Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Anna Romanek

Użytkownicy
  • Postów

    428
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Anna Romanek

  1. Dziękuję za komentarze. Myślę, że racją jest, że tam brak atmosfery. Głównie dlatego, że tam nie ma uczuć. Pozdrawiam.
  2. Dołączam się do zdania Jay Jay. Pozdrawiam
  3. Pewien Jopek powiadał: "Kto wojuje szpadą ten od szpady pada" a inny dopowiadał: "Kto pod kimś dołki kopie, ten sam w nie wpada" Nieprawdaż?
  4. Nie ma wina, nie ma winy Cóż zostało więc Balbinie? Może barman z Krotoszyna, co się także kocha w winie? A może w Balbinie? Kto wie?
  5. Niech Leon się nie załamuje, Czasem ktoś czyta i komentuje i głupoty dopisuje
  6. Jechał, jechał, aż do dołu wjechał Rozgląda się dokoła "Ciemno tu!"-zawołał A z ości zrobił się wąż "A widzisz! Diabeł działa wciąż!"
  7. Niektórzy oczekują, że w opowiadaniu koniecznie musi coś dziać się. Musi być jakaś akcja, zaskakujące zakończenie. Jestem zdania, że czasem trudniej opisać stany emocjonalne, przeżycia. Myślę, że udało Ci się tego dokonać. Niektóre sformuowania nie brzmią najlepiej, można by poprawić. Opuściłabym wstęp i zaczęła od "Doktor oddalał się.." i również "wyrzuciłabym " anioła z zakończenia (nie było by to takie trudne. Ma skrzydła, może lecieć. Żartuję) Tym sposobem powstałoby całkiem miłe opowiadanie, z tego świata. Lecz, to był Twój zamysł, by to trochę udziwnić, Twoja wola. Ja wyrażam tylko swoje, zaznaczam, nie profesjonalne zdanie. Pozdrawiam.
  8. Las z łez Liście spadają szarugą posępu Czas jak sowa Oczy ma okrągłe I patrzy w niebo, Gdzie na firankach smutku Zwisa zachwiana nadzieja Potężne ramię nocy Zagarnia kawał życia Do paszczy posępnego milczenia I jak dno smoczego podbrzusza Zamyka się w ciemność Sen obrywa się I ucieka w nieskończoność Odsłaniając błękit I jasność bytu
  9. Nie wiem jak to wyrazić, bo będzie brzmiało głupio i podlizuchowato, ale tylko przychodzi mi jedno do głowy: genialne.
  10. I dobrze powiadają. Przecie chciał sukcesu, to i mo! Gdybym tak mogła skamienieć...
  11. Cóż za zbieżność. (Moje ostatnie opowiadanie na ten sam temat -"Starzec w krześle"). Czyta się lekko. Styl-super. Zakończenie z finezją. Może nie jest tak zaskakujące, ale z lekko podczernionym humorem. Nigdy nie gram w toto-lotka, właśnie z tego powodu, by nie mieć tej sztaby. Do rzeki mam zbyt blisko. Naprawdę.
  12. Była sina i półżywa, a do tego także chciwa, i choć głowa jej się chwiała resztki wina pospijała
  13. Twoje uwagi krytyczne są w przyjaznym tonie. I konkretne. Dzięki
  14. Nie wiem tylko, czy potrafię coś zmienić. Czy ogólnie do bani? I obawiam się, że dalej może być jeszcze gorzej. Ale, co? Czy mam "wyjść i zamknąć drzwi za sobą"? Nie, bo lubię pisać. A więc biorę do serca uwagi i do roboty!I w końcu dotyczy to tego konkretnie opowiadania, a inne Ci się dość podobały. Za wiersze ostatnio także "dostaję bacikiem". Może nigdy nie wyjdę z "przedszkola"? Pozdrawiam i dzięki.
