Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

j.renata

Użytkownicy
  • Postów

    382
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez j.renata

  1. A ja, jestem na tak, najlepsze słowa, jakie dzisiaj przeczytałam. Z głębi siebie, wylewając odczucia opisujesz rzeczywistość, to najlepsza pozycja do jej oceny. Przemyśl tylko "Wylanej cementem trumnie." czegoś tu brak, jeszcze raz przeczytaj całość i zobacz tę sytuację..."stoisz na rozstaju...wyłożonym betonem", może trumna dopiero JEST WYLEWANA, przecież jeszcze żyjesz, a dalej "głowa jak popsuty kompas...nie wiem dokąd...", czyli wciąż możesz nią poruszać, decydować ///ale to tylko moje odczucia i sugestie i mogę się mylić/// pozdrawiam gorąco
  2. ta legenda, to chyba tak dla jaj/? Bo, czy w głupocie i tandecie nie kryje się coś więcej? W każdym razie, ktoś, kto do serca bierze wszystko I TAM znajdzie i głębię, i drugie dno. Obrażasz wszyskich Moja Droga Myślicielko, a jaja, Sama z siebie Robisz, takie EGg/O wybujałe tu Malujesz a po każdym ruchu nieudanym -co? Naprawdę Sądzisz, że każdy ma wszystko gdzieś? I Ty Jedyna tylko myślisz na tym świecie? Mam nadzieję,że wykluje się z Ciebie nowa lepsza rasa, początek lepszego świata pozdrawiam, a to powyższe, to dla jaj tak na serio, to Jesteś na dobrej drodze, Dodaj coś więcej o sobie, mniej ogólnikowych ocen rzeczywistości, ją trudno zobrazować, ramy Masz dobre, tj. formę, malować tez Potrafisz, słowa dobrze Dobierasz, Ćwicz dalej...perspektywę i pamiętaj, że Zabrałaś się za baaardzo trudną sztukę pozdrowionka
  3. interesujące, wręcz hipnotycznie wciągające. Mimo, że nie zamierzałam przeczytać, pobieżnie tylko rzucając okiem, pochłonęło mnie bez reszty. I wciąż o tym myślę... Ostatnie zdanie spoko. pozdrowienia
  4. heh CHAOS, ISTNY CHAOS, NAWET NIE BANAŁ Ideały były, są i będą, jedni na to wszystko srają, inni zbyt dużo rozmyślają, a jeszcze inni, poświęcają temu wolny czas. Świątynie były i są: niszczone, restaurowane i wznoszone nowe. Nigdy tak nie zatruwano ziemi i nigdy tak o nią nie dbano, jak teraz. Wojny były i nadal TRWAJĄ, teraz jednak powody są uzasadnione, wzniosłe, chociaż, JAK ZAWSZE, są ludzie, którzy czerpią z tego korzyści. I NAJWAŻNIEJSZE! Zastanów się czym jest NIE MIESZANIE KULTUR. Rzeczywiście chaos Masz w głowie, a w życiu, jak w historii. Koliście. Równo, miarowo, regularnie, DO SKO NA LE pozdrowionka, zalecam na przyszłośc korekcyjne okulary, różowe to skrajność
  5. Całość mi się podoba poza jednym zgrzytem: rzecz się dzieje we Włoszech, jak wnioskuję z tekstu, a nawet jeśli w innym kraju, to we włoskiej mniejszości. Więc dlaczego śpiewają "Happy birthday", a -nie: TANTI AUGURI? Bardziej interesująco i logicznie brzmi drugie zakończenie, ironiczny uśmiech O'Neala pasuje do jego intrygującej spowiedzi /tzn. jej treści/ pozdrawiam
  6. wreszcie jakieś KONkrety, czuję, że będzie jazda, a TO lubię (czytać: wSPAniałe miejsce, czyli ludzie nie bojący się używania zimnej wody w leczniczych celach...hartowniczych, jednocześnie z gorącymi sercami, Tacy -zrównoważeni zapaleńcy) -Uparła się tak na tę jazdę- (-to JEJ słowa -mamusi-) a ona radzi inne rekreacje. Co do nadużywania ukośników, to sama nie wiem, nadużywam pewnie dlatego, że samo używanie to dla mnie za mało. Łatwo popadam w nałogi. Obiecuję poprzestać na nadużywaniu innych używek. Dziękuję za komentarz, Leszku.
  7. Lato. Magiczny czas; Tak obiecujący, a zarazem zniechęcająco wciągający perspektywą nicnierobienia. Kuszący rozleniwienia gładką słodyczą i miękkością poduszek tylko czekających na wspólną hamakową kołysankę. Dosyć! Bo za chwilę tę sielską atmosferę złamie fetor nie strawionych treści śniadaniowych. A tego bym nie chciała. Niech się wchłaniają lepiej ulubionego jogurtu wartości wszelkie. Na zdrowie. Właśnie, na zdrowie wyszedłby mi spacer, albo ja bym wyszła gdzieś spacerkiem. Uwielbiam wakacje u babci w Podkowie. Nie wiem, co bardziej babciną apodyktyczność z lekką nutką pobłażliwości czy podkowiańską krzywiznę snobistyczno-swojską mimo wszystko jednak subtelną, wszak całkiem krągłą. To wszystko w ogrodach (jak sami mieszkańcy zwać ją przywykli) bujnie rosnące, w symbiozie nijakiej; Jakiej? -Najwyższej jakości. Niemal jak sosen...ICH WYSOKOŚCI. A wracając do spaceru (nie mylić z cofaniem), czysta przyjemność mnie czekająca wymagała jakiegoś brudniejszego zrównoważenia. Równowagi stateczny wskaźnik wskazany -w końcu, albo w szczycie. A, że szczytową formę należy utrzymywać, więc odpowiednią będzie próba utrzymania