Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tomasz Pietrzak

Użytkownicy
  • Postów

    298
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Tomasz Pietrzak

  1. podoba mi się punkt wyjścia w tym wiwrszu tzn. budowanie treści w oparciu o przeciwieństwa, niestety punk dojścia jest mało ciekawy wręcz miałki pozdrawiam.
  2. 'trwać w niechcianej ciąży' - mógłby od tego powtstać ciekawy utwór społecznie zaangażowany, niestety brakło w tekście nawet zaaangażowania autora i wszystko się rozeszło. pozdrawiam.
  3. widząc szate graficzną liczyłem na przygodę, bo po coś ona chyba jest. znalazłem natomiast straszne pojękiwanie podmiotu lirycznego i ubogą treść, która nawet ufryzowana na awangardę nie broni się. pozdrawiam.
  4. mi się podoba co robisz z poezją, naginasz, mieszasz style i nie zamykasz się w sztywnej konwencji, dialogi - dlaczego nie. czy wiersz jest komercyjny - nie. dla mnie jest to wiersz w którym widać zmysł ironii i obserwacji autora, nie lubię dzielic, ale dla mnie 3 częśc najlepsza. pozdrawiam.
  5. samo zło, jablkova, jay - dzięki za ciepłe komentarze. pozdr.
  6. faktycznie wersyfikacja, trochę do wymiany i namysłu, podobnie interpunkcja trochę niekompletna lub jeśli patrzeć na to z innej strony, za dużo jej tu. co do treści, ciekawa aczkolwiek nieodkrywcza. pozdrawiam Tomek.
  7. już wiem co gryzie ten początkowy wers 'na sznurkach mozliwości' jakaś taka metaforka do dopełniacza
  8. jest w tym wierszu coś ciekawego, jest w tym wierszu także coś denerwującego, pomyślę i wrócę... póki co pozdrawiam.
  9. świat nie jest do oglądania trzeba w nim być Mark Rudman Te zwykłe dni pomiędzy, zawieszenie; cztery ściany, krzesło jak obietnica wysłuchania i spowiedź sekwoi z gałęziami przyklejonymi do szyby. Zupełnie jak w wierszu Wang Wei, tylko echa gdzieś świadczą o kimś więcej niż drzewa. Słyszę głosy i rozmowy spadające z ośmiu pięter jak wodospad płaczu dzieci i trzaśnięć drzwiami. Obserwuję to wszystko co za firaną; wzgórze, które przybrało chłodną jak na wrzesień pozę, maski pośmiertne liści, gołębia, który przez chwilę rozważał chodnik i rynnę pełną wody. To wszystko jest w świecie, zawarte w nim, a ja? Tylko patrzę i słucham, jestem parą wędrujących oczu i uszu, wybiegających na zewnątrz, między sekwoje i wzgórza, jak gdybym nigdy nie miał dotknąć tego, co za oknem.
  10. płytkie banialuki lepszych!
  11. dziękuję wszystkim za komentarze, co do powtórzeń, jak zauważyła Alter są na miejscu;) pozdr.
  12. peelka za dużo próbuje 'zrozumieć' pozdrawiam:)
  13. 1. drzewo wyrosło mi z rąk drzewo wyrosło ze mnie w dół - znam dno wiązu (ja tam jestem) obejmuje mnie obejmuje ulice świecące koronami skradam się z nim bezgłośnie dyskretnie strumieniem powietrza gałęzią porą roku pod okno - liść opada na dywan wróciłem pod piątkę 2. drzewo jestem sobie drzewo zielone wyrosłem z rąk trupa wyrosłem z niego i tam tego na dole - mam korzenia odejmuję ulicę i szeleszczę koroną ponad ziemią skradam się bezgłośnie dyskretnie strumieniem powietrza zrzucam liść O! Jarred wrócił do domu
  14. i wtedy spojrzałem przez okno zrozumiałem że w nadchodzących latach słońce zmieni tor wschodów na zachód od Katowic Tomek zredukuje swoją znajomość zaimków do Ja i poświęci się mrówkom ich bezszelestnym wojnom skurczy się świat do krzesła później do kartki papieru i powstanie list moi drodzy wszyscy zmarli
  15. piękny tekst ze wschodnią filozofią przebrzmiewająca w tle zabieram ze sobą w całości pozdrawiam Tomek
  16. Julia; ups 'k' wypadło przypadkiem, dziękuję za komentarz
  17. bardzo dziękuję za wizytę pozdr.
  18. najwyraźnie niektórzy potrafią spojrzeć, poza wytarte ścieżki i asekuracyjne formy. Hemm, to był głos na Ciebie. SAO wiem wiem, ale jakos mnie tak naleciała refleksja, o poezji współczesnej:) zdrówka.
