Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Liryczny_Łobuz

Użytkownicy
  • Postów

    1 470
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Liryczny_Łobuz

  1. No nareszcie coś lekkiego i nie wydumanego - gratulacje - tak trzymaj!
  2. WoW! No i mamy tu Leśmiana-modern ! Gratuluję inwencji!
  3. OK! Przełknąłem - będę ćwiczył! L.L.
  4. Moi drodzy - dziękuję za wszystkie uwagi - a zwłaszcza za sugestie typu - "młodzieńczy wiersz":))) - i przepraszam za niedociągnięcia warsztatowe - ale pisałem to w nocy pomiędzy 2.30 a 4.00 rano - czekając na kwalifikacje GP Australii :) Wiem, że nie jest to haiku-classic, ale takie takze popełniałem - zapraszam do czytania. L.L.
  5. Naprawdę dobre i ma swój nastrój. Ja już nauczyłem się cieszyć każdą chwilą, która nie niesie smutku, bólu czy bezsilności. Dlaczego tak wielu , uczy sie tego dopiero w ostatniej dekadzie życia - kiedy widzą juz ich dogasąjacą świeczke/ A radość z przebywania z kimś bliskim - ot tak na co dzień - to przecież Szczęście w czystej postaci, obrastające latami we wspólne powiedzonka-wspomnienia, wspólną muzykę, wspólny ogród ... że o dzieciach nie wspomnę ;-)) Pozdrawiam w TEJ właśnie szczęśliwej chwili i już się cieszę na Twój uśmiech kiedy czytasz to zdanie :-) Pozdrawiam - Marek
  6. Aniu, czy wiesz dlaczego szczur ma cztery nogi? Żeby zdążył przed emerytem do śmietnika! A Ty, jak widzę - optymistycznie patrzysz na swoją "trzecią młodość" - i tak trzymaj! Ja planuję choroby, kolejki w przychodniach i łóżko na szpitalnym korytarzu - ale też ciepłą rękę mojej (wciąż i wciąż) lubej, w swojej dłoni - kiedy zjawi się Ponury Kosiarz. A gdzie - w twoich marzeniach - jest Ten z wakacyjnych zdjęć? Może właśnie kiedyś z kimś razem - "przystaniecie nad jaskółką ..." - i wróci Młodość - ta pierwsza! A co do wiersza - to jednak podpisuję się pod nim w kwestii - "pojadę nad morze jesienią ...", i pewno rozpoznamy sie po tomikach wierszy. Ja będę czytał twój a Ty mój :-))) Pozdrawiam za to wiosennie - Marek
  7. Witam Was moje Muzy - mądre i wierne ! Nie bądźcie dzisiaj zbyt okrutne :)) - bo pisałem to w nocy, pomiędzy 2.30 a 4.00 - czekając na kwalifikacje Formuły 1 z Kubicą. Dzisiaj także będę "kolędował" po domu - bo o 5 rano zaczyna sie wyścig. Może coś skrobnę, znowu z moją trzecią Muzą - Salmą, na kolanach i "KONCERTEM JESIENNYM" Magdy Umer w tle. Salma jest "zdecydowaną brunetką" o zielonych, kocich oczach i mięciutkim futerku. A - jak wiecie, Magda Umer jest zdecydowaną blondynką - ech, te odwieczne męskie dylematy :D A kto, lub co (muzyka, czyjeś chrapanie?) Wam pomaga w (nocnym?) pisaniu??? Duże Buuuziaki! Marek
  8. Dzieciństwo Zapychane papką usta Zapychana papką głowa Zachwycona Nieświadomość ========================== Młodość Radosne odkrywanie Mini-tajemnicy Mini-spódniczek =============================== Miłość Nieosobliwa samo-istność Ambiwalentnie przepoczwarzona W osobliwą dwu-istność =============================== Zazdrość Natrętne myśli Ukrzyżowane na zgliszczach Wypalonego snu =============================== Rozstanie Milczący telefon Milczący ekran Milczący poranny rytuał ============================== Starość W przydeptanych kapciach Szukam na ekranach Podeptanych marzeń ============================= Śmierć Wypróżniona do śmietnika Czasu Szaro-bura mazisto-kleistość Z kolorowego wiaderka ============================= R.I.P. Popatrz synku Jaki zaniedbany grób ... zapalimy mu świeczkę ==============================
  9. Dzieciństwo Zapychane papką usta Zapychana papką głowa Zachwycona Nieświadomość ========================== Młodość Radosne odkrywanie Mini-tajemnicy Mini-spódniczek =============================== Miłość Nieosobliwa samo-istność Ambiwalentnie przepoczwarzona W osobliwą dwu-istność =============================== Zazdrość Natrętne myśli Ukrzyżowane na zgliszczach Wypalonego snu =============================== Rozstanie Milczący telefon Milczący ekran Milczący poranny rytuał ============================== Starość W przydeptanych kapciach Szukam na ekranach Podeptanych marzeń ============================= Śmierć Wypróżniona do śmietnika Czasu Szaro-bura mazisto-kleistość Z kolorowego wiaderka ============================= R.I.P. Popatrz synku Jaki zaniedbany grób ... zapalimy mu świeczkę ==============================
  10. Dzieciństwo Zapychane papką usta Zapychana papką głowa Zachwycona Nieświadomość ========================== Młodość Radosne odkrywanie Mini-tajemnicy Mini-spódniczek =============================== Miłość Nieosobliwa samo-istność Ambiwalentnie przepoczwarzona W osobliwą dwu-istność =============================== Zazdrość Natrętne myśli Ukrzyżowane na zgliszczach Wypalonego snu =============================== Rozstanie Milczący telefon Milczący ekran Milczący poranny rytuał ============================== Starość W przydeptanych kapciach Szukam na ekranach Podeptanych marzeń ============================= Śmierć Wypróżniona do śmietnika Czasu Szaro-bura mazisto-kleistość Z kolorowego wiaderka ============================= R.I.P. Popatrz synku Jaki zaniedbany grób ... zapalimy mu świeczkę ==============================
  11. Gdy bosą stopą podbiegam do Ciebie A półmrok parzy mnie Twoim oddechem Myślę – co teraz robiła bym w Niebie Bez Twoich oczu, uśmiechniętych grzechem. Bez Twoich dłoni, które moje ciało, uniosą zaraz A wzrok wygłodniały, wyzna mi więcej niż Archaniołowie Mogą wyśpiewać harfą, chórem ... lirą Tak – tu się moje Zbawienie spełniło. I już spokojna – do konfesjonału przystąpię, Wiedząc co było mi dane Nie, proszę księdza, ja w Niego nie wątpię Ale wybieram z Kochankiem poranek.
  12. Tak właśnie gubimy rzeczy najważniejsze, a przecież - "kto nie ma ciepłych wspomnień, ten marznie w zimie", prawda? A ja jeszcze dodał bym smak lodów z ulicy Komandorskiej, za którymi stał cały (bez wyjątku!) Wrocław :PPP Pozdrawiam - Marek
  13. Na poduszce .ślad po Twoim policzku W łazience ślady Twoich stóp Wychodzę przed dom Ani śladu po moim aucie ! [ a to był tylko ślad po Haiku]
  14. Przepraszam, ze marudzę - ale po to są te recenzje :-)) NIE MA czegoś takiego jak "perfum" i np. "winogron' - tylko perfumy i winogrona ( winne grona!) - bez liczby pojedynczej. A poza tym - zapach kobiety to bardzo wdzięczny temat. Pozdrawiam
  15. Dziękuję Uffetko - właśnie takie komentarze dają mi siłę do pisania - Pozdrawiam M.
  16. małe smutki trochę wódki śmiech rubaszny mrok nie straszny [ i tak co sobotę...]
