Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Katarzyna Brzezińska

Użytkownicy
  • Postów

    235
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Katarzyna Brzezińska

  1. :D śmieszne, podoba mi się :)
  2. po prostu piękny :)
  3. A dziękuję, dziękuję, uśmiałyśmy się obie, czytałam na głos ;)
  4. Dzięki Leszku, właśnie tak chciałam wykreować Aśkę. Właściwie odebrałeś moje chęci :) Pozdrawiam :)
  5. "O Boże, co za schiza" - cytując moją Mamę przez duże M. :D pozdrawiam
  6. dawno niczego Twojego nie czytałam Emalko, ale cieszę się, że zaskoczył mnie taki miły, ciepły utworek. Pozdrawiam cieplutko :)
  7. Ciekawe, wciągające. Podoba mi się :)
  8. :) Dzięki za wyczerpujący komentarz, może po prostu jeszcze nie dojrzałam do napisania historii na taki temat. A kobieta? Jest okropna jak piszesz... Ale jest taka z powodu tego, że się boi. Chce być z Michałem, a jednocześnie nie wie, czy jest w stanie udźwignąć ciężar jego kolejnych związków z innymi. Waha się, ale chce walczyć. Jest niesympatyczne, ale jednocześnie działa, ukazując miłość. Bo kocha i przy nim jest. A wiewiórki? Oczywiście, że skaczą :) Widziałam niedawno jedną w parku niedaleko mojej uczelni :) Co do Twojego pomysłu na opowiadanie to podoba mi się i aż nie mogę się doczekać, aż przeczytam. Buźka! Kasia
  9. Nie wszystko podoba się wszystkim. Dzięki za koment. Pozdrawiam
  10. Pamiętam to wszystko, jakby wydarzyło się wczoraj. Mogę przywrócić w myślach wyraz Twojej twarzy, ton głosu, swobodę gestów. Po prostu byłaś... Grudzień. Ludzi ogarnął szał przedświątecznych zakupów, wszyscy kłębili się w nerwowym pośpiechu w ogromnych kolejkach. A ja? Leżałem w łóżku, przykryty po szyję kołdrą, w gorączce, miałem drgawki. Natalia opuściła mnie parę dni temu. Byłem dla niej zbyt uparty, nie chciała wiecznych dyskusji na każdy temat. Miała dość. Leżałem więc w samotności, rozmyślając nad sensem własnego życia. I wtedy przyszłaś. Ledwo zwlokłem się z łóżka, by otworzyć Ci drzwi. Jak zwykle uśmiechnięta, stawiająca na nogi cały świat, stwierdziłaś od progu: - Fatalnie wyglądasz! - Dzięki, super przywitanie... - warknąłem tylko, nie miałem ochoty na przytyli z czyjejkolwiek strony. - Nie obrażaj się, tylko pakuj z powrotem do wyra. Masz - wyjęła z torebki termometr, a potem jeszcze parę innych pakunków. - Co tam jeszcze masz? - zapytałem ciekawsko. - Nie twój biznes. Zmiataj! - odpowiedziałaś groźne, z błyskiem w oku. Poszedłem się położyć. Usłyszałem z kuchni brzęk naczyń, ale nie miałem siły wstać, żeby zobaczyć, na jaki pomysł znowu wpadłaś. Padałem z nóg. - Ile? - zapytałaś po paru minutach, wkraczając do pokoju. - Sama zobacz - stwierdziłem głosem cierpiącego dziecka. Zobaczyłaś, rzuciłaś krótkie "Aha" i zniknęłaś znowu w kuchni. Zasnąłem. - Michał, obudź się... - usłyszałem po jakimś czasie. Nie chciałem się budzić. Było tak miło... Ktoś znowu gładził mnie po twarzy, głowie, dotykał z czułością... Poczułem zapach świeżego rosołu. - Michałku... rosół stygnie. - spróbowałaś znowu. - Rosół? - otworzyłem oczy. - Pewnie, że rosół, a co myślałeś! - powiedziałaś znów zadziornie, ostro jak zawsze. - Jedz! Wyszłaś do kuchni, a ja przez chwilkę dochodziłem do siebie. To co się działo nie było wcale snem! Tylko nie rozumiałem tego wcale... Dlaczego przed chwilką byłaś taka miła, a teraz... - Zjadłeś? To dobrze. Zmiatam, nic tu po mnie. Na stołku za tobą są leki, rozpisałam Ci, jak masz co brać. No, to tyle. Narka! - Dzieki, cześć - wyjęczałem tylko. Po chwili usłyszałem zatrzaskujące się drzwi. Dobrze, że miałem automatyczny zamek, nie musiałem wstawać. Spojrzałem za siebie. Na stołku leżał cały stos tabletek i złożona na pół kartka. "Antybiotyk dwa razy dziennie, witaminy trzy razy dziennie. Środki napotne na noc. Obiady na parę dni masz w lodówce. Myślę, że jutro dasz już sobie radę