Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

j.renata

Użytkownicy
  • Postów

    382
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez j.renata

  1. kamionek z serca gruchnął, że aż szumi w uszach nie wiem co powiedzieć krótko więc: DZIĘKUJĘ
  2. a historia się powtarza i tak w kółko i ja też się powtórzę: zachwycona różnorodnością: form, treści i słowosplotu wychodzącego spod tego pióra tym razem doskonałość Jacku brawo
  3. a ja jestem zachwycona tym obrazkiem, właśnie dlatego, że nie dość, że ładnie odmalowany, błyszczący to i niespodziankę kryjący pod tą gładką powierzchnią smakowite po/danie pozdrawiam
  4. podpisuję się pod Panieńskim zdaniem i tylko jedno mi nie gra: "Nie zwracając uwagi na idealnie skrojony garnitur oparł się o jedną z zapuszczonych ścian. " pozdrawiam
  5. a Panna Anna pocieszyć potrafi zawsze z klasą Panienka z dobrego domu, no proszę i dziękuję pozdrawiam również
  6. Mistrz Leszek, jak zwykle szlifuje, obróbka techniczna w Jego wykonaniu jest sztuką. Ja dodałabym jeszcze, że: "Kaśka z nim." w kontekście brzmi, jakby Kaśka była z nim właśnie, z głównym bohaterem, a nie z jego przyjacielem. I znowu: "Nie wiedział, że właśnie przed chwilą rozstali się, że on z nią właśnie zerwał. Podniósł kamień i rzucił w ich stronę, w odruchu złości. Kaśka pochyliła się nad nim, ale nic już nie widział, bo odszedł szybkim krokiem nie oglądając się za siebie. " te jego myśli. Wyobraź sobie tę historię, jak czytelnik może ją odebrać? najpierw Opisujesz jego wyraz twarzy, a potem Czytasz w jego myślach. W dalszej części decydujesz sie na dialogi. Zdecyduj, kto opowiada tę historię? Mistrz Asher dopatrzył się...braków. Jesli chodzi o fabułę, sądzę, że gdyby dodać, że skazano go na dożywocie, a nawet na karę śmierci, historia nabrałaby i sensu, i mocy. ale sam pomysł DOBRY! POZDRAWIAM
  7. wielkie dzięki za szczerość, długo nad tym siedziałam, a im dłuzej, tym gorszy gniot z tego wychodził, więc pierwszą część wycinam pozdrawiam
  8. Z drugiej strony wszystko wygląda inaczej, jaśniej. Przechodząc na drugą stronę łatwiej oceniać sytuację. Aby mieć właściwy pogląd, trzeba jednak pamiętać skąd przyszliśmy. MOONLIGHT, czyli pełnia nie dająca spokoju To jedna z TYCH chwil, doświadczenie cudu, dotyk olśnienia. Sącząc piwo, teraz właśnie, gdy powolnie -jednak usilnie- pogrążałam się w zadumie, leniwie snując myśli, starannie nawijane w kłębek, nagle, w kłębowisko nieistotnych strzępów ucięte, bo nieoczekiwanie dopadło mnie...zdumienie. Niesamowity zbieg, traf, odpowiedź, a właściwie podpowiedź. Teraz, pozostaje tylko zręcznie uchwycić promyczki i wpleść ciemne zawiłości, błyskotliwie utkać zeń jasny kobierzec całości. Właśnie owa CAŁOŚĆ, PEŁNIA nie daje spokoju. Pełnia to spotkanie, zbliżenie i zjednoczenie (...) Jednak, zawsze tuż po jej osiągnięciu, zaczynam odczuwać jakiś...brak, wybrakowanie. To tak, jakby doskonałością było to pomiędzy zbliżeniem, a zjednoczeniem. I nie chodzi tu o przepełnienie, nadmiar, chociaż niczego nie można być pewnym do końca. Hmm. Może należy odpuszczać. Robić miejsce na nowe i nie skupiać się na ciągłych poszukiwaniach. Wszak, wciąż, każdy z nas pragnie pełni: odnaleźć, doświadczyć, posiąść. Pełni -siebie- czyli drugą połówkę, pełni szczęścia i pełni portfela, bankowego konta, pełni gadżetów „niezbędnych” do wypełnienia braków lub błyszczenia w towarzystwie. Wszystko dąży do równowagi. Po burzy wyjdzie słońce, po zimie nadejdzie wiosna, tak w kółko -dzień za dniem, miesiąc za miesiącem. A księżyc natrętnie zagląda, obecnością swą -nie dając spokoju-w pełni. Temu to dobrze, u mnie ...ZNÓW NÓW