  17. Parkowanie tyłem Ciężki ślad na trawie Cicha śmierć forsycji Przepraszam - ale coś dzisiaj jestem w kiepskim nastroju, więc ...
  18. Ciekawie napisane, ale .... po Mistrzu i Małgorzacie - "W białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika posuwistym krokiem kawalerzysty wczesnym rankiem czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan pod krytą kolumnadę łączącą oba skrzydła pałacu Heroda Wielkiego wyszedł procurator Judei Poncjusz Piłat ..." (znam to na pamięć:) WYBACZ, ALE DłUUUUGO JUż NIKT TAK TEGO NIE OPISZE ! tAK JAK nikt JUż NIE POWINIEN SPIEWAć PIOSENEK MM, MJ czy St.P Pozdrawiam - L.L.
  19. Aniu, te akapity itp -są wersja roboczą, "spłaszczoną' dodatkowo przez wymogi tego serwera. Curwood, London - oczywiscie! Ale z Londona to juz raczej - Księżycowa Dolina :-)) i Bellew Zawierucha. A co do imion moich bohaterów - to przecież proste nawiązanie do Romea i Julii + dwa zwaśnione rody Capuletti'ch i Monteqi'ch - taka pra-pra- opowieść o trudnej miłości. Bo nauka jeszcze nie stwierdziła czy Neandertalczycy i Cro-Magnioń'czycy - sie ze sobą krzyżowali. Ja twierdze, że tak - i mam na to dowód - swojego kolegę :-)) Ale nie lubili się na pewno! Jeszcze co do mojej wyobraźni - to mam juz skończona powieść "z przyszłości". Tu dopiero jest pole do popisu - co tez ludzie jeszcze wymyślą?!O! Tak wiec widzisz, że sam realizuję teorię pisania kilku naraz - zupełnie różnych rzeczy. Pozdrawiam - Marek
  20. Tu zgadzam się z Uffetką. W Niebie może i jest lepszy klimat - ale towarzystwo, na pewno weselsze w piekle :)) Pozdrawiam Was Obie - (jednak) Łobuziak :-P
  21. (1) Postanowienie przy pełni księżyca Dzisiejszy Rodan, a jakieś 30.000 lat temu, po prostu – Rzeka, lub Szybka Woda, leniwie płynął do swojego przeznaczenia w Morzu Śródziemnym. Krajobraz dzisiejszej południowej Francji, tak gdzieś pomiędzy Avignon a Arles – przypominał raczej obecne okolice syberyjskiego Bajkału. Był schyłek lata. Yu-LA znowu pokłóciła się z matką. Czy to jej wina, że czaszka czerwono-ogoniastego jest taka krucha? Przecież ma zręczne palce i niejeden raz już robiła naszyjnik. Ale stara zawsze musi gderać. Dobrze, że Inny Ojciec nie mówi za dobrze - to i się nie czepia. Tak szła wzburzona, z rozwianymi, czarnymi włosami, brzegiem rzeki, a potem wielką łąką - w stronę Księżycowej Polany. Odkryła ją, kiedy rok temu zapędziła się aż w głąb lasu za jagodami. Także zastała ją tam pełnia. Pamięta niesamowity blask bijący wtedy w oczy, pośród nieprzyjaznej czerni lasu. Aż przystanęła, myśląc że to jeden z tych niepoliczalnych Nocnych Ogników, które widuje podczas pogodnych nocy nad głową. Starsi opowiadali, że to ogniska, przy których grzeją się ci – co już z nami nie siądą wokół jedzenia. Ale teraz już wie – że to był Jasny Kamień. Jest wielki i coś przykrywa – chyba jakiegoś Odeszłego, z innej Grupy. Musiał być kimś ze Starszych. I pewno go bardzo lubili. Weszła cicho na polanę i jeszcze raz przyjrzała się Kamieniowi. Jego płaską, zwróconą ku księżycowi, stronę - pokrywały drobne-drobne nacięcia układające się w promieniste koło – całość była jednak tak pięknie wyszlifowana, że aż świeciła w blasku księżyca. Jak zwykle zrzuciła dłonią z kamienia pokrywające go tu i tam liście i ... przytuliła piersi i policzek do jego lśniącej powierzchni. Rozpostarła ręce na boki i przymknęła oczy. Po chwili jednak na gładki kamień spadać zaczęły łzy. Jej smukłe plecy wstrząsał spazmatyczny płacz. Wiedziała, że to dzisiaj ostatni raz jest na swojej Księżycowej Polanie. Ostatni raz, bo za dnia zacznie przygotowania do Wyjscia-Wejścia. Wiedziała już do którego Domu Łowców wejdzie. Akurat do tego do którego by nie chciała. Po chwili – wyprostowała się, otarła wierzchem dłoni, łzy i przeszła na drugą stronę Kamienia. Jednym skokiem wskoczyła na jego szczyt i siadła na nim okrakiem ... spojrzała na księżyc. Znieruchomiała, ale przez jej głowę przelatywały, jak szalone – myśli. Pytała swoich przodków o radę – ale niebo milczało. Po chwili jej czarne oczy, zaszły mgłą i musiała spuścić wzrok. I wtedy przed jej oczami zamajaczyły nagle jakieś szybko poruszające się, smukłe sylwetki. Wilki? – pomyślała zdziwiona – przecież ich Łowcy, jak i Łowcy od Gładkogłowego, z drugiej strony rzeki – już dawno wypłoszyli stąd większość zwierząt. Teraz ich wyprawy trwały wiele-wiele dni. I właśnie dlatego jej Wyjście z Chaty odbędzie się dopiero jutro .. a czuła się w tym lesie tak bezpiecznie. Przykucnęła na szczycie Kamienia i powoli odwiązała od pasa swój Szybki Kamień. Był to średniej wielkości, podłużny krzemień, obrobiony z niezwykłą wprawą. Jego oba końce były teraz ostre jak brzytwa, a na przewężenie w środku, nałożona została rzemienna pętla. Drugi koniec, prawie dwumetrowego rzemienia, zakończony był drugą pętlą, w którą teraz YU-LA pospiesznie wciskała dłoń. Wyprostowała się, lewą ręką zgarnęła z uszu swoje długie włosy – i zaczęła nasłuchiwać. Z wilkami nie było żartów. Taką ją ujrzał RO-MO pierwszy raz. Od wielu już dni podążał za tą watahą wilków i tuż za nimi zbliżył się cicho do brzegu polany. Wtedy ujrzał YU-LA ! Stała, jak świetlisty posąg, wysoka, smukła i piękna. Jedną ręką odgarniała czarno-kasztanowe, mieniące się w blasku księżyca, włosy a druga, opuszczona, kołysała łagodnie jakiś biały kamień, na długiej skórze. RO-MO stał za grubym drzewem i patrzył zachwycony. Wtedy , dobrym zwyczajem Łowców – w których szeregi miało wprowadzić go właśnie, upolowanie wilka - uniósł lekko głowę i wciągnął powietrze w swoje szerokie nozdrza. Ale zamiast nieznanej woni tej istoty poczuł, że wilki wcale daleko nie odeszły. YU-LA także instynktownie wyczuła, ze nie jest już sama. Musiała przygotować się na wszystko. Oderwała końcówkę cienkiego rzemyczka, który ściągał z przodu jej prostą, skórzaną sukienkę, która teraz już ledwo-ledwo przykrywała jej duże piersi - i szybko związała nim swoje włosy. Nie wiedziała, co teraz zrobić. Tu, na szczycie