  19. Lucynko, dziękuję za komentarz pozdro.
  20. Z całym szacunkiem... wiele tu (i nietylko tu, zresztą) przysyłanych putworów to plony paraalchemicznych prób przeistoczenia prozy w poezję podług przepisu: posiekać pół przypadkowego paragrafu, podrzucić szczyptę patosu, pomieszać i podać na półgorąco. Pozdrawiam, SAO najwyraźnie niektórzy potrafią spojrzeć, poza wytarte ścieżki i asekuracyjne formy.
  21. jeszcze jedna uwaga, odnośnie Plath i motywu killbillowego, nie staram się w wierszu podnościć, tych motywów, tak do dobre słowo do rangi ikon, ani schlebiac żadnej modzie. pozdr.
  22. samo zło - cieszę się, że ktoś dotarł do NOP Michale, wbrew temu co piszesz, będę się upierał, przy swoim, może i ten tekst nie jest, utworem czysto poetycki, ale też nie jest, utworem prozatorskim, jest czyms pomiędzy, dlatego ja widzę sens publikacji w tym, a nie innym dziale. pozdrawiam i dziękuję za wizytę.
  23. Mam nadzieję, że ktoś dotrwał do końca:)
  24. dziś (jest sobota) Ptaki albo liście zlatują ruchem wirowym z drzew jak kapelusze z głów żałobników w dość wietrzny pogrzeb. Dowiaduje się, że wakacje w tym roku spędzę w mieście, gdzie cegły na ścianach są uśmiechnięte, a domy są całkiem wysokie jak przystało na ten twardy, niegościnny, kontynent. Pieprzona Atlantyda! sen 1 (jest niedziela) Miałem sen, nie tak proroczy i rewolucyjny jak Martin Luther King, raczej jak Prior z Aniołów w Ameryce. W tym śnie byłeś deszczem, przeglądałem się w tobie, kiedy leżałeś na ulicy. Powiedziałeś, że jest już listopad, że o tej porze masz tak zawsze. Śpisz sobie, gdzie popadnie, a budzisz się dopiero w kwietniu, kiedy powietrze roi się od latawców. Wtedy ożywają wszystkie cząstki ciała, wracasz do chmur na kolejne parę miesięcy lub na zawsze, jak wolisz. dziś (jest poniedziałek) Kobieta na przeciw spakowała swoje rzeczy, do tej pory wspólne i wsiadła do samochodu marki Mercedes. Jej mąż stał na balkonie, nic go to nie obchodziło, gładził tylko zapuchniętą, oranżową buzię syna. Samochód ruszył. Uzupełnienie; minął miesiąc, kobieta jeszcze nie wróciła, synek mówi mamo do cioci spod piątki. Maniakalny poniedziałek. dziś (jest środa) Jeden dzień w plecy. Siedzę z Maćkiem na krawężniku, na przeciw sklepu cynamonowego, realizujemy motto Lennona*, plując w ludzi pestkami słonecznika. Między ulicą Konopnickiej, a Orwella m miejsce rok 1984. Sąsiadka cały czas na balkonie czuwa nad cnotą córki. Wieli brat patrzy w lokówkach z drinkiem w ręce. Córka w bramie, brama zamknięta. Auć! *living for today dziś (jest piątek) Chyba kupię sobie lennonki na e – bayu, coś mi ten świat wydaje się mało okrągły i jakiś taki niewyraźny. Godzinę temu, piętro wyżej chłopczyk lat dziesięć, ugodził nożem siostrę lat pięć. Moja babcia powiedziała straszny jest ten świat i kroiła dalej mielonkę. Dziadek oglądał Zbuntowanego anioła, pokiwał tylko głową ze zdziwieniem, kiedy Milagros dotknęła dłoni Federico di Carlo, krzyknął: To jej ojciec! sen 2 (jest sobota) Rozmawiałem dziś z Sylvią Plath o Księżycu i cisie i tym ciemnym przesłaniu, powiedziałem jej, że je rozumiem i że moje światło też jest zimne i planetarne, ale ona tylko ssała lizaka. Potem przemówiła, a raczej zaśpiewała głosem Nancy Sinatry: Bang! Bang! I hit the ground Bang! Bang! My Baby shot me down. Nie lubię takich snów, nigdy nie wiem co myśleć po przebudzeniu się.
  25. zgadzam się z tobą, ten wiersz w zamierzeniu, miał być lekko prozatorski, nawet jak sprawozdanie, zbiór luźnych spostrzeżeń, ułożonych w jedną całość:) dziękuję za komentarz. pozdr. Tomek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...