  9. /ja już wysiadam, ja już nie potrafię, może to jakaś choroba, wokół same cudeńka/ jakież to piękne, jak piękna dusza która tak czuje, jaki biegły umysł, co splótł te słowa PODZIWIAM, a słowa nie oddadzą w pełni zachwytu, nie, to ekstaza, że jest ktoś, kto czuje podobnie, choć ja tylko marne skleciłam słowa: zjem cie, boś boski, jak pragnień wszelkich uwieńczenie, ze smakiem wyssę aż po kostki, purpury szpiku wypełnienie... /i...zazdroszczę jej i niecierpię zazdrościć/
  10. Leszku, Ty to Masz oko, wypatrzy taki diament, a wyszlifuje na brylancik a może to bursztyn tym razem, bo cieplejszy i bardziej miękki, /lecz/jednak/ale/ z zatopionymi okazami czuciowymi miejscowego robactwa
  11. o urazie MOWY NIE MA prosilam tylko o wyjasnienie, skad ten chichot i "propozyzcja zmiany, tego zlepka niezrozumiałych słów", a poprawki tegoż nie dotyczyły
  12. HEHEHE, ach ci faceci dobrze napisane, kolejna zabawna historia, koniec mi się podoba, ale kara się należy jemu /hmm, może...polecony z prokuratury kryje jakieś niespodzianki/
  13. wiedziałam, że zakończenie rzeczy KRASNOLUDZKIEJ, czyli kupy, będzie sprytne, zabawne i oczywiscie baardzo dobrze napisane
  14. jeśli chodzi o szczegóły, to starałam sie utrafić mniej więcej w sam raz, nadmiar zawsze szkodzi zapraszam na c.d.
  15. i o to właśnie chodzi pozdrawiam ciepło!
  16. moja historia z pisaniem zaczęła się od pewnego wernisażu, na którym -ku mojemu zdziwieniu- musiałam przedstawić, a właściwie wyjaśnić dostrzeżoną i zobrazowaną Naturę Miłości, pomimo całkiem realistycznych wizji i krótkich myśli, służcych za tytuły, czy wskazówki. Tak to się zaczęło. Celem mojej twórczości, nie była chęć zdobycia uznania, a przypomnienie /uświadomienie?/ Tak wiele osób czuję się nieszczęśliwymi, tylko dlatego, że oczekują, iż zmienią, czy podporządkują sobie również bestie, tkwiące w nas samych, naturalne skłonności, odwieczne prawo przetrwania...gatunku. oj, troszkę się zagalopowałam. Jeśli chodzi o gusta, to wcale nie liczę, że trafię we wszystkie. Rozumiem Cię, bo MI szkoda czasu na czytanie i pisanie opasłych ksiąg, aby coś przekazać, chociaż cenię ten rodzaj i ich twórców, natomiast zbyt dosłownie powiedziane historie szybko umykają /sama, najchętniej pisałabym krotkie sentencje, lecz___ to wszystko zostalo już powiedziane/ wybieram więc ŻYCIE DELEKTUJĘ SIĘ NIM, JAK ŚWIĄTECZNĄ UCZTĄ, WYBIERAM SPECJAŁY, ZWAŻAM NA ŚWIĄT NIECHYBNY KRES I ŻOŁĄDEK MAŁY przyrządzam małe zakąski, jak listy do bliskich, nie piszę ich, aby usłyszeć dźwięki oklasków, czekam na ciszę zamyślenia, a moze nawet...zmiany myslenia, a przyjazne poklepanie po pleckach, lub wsakzanie błędów -to bonus /gdy się komuś odbije, to powiem -Na zdrowie!/
