i która na moment nim bywa jeszcze czasami. Sięgam po kolejnego papierosa, chociaż nie trzymałam ich w dłoniach już blisko dwa lata. Niepohamowana wręcz ochota - co zrobić? Zapadam się w kanapę, ciało wbijam w zakurzoną tapicerkę, w kącie stoi stary rower, pewnie rekwizyt. - No to słuchaj Vegga, bo ty chyba nie rozumiesz. - No słucham. – Odpowiadam spokojnie Czarnej, odpalając papierosa. - To jest tak, siedzisz powiedzmy w tej knajpie i przy tamtym stoliku siedzi paru facetów, no nie? – Ruchem głowy wskazuje stolik, przy którym owi potencjalni faceci mieliby siedzieć. - No. - Siedzą. I nagle wśród nich widzisz właśnie tego. Który patrzy się na Ciebie i w tym momencie Ty wiesz, że nie kto inny tylko on. Tylko. Patrzy się w tak magnetyczny sposób, że Ty nie widzisz już niczego ani nikogo, bo widzisz tylko jego, a on widzi tylko Ciebie i nic nie jest ważne. Nie wiem czy masz ciarki, czy nie, czy się uśmiechasz czy nie i czy robi Ci się gorąco, czy może się rumienisz, ale wiem że wtedy się po prostu wie. – Czarna upiła łyk piwa. – To nie jest racjonalne, kurwa, ja wiem że nie. Bo gdyby mój Michał się dowiedział co ja czuję do Kazika to sajgon jak cholera, ale co z tego? - Czarna, ale Ty z Michałem z serca, czy z rozumu? - No właśnie widzisz z serca. I ja też nie wiem jak to się dzieje. Patrz, stałam wtedy na tym meczu, wokół mnie tabuny, rozumiesz - tabuny facetów. Wysokich, niskich, przypakowanych, łysych, chudych, przystojnych i okropnych. I nieważne, że tabuny, ważny był ten jeden Kazik w tym obleśnym białym t-shircie z różowymi lamówkami i w rozwalonych adidasach. Nie wiem co mną trzepnęło, ale to było na tyle silne, że nie mogłam, po prostu nie mogłam, oderwać od niego wzroku. Ni cholera. Stałam i świdrowałam go spojrzeniem. Wokół wszystko krzyczało, darło się, wirowało i podniecało a ja stałam jak zahipnotyzowana. Spojrzałam na Czarną - nerwowo obracała nie zapalonego papierosa w szczupłych palcach. Miała rumieńce? Tak mi się wydaje, choć nie jestem pewna, za ciemno by to stwierdzić. Ale Czarna nigdy się nie rumieni. Barman zabrał puste szklanki. - Jeszcze coś będzie? - Trzy duże. – Rzuciłam machinalnie. – Dobra, kontynuuj. – Przeniosłam spokojne spojrzenie na Czarną. - Czekaj – powiedziała, zapalając papierosa. – No i wiesz, stoję tam tak... – Wypuściła dym z ust. – A on nagle spojrzał na mnie i jak gdyby nigdy nic mówi mi „Cześć”. Zwyczajnie, po prostu, najnaturalniej na świecie. Czujesz? Ja wtedy albo nie czułam nic albo czułam cały świat. Ale wymamrotałam mu te „cześć”, chyba na wpół nieprzytomna. Roześmiałam się. - I wyszłam z nim z tego meczu. – Podsumowała. – W połowie. Rozumiesz, wyszliśmy bez słowa. Słuchaj, Arturowi, kumplowi z którym poszłam – Wtrąciła. – Szczęka opadła do samej kurwa ziemi, a ja se normalnie wyszłam. No ale to nieważne co Arturowi. Bo ja byłam z Kazikiem. – Zaciągnęła się powoli. – Spędziłam z nim kilka nocy i ja wiem, że za jeszcze jedną taką pół życia bym oddała. Dosłownie. Nie wiem czemu. To jest tak cholernie nieracjonalne, że aż boli. Przecież on siedzi w więzieniu i nawet nie jest w moim typie, w ogóle to jakiś margines społeczeństwa. Nie wiem co mnie porąbało. – Przerwała na moment. – Gdyby powiedział, że mu zależy, możesz mnie rozumieć albo i nie, ale uwierz – gdyby tak powiedział rzuciłabym wszystko. Bezwarunkowo wszystko. Wiesz, dzwoni do mnie czasem stamtąd. Przyjedzie teraz na dwa dni. I już rzuciłam - skłamałam Michałowi, że wyjeżdżam do rodziny. Uwierzył. Pojedziemy do Kazika. Potem nie będę potrafiła się otrząsnąć, ale nie szkodzi. – Upiła łyk piwa. - Zostały mu w tym więzieniu jeszcze dwa lata. - Czekasz? – Zapytałam spokojnie. - Nie wiem. – Odparła po chwili namysłu. – Nie wiem Vegga. Boję się. - A co z Michałem? - Trudne pytania zadajesz. Nie wiem. Nie wiem co z nim i co ze mną. Po prostu nie wiem.