kamienia miała jakąś przewagę nad wilkami. Ale co zrobi, kiedy zajdzie księżyc? One widzą w nocy, na pewno lepiej niż ona. Co robić? Co robić? – Nie chce umrzeć jak jej starsza siostra, po której zostały tylko kościane kolczyki i ... zęby. Tygrysy nie zostawiają wiele. A tu wilki – ale co to za różnica. Pierwszy raz w życiu – zaczęła się naprawdę bać, Zawsze, na łowach, ktoś był przy niej, a teraz jest zupełnie sama. Rozejrzała się uważnie dookoła. Najbliższe, większe drzewo, było o dwa rzuty oszczepem od niej, ale nie miała przecież wyboru. Podrzuciła lekko krzemień i chwyciła go dłonią. Poczuła się trochę lepiej, cała Osada wiedziała przecież, że nie ma sobie równych w walce tą bronią. Stanęła na krawędzi Kamienia i jeszcze raz się rozejrzała. Czarna teraz ściana lasu, na pewno kryła jakąś tajemnicę. Głęboko odetchnęła, sprężyła się w sobie i ... skoczyła ! Zawsze szybko biegała, ale przecież dla wilków była wolna, jak kulawy łoś. Wypadły z lasu całą zgrają. Na przedzie, prawie biały, potężny basior, za nim jego wierna wadera, potem dwa zajadłe dwulatki i na końcu jeszcze tłuste – półroczniaki. Nagle na cichej dotąd polanie zrobił się niesamowity harmider. RO-MO zareagował błyskawicznie, jak prawdziwy łowca – wbił w ziemię swoją krótką, ciężką dzidę i wyciągnął, ze skórzanego worka, dwa, solidne, kamienne pięściaki. Nie trwało to dłużej niż 3 sekundy. W tym czasie YU-LA, widząc kątem oka zbliżające się z prawej strony wilki , skręciła w lewo – wprost na drzewo, za którym przyczaił się chłopiec. Ten jej nagły skręt spowodował, że wilki wpadły na siebie i wadera przewróciła się na grzbiet. Zaraz wprawdzie stanęła na nogi, ale jednak wyprzedził ją młody czarny dwulatek. Biegnąca wciąż na jednym oddechu YU-LA, czuła tuż-tuż za sobą basiora, który już rozchylił pysk do ostatniego ataku. W świetle księżyca błysnęły kły. Skoczył! Na swoje nieszczęście, wpatrzony w migające mu przed oczami pięty dziewczyny – nie zauważył wielkiego kamienia, który w tej samej sekundzie dosłownie zmiażdżył mu czaszkę. YU-LA zauważyła lecący kamień i nadzieja dodała jej sił. Oglądnęła się za siebie, akurat w momencie, kiedy młody wilk skakał jej na plecy. Jak ją uczył Inny Ojciec, Śpiący Borsuk – padła na ziemię, przetoczyła się przez bark i w mig stanęła na nogach - gotowa do walki. Młody wilk, po nieudanym ataku , zawracał w jej stronę. Zapalczywy, nie czekał, tylko skoczył znowu. Zafurczało krzemienne ostrze i z szyi wilka bluznęła krew. Tym razem jednak skok był trafiony i zwierzę samym ciężarem powaliło dziewczynę na ziemię. Jeszcze próbował chwycić ją zębami za twarz, ale YU-LA wcisnęła mu rękę, aż po łokieć – do gardła. Wilk zacharczał, jego ciałem wstrząsnęły drgawki – i padł. Tymczasem na polanie rozgrywał się nie mniejszy dramat. Stara wilczyca w mig zorientowała się w sytuacji i sprytnie uchyliła się przed drugim, nadlatującym z ciemności, kamieniem. U jej boku stanął drugi syn. Młodsza czereda, ze strachu ukryła się w trawie. Wtedy zza drzewa, wyszedł na polanę jakiś człekokształtny stwór. Cały pokryty był szaroburą mazią a w rękach trzymał grubą dzidę, zakończoną nieforemnym, z grubsza zaostrzonym kamieniem. Ostrożnie zbliżał się do wilków. Dopiero teraz go poczuły, rzeczny muł skutecznie stłumił jego zapach – mógł, dzięki temu tak długo śledzić tę grupę wilków. Teraz jednak nie miał już wyboru. Wilki pochyliły nisko łby i zjeżyły sierść. YU-LA obserwowała to wszystko, ukryta za ciałem martwego wilka. A RO-MO wyskoczył nagle w górę i ze straszliwym okrzykiem walnął stopami w ziemie, aż się zatrzęsła. Młody wilk zaskomlał, podkulił ogon i schował się za Kamień. Jednak na wilczycy, jego popisy nie robiły większego wrażenia. Spotykała już podobne stwory i wiedziała, ze zawsze będzie miała czas na ucieczkę. Teraz jednak on pierwszy zaatakował. Trzema skokami zbliżył się do wadery i rzucił ciężką dzidą. Ale i tym razem nie trafił – a wilczyca zrozumiała, że teraz jest jej szansa. Ruszyła w jego stronę. Chłopak zaczął wycofywać się w stronę drzewa. Wadera postępowała za nim, krok w krok. Kiedy mijała ciało starego wilka, na chwilę przystanęła i je obwąchała. W tym samym czasie dziewczyna, tocząc uważnie wzrokiem dookoła, zaczęła, na czworakach - trzymając w zębach końcówkę rzemienia, ze zwisającym, zakrwawionym ostrzem – posuwać się w kierunku swojego wybawcy. Pozbawiona zapięcia sukienka, rozchyliła się, i jej opalone piersi kołysały teraz się rytmicznie, tuż-tuż nad ziemią. On jednak tego nie widział. Wpatrzony w zjeżoną wilczycę, idąc tyłem dotarł do drzewa i błyskawicznie wspiął się na jedną z grubszych gałęzi. Teraz dopiero zobaczył co się dzieje. Ta piękna dziewczyna stanęła sama oko w oko z wilkami. Z obydwoma – bo tchórzliwy młodzian poczuł przypływ odwagi i wyszedł zza Kamienia – zachodząc YU-LA z boku. Tchórz – pomyślała dziewczyna o nieznajomym i postanowiła drogo sprzedać swoją skórę. Wyprostowała się, przyklękając na jedno kolano i puściła w ruch swój Szybki Kamień. Wirujące ostrze pokryło ją, jakby parasolem – teraz już nie tak łatwo będzie do niej podejść – pomyślała – ale jak wstanę, to od razy zaatakują moje nogi. Postanowiła posuwać się w kierunku drzew – tylko na kolanach. Nie było to wygodne i posuwała się bardzo-bardzo powoli – toteż oba wilki zbliżyły się do niej, już na odległość skoku – i tylko furcząca groźnie broń, jeszcze ją jako-tako chroniła. Z tak bliska śmierć, jeszcze nie zaglądała jej w oczy. RO-MO pierwszy raz widział taką broń i zdziwił się – jaka jest skuteczna w ręku kobiety. Pamiętał jednak także naczelną zasadę swojej Grupy – że trzeba chronić samice i młode. A przecież takiej kobiety, nie widział nigdy – nawet w swoich snach. Co robić? – myślał – miał tylko gołe ręce. Wprawdzie podczas zeszłej zimy, ich przywódca BOGO, pokazywał wszystkim, przed jaskiniami – jak walczył samymi rękami z wilkiem i jak musiał przegryźć mu gardło. Jednak podczas tej „opowieści” – wszyscy raczej patrzyli