  17. ładne przyłożenie, myślę o tych ukośnikach tylnych, dla zrównoważenia...no, to lllubię! Bajka, ciągle ta sama, bo jak powiedział Z. Freud "Sny są królewską drogą do naszej podświadomości", czyli wciąż w temacie poszukiwań z.e. biorąc, pod uwagę RESTauRACJĘ i oblizywanie paluszków /sprawdź w tekście, coś jeszcze wkleiłam/ do miłego smakowania
  18. to nie reklama, a jaskrawość, zmuszająca do zmrużenia oczu, wstawka, pobudzjąca do refleksji
  19. dzięki mistrzu naniosłam już poprawki, choć nie wszystkie sugestie mogłam wcielic w życie, jak i w życiu, nie ulegam presji i nie zawsze zakładam odpowiednią maskę. Szczególnie w miłości staram się być sobą i dać się poznać, choć najpierw sama musiałam dojść do mych pragnień, dojść do siebie. Ciekawe, że Opisana przez Ciebie Wenecja, wygląda tak samo jak namalowana przeze mnie /zachmurzona, szara, z zielonkawym odcieniem, bez blasku, jednak wciąż piękna/
  20. całkiem, całkiem cuś mi puka, ale potrzebuję ochłonąć /właśnie wypiłam stronga i wcinam orzeszki-serio/ tymczasem pozdrawiam, jeszcze tu wpadnę
  21. panna chichotka, zaskakująca Twa reakcja Aksjo iiii jaśniej proszę który zlepek /czasem trudno uczesać myśli/ co zmienić? /i po co i tak ciągle wszystko się zmienia, może, gdy Przeczytasz raz jeszcze Odkryjesz jakiś ład/ co zgrzyta? /prócz krzesła/ skąd ten chichot?
  22. Przesyt, paradoksalnie rodzi niedosyt, a właściwie pragnienie odmiany. Czemu by nie spróbować przetartych szlaków i podróżując śladami powszechnej wędrówki posmakować uznanych, acz nieco pospolitych potraw. Może płynąc weneckim kanałem, przy dźwiękach serenady, choć pachnie to banałem, może dam się porwać miastu...miłości. WENECKIE TIRAMISU i Cichetti e l’ombra Miasto miłości, westchnień i wzruszeń. Tu zadrżą zmysły, poruszone bajkową niepowtarzalną atmosferą. Wenecja jest równie pyszna jak jej specjał –przekładaniec biszkopcików kremową pianką. Masa pyszności: żwawo połączone żółtka z cukrem, zmieszane z jedwabistym serkiem mascarpone, oblane migdałowym likierem amaretto i połączone z -dodającej lekkości -pianą z białek. W tej kremowej słodkości odnajdujemy puszyste biszkopciki (nasączone aromatyczną kawą, przełamującą słodycz całości) obficie obsypane pudrową goryczą ciemnego kakao. To -tiramisu, co oznacza rozwesel i poderwij mnie. Yyyyymmmmmmm! Brzmi zachęcająco, nieprawdaż? Wciąga, urzeka, czaruje, by zniewolić na zawsze doznaniem radosnego...poderwania. Ale tu, zniewala nie tylko smak, również zapachy, dźwięki, a przede wszystkim widoki. Na każdym kroku zaskakują architektoniczne cacuszka, wciągają tajemnicze wąskie uliczki, zachwycają malownicze zaułki, zatykają dech w piersiach powalające place, uskrzydlają widokiem bogactwa i przepychu, katedry. Marmury, błysk, blask złocenia, arkady, więc i...odrobina cienia. Cichetti e l’ombra –stare weneckie powiedzenie i zwyczaj. Odrobina czegoś do przekąszenia i kieliszek wina, pijanego dawniej przez gondolierów, chowających się w cieniu przed skwarem południowego słońca. Do dziś wszędzie pełno sączących winko wenecjan i przybyłych gości, bez sprzeciwu poddających się tej tradycyjnej praktyce. Poddałam się i ja, delektuję się winnym smakiem, chłonąc tę atmosferę, w tle bliskie