  8. Wiesz, weszłam z czystej ciekawości, przeczytałam pierwszy akapit trochę od niechcenia i... tak mnie wciągnęło, że przeczytałam jednym tchem. I do tej pory nie wyszłam z podziwu i wychodzić nie zamierzam. Świetne, przemyślane i tak bardzo niepospolite. Dla Ciebie brawa, a dla mnie... tekst do ulubionych, koniec kropka:)
  9. Swoją drogą, swoją drogą. Co do oczekiwań natomiast, to perełek literatury szukam gdzie indziej, choć nie wykluczam że i w tym miejscu się zdarzają;) A precyzując: tu uczę się na błędach innych i swoich(bo jestem świadoma niedoskonałości swojego pisania), chętnie poczytam tych, którzy tak jak ja próbują, a jeśli coś mi się nie podoba to mam święte prawo by to napisać i szczerze nie obchodzi mnie czy autor założył sobie, że będzie to tekst wysokich lotów czy też nie założył.
  10. Więc ja pokuszę się o małe wyjaśnienie. Ten tekst to jakiś bełkot nawiedzonej baby, w stylu: "jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, nie daj się facetom, bo trzy czwarte z nich to śmieci nic nie warte, ale kiedyś tam spotkasz księcia, zobaczysz, nie martw się, w końcu jesteś wyjątkowa,wspaniała, miła i w ogóle fajna dziewczynka". Ironii tu nie czuję ani krzty (zaznaczam to tylko moje odczucia), więc skomentuję tylko z lekkim opadaniem rąk: "o Dżizzzzyyysss...;)" Jasne, że nie oczekujemy, jednak publikując je tu oczekujemy czegoś innego - czyichś opinii na ich temat. Więc ja swoją wyraziłam. No. To sobie popolemizowałam;) Pozdrawiam.
  11. Z całym szacunkiem - nie chciałabym dostać takiego listu od kogoś tak wszechwiedzącego jak nadawca. Ten naciągany pseudo-feminizm, ta nagonka na walentyki są jeszcze bardziej kiczowate od tego całego święta. Tak jak adam sangreal powiedział - zwykła paplanina, ja dodam jeszcze - pełna głupich, babskich haseł i niby-rad. Nie wiem czy o to Ci chodziło, ale podejrzewam, że nie. Pozdrawiam.
  12. Taaak... to taka historia, którą opowiada Ci znajomy a Ty potem jesteś ciekawy ciągu dalszego, nie tyle, co dla sposobu w jaki Ci to opowie, ale dla samej historii. Jest w tym coś co przyciąga uwagę - wyrazista Dżou i tajemniczy kapral (którego losy z Dżou zapewne się splotą) i wiem, że pociągniesz ciekawy ciąg dalszy - tego jestem pewna. Ale jest w tym pisaniu coś co sprawia, że ta historia jest tylko kolejną historią, którą się po prostu opowiada, która owszem zaciekawia bardzo, ale nie fascynuje pod kątem "pisarskim". Tu kluczowa jest ta ludzka ciekawość(którą potrafisz wzbudzić, przyznaję) to zwykłe "wścibstwo", nie styl (choć czasami jest wg mnie dobry). A to musi iść w parze... choć to trudne. No a tak na marginesie - momentami robi się zbyt "gangsta" ;) A scena pieprzenia się w pociągu jest fajna;) Cóż, czekam na cd - wtedy napiszę pełną opinię;) Pozdrawiam.