sam. Narka" "Narka..." - pomyślałem i zrobiło mi się cieplej mimo drgawek. "Ach ta Aśka..." - pomyślałem. I znowu zapadłem w sen. Wigilia. Znowu tylko dom, cztery ściany. Czułem się znacznie lepiej, ale nie miałem ochoty na nic. Cóż to za przyjemność świętować w samotności? "Natalio, gdzie ty jesteś?..." - tęskniłem strasznie. Zadzwoniłem, by złożyć życzenia, ale nie było jej w domu. Nagrałem kilka słów na automatyczną sekretarkę i położyłem się na łózku z głową w poduszce. Rozpłakałem się jak dziecko. I znów przyszłaś. - Najlepszego! - rzuciłaś krótko, podając mi zręcznie zapakowaną paczkę. - Ale ja przecież... nic dla Ciebie nie mam - było mi głupio. - To przecież oczywiste, że nic nie masz. Jakbyś chory latał po mieście za prezentami, to musiałabym nakopać ci na dzień dobry do dupy! - roześmiałaś się, wieszając kurtkę. - Mam wściekły nastrój, chyba niepotrzebnie się fatygowałaś, żeby mnie odwiedzić - stwierdziłem. Kiwnęłaś głową w kierunku paczki. - Otwórz. Powoli rozwiązałem kokardkę. - Wino? - zdziwiłem się. - No przecież nie rabarbar! - obruszyłaś się. - Ty masz podły nastrój, ja mam podły nastrój. Może więc zatopimy go sobie razem w dobrym winie, co? - Dobra myśl - skwitowałem. I przyniosłem kieliszki. Potem była Marysia, Marta, Karolina... Moje kolejne fascynacje, plany, marzenia, rozwiane w pył z różnych powodów. Wiele cierpień, podłego nastroju i wiele wypitych z Tobą butelek wina. Nie wiem, jak to znosiłaś. Zawsze byłaś obok, gdy było mi źle. Tyle razy okazywałaś mi zainteresowanie, dobre serce... A ja? Nie doceniłem tego nigdy. Dziś po raz kolejny jestem sam. Chciałbym, żebyś przyszła. Pogadać, nawymyślać mi, powiedzieć, że jeszcze nie koniec świata, że jak zwykle bezmyślnie roztkliwiam się nad sobą. I wznieść toast za lepszą przyszłość. Wiesz... Pamiętam to wszystko, jakby wydarzyło się wczoraj. Mogę przywrócić w myślach wyraz Twojej twarzy, ton głosu, swobodę gestów, kiedy niepostrzeżenie wkradałaś się w moje życie w chwilach, kiedy naprawdę Cię potrzebowałem. Po prostu byłaś... Słyszę pukanie do drzwi. - No co tak wolno otwierasz? - mówisz zniecierpliwiona. A ja Ci się nie tłumaczę. Pomagam Ci zdjąć płaszcz, czekam, aż ściągniesz buty, robię herbatę. I kiedy już siadam obok Ciebie, a Ty patrzysz na mnie i stwierdzasz po raz kolejny "No mów, co się stało?", biorę Cię za rękę i mówię tylko: - Wiesz Asiu... Ja po prostu byłem jak zwykle taki głupi... - Też mi nowina! - śmiejesz sie. - No mów, o co chodzi? - Widzisz... Ja po prostu... tak bardzo Cię kocham! A Ty wtulasz się miękko w moje ramiona i już bez zadziorności, miękko mówisz: - Wiem Michaśku... Ja ciebie też.
  11. Leszku, Pedro - dzięki za komentarze :) pozostanę uparciuchem i jednak nie będę nic zmieniać ;) A co do przeznaczenia... nie uważam, że trzeba tylko czekać biernie na bieg wydarzeń :) Pozdrawiam! Kasia
  12. :D no tak, jak zwykle nieprzewidywalnie i w Twoim niepodrabialnym stylu. Pozdrawiam!
  13. Dziękuję Emalko :) miło Cię znowu widzieć na forum :)
  14. Ciepłe, poetyckie, przemyślane. Bardzo mi się podoba!! Pozdrawiam :)
  15. Całkiem miło się czytało :)
  16. Po prostu piękne :)
  17. wielkie dzięki :) również pozdrawiam :)
  18. Jeśli jest taki podręcznik to z chęcią go przeczytam. Pozdrawiam również :)
  19. Tekst chaotyczny, idzie w paru kierunkach jednocześnie. Trudno mi go ocenić. Doczytałam do końca, ale nie czuję się ani nasycona, ani zachwycona... :(
  20. Piękne, proste słowa. Więc pamiętajmy. Nie tylko dziś.
  21. a leć na ten spacer Tali, leć :) w końcu całkiem ładną jesień mamy. I pogoda wyśmienita :)
  22. Jeśli zmienię, to już nie będą moje słowa, nie mój tok myślenia... nie chcę tak robić, nawet jeśli będzie to małym mankamentem tego opowiadania. Pozdrawiam
  23. :) dzięki meliso, dzięki Jay :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...