  15. Stał przez chwilę w zamyśleniu i nie wiedząc, co dalej uczynić z listem po prostu zostawił go na stole. Od tej chwili, choć nie podniósł go ani razu, list nie opuszczał jego myśli. Przypominał sobie wszystkie dotychczasowe znajomości, szczególnie z kobietami. I choć nie było wiadome, że list ten pochodzi od kobiety, utwierdzał się w coraz większym przekonaniu, że to musi być kobieta. Zaczął myśleć o niej coraz bardziej intensywnie i jednocześnie starał się, żeby nie zagłębiać się w myślenie nad żądaniem, które stawiała, bo choć wyrażone w formie polecenia, jednak brzmiało jak żądanie, a raczej wołanie o pomoc. Z góry ustalił, że to musi być jakiś dziwny żart, ale ten adres? Kto pisałby adres. Takie listy zazwyczaj są bez podpisu, a tym bardziej adresu. Kiedyś nawet dostał taki . Z zapytaniem, kiedy wyprowadza się do nory, bo już czas. Potem parę niemiłych zdarzeń. Kurczak z piórami pod drzwiami, bez głowy. Z przytroczoną kartką o treści:”My lisów nie lubimy.Chcesz zachować głowę, to się wynoś”. Nie sposób było zgadnąć, kto mógł być jego prześladowcą. Tyle ludzi mieszkało w bloku. Nikogo nie zagadywał i nikogo nie znał. Mijał nieraz te same twarze, ale wydawały się być obojętne. Po paru podobnych incydentach nagle ucichło. Nigdy nie dowiedział się dlaczego, ale długi czas musiał minąć zanim przestał podświadomie czekać na następną wiadomość pod drzwiami. W końcu zapomniał, a raczej uspokoił się uznając, że osoba ta z pewnością wyprowadziła się. A teraz ten list. Nie, to nie może być on. To musi być kobieta. Bezwiednie zaczął się zastanawiać nad jej wyglądem. Czy jest młoda? Czy ładna. I jak tylko uświadamiał sobie swoje myśli, szybko się wycofywał ganiąc się za niepotrzebne zainteresowanie. Przecież nie miał zamiaru zareagować na tę prośbę. To może być jakaś nieprzyjemna pułapka. Nic nie wiadomo. Ktoś znów może się na niego uwziął, tyle, że jest bardziej przebiegły i sprytniejszy. Liczy na to, że ciekawość weźmie górę i wtedy zgłosi się pod podany adres i o to własnie mu chodzi. Ale dlaczego? Nie, absolutnie nie może zrobić żadnego kroku. Najlepiej wyrzucić list do kosza. Podrzeć, nie zapisywać adresu. Wiedział jednak, że to na nic się zda, miał przecież doskonałą pamięć , która już od razu zarejestrowała dane i już tam zostały. Nie wyrzuci tego z pamięci, chociażby nawet chciał. Już to wszystko zaczęło go drażnić, szczególnie fakt zapamiętania adresu i ciągłe drążenie myślami w poszukiwaniu wizerunku tej kobiety. Zaczęło to robić się coraz bardziej męczące. Już nawet w nocy zaczął budzić się czasem z chęcią podejścia do stołu, wysunięcia ponownie listu z koperty i czytania go po raz trzeci, bo raz już zajrzał, by znów się przkonać, że to wszystko się zgadza z pamięcią. Nie czynił tego jednak, wiedząc, że im mniej okaże zainteresowania tą sprawą tym większe szanse, że ta ciekawość w końcu go opuści. I jeszcze dołączyło się coś jak poczucie winy, że coś musi się stać z jego winy. Ktoś woła o pomoc, on nic nie robi, tylko stara się zapomnieć. A pamięć stoi przy człowieku jak anioł stróż. Nie jest to pomocny anioł w tym wypadku, i nie opuszcza go ani na chwilę. Tak więc, godziny mijały powoli i już w jego codzienną rutynę zaczęły się wkradać małe pomyłki. Działało mu to na nerwy. Nie cierpiał pomyłek, kosztowały nieraz dużo. Jednakże ciekawość narastała i tliła się już nieugaszonym płomieniem, cicho, jednostajnie, i dawała się we znaki. W końcu nawet w pracy zauważyli, że zaczął się zachowywać dziwnie. Kobiety już zaczęły na niego zerkać inaczej . Nie było w tym spojrzeniu zainteresowania, raczej ciekawość zjawiska. Widziały, że coś się z nim dzieje, ale nikt nie śmiał pytać. I tak prawdopodobnie odpowiedziałby zdawkowo. Coraz bardziej myślał nad tym, że czas mija, a ona czeka na pomoc. I nie wiedział co jej grozi. Czuł, że poczucie winy narasta w nim powoli, ale tak systematycznie, jak narasta warstwa kurzu na meblach. To zaczęło być coraz bardziej nie do zniesienia. Żadna ze znanych kobiet chyba nie zwróciłaby się do niego o pomoc. Te znajomości dawno wygasły i do tego kończyły się chłodno. I właśnie z powodu jego zobojętnienia, więc coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to nie może być żadna z nich. Denerwował