na głębokie rany, z których krew wciąż ciekła na jego siwe włosy, pokrywające ciało. Kiedy dziewczyna wsunęła się już w cień wielkiego drzewa – wilczyca zaatakowała. Atak był błyskawiczny, i chociaż ostry krzemień od razu rozciął jej powiekę wraz z okiem – usiłowała jeszcze złapać YU-LA za rękę – ona jednak znowu przetoczyła się po ziemi w kierunku drzewa. Stanęła na nogi - i popędziła co sił. Młody wilk był jednak czujny. Od razu ruszył za dziewczyną. I pewno dopadł by ją jeszcze przed drzewem, ale nie spodziewał się „gromu z jasnego nieba” – jakim był atak chłopaka. Ten – spadł wilkowi na grzbiet całym swoim ciężarem, przygniatając go do ziemi. Zręcznie opasał ramieniem jego szyję – i zaczął dusić. YU-LA obserwowała w napięciu całą tę scenę, oparta bezpiecznie o drzewo. Widziała, że młody wilk już nie wyjdzie z opresji – ale szukała wzrokiem rannej wilczycy. Wadera także już oceniła swoje dalsze szanse – i trzepiąc, wciąż krwawiącą głową – wracała, szukając w trawie zastraszonych, ukrytych tam maluchów. Kiedy już odeszła dosyć daleko – YU-LA kucnęła pod drzewem – i nagle zaczęła się trząść – to niedawne emocje, opuszczały jej ciało. Po chwili także RO-MO, który szybko uporał się ze zwierzęciem - zrozumiał, że już jest bezpiecznie. Poszukał wzrokiem dziewczyny. Siedziała skulona, w głębokim cieniu – i bacznie mu się przyglądała. Wstał z kolan i ruszył w jej kierunku. Teraz jednak to ona poczuła się zagrożona, gwałtownie wstała i ostrzegawczo zakręciła młynka krzemieniem. Chłopak stanął. Już poznał wartość tej broni. Rozejrzał się więc jeszcze raz dookoła i usiadł na trawie, bokiem do dziewczyny. Pozornie obojętnie zaczął zdzierać z siebie, niepotrzebną już, skorupę z błota. Dziewczyna przyglądała mu się z ciekawością. Zaczynała podejrzewać, że już wie – z kim ma do czynienia. Czasem Łowcy, wracając z polowania, mówili, że znowu spotkali Włochatych. A ponieważ od wielu-wielu lat, już przodkom nie udawało się porozumieć z tym Plemieniem – to zawsze ostrożnie – mijali się tylko z daleka. Po zasłyszanych opisach – widziała, ze siedzący przed nią chłopak ma pewne cechy tamtych ludzi. Jego ciało pokrywał jakby meszek, rudawych włosków, ale dłonie, policzki i czoło, były od nich wolne. Jego jasnobrązowe oczy – okolone były gęstymi, czarnymi brwiami, wyrastającymi z wyraźnych łuków brwiowych. Był chyba młody – choć raczej mocno zbudowany. Wtedy chłopak wstał, zdjął z siebie skórę opasującą mu biodra i wytrzepał ją dokładnie z mułu. nadal nie zwracał na nią uwagi. Zarzucił skórę na ramię i poszedł w głąb łąki – szukając swojej dzidy. YU-LA mogła teraz swobodnie podziwiać z tyłu jego muskularną sylwetkę. Chłopak odnalazł broń, ale zamiast wracać pochylił się nad trawą, pilnie czegoś wypatrując. Już po chwili sięgnął nisko – i podniósł do góry piszczące rozpaczliwie, wilcze szczenię. Odruchowo chciał schować go do worka na pięściaki, lecz przecież zostawił go pod drzewem. Teraz znowu spojrzał na dziewczynę. Stała tam gdzie przedtem, ale swoją broń przewiesiła już przez szyję. W cieniu drzewa błysnęły jej zęby – wyraźnie uśmiechała się do niego. Wtedy uniósł w górę wierzgającego szczeniaka i także się uśmiechnął. Pokojowo skierował ostrze dzidy w dół i podszedł do dziewczyny. Przez chwilę przyglądali się sobie. Byli prawie równego wzrostu, ale ona, dzięki szczupłej sylwetce i burzy kręconych włosów, wydawała się nieco wyższa. Zauważyła, że przygląda się jej rozchylonej sukience. Szybko sięgnęła do włosów, rozwiązała rzemyk i zaczęła z uwagą, przewlekać go przez dziurki sukienki. Po chwili, jej ubiór był już w porządku – ale teraz to ona przyglądała, się z kolei jego męskim „klejnotom”. I jemu zrobiło się głupio, chciał się na powrót opasać skórą – ale przeszkadzał mu w tym piszczący szczeniak, więc – naturalnym ruchem – oddał jej szczeniaka. Przyjęła go z uśmiechem i przytuliła do piersi. I tu nastąpił cud – malec przestał przeraźliwie piszczeć, tylko z zapałem zaczął lizać dziewczynę po twarzy. RO-MO przez chwilę , ze zdumieniem przyglądał się tej przyjaźni człowieka i wilka, ale przytomnie wbił swoją ciężką dzidę w ziemię i przewiązał sobie biodra , po czym sięgnął po wiszący za Smukłą (jak ją nazwał w swoich myślach) , obszerny worek na kamienie. Rozłożył go przed dziewczyną, a ona sprytnie włożyła do niego zmęczonego już walką, wilczka. RO-MO powiesił worek na drzewie i o dziwo szczeniak chyba usnął w tym lekko rozkołysanym „hamaku”. Teraz jednak zapadło pomiędzy nimi niezręczne milczenie. YU-LA nie wiedziała co ma teraz robić, bała się wracać sama do wioski – kiedy gdzieś w ciemnościach czaiła się jeszcze ranna wilczyca. Z drugiej strony, nie mogła wrócić z Obcym – bo na pewno łowcy zabili by go – żeby nie wskazał swoim drogi do Osady. A poza tym – do kogo miała wracać. Do tego starego, Kulasa, któremu przyrzekła ją matka? Już kiedyś zastał ją samą w domu – i do dzisiaj pamięta ten jego cuchnący oddech i twarde, żylaste łapy, obmacujące jej ciało! Dobrze, że wtedy weszła matka – bo ... Nie! – postanowiła – Nie wraca ! Wpatrzony w nią RO-MO nie zdawał sobie sprawy z dramatu, jaki rozgrywa się w głowie dziewczyny, a ponieważ milcząc patrzyła gdzieś w przestrzeń – postanowił, po prostu, robić swoje. Chwycił dzidę, odwrócił się od niej i poszedł w stronę nieżywego Basiora. Musiał mieć dowód, że zabił wilka – jego skórę i łeb. Czekała go ciężka praca, bo nie miał materiału do zrobienia noża – i mógł posługiwać się tylko ostrzem, ciężkiej dzidy. Jego odejście, wyrwało dziewczynę z transu. Zobaczyła jak przewraca siwego wilka na grzbiet, i – poczynając od szyi – centymetr po centymetrze nacina skórę zwierzęcia. Od razu domyśliła się, o co mu chodzi, przecież wyprawianie skór było głównym zajęciem kobiet w wiosce. Tu jednak zanosiło się na kilkugodzinną pracę, bo i narzędzie było nieodpowiednie, a i rzemieślnik niezbyt wprawny. Pewno w jego Plemieniu, też ta praca należała do kobiet. Ja nie mam tyle czasu – pomyślała – jak nie wrócę do domu, to rano Łowcy wyruszą na poszukiwanie – i wtedy złapią nas oboje tutaj, na tej polanie. Sięgnęła po swoje krzemienne ostrze i odwiązała je z rzemienia. Podeszła do spoconego już chłopaka. Dotknęła jego pochylonych pleców. Podskoczył jak oparzony! Zaczął jej się głupio przyglądać. Z uśmiechem, delikatnie odsunęła go na bok. Miał bardzo zdziwioną minę. Z ostrzem w ręku pochyliła się nad zwierzęciem. Trochę żal jej było zakrwawić jedyną teraz sukienkę, ale przecież nie rozbierze się przy nim. Oni są tacy ... niecierpliwi w tych sprawach. Postanowiła więc działać ostrożnie. Wszystko poszło jak należy. RO-MO nie mógł się nadziwić zręczności jej palców i przydatności jej noża. Zwłaszcza w podziw wprawiło go, jak sprytnie ściągnęła skórę z łap – zostawiając w całości ich opuszki wraz z pazurami. Po niedługim czasie, wilk leżał już na brzuchu, a cała jego skóra trzymała się ciała tylko na karku – tuż za uszami. Dziewczyna wstała i podeszła do kępy wysokiej trawy, gdzie najpierw wytarła ostrze, a potem swoje ręce – z krwi zwierzęcia. Odgarnęła włosy, założyła z powrotem swój długi rzemień na znowu biały krzemień i spojrzała na chłopaka. Nie wiedział o co jej chodzi. Wzruszyła ramionami i pokazała najpierw na wilka, a potem na siebie – przeciągając otwarta dłonią po swojej szyi. Aha!- zrozumiał – miał odciąć mu głowę! Yuo! – „powiedział” – i podszedł do wilka. Najpierw ostrzem dzidy poprzecinał grube mięśnie karku, i odsłonił kręgosłup. Teraz naparł całym swoim ciężarem na jego szczytowy koniec, tuż przy czaszce. Wiercił, wiercił – aż coś trzasnęło i głowa odpadła od ciała. Spojrzał na dziewczynę – a ona uśmiechała się do niego. Dumny z siebie, chciał zwinąć skórę w „tobołek” – ale usłyszał wtedy dziwny dźwięk: - Kziii! - to ona wyraziła swój sprzeciw. - Uche ! – prawie się przestraszył i odłożył skórę, nie był pewien, czy ona nie chce jej zabrać dla siebie. YU-LA podeszła do leżącej sierści, chwyciła skórę za tylne łapy i energicznie strzepnęła ją prosto w jego stronę. Odruchowo złapał przednie łapy wilka. Ruchem głowy pokazała żeby podeszli do drzewa. Tu wspólnie obtarli z mięsa wewnętrzną stronę skóry o szorstki pień drzewa a następnie natarli ją dokładnie piaskiem. Teraz dopiero dziewczyna zwinęła całość w zgrabny tobołek, który przytroczyła do pasa długim rzemieniem swojej broni. RO-MO patrzył na to wszystko trochę zaniepokojony, ale także zadowolony z obecności przy nim takiej niezwykłej istoty. Wtedy YU-LA pokazała wgapionemu w nią samcowi – żeby poszedł po swoją dzidę – co posłusznie uczynił. Kiedy wrócił, YU-LA zdjęła z drzewa worek z nadal śpiącym wilczkiem i zawiesiła mu na ramieniu. Teraz odwróciła się i weszła kilka kroków w głąb lasu. On jednak nadal stał w miejscu. Patrzył na rozłożyste gałęzie drzewa, pod którym stali – i wyraźnie miał ochotę przeczekać na nim tę noc. Ona, nie mogła sobie na to pozwolić – już zdecydowała, że do wioski nie wróci – i w tym celu – chciała przekroczyć Rzekę. Dziewczyna patrzyła na Niezdecydowanego, a on wyraźnie nie mógł podjąć decyzji. Wtedy wyciągnęła do niego rękę, a on chętnie zrobił to samo.
  22. (1) Postanowienie przy pełni księżyca Dzisiejszy Rodan, a jakieś 30.000 lat temu, po prostu – Rzeka, lub Szybka Woda, leniwie płynął do swojego przeznaczenia w Morzu Śródziemnym. Krajobraz dzisiejszej południowej Francji, tak gdzieś pomiędzy Avignon a Arles – przypominał raczej obecne okolice syberyjskiego Bajkału. Był schyłek lata. Yu-LA znowu pokłóciła się z matką. Czy to jej wina, że czaszka czerwono-ogoniastego jest taka krucha? Przecież ma zręczne palce i niejeden raz już robiła naszyjnik. Ale stara zawsze musi gderać. Dobrze, że Inny Ojciec nie mówi za dobrze - to i się nie czepia. Tak szła wzburzona, z rozwianymi, czarnymi włosami, brzegiem rzeki, a potem wielką łąką - w stronę Księżycowej Polany. Odkryła ją, kiedy rok temu zapędziła się aż w głąb lasu za jagodami. Także zastała ją tam pełnia. Pamięta niesamowity blask bijący wtedy w oczy, pośród nieprzyjaznej czerni lasu. Aż przystanęła, myśląc że to jeden z tych niepoliczalnych Nocnych Ogników, które widuje podczas pogodnych nocy nad głową. Starsi opowiadali, że to ogniska, przy których grzeją się ci – co już z nami nie siądą wokół jedzenia. Ale teraz już wie – że to był Jasny Kamień. Jest wielki i coś przykrywa – chyba jakiegoś Odeszłego, z innej Grupy. Musiał być kimś ze Starszych. I pewno go bardzo lubili. Weszła cicho na polanę i jeszcze raz przyjrzała się Kamieniowi. Jego płaską, zwróconą ku księżycowi, stronę - pokrywały drobne-drobne nacięcia układające się w promieniste koło – całość była jednak tak pięknie wyszlifowana, że aż świeciła w blasku księżyca. Jak zwykle zrzuciła dłonią z kamienia pokrywające go tu i tam liście i ... przytuliła piersi i policzek do jego lśniącej powierzchni. Rozpostarła ręce na boki i przymknęła oczy. Po chwili jednak na gładki kamień spadać zaczęły łzy. Jej smukłe plecy wstrząsał spazmatyczny płacz. Wiedziała, że to dzisiaj ostatni raz jest na swojej Księżycowej Polanie. Ostatni raz, bo za dnia zacznie przygotowania do Wyjscia-Wejścia. Wiedziała już do którego Domu Łowców wejdzie. Akurat do tego do którego by nie chciała. Po chwili – wyprostowała się, otarła wierzchem dłoni, łzy i przeszła na drugą stronę Kamienia. Jednym skokiem wskoczyła na jego szczyt i siadła na nim okrakiem ... spojrzała na księżyc. Znieruchomiała, ale przez jej głowę przelatywały, jak szalone – myśli. Pytała swoich przodków o radę – ale niebo milczało. Po chwili jej czarne oczy, zaszły mgłą i musiała spuścić wzrok. I wtedy przed jej oczami zamajaczyły nagle jakieś szybko poruszające się, smukłe sylwetki. Wilki? – pomyślała zdziwiona – przecież ich Łowcy, jak i Łowcy od Gładkogłowego, z drugiej strony rzeki – już dawno wypłoszyli stąd większość zwierząt. Teraz ich wyprawy trwały wiele-wiele dni. I właśnie dlatego jej Wyjście z Chaty odbędzie się dopiero jutro .. a czuła się w