serca rytmu dźwięki muzyki Vivaldiego, bicie dzwonów i kojąco usypiający plusk wody. Właśnie –wody. Jej zapach mieszający się z rozmaitymi aromatami trunków i pyszności, upaja, lecz również dziwnie kręci w nosie. To smrodek łuszczących się od wilgoci tynków, butwiejącego drewna i gnijących odpadów i kanałów. Woń upływu czasu. Niepokojąca i drażniąca, w tak uroczym miejscu, tak oryginalnym i autentycznym. Chociaż (?) pootwierane nocą okna, z ciężkimi drapowanymi zasłonami rozświetlone szkłem weneckich żyrandoli, wyglądają jak teatralne sceny. Znienacka, z wąskiej uliczki wyłania się korowód przebierańców. Wciągnięta w maskową zabawę beztrosko pląsam, a wirujące maski migają przed oczyma. Ktoś trzyma dwie maski, ciągle zmieniając swe oblicze, jakaś panna, przebrana za księżniczkę przyciąga uwagę dwóch młodych biedaków, inna w płaszczu z migoczącego jedwabiu jest czarodziejką z magiczną różdżką, widzę też panią przebraną za kurtyzanę, która odkrytymi wdziękami śmiało uwodzi grupkę młodzików. Jednak większość gości przyszła w parach, niektóre doskonale dobrane. Bal trwa, muzyka gra, a złociste muskato się leje. Właśnie. Muszę oddalić się, by...sprawdzić, czy maska dobrze leży. W zaciszu odległej toalety, napotykam radosnego klowna, a właściwie płaczącą dziewczynę w kolorowym przebraniu, trzymającą roześmianą maskę. Uciekła spłoszona, więc nie mogłam jej pocieszyć i nawet nie wiem, co się stało. Właściwie, nie wiem nic o współbiesiadnikach. Kim są, skąd pochodzą, jak i dlaczego tu się wybrali. Nie wiem nic. Kim sama jestem? Dokąd zmierzam? Czego JA oczekuję? Nagle poczułam niepokojący skurcz. To żołądek się buntuje, a głośna muzyka, wirujące pary i jaskrawo migające stroje, potęgują nieprzyjemny odruch. Lecz, by iść dalej, najpierw musze dojść do siebie. Niekiedy, cofanie jest jedynym sposobem na dojście do siebie, to niezwykle skuteczna terapia. Zmęczona i wypluta po prostu odpływam. KRAKÓW, miejsce magiczne, tu się urodziłam, tu pierwszy raz poczułam ten żar. Głodem pędzona i mroźnego wiatru powiewem, a może pragnieniem...pogrążenia się w mroczne krakowskie piwnice, trafiłam -celnie- do krwi i róży. Tu, klimat znacznie cieplejszy, nawet gorący. Mój klimat i moje miejsce. Schodzę głębiej, do piwnicy. Tajemniczo, mrocznie i intrygująco. Stukotem obcasów ściągam spojrzenia, które ciągną się od szpilek poprzez krągłości ściśnięte w obcisłości, po włosów czarną bujność. Uwielbiam te ciągnięcie. Siadam w odległym narożniku, co daje możliwość obserwowania biesiadników, chociaż wolę raczej być obiektem niż obserwatorem. Jęk krzesła znowu ściąga spojrzenia. Jak w zwolnionym tempie zakładam nogę na nogę, dokładnie ukazuje się koronkowe wykończenie pończoszki. Tym razem łapię jedno spojrzenie, którego właściciel staje się moim właścicielem. Wyraźne iskrzenie przerywa nadejście kelnera. Zwykle pijam strong’a, //Strong –doznanie doskonałej mieszanki goryczy osłodzonej miodowym posmaczkiem// jednak teraz czuję, że substytut nie będzie potrzebny. Charakter, oryginalność wnętrza i sama nazwa, podpowiadają: k r e w, więc półwytrawne czerwone wino. Dźwięki gregoriańskich chórów przywodzą na myśl średniowieczny