się, że list ten leży na stole, a on nie jest w stanie pozbyć się go. Ale nie mógł. Tym bardziej, że i tak nie miałoby to żadnego znaczenia, jedynie może jako dowód rzeczowy. Czego? Ganił się w myślach, przecież nie zamierzał brać tego wszystkiego na serio. A jednak nie dawało mu to spokoju. Zajmowało całe jego życie, niemalże. Aż wreszcie po paru dniach skierował się jak automat, krokiem prawie wojskowym, w stronę stołu i jednym zamaszystym ruchem podniósł kopertę. Ręka zadrżała, ale nie myślał o tym. Wyjął kartkę, ale już powolnym, rozmyślnym ruchem i zaczął czytać znany mu tekst. I coś rzuciło mu się w oczy, czego przedtem nie dostrzegł. W prawym górnym rogu był jakiś znaczek, coś małego, na pierwszy rzut oka niewidocznego. Przybliżył wzrok, ale było to za małe, żeby rozpoznać. Było to jednak coś, co przykuło jego uwagę, bo miało to wyraźnie jakiś kształt. Nie była to tylko plama, czy coś przypadkowego. Zainteresował się tym. Podleciał więc, co było dla niego prawie niezwykłe, bo raczej poruszał się powoli, do biurka, i wyjął z szuflady lupę. Zawsze tam leżała. Nigdy nie miał problemu ze znalezieniem rzeczy, bo trzymał wszystko we wzorowym ładzie. Nie używał jej często, choć zdarzało się, że zaciekawił go któryś ze znaczków sąsiada. Ale to zdarzało się rzadko, bo znaczkami z reguły nie interesował się i tylko ze względu na to, by zrobić sąsiadowi małą radość zajrzał do klasera i udawał, że któryś ze znaczków wzbudził jego zainteresowanie. Nie było to jednak prawdziwe zainteresowanie. Interesował się tylko telewizją. Miał wrażenie, że ktoś jest z nim w domu, spędza czas razem z nim. Sąsiad był realnym człowiekiem, którego trzeba było poczęstować nieraz kawą, czy lampką wina i co gorsza zabawić rozmową, co było najgorsze. Od razu spinał się i wychodziło to wszystko sztucznie. Sąsiad jednak nie widział, jak bardzo jest napięty i chętnie zachodził, choć szczęściem niezbyt często, jako, że miał dorosłe dzieci, które zabierały go czasem do siebie, albo wychodził do innych znajomych. A może jeszcze gdzie indziej, to go za bardzo nie obchodziło. Utrzymywał jednak tą znajomość jak motyla trzyma się w gablocie, by pokazać czasem, że nie jest samotny. Nawet samemu sobie, choć za samotnego się nie uważał, bo czynił to z własnej woli, ale czuł się trochę raźniej wśród ludzi mając świadomość, że może czasem wspomnieć o znajomym. Listonosz był jak długoletni jego pracownik, owszem, czasem nawet zamienili parę słów, ale on traktował tę relację jak pracodawca-pracownik. Listów prywatnych z reguły nie otrzymywał, lecz rachunki trzeba było dopilnować. List trzymany w rękach zaczął go interesować jeszcze bardziej niż do tej pory, głównie z powodu tego małego znaczka, któremu chciał się właśnie przyjrzeć.Przysunął lupę i wyraźnie zobaczył twarz kobiety. Aż odskoczył z wrażenia. Postał przez chwilę próbując zebrać myśli, lecz nic właściwie nie przychodziło mu do głowy. Tylko obraz zarejestrowany przez jego wspaniałą wręcz pamięć stał mu przed oczami. Miał więc rację, nie była to żadna ze znanych mu kobiet. A więc, kto to mógł być? W tym wszystkim kryje się jakaś dziwna tajemnica. Ale dlaczego trafiło to do niego? Złość go opanowała i chciał już zmiąć ten przeklęty list i wyrzucić czym prędzej do śmieci. Ale znów coś go powstrzymało. Usiadł bezradnie w fotelu i patrzył bezmyślnie na przeciwległą ścianę. Twarz kobiety formowała się na niej powoli odtwarzana z pamięci. Była to kobieta około czterdziestu lat, jak sądził, ale wyglądała młodzieńczo. Coś było w niej ujmującego. Coś w oczach. Nie mógł sobie skojarzyć gdzie ten wyraz oczu widział przedtem.Tak ujmujący, jak żaden dotychczas. Dawno nawet nie myślał o kobiecie, z wyjątkiem kobiety, która jak podejrzewał kryła się za tym listem. Na tle jej głowy rozpoznał góry, jak...i w tym momencie uświadomił sobie skąd uśmiech tej kobiety wydał się mu tak znajomy. Tak, zupełnie jak Mona Lisa. I te góry i wijąca się droga. Ale dlaczego? Dlaczego komuś zależało, żeby to skojarzenie przyszło na myśl, bo nie było to tylko w związku ze spojrzeniem tej kobiety. To mogło być osobiste odczucie, ale ten krajobraz wyraźnie ma na celu to skojarzenie wywołać. Czemu? Coraz bardziej był tym wszystkim zaciekawiony.