tym lesie tak bezpiecznie. Przykucnęła na szczycie Kamienia i powoli odwiązała od pasa swój Szybki Kamień. Był to średniej wielkości, podłużny krzemień, obrobiony z niezwykłą wprawą. Jego oba końce były teraz ostre jak brzytwa, a na przewężenie w środku, nałożona została rzemienna pętla. Drugi koniec, prawie dwumetrowego rzemienia, zakończony był drugą pętlą, w którą teraz YU-LA pospiesznie wciskała dłoń. Wyprostowała się, lewą ręką zgarnęła z uszu swoje długie włosy – i zaczęła nasłuchiwać. Z wilkami nie było żartów. Taką ją ujrzał RO-MO pierwszy raz. Od wielu już dni podążał za tą watahą wilków i tuż za nimi zbliżył się cicho do brzegu polany. Wtedy ujrzał YU-LA ! Stała, jak świetlisty posąg, wysoka, smukła i piękna. Jedną ręką odgarniała czarno-kasztanowe, mieniące się w blasku księżyca, włosy a druga, opuszczona, kołysała łagodnie jakiś biały kamień, na długiej skórze. RO-MO stał za grubym drzewem i patrzył zachwycony. Wtedy , dobrym zwyczajem Łowców – w których szeregi miało wprowadzić go właśnie, upolowanie wilka - uniósł lekko głowę i wciągnął powietrze w swoje szerokie nozdrza. Ale zamiast nieznanej woni tej istoty poczuł, że wilki wcale daleko nie odeszły. YU-LA także instynktownie wyczuła, ze nie jest już sama. Musiała przygotować się na wszystko. Oderwała końcówkę cienkiego rzemyczka, który ściągał z przodu jej prostą, skórzaną sukienkę, która teraz już ledwo-ledwo przykrywała jej duże piersi - i szybko związała nim swoje włosy. Nie wiedziała, co teraz zrobić. Tu, na szczycie kamienia miała jakąś przewagę nad wilkami. Ale co zrobi, kiedy zajdzie księżyc? One widzą w nocy, na pewno lepiej niż ona. Co robić? Co robić? – Nie chce umrzeć jak jej starsza siostra, po której zostały tylko kościane kolczyki i ... zęby. Tygrysy nie zostawiają wiele. A tu wilki – ale co to za różnica. Pierwszy raz w życiu – zaczęła się naprawdę bać, Zawsze, na łowach, ktoś był przy niej, a teraz jest zupełnie sama. Rozejrzała się uważnie dookoła. Najbliższe, większe drzewo, było o dwa rzuty oszczepem od niej, ale nie miała przecież wyboru. Podrzuciła lekko krzemień i chwyciła go dłonią. Poczuła się trochę lepiej, cała Osada wiedziała przecież, że nie ma sobie równych w walce tą bronią. Stanęła na krawędzi Kamienia i jeszcze raz się rozejrzała. Czarna teraz ściana lasu, na pewno kryła jakąś tajemnicę. Głęboko odetchnęła, sprężyła się w sobie i ... skoczyła ! Zawsze szybko biegała, ale przecież dla wilków była wolna, jak kulawy łoś. Wypadły z lasu całą zgrają. Na przedzie, prawie biały, potężny basior, za nim jego wierna wadera, potem dwa zajadłe dwulatki i na końcu jeszcze tłuste – półroczniaki. Nagle na cichej dotąd polanie zrobił się niesamowity harmider. RO-MO zareagował błyskawicznie, jak prawdziwy łowca – wbił w ziemię swoją krótką, ciężką dzidę i wyciągnął, ze skórzanego worka, dwa, solidne, kamienne pięściaki. Nie trwało to dłużej niż 3 sekundy. W tym czasie YU-LA, widząc kątem oka zbliżające się z prawej strony wilki , skręciła w lewo – wprost na drzewo, za którym przyczaił się chłopiec. Ten jej nagły skręt spowodował, że wilki wpadły na siebie i wadera przewróciła się na grzbiet. Zaraz wprawdzie stanęła na nogi, ale jednak wyprzedził ją młody czarny dwulatek. Biegnąca wciąż na jednym oddechu YU-LA, czuła tuż-tuż za sobą basiora, który już rozchylił pysk do ostatniego ataku. W świetle księżyca błysnęły kły. Skoczył! Na swoje nieszczęście, wpatrzony w migające mu przed oczami pięty dziewczyny – nie zauważył wielkiego kamienia, który w tej samej sekundzie dosłownie zmiażdżył mu czaszkę. YU-LA zauważyła lecący kamień i nadzieja dodała jej sił. Oglądnęła się za siebie, akurat w momencie, kiedy młody wilk skakał jej na plecy. Jak ją uczył Inny Ojciec, Śpiący Borsuk – padła na ziemię, przetoczyła się przez bark i w mig stanęła na nogach - gotowa do walki. Młody wilk, po nieudanym ataku , zawracał w jej stronę. Zapalczywy, nie czekał, tylko skoczył znowu. Zafurczało krzemienne ostrze i z szyi wilka bluznęła krew. Tym razem jednak skok był trafiony i zwierzę samym ciężarem powaliło dziewczynę na ziemię. Jeszcze próbował chwycić ją zębami za twarz, ale YU-LA wcisnęła mu rękę, aż po łokieć – do gardła. Wilk zacharczał, jego ciałem wstrząsnęły drgawki – i padł. Tymczasem na polanie rozgrywał się nie mniejszy dramat. Stara wilczyca w mig zorientowała się w sytuacji i sprytnie uchyliła się przed drugim, nadlatującym z ciemności, kamieniem. U jej boku stanął drugi syn. Młodsza czereda, ze strachu ukryła się w trawie. Wtedy zza drzewa, wyszedł na polanę jakiś człekokształtny stwór. Cały pokryty był szaroburą mazią a w rękach trzymał grubą dzidę, zakończoną nieforemnym, z grubsza zaostrzonym kamieniem. Ostrożnie zbliżał się do wilków. Dopiero teraz go poczuły, rzeczny muł skutecznie stłumił jego zapach – mógł, dzięki temu tak długo śledzić tę grupę wilków. Teraz jednak nie miał już wyboru. Wilki pochyliły nisko łby i zjeżyły sierść. YU-LA obserwowała to wszystko, ukryta za ciałem martwego wilka. A RO-MO wyskoczył nagle w górę i ze straszliwym okrzykiem walnął stopami w ziemie, aż się zatrzęsła. Młody wilk zaskomlał, podkulił ogon i schował się za Kamień. Jednak na wilczycy, jego popisy nie robiły większego wrażenia. Spotykała już podobne stwory i wiedziała, ze zawsze będzie miała czas na ucieczkę. Teraz jednak on pierwszy zaatakował. Trzema skokami zbliżył się do wadery i rzucił ciężką dzidą. Ale i tym razem nie trafił – a wilczyca zrozumiała, że teraz jest jej szansa. Ruszyła w jego stronę. Chłopak zaczął wycofywać się w stronę drzewa. Wadera postępowała za nim, krok w krok. Kiedy mijała ciało starego wilka, na chwilę przystanęła i je obwąchała. W tym samym czasie dziewczyna, tocząc uważnie wzrokiem dookoła, zaczęła, na czworakach - trzymając w zębach końcówkę rzemienia, ze zwisającym, zakrwawionym ostrzem – posuwać się w kierunku swojego wybawcy. Pozbawiona zapięcia sukienka, rozchyliła się, i jej opalone piersi kołysały teraz