  13. BASIU: No tak, smutne ale prawdziwe - samotność we dwoje to najgorszy rodzaj samotności. I oby od takiej jak najdalej. A za pozytywną opinię dziękuję serdecznie i również posyłam wieczorowe pozdrowionka:))) PIOTREK: Kurcze no z reguły nie tłumaczę swoich utworów, ale tym razem mnie sprowokowałeś i się pokuszę;) Scena babskich plotek z brukowego ścierwa - o to właśnie mi chodziło. By ukazać ją taką jaka właśnie jest - rażąco standardową, przeciętną samą w sobie, typową.. tak samo klasyczne m3, kraciasty koc, papilot i fartuch, żona zołza i mąż, który na to leje. Ile jest takich "rodzin"? Mnóstwo. Nie chciałam tu pomysłu, chciałam czystego realizmu, to wszystko, a że nie dotarło - masz rację, nie wszystko musi. Pozdrawiam :) PS. "Literackie telenowele"? Jak mam to rozumieć?
  14. O cholerka;) Mieszasz wątki, sytuacje, epizody a mnie babska ciekawość popycha ciągle ku następnym częściom;) Kurcze Basiu zaserwuj już to rozwiązanie!;) A apropo stylu - ciągle trzymasz formę;) I urywasz akcję we właściwych momentach.
  15. Małe m – 3, stara kanapa, jeszcze sprzed ślubu, ubrana w kraciasty koc, niebieska poświata telewizora emitującego kolejny odcinek serialu kryminalnego, dwie szklanki z niedopitą herbatą, dwie pary kapci i dwie gazety. - Anetka dzwoniła. – Leżąc wygodnie pod kocem, powiedziała chyba bardziej do gazety niż do niego, poprawiając przy tym uparcie zwisającego papilota. - Aha. – Mruknął nie podnosząc oczu znad wyników ostatnich rozgrywek. - Rozsiadł się w tym fotelu i nic go nie obchodzi – Pomyślała. – Nie zapytasz co u niej? – Dodała z wyrzutem. - Co u niej? - Kupili nowy telewizor. A Mateuszek płacze w przedszkolu. – Odpowiedziała automatycznie. - Dzieci mu zabawki podbierają i dokuczają, wszystko przez te okulary, ja mówiłam, że on będzie w nich nieszczęśliwy, mówiłam. Biedne dziecko. - A co on baba? Nie potrafi się obronić? – Przewrócił stronę. - Anetka chce go przepisać gdzie indziej. Ale Janek oczywiście nie i nie, zresztą czego by się po nim spodziewać. – Spojrzała wymownie w sufit. - I tak im się dziecko nabawi jakichś kompleksów i nie wiadomo jeszcze czego. Boże Kochany, biedny Mateuszek. Ale Ciebie to oczywiście nie obchodzi. Obojętnie czy by go obchodziło czy nie, ona i tak uznałaby że nie, więc szkoda głosu. Omiótł wzrokiem reklamę wiertarek na przedostatniej stronie i sięgnął po pilota. - Wiadomo, zero zaangażowania w sprawy rodzinne. Zero.– Skwitowała. – Pff... całe życie z wariatami. – Rzuciła zaczepnie ni to w przestrzeń ni to do niego, poprawiając guzik znoszonego fartucha. – Że człowieka czasem tak zaślepi i popełni błąd na całe życie. Z rozmachem odkryła koc, wzięła swoją szklankę i poszła dolać sobie herbaty. Wracając spojrzała jeszcze do lustra, jak zwykle bezcelowo. Odruchowo. - Co tak skaczesz i skaczesz po tych kanałach jak nakręcony? Nie reagował. Usiadła ciężko na tapczanie, poprawiła okulary i wróciła do plotek na dziewiętnastej. - Idę spać, nic nie ma – Wycedził w końcu. - Oczywiście idź, idź – Powiedziała ironicznie. – Tyle z ciebie pożytku. – Dodała w myślach nie podnosząc wzroku. Po pięciu minutach leżał już w swoim łóżku. Ona też zgasiła telewizor i wyciągnęła swoją pościel ze schowka w kanapie. Zasypiając, już nawet nie myśleli, że chcieli by inaczej.