klimat, krew, róża, chłosta, rozdzierające skórę ciernie, pokrywają rosą krwistych kropli. A krople płynącego wosku, zastygając wstrzymują czas, r o z c i ą g a j ą g o w n i e m o ż l i w i e d ł u g ą c h w i l ę bolesnej rozkoszy. Jak na smyczy wiedziona, wstaję i powolnym krokiem idę w stronę łazienki. Już na mnie czeka. Nie mówiąc nic, zdejmuje mi majtki, wciska w usta, obraca mnie tyłem; słyszę dźwięki pospiesznie rozpinanej klamry paska, rozporka i przyśpieszonych oddechów, bo i JA jestem rozpalona. Jestem jego, wiedzieliśmy o tym jeszcze duużo wcześniej -czując ten dziwny niepokój i tęsknotę. Stęsknieni, głodni i spragnieni... Wbija się we mnie, chwyta za włosyYYYY, ujeżdża... Hmm, pominę tę fragment /.../Ach! Pragnę zatrzymać go, wciągnąć do środka. Zaciskam mięśnie. On, czuje to, wciska się jeszcze głębiej. CORAZ MOCNIEJ CORAZ GŁĘBIEJ CORAZ SZYBCIEJ Nasze oddechy stają się jednością. Płynnie, rytmicznie, na jednej fali, fali boskiego zjednoczenia. Czy można być jeszcze bliżej? W końcu chwyta za szyję, dusi Poddaję się, mogę nawet umrzeć Umrę...z rozkoszy Poczucia całkowitej jedności. Panuje nade mną, wszak jest moim panem. Boskość. Kult życia, na granicy śmierci. Duszę się Klękam. Nie, właściwie –padam na kolana. Zmęczona, ale ciągle podniecona. Zaczynam delikatnie wodzić jezykiem po pachnącym, gorącym i.../cenzura/ ...oblizuję dokładnie wnętrze dłoni, między palcami, każdy z osobna i wierzch dłoni. Sięgam raz jeszcze, teraz on chwyta ją w nadgarstku i wylizuje, ssie i kąsa. W końcu, przyciąga mnie i składa pocałunek, tak zmysłowy, tak delikatny, nieziemsko słodki, równoważący całą sól wylanych przed chwilą łez. Patrzymy sobie w oczy i wiemy, że spotkamy się wkrótce. By znowu doświadczyć mistycznego zaspokojenia zmysłów i duszy, całkowitego oddania i posiadania. Nagle, ktoś puka. Głośne i szybkie stukanie do drzwi. i...budzę się Budzę się w małym miasteczku Małe miasteczka są urocze, na każdym kroku jakiś urok i ten mikroklimat. Nie –sielski, choć mieszkańcy pola uprawiają, wsi nie lubią. Małe sprawki, małych ludzi, układziki i chodniczki drobne cwaniaczki, małe uliczki. Małe pałacyki i zameczki, a w nich małe łazieneczki, a tam małe LUSTERECZKA Jestem sama, stoję na zimnej posadzce, lubię łazienkową samotność. Rano, sny mieszają się z rzeczywistością, jeśli w ogóle można je oddzielać. Myśli kłębią się natrętnie i bezładnie. Patrząc w lustrzane odbicie widzę odwrócony obraz rzeczywistości, z bliska, nie widzę całości, z daleka -niewyraźnie. Zresztą niedowidzę. Kim jestem? Niewątpliwie jestem przedstawicielką płci żeńskiej, kobietką. Pragnę i uwielbiam kultywować...życie. Niekiedy bezmyślnie zgodnie z nurtem, a czasem pod prąd. Przyznać się muszę- że jako kobietka, często trzepoczę rzęsami (...) Co kryje się pod? Wartą nie jestem, raczej stawem, co łączy pneumatyczne z -wyrobienia- głębią. A może pod rzęsy kożuchem –płycizny, a pneumatycznymi są anielskie skrzydła? Lepiej nie zgadywać, a poznawać, bo to najlepszy sposób na zrozumienie, ono, szerszą perspektywę dając wyklucza negatywnych skutków dotyk. Dlaczego tak łatwo i chętnie ‘zgadujemy” innych, a sami nie potrafimy powiedzieć kim jesteśmy? Patrząc w lustrzane