się rytmicznie, tuż-tuż nad ziemią. On jednak tego nie widział. Wpatrzony w zjeżoną wilczycę, idąc tyłem dotarł do drzewa i błyskawicznie wspiął się na jedną z grubszych gałęzi. Teraz dopiero zobaczył co się dzieje. Ta piękna dziewczyna stanęła sama oko w oko z wilkami. Z obydwoma – bo tchórzliwy młodzian poczuł przypływ odwagi i wyszedł zza Kamienia – zachodząc YU-LA z boku. Tchórz – pomyślała dziewczyna o nieznajomym i postanowiła drogo sprzedać swoją skórę. Wyprostowała się, przyklękając na jedno kolano i puściła w ruch swój Szybki Kamień. Wirujące ostrze pokryło ją, jakby parasolem – teraz już nie tak łatwo będzie do niej podejść – pomyślała – ale jak wstanę, to od razy zaatakują moje nogi. Postanowiła posuwać się w kierunku drzew – tylko na kolanach. Nie było to wygodne i posuwała się bardzo-bardzo powoli – toteż oba wilki zbliżyły się do niej, już na odległość skoku – i tylko furcząca groźnie broń, jeszcze ją jako-tako chroniła. Z tak bliska śmierć, jeszcze nie zaglądała jej w oczy. RO-MO pierwszy raz widział taką broń i zdziwił się – jaka jest skuteczna w ręku kobiety. Pamiętał jednak także naczelną zasadę swojej Grupy – że trzeba chronić samice i młode. A przecież takiej kobiety, nie widział nigdy – nawet w swoich snach. Co robić? – myślał – miał tylko gołe ręce. Wprawdzie podczas zeszłej zimy, ich przywódca BOGO, pokazywał wszystkim, przed jaskiniami – jak walczył samymi rękami z wilkiem i jak musiał przegryźć mu gardło. Jednak podczas tej „opowieści” – wszyscy raczej patrzyli na głębokie rany, z których krew wciąż ciekła na jego siwe włosy, pokrywające ciało. Kiedy dziewczyna wsunęła się już w cień wielkiego drzewa – wilczyca zaatakowała. Atak był błyskawiczny, i chociaż ostry krzemień od razu rozciął jej powiekę wraz z okiem – usiłowała jeszcze złapać YU-LA za rękę – ona jednak znowu przetoczyła się po ziemi w kierunku drzewa. Stanęła na nogi - i popędziła co sił. Młody wilk był jednak czujny. Od razu ruszył za dziewczyną. I pewno dopadł by ją jeszcze przed drzewem, ale nie spodziewał się „gromu z jasnego nieba” – jakim był atak chłopaka. Ten – spadł wilkowi na grzbiet całym swoim ciężarem, przygniatając go do ziemi. Zręcznie opasał ramieniem jego szyję – i zaczął dusić. YU-LA obserwowała w napięciu całą tę scenę, oparta bezpiecznie o drzewo. Widziała, że młody wilk już nie wyjdzie z opresji – ale szukała wzrokiem rannej wilczycy. Wadera także już oceniła swoje dalsze szanse – i trzepiąc, wciąż krwawiącą głową – wracała, szukając w trawie zastraszonych, ukrytych tam maluchów. Kiedy już odeszła dosyć daleko – YU-LA kucnęła pod drzewem – i nagle zaczęła się trząść – to niedawne emocje, opuszczały jej ciało. Po chwili także RO-MO, który szybko uporał się ze zwierzęciem - zrozumiał, że już jest bezpiecznie. Poszukał wzrokiem dziewczyny. Siedziała skulona, w głębokim cieniu – i bacznie mu się przyglądała. Wstał z kolan i ruszył w jej kierunku. Teraz jednak to ona poczuła się zagrożona, gwałtownie wstała i ostrzegawczo zakręciła młynka krzemieniem. Chłopak stanął. Już poznał wartość tej broni. Rozejrzał się więc jeszcze raz dookoła i usiadł na trawie, bokiem do dziewczyny. Pozornie obojętnie zaczął zdzierać z siebie, niepotrzebną już, skorupę z błota. Dziewczyna przyglądała mu się z ciekawością. Zaczynała podejrzewać, że już wie – z kim ma do czynienia. Czasem Łowcy, wracając z polowania, mówili, że znowu spotkali Włochatych. A ponieważ od wielu-wielu lat, już przodkom nie udawało się porozumieć z tym Plemieniem – to zawsze ostrożnie – mijali się tylko z daleka. Po zasłyszanych opisach – widziała, ze siedzący przed nią chłopak ma pewne cechy tamtych ludzi. Jego ciało pokrywał jakby meszek, rudawych włosków, ale dłonie, policzki i czoło, były od nich wolne. Jego jasnobrązowe oczy – okolone były gęstymi, czarnymi brwiami, wyrastającymi z wyraźnych łuków brwiowych. Był chyba młody – choć raczej mocno zbudowany. Wtedy chłopak wstał, zdjął z siebie skórę opasującą mu biodra i wytrzepał ją dokładnie z mułu. nadal nie zwracał na nią uwagi. Zarzucił skórę na ramię i poszedł w głąb łąki – szukając swojej dzidy. YU-LA mogła teraz swobodnie podziwiać z tyłu jego muskularną sylwetkę. Chłopak odnalazł broń, ale zamiast wracać pochylił się nad trawą, pilnie czegoś wypatrując. Już po chwili sięgnął nisko – i podniósł do góry piszczące rozpaczliwie, wilcze szczenię. Odruchowo chciał schować go do worka na pięściaki, lecz przecież zostawił go pod drzewem. Teraz znowu spojrzał na dziewczynę. Stała tam gdzie przedtem, ale swoją broń przewiesiła już przez szyję. W cieniu drzewa błysnęły jej zęby – wyraźnie uśmiechała się do niego. Wtedy uniósł w górę wierzgającego szczeniaka i także się uśmiechnął. Pokojowo skierował ostrze dzidy w dół i podszedł do dziewczyny. Przez chwilę przyglądali się sobie. Byli prawie równego wzrostu, ale ona, dzięki szczupłej sylwetce i burzy kręconych włosów, wydawała się nieco wyższa. Zauważyła, że przygląda się jej rozchylonej sukience. Szybko sięgnęła do włosów, rozwiązała rzemyk i zaczęła z uwagą, przewlekać go przez dziurki sukienki. Po chwili, jej ubiór był już w porządku – ale teraz to ona przyglądała, się z kolei jego męskim „klejnotom”. I jemu zrobiło się głupio, chciał się na powrót opasać skórą – ale przeszkadzał mu w tym piszczący szczeniak, więc – naturalnym ruchem – oddał jej szczeniaka. Przyjęła go z uśmiechem i przytuliła do piersi. I tu nastąpił cud – malec przestał przeraźliwie piszczeć, tylko z zapałem zaczął lizać dziewczynę po twarzy. RO-MO przez chwilę , ze zdumieniem przyglądał się tej przyjaźni człowieka i wilka, ale przytomnie wbił swoją ciężką dzidę w ziemię i przewiązał sobie biodra , po czym sięgnął po wiszący za Smukłą (jak ją nazwał w swoich myślach) , obszerny worek na kamienie. Rozłożył go przed dziewczyną, a ona sprytnie włożyła do niego zmęczonego już walką, wilczka. RO-MO powiesił worek na drzewie i o dziwo szczeniak chyba usnął w tym lekko rozkołysanym „hamaku”. Teraz jednak zapadło pomiędzy nimi niezręczne milczenie. YU-LA nie wiedziała co ma teraz robić, bała się wracać sama do wioski – kiedy gdzieś w ciemnościach czaiła się jeszcze ranna wilczyca. Z drugiej strony, nie mogła wrócić z Obcym – bo na pewno łowcy zabili by go – żeby nie wskazał swoim drogi do Osady. A poza tym – do kogo miała wracać. Do tego starego, Kulasa, któremu przyrzekła ją matka? Już kiedyś zastał ją samą w domu – i do dzisiaj pamięta ten jego cuchnący oddech i twarde, żylaste łapy, obmacujące jej ciało! Dobrze, że wtedy weszła matka – bo ... Nie! – postanowiła – Nie wraca ! Wpatrzony w nią RO-MO nie zdawał sobie sprawy z dramatu, jaki rozgrywa się w głowie dziewczyny, a ponieważ milcząc patrzyła gdzieś w przestrzeń – postanowił, po prostu, robić swoje. Chwycił dzidę, odwrócił się od niej i poszedł w stronę nieżywego Basiora. Musiał mieć dowód, że zabił wilka – jego skórę i łeb. Czekała go ciężka praca, bo nie miał materiału do zrobienia noża – i mógł posługiwać się tylko ostrzem, ciężkiej dzidy. Jego odejście, wyrwało dziewczynę z transu. Zobaczyła jak przewraca siwego wilka na grzbiet, i – poczynając od szyi – centymetr po centymetrze nacina skórę zwierzęcia. Od razu domyśliła się, o co mu chodzi, przecież wyprawianie skór było głównym zajęciem kobiet w wiosce. Tu jednak zanosiło się na kilkugodzinną pracę, bo i narzędzie było nieodpowiednie, a i rzemieślnik niezbyt wprawny. Pewno w jego Plemieniu, też ta praca należała do kobiet. Ja nie mam tyle czasu – pomyślała – jak nie wrócę do domu, to rano Łowcy wyruszą na poszukiwanie – i wtedy złapią nas oboje tutaj, na tej polanie. Sięgnęła po swoje krzemienne ostrze i odwiązała je z rzemienia. Podeszła do spoconego już chłopaka. Dotknęła jego pochylonych pleców. Podskoczył jak oparzony! Zaczął jej się głupio przyglądać. Z uśmiechem, delikatnie odsunęła go na bok. Miał bardzo zdziwioną minę. Z ostrzem w ręku pochyliła się nad zwierzęciem. Trochę żal jej było zakrwawić jedyną teraz sukienkę, ale przecież nie rozbierze się przy nim. Oni są tacy ... niecierpliwi w tych sprawach. Postanowiła więc działać ostrożnie. Wszystko poszło jak należy. RO-MO nie mógł się nadziwić zręczności jej palców i przydatności jej noża. Zwłaszcza w podziw wprawiło go, jak sprytnie ściągnęła skórę z łap – zostawiając w całości ich opuszki wraz z pazurami. Po niedługim czasie, wilk leżał już na brzuchu, a cała jego skóra trzymała się ciała tylko na karku – tuż za uszami. Dziewczyna wstała i podeszła do kępy wysokiej trawy, gdzie najpierw wytarła ostrze, a potem swoje ręce – z krwi zwierzęcia. Odgarnęła włosy, założyła z powrotem swój długi rzemień na znowu biały krzemień i spojrzała na chłopaka. Nie wiedział o co jej chodzi. Wzruszyła ramionami i pokazała najpierw na wilka, a potem na siebie – przeciągając otwarta dłonią po swojej szyi. Aha!- zrozumiał – miał odciąć mu głowę! Yuo! – „powiedział” – i podszedł do wilka. Najpierw ostrzem dzidy poprzecinał grube mięśnie karku, i odsłonił kręgosłup. Teraz naparł całym swoim ciężarem na jego szczytowy koniec, tuż przy czaszce. Wiercił, wiercił – aż coś trzasnęło i głowa odpadła od ciała. Spojrzał na dziewczynę – a ona uśmiechała się do niego. Dumny z siebie, chciał zwinąć skórę w „tobołek” – ale usłyszał wtedy dziwny dźwięk: - Kziii! - to ona wyraziła swój sprzeciw. - Uche ! – prawie się przestraszył i odłożył skórę, nie był pewien, czy ona nie chce jej zabrać dla siebie. YU-LA podeszła do leżącej sierści, chwyciła skórę za tylne łapy i energicznie strzepnęła ją prosto w jego stronę. Odruchowo złapał przednie łapy wilka. Ruchem głowy pokazała żeby podeszli do drzewa. Tu wspólnie obtarli z mięsa wewnętrzną stronę skóry o szorstki pień drzewa a następnie natarli ją dokładnie piaskiem. Teraz dopiero dziewczyna zwinęła całość w zgrabny tobołek, który przytroczyła do pasa długim rzemieniem swojej broni. RO-MO patrzył na to wszystko trochę zaniepokojony, ale także zadowolony z obecności przy nim takiej niezwykłej istoty. Wtedy YU-LA pokazała wgapionemu w nią samcowi – żeby poszedł po swoją dzidę – co posłusznie uczynił. Kiedy wrócił, YU-LA zdjęła z drzewa worek z nadal śpiącym wilczkiem i zawiesiła mu na ramieniu. Teraz odwróciła się i weszła kilka kroków w głąb lasu. On jednak nadal stał w miejscu. Patrzył na rozłożyste gałęzie drzewa, pod którym stali – i wyraźnie miał ochotę przeczekać na nim tę noc. Ona, nie mogła sobie na to pozwolić – już zdecydowała, że do wioski nie wróci – i w tym celu – chciała przekroczyć Rzekę. Dziewczyna patrzyła na Niezdecydowanego, a on wyraźnie nie mógł podjąć decyzji. Wtedy wyciągnęła do niego rękę, a on chętnie zrobił to samo. * * *
  23. Heeej! Naprawdę mi się spodobało! A co do Haiku - to świetne ćwiczenia - jak w jednym, dwóch słowach - zamknąć dużo treści. A przydaje sie o najczęściej na końcu rozdziału. No i namówiłaś mnie - zamieszczę pierwszy rozdział, innej pisanej teraz powieści. Ostrzegam - to coś "z zupełnie innej beczki"! A tak, przy okazji - to oprócz 3 Sióstr - powinnaś jeszcze pisać coś zupełnie innego w formie, lub temacie (historia, coś dla dzieci?) - bo każdy miewa przestoje intelektualne, swojej weny - i wtedy HOP! do czegoś innego. I tu rodzą sie inne pomysły. Dobra - idę zamieścić to coś! Marek
  24. Witaj Aniu :) Ten Twój list bardzo mnie zaskoczył - znakomity pomysł! I jest w tym liście - klimat domu i miłości, pozwalający dziecku oswoić się z tym trudnym problemem. No bo kiedy przestajemy być dziećmi ? Kiedy dowiadujemy sie, ze MUSIMY umrzeć. Potem ten strach przed śmiercią przenosimy na swoich bliskich - ale i nas kiedyś dopadnie. Bardzo nastrojowo napisane - i już chyba czas, Aniu - na COS WIEKSZEGO! Mam nadzieje niedługo przeczytać pierwszy fragment - powieści. Pozdrawiam - Marek PS Znalazłaś Grodzieńską? Ten tytuł tomiku to była - "Żabka" !
  25. Dobre i nastrojowe - radzę kontynuować :-)) POzdrawiam - Marek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...