  16. Rozumiem i przepraszam, przyznam szczerze - nie czytałam Twojego tekstu. Podobieństwa faktycznie są (a w zasadzie jedno zasadnicze - motyw samotności, szczególnie tej "internetowej") ale były [u]niezamierzone i nieświadome[/u]- ale jeśli sobie nie życzysz to wykasuję. Zresztą... wykasuję lub zmienię tematykę drugiej części tak czy owak. Tylko wiesz, niestety życie to nie studnia bez dna, tematyka kwalifikująca się do ewentualnego opisania tak samo - i zawsze jest ryzyko powielenia pewnych aspektów. Nie miej jednak żalu. PS. Obejrzałam "Trzy kolory. Czerwony". Robi wrażenie, rzeczywiście. Pozdrawiam i przepraszam jeszcze raz.
  17. Od dziesięciu minut dzwoniła zawzięcie. Bezsensowna melodyjka nerwowo rozbrzmiewała w czterech ścianach, odbijając się echem w jego głowie. Wibrowała w gęstym dymie, gorączkowo i nieprzytomnie z niecierpliwości – głucha mantra, dudniących obłędnie nut. - No? Cisza. Cisza nagła i przeszywająca. - Czemu nie odbierałeś? - O co Ci chodzi? Wyczuła to zniecierpliwienie, nie da się ukryć – wyczuła. - Mi? – Zapytała ironicznie. – Mi o nic. Zapytaj siebie. - Dzwonisz po to żeby mi to uświadamiać? - Nie. – Ucięła krótko. - Nie? - Nie – Odparła już spokojniej. – Chciałam Cię po prostu usłyszeć. – Zawiesiła głos. – No i usłyszałam. Dopił piwo. Odłożył butelkę na ziemię. - Zawsze musisz być taka sarkastyczna? I znów ta cisza. - Co? – Rzucił pretensjonalnie. Sygnał. Rozłączyła się. Ucięła to, czego i tak właściwie nie było. Zapalił kolejnego papierosa, podszedł do okna. Widział każdy ruch, każdy gest, każdy krok na nierównym chodniku i każde spojrzenie właściwe tylko jednym oczom. A świat nie widział go. Nigdy, bo on sam, podobnie jak to okno, był lustrem weneckim. Obserwował wnikliwie każdy szczegół, ale nie pozwalał zajrzeć w siebie. Zgasił niedopałek, wystukał dobrze znany numer, sam nie wiedział nawet czemu. Odebrała. - W porządku. – Jej głos nie czekał na wyjaśnienia. Wiedziała. - Przyjedziesz? - Teraz? - No a kiedy? - To za godzinę będę. Leżała pod nim miękka i ciepła, z delikatnie rozchylonymi wargami. Pachnąca wanilią i zmysłowością. Lekko wygięta i idealna. Przymknęła oczy. Jej skóra nie drżała pod jego ustami, bo jego ust nie było na jej skórze. Podpierając głowę patrzył na jej subtelną twarz, drugą dłoń zanurzając w jej bujne włosy. Mógłby teraz z nią zrobić wszystko. Mógłby, nie budziło to w nim jednak potencjału i męskiej satysfakcji. Nie potrafił i nie chciał zrozumieć, dlaczego ta piękna kobieta nie pociąga go w żaden sposób. I jednocześnie nie potrafił opanować wzroku, który wodził za nieznajomymi nogami, czy dłoni, które dotykały obcych piersi tak zapamiętale i żarliwie. One, inne, nieznajome, bezimienne, starsze, młodsze, atrakcyjne i te niespecjalnie, wabiły go ruchami, spojrzeniami, ociekały feromonami. Brudna miłość gdzie popadnie - syf bez moralnej czkawki. W czystej pościeli z nią prawdziwą nie potrafił. * Przepraszam - część druga w modyfikacji. Ale CDN.