odbicie widzimy odwrócony obraz rzeczywistości, z bliska, nie ujrzymy całości, z daleka -niewyraźnie. Zwłaszcza, po pewnych zabiegach, niekoniecznie kosmetycznych, acz również przeprowadzanych w celach poprawy naszego wizerunku. Na co dzień wszyscy stosujemy przecież ekstra eks-presowe maseczki -zakładane pod presją uwarunkowań dodanych z dawien dawna, lub super-expresowe maski „pod oczy” –w zależności czyje oko nas obserwuje, w oka mgnieniu zmieniane. Sama zaś zmiana, jest naturalną istotą wszechrzeczy, bo wszystko podlega wpływowi upływu czasu, nic nie trwa ciągle w stanie, w jakim się właśnie znajduje. Wszyscy jesteśmy Zmiennymi X. Jesteśmy skarbnicą wszystkiego, pełną przeciwieństw pełnią, ani dobrem, ani złem /zaprzeczam dualistycznej teorii/ gdyż wszelkie ekstremalne postawy, są takimi, tylko do czasu. „Pewien guru z Indii twierdzi, że kiedy przychodzi prostytutka, mówi wyłącznie o Bogu. A zawsze, kiedy odwiedza go ksiądz, mówi jedynie o seksie.” („Przebudzenie” Anthony de Mello) Jeśli już o ekstremach mowa, to właśnie takowe warunki są doskonałym sposobem do odkrycia naszego prawdziwego oblicza. Lustracja autoportretowa. Nie w zaciszu domowego ogniska, a o chłodzie i głodzie w ciemnych dolinach i na życiowych zakrętach, oraz wyżynach w blasku i splendorze. Jeśli jednak, brak wyobraźni, czy zawodna pamięć nie pozwala odnaleźć nas w takich ekstremach, najlepiej pogrążyć się w naszych marzeniach, pragnieniach, żądaniach wobec życia i...pożądaniu. Bo nie -słowa i czyny są istotne, lecz intencje, a one korzenie swe mają właśnie w pożądaniu. Jeśli uda nam się dotrzeć do naszych prawdziwych pragnień, ze świadomością że inni też je mają, uzmysłowimy sobie, iż ważniejsza jest auto-lust/racja, a lustracyjna ocena innych, tzw. uchwycenie prawdy jest po prostu niemożliwe. Nawet prawda jest tylko subiektywnym odbiorem postrzeganego zaledwie fragmentu sprawy, której detale-oceniane jako fakty -są echem domina -zwanego historią. Historią zmiennej X. Pod uwagę należy również brać, że istnieje jeszcze druga strona (...) /lust- ang., pragnienie, pożądanie, żądza/
  23. wreszcie dobrze napisana ocena pewnych zachowań, bez patetyczno-moralizatorskiego tonu, ocena dokonana z punktu widzenia autora, więc z pozycji, która daje możliwość swobodnego zapisu myśli, bez zagrożenia zbanalnienia //pomimo, "że to już było"// BRAWO
  24. taaa, krasnoludki są na świecie drepczą przy/jaźni, jak dobroduszni łaskawcy, sami mają się za maluczkich z wielkim czerwoniastym sercem na dłoni /wcześniej wyciętym scyzorykiem, innemu, co nie odpłacił sowicie za posługę/ To pomogą /wysługując się mniejszymi/, to podarują /coś, co im zawadza/ karmiąc się okruszkami /naszego życia/ lub odrobiną mleka /ssąc prosto z piersi/ ogłaszają całemu światu, że życie poświęcili innym -ludziom. Dobroczyńcy ci, to zwykle głośne istoty /wciąż stękają, podkreślając trud, z jakim pomogli/ i niezwykle zdolne /wypomnieć najmiejszą i dawno okazaną pomoc/ PODOBA MI SIĘ TA BAJKA, czekam na resztę //powstrzymywanie jest niezdrowe //pozdrawiam
  25. dzięki Jay, cieszę się, że tak je oceniasz, zwaszcza Żeś znawca tematu pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...