  16. Czytam. To forum dla początkujących. Szkoda, że tak ogólnie powiedziane, bo tak, to ten komentarz nic mi nie daje. Dziekuję za opinię. Dobra, czy zła, liczy się. Pozdrawiam.
  17. Karpie grzeszą po żydowsku, a on nie mógłby- po polsku?
  18. Poprawka do wiersza "Noc zapada nad jeziorem": Cisza, przycumowane kajaki Zieleń odbita na tafli Słońce z pomarańczy Jak w bajce O tysiącu i jednej nocy Gwiazdy Biel księżyca Szelest nietoperza Pień-próchno świeci Świętojański robak zaświecił Woda stoi i niebo
  19. Cisza, przycumowane kajaki Zieleń odbita na tafli Słońce z pomarańczy Jak w bajce O tysiącu i jednej nocy Gwiazdy Biel księżyca Szelest nietoperza Pień się świeci próchnicą Świętojański robak zaświeci Woda stoi i niebo Morze Falą w struny uderza Jak na cmentarzu Mroczniejesz Woda łączy się z niebem Słońce plecy ci grzeje Wiatr muska ci skronie Jesteś w nim a ono jest w tobie Rzeka Wstęga niebieska, z daleka, Gdzieś się kończy, gdzieś zaczyna Nieważne, to cię nie obchodzi Chętnie do niej przychodzisz Śpiewem ptaka cię powita Na brzegu toczy się ślimak Ryba sobie oddycha Odpoczywasz Staw Zwłaszcza z wieczora To żab jest pora Żabi koncert, Śmieszne kumkanie Ciepło Woda jak atrament Górski strumień Wesołym orszakiem uderza kamienie Słońcem się śmieje Pianą zatoczy Nogę zamoczysz Drętwieje Pstrąg szpicą przeleci Czasami łapią go dzieci Weselem zostanie w pamięci Radość rozleje ci w sercu
  20. Brawo, Franku! To razem tworzy świetną całość.
  21. Dzięki za komentarze. Niektóre zdania buduję specjalnie trochę inaczej, bo to daje pewien efekt. Myślę, że możecie rozczarować się dalszą częścią, bo dużo gadania, a mało się dzieje. I trochę infantylne, ale to raczej była próba stylu niż treści. Widzę teraz jak trudno pisać książki. Trzeba pamiętać o wszystkim, co napisało się poprzednio w tekście i to ze szczegółami. Pozdrawiam serdecznie.
  22. Rzuciłam kulą, ale chyba nie trafiłam do celu (mam na myśli Wasze gusta).To jeden z wielu wierszy. Nie wszystkie są dobre, wiem. Pozdrawiam
  23. O, z tym się nie zgadzam. Nie ma banalnych tematów. Pisać można o wszystkim, wszystko zależy od tego jak. Czy miłość, ogólnie, to tak banalny temat, że nie trzeba o niej pisać?Gdyby usunąć go z poezji, byłaby wyrwa wielka. I wcale nie obrażam się , że Ci się nie podoba. Masz u mnie "+"za szczerość. Wojna o kulę zakończy się chyba tym, że ją usunę z wiersza i strzelę sobie nią w "łeb". Liczę na Twoje poczucie humoru. Pozdrawiam
  24. Dzięki. Właśnie nie wiem, czy zgrzyta. Dlaczego akurat ma miażdżyć? Taka lekka "kula" z kwiatów zrobiona? A może wyrzucić słowo "kula"? Wtedy bezpośrednio dotyczyć będzie miłości. Pomyślę, gdyż nie przyszło mi do głowy, że takie skojarzenia mogą komuś "przyjść do głowy". Dzięki za szczery komentarz. O to właśnie chodzi. Pozdrawiam Ps. Słowo kula rzeczywiście ma w sobie coś ciężkiego, ale myślałam, że w połączeniu z kwiatami ten ciężar odchodzi.
  25. Miłość młodzieńcza, jak kula, cała zrobiona z źdźbeł traw, stokrotek i zawilców Toczy się wokół ptaków skrzypiec, co wyrzucają nuty kolorowe, jak parasole, pod niebo , gdzie chmury skrzydeł dostają, jak anioły A deszcz pada odwrotnie, z ziemi fontanny wytryskuje „i młodzik prześwituje jesienny” z Tuwima I wrzosy na tablicy widzisz, na lekcjach, zamiast liter A we włosach? Nie masz, bo wiatr wszystkie je porozwiewał I zamiast nich rosną fiołki Wszystkie zebrane z tych oczu łąki I mienią się blaskiem księżycowym I fruwają, jak motyle dookoła głowy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...