  18. Perspektywy jakieś zawsze masz, tyle tylko, że niezbyt dochodowe i zyskowne - wykształcenie polonistyczne żyłą złota to nie jest. Ja wybrałam polonistykę, jestem na pierwszym roku. Poszłam z przekonania. I cóż...wrażenia w sumie mieszane, ale nie żałuje. Można się czepiać łaciny, leksykologii, językoznawstwa, ale komu idealnie "wchodzą" wszystkie przedmioty? Nie znam nikogo takiego. Tak z ciekawszych (i bardziej aktywizujących)to: literatura staropolska, poetyka, historia po 1918, psychologia. Twoja decyzja. I jeśli wybierzesz nastaw się na bliskie związki z maaaasą książek;) Pozdrawiam. PS: Na UŚ aż tak źle?...ooo matko, zaczynam się bać;)
  19. Podoba mi się fabuła. I mam takie wrażenie, nie wiem czy słuszne - on pomoże jej, ona jemu... Ciekawa jestem jak to pociągniesz. Poza tym 'wyczuwam Cię' w większości Twoich opowiadań, ciągle jesteś gdzieś tam obecny. I tylko, wg mnie, czasem piszesz zbyt 'wprost' - może lepiej zostawić tu i ówdzie jakieś miejsce 'niedookreślenia'? Pozdrawiam
  20. Być może, wg Ciebie, u kogoś został zrealizowany lepiej, kwestia gustu - nie każdemu musi się podobać. Tak czy inaczej dzięki za odwiedziny i małą korektę :) ( w pewnych miejscach zostanę jednak przy swojej wersji,bo tak mi pasuje, chociażby nawet do stylizacji językowej)
  21. Aj Basiu, jeszcze drugą część zaserwuję w tym klimacie, a co!;) Tylko... muszą ją napisać:P Dzięki za odwiedziny, dobrej nocki :)
  22. Kolejne osiedle. Kolejna wielka, skondensowana aglomeracja mieszkań. Ściśniętych na sobie, pod sobą, obok siebie, upchniętych na paru hektarach – czysta ekonomia. Stutysięczna sypialnia ekshibicjonistów, rudera PRL – u. Bez przestrzeni, bez prywatności i bez sensu. Jedno z wielu. Nic szczególnego. * Mogła bez trudu powiedzieć, co sąsiadka z dołu robi na obiad, co te bachory z góry znów spieprzyły w szkole albo jak wygląda nowa kochanka tego z dziewiątki. Bez trudu, bez wychylania nosa z mieszkania. Ludzie bez żaluzji w oknach, bez iluzji w życiu – z wnętrznościami na dłoni. O niej pewnie też wiedzą wszystko. Wyleciała z tej cholernej roboty, a ta kreatura z dołu zrobiła z tego sensację na pół osiedla. Trudno. Teraz i tak ma to w dupie, w sumie nawet się nie łudzi, że jej życie jest tylko jej. Nie jest. Co dnia zagląda w nie paręnaście par wścibskich oczu i uszu. Pewnie już dawno wyczaili, że się nie rusza z domu i że z łóżka prawie nie wstaje, bo nie ma po co. Że kwiatki na parapecie uschły, cholera. Bo uschły. Zresztą i bez tego wyglądały jak badyle, pal licho te zdechłe kwiatki. Że jej jedynym towarzyszem jest nadmiar wódki i że ona, w przeciwieństwie do sztabu wzorowych żon i matek, znów dziś nie gotuje nic na obiad. Czuła, że blaknie. Oplatała ją melancholia takich samych dni i obojętności. I nie robiła nic. Skapitulowała. Nie wychodziła z domu, bo czyjeś oczy spoglądały z politowaniem, a czyjeś mówiły, że i tak już przegrała. I cholera, miały rację. Nie sprzątała. Bo dla kogo? Dla siebie? A po co? Jakoś nigdy nie była pedantką. Nie szukała pracy. Bo co mogła znaleźć z ledwo skończonym technikum? Nawet z supermarketu ją wylali. Złamane życie, to wszystko. A co najśmieszniejsze, stanowiło ono prawdziwy ośrodek zainteresowania wszystkich wokoło, tych, którzy o niej wiedzieli więcej niż o sobie. Doprawdy, ironia losu. * Wstała z łóżka, by zaparzyć sobie herbatę. Zajrzała do pudełka - puste. - Niech to szlag. Sięgnęła po słoik z kawą. Najtańsze ścierwo. Nastawiła wodę. Markowski znów tłukł się po schodach ciężkim i