się w siodle, przez wytrawnych próbujących zwaną -jazdą. Wzięłam, zatem niezbędny (czyt. odpowiedni i dostosowany) ekwipunek i wyruszyłam w wiadomym celu. Cel, zawsze być powinien, chyba, że lubimy dryfować bezwiednie, a to często kończy się staniem, o ile nie -cofaniem. Ale o cofaniu już było, na przód, więc! Tylko przydałaby się wiedza, gdzie przód się znajduje; a to już nie takie łatwe do stwierdzenia jak się wydaje. Można zawsze starszego się spytać, oni powinni wiedzieć; albo miejscowego, co poznał teren i zorientowanym jest. Najczęściej jednak ufamy samym sobie, przecież starcza powinność nazbyt ględząca, oględnie mówiąc, a zorientowani raczej dezorientują celowo -do celu -pokazując błędną drogę. Niekiedy samemu chadza się w kółko; Znacznie lepiej mając jakiś punkt odniesienia, albo do niesienia kogoś, łatwiej będzie wędrować. Najlepiej, gdy współwędrowiec ma ten sam cel podróży; ale trudno przecież poszukiwać kogoś takiego, aby się tylko gdzieś wybrać, można by wyjść na nieudacznika; a tak czasem po drodze kogoś zagadniemy, poznamy, może nawet się przejdzie z nami. I w ten sposób nieudacznika poznać możemy i sami się stać takim możemy nawet o tym nie wiedząc, bo po drodze zapomnieliśmy o celu, skupiając się na wyborach sposobów i dróg wędrówki, a z czasem na unikaniu nawet rozmów na ten temat. Temat? Jaki temat? A, właśnie! Temat, temat. Lato, Podkowa, wędrówka do stadniny. Byłam tu tak wiele razy; razu pewnego byłam u astrologa. U niej, jak ja -kobiety, skorpionki i numerologicznej trójki. Powiedziała mi, że to moje ostatnie życie. Dziwne, wierzę w wędrówkę dusz, ale też w jej buddyjską koncepcję, czyli prawo karmy, które zakłada, że do samego momentu śmierci nie wiadomo czy nie przyciągną nas pragnienia ziemskich uciech; mnie, na pewno tak, uciecha z malowania...uśmiechów, rozśmieszania, taaakie błaznowanie. Ktoś mi powiedział, że przywracam wzrok, pewnie, dlatego, że sama niedowidzę. Więc zawsze zabieram mapę, aby się nie pogubić. Mapa -mapą, mam przecież wokół tyle wspaniałych drogowskazów. Czyste, przejrzyste piękno: promienie słońca wyglądające zza drzew, malujące się przedziwne cienie. Czasem próbuję to odtworzyć; maluję, ale zimą; teraz, chcę chłonąć, nasycić się, zapamiętać, utrwalić...ocalić. Przyjdzie zima i znajdą się chętni do podziwiania „na wyłączność”, to ci sami, co zwą się, naturolubnymi przeciwnikami sztucznych choinek. A ja mam jedną taką na sumieniu, ale obiecuję sobie, że zasadzę parę w zamian. A może sama zamienię się w drzewko i będę wolno zapuszczać korzenie wsłuchując się w wiatru lament, beztroski ptaków śpiew i mocne zdziwienie drzew, co to nic nie robią tylko patriotycznie szumią. Wierzby płaczące. O nie! Wolę już iść dalej do tej stadniny, chociaż troszkę zniepewniałam. Czy nie spadnę, łamiąc kość zostanę zgipsowana-uziemiona przez służby zdrowia; (które deficytu mają tylko dostatek) I to latem, kiedy morze możliwości można przepłynąć, (ale to już inna wyprawa) Uparła się tak na tę jazdę, a mama radzi inne rekreacje. /re/Kreacji jej się zachciewa, sama też nie realizowała swoich planów. Tak to już bywa, rodzicielską matrycą wyciskani może ciśnienie/a przetrwamy, albo na zawsze już utrwalą się matryc szczęki. Jak ciernie wyciągać będziemy je po kres życia, oby tylko nie wetknąć ich w inne nieokreślone małe bezbronnie nasiąkające gąbeczki. Takowych nie posiadam, choć chcę; może to i dobrze/.../ Marudzą tylko i płaczą. Eeeee, płacz i płać! A czy dużo zapłacić mi przyjdzie? Za tę jazdę. Nie ma nic za darmo, niestety albo stety, bo jeśli już mam za coś płacić to wolę za moje wybory! Niegrzeczna? Ależ skąd; grzecznie pokłusuję najpierw, a potem jak już dobrze się w siodle usadzę, galopem ruszę przez las. Spadłam już wiele razy, ale to tylko dodało mi sił. Może i się połamię, ale wiem, że i tak żyć można; a jeśli nic takiego się nie stanie? Pamiętam też i takie przejażdżki; to było TO! Nieskrępowane rozluźnione w doskonałej harmonii i rytmie ciało. (Wierzę, że organizm to niepodzielna całość. Ciało i dusza to jedność) Zapach lasu, konia, mój mieszające się razem tworzyły zapach wolności: dziki i swojski. Widok mijanych drzew, uświadamiał mi ruch, postęp, a jednocześnie wstrzymanie upływu czasu. Rozkoszowałam się tą chwilą, gdy zaczął padać deszcz. Poczułam jego smak i jeszcze bardziej wyraziste wonie: siodła, zbóż i ziemi. Zsunęłam się. I stając na niej poczułam - przynależność? Ciężkość nóg, przyciąganie i to, że jestem u siebie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...