nierównym, bo pijanym, krokiem. Po chwili błądził już kluczem w starym zamku, klnąc przy tym na czym świat stoi. Usiadła na blacie stołu, odruchowo spojrzała przez okno. - Powodzenia. – Rzekła z sarkazmem. Ci z naprzeciwka chyba zmieniali lokum, na co wskazywała sofa wypuszczana balkonem. Zresztą gdzieś już słyszała, że z końcem marca się wyprowadzają. - Tak jakby to miało coś zmienić. – Prychnęła. – Wszędzie to samo. Wszędzie. Napełniła kubek parującym wrzątkiem, ciężko oparła się o ścianę i obserwowała sennym wzrokiem jak ta z naprzeciwka krząta się po opustoszonym pokoju, jak zdejmuje obrazy i przenosi jakieś kartony. Po kwadransie zgasiła światło. * Wprowadzili się w połowie kwietnia. Jakoś tak nagle, nawet nie zauważyła kiedy. Zajęli wysterylizowane mieszkanie na drugim piętrze, mieszkanie bez duszy. Po prostu - wwiercili się w ten sztuczny makrokosmos zupełnie bezszelestnie. * Gapiła się tępo w ten szklany ekran, nie wiedząc nawet po co. Jakoś jednak trzeba zapchać czas. Już nawet Ruda nie dzwoniła, zresztą po jaką cholerę miała dzwonić? Ciągle słyszała, że monotonia, że bez sensu, że roboty nie ma, że życie spieprzone. W końcu przestała, a jej nawet ulżyło, że już nie musi się nikomu z niczego tłumaczyć. Odbijała się bezcelowo od czterech ścian, nie wychodząc poza nie prawie wcale. Wieczorami płakała z samotności, w nocy nie spała, rano nie mogła zmusić się do wstania z łóżka. Nie żyła. Wegetowała w wiecznym przygnębieniu. Wyłączyła telewizor, wyciągnęła papierosa z paczki, klnąc w duchu, że to już ostatni. Poprawiła przybrudzony szlafrok, wyszła na balkon. Nowi z naprzeciwka też wyszli, chyba się przewietrzyć. On pogodny i lekko przygarbiony, ona niedołężna i na wózku. Podawał jej jakieś sadzonki, a ona nieudolnie wkładała je do prostokątnych donic, po czym on zasypywał je ziemią. Siedzieli naprzeciwko siebie i nie przerywali rozmowy ani na moment. - Cóż za idylla. – Prychnęła z ironią. Dopaliła papierosa, wróciła z powrotem przed telewizor. – Tacy starzy, a się w ogródki bawią. – Wróciła na chwilę myślami do nowych. – Zbiera się na burzę, a ci se kwiatki wysadzają. Chyba jeszcze nie wiedziała, że właściwie im zazdrości. * Nie mogła opanować ciekawości. Wychodziła wieczorami na balkon, przesiadywała przy oknie lub opierała się o ścianę i patrzyła na nich. Ostatnio czytali sobie gazety. To znaczy ona jemu, bo chyba nie widział tych drobnych liter. Potem przyniósł jej herbatę, pogłaskał po lichych włosach, usiadł ciężko i słuchał dalej. Innym razem znowu rozmawiali z kimś przez telefon. Ona, podekscytowana jak dziecko, co chwila wyrywała mu słuchawkę. Śmiali się jeszcze przez cały wieczór. A wczoraj grali w karty! Potem on zdjął ją z tego wózka i ułożył w łóżku. Chyba musiała być ciężka, bo na jego twarzy widać było grymas wielkiego wysiłku. A potem uśmiechnął się do niej i ona coś powiedziała. Może: - Tyle sprawiam ci kłopotu. Albo: - Jeszcze mi się kiedyś złamiesz. On się nachylił, a ona go pocałowała. Pocałowała. Tak jak całuje zakochana kobieta. Tego wieczoru długo jeszcze stała w ciemnym pokoju przy oknie, dotykając palcami szyby i myśląc o nowych.
  23. Vegga

    ****

    Może inaczej: mam nadzieję, że takie właśnie przytulne będzie;) Pozdrawiam Cię również :)
  24. Vegga

    ****

    dzięki, tymbardziej że to jedno z tych 'osobistych'... :) i... dzięki jeszcze za poświęcony czas, tacy zabiegani jesteśmy, że zostaje nam go niewiele dla innych. Pozdrawiam :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...