Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Anna Romanek

Użytkownicy
  • Postów

    428
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Anna Romanek

  1. Faktycznie, trochę zbyt oślizłe, ale to może tylko moje wrażenie. Pisz dalej, moja opinia nie jest profesjonalna, a poza tym friendly.Pozdrawiam
  2. W Twoim opowiadaniu człowiek się czuje jak w domu. I to jest to! Temat nie musi być wyszukany, tyle że, by napisać dobrze o zwykłych rzeczach, to trzeba mieć "dobre pióro". Nie zechciałbyś pożyczyć?
  3. No, tak o Bogu nie myślę, ale tajemniczość wokół Niego czasem przejmuje chłodem. Tyle pytań bez odpowiedzi, ale najważniejsze jest-zaufać. I nie pytać -"dlaczego"Przyjmuję to, że Bóg jest dobry i Jego plany mają sens. Pewnie ma dla każdego z nas. Jednak myślę, że pozostawia nam spore pole do działania. Dzięki za opinię. Pozdrawiiam.
  4. Ok, grzęznę dalej, w nowe błoto. Dzięki za odpowiedź.
  5. Nie jest jasną dla mnie ta wypowiedź. Dlaczego grząski? Czyżby się nadwrażliwi mogli obrażać? Chyba jestem śpiąca, bo nie rozumiem. I... coś mój tzw self- estime(tak to się pisze?) podupada. Ale czekam na wyjaśnienie do jutra. Z góry dziękuję. Pozdrawiam.
  6. Podoba mi się Twój styl pisania, język. Akcja rozwija się prawidłowo, napięcie rośnie. Fajne!Pozdrawiam
  7. Ale tych Mickiewiczów, panie, to się teraz narobiło! Pójdziesz do znajomych, pukasz, pozamykane. A potem jak już o nich całkiem zapominasz, przyłazi, panie, puka. Otwierasz, a on kupę papieru, jak znicz olimpijski ci wręcza i mówi: “To jest moja poezja”. A mnie na samo to słowo robi się już mdło, ale myślę sobie, dobrze, przyda się do kominka. Zimno ostatnio. Panie, już tylko z litości czytam pierwszą linijkę, a tam, panie “Polsko, ojczyzno moja!” I dalej to panie takie wywody, że Mickiewicz to by się w grobie przewrócił, gdyby mu sypnął tym tak na mogiłę. Co drugi znajomy to teraz albo literat, albo panie artysta innego rodzaju, jak malarz na przykład. Znam takiego, co to już mu się malowanie ścian znudziło, to wziął się za pędzel. I szczęściem nic go to nawet nie kosztowało, bo na wykończeniówki takiego używał, a farbą to chlastał pokojową. I nawet papieru się trzymała, bo to akwarele miały być, panie. Mieszał z wodą, bo te farby to już znał, panie, jak własnego psa. Nie żyje, notabene, całe szczęście dla niego.Co by się musiał biedak napatrzeć. A o spacerze, panie, to już by mowy nie było, bo on taki zajęty. To może i lepiej że zdechł, biedaczysko. A Van Gogh-ów to, panie, jak tych, za przeproszeniem tego pieska, psów się naroiło. Słoneczniki to już po świecie tak rozsiane, że niedługo to już je będą chwastami nazywali. W każdym domu conajmniej dwa, a jak się ma więcej znajomych, to panie, bieda, bo każdy przynajmniej jeden przyniesie i choć nie masz już gdzie wieszać, to przecież przyjąć musisz, bo się przecież odzywał do ciebie nie będzie. I nieraz to już nawet i to wolisz, ale zawsze znajdzie się następny i przyniesie, a tak to już w końcu możesz zupełnie szczerze powiedzieć i nawet niech popatrzy sobie , że już miejsca nie masz. I spokój przynajmniej, dopóki ci nie wpakują coś z innej branży, jak rzeźby na przykład, a z tym to gorzej, bo po ścianach łazić nie musisz, a w domu jakoś się poruszać trzeba, ale, panie, taka sama historia. Tyle się nagle tych talentów narobiło, bo to panie ludzie głupieją na starość i czas im do głowy uderza, bo więcej go mają, to się nagle przysysają do kartek, albo do pianina, pędzle idą w robotę, noże, jak się nie ma dłuta, na początek. I geniusze, panie, powstają. Taki co nic go nie interesuje, tylko telewizję ogląda i czyta gazety, to dziwak dla nich, panie. Nie dość, że czas marnuje, bo w tej telewizji, to nic naprawdę nie ma, to jeszcze tyje, od tego siedzenia w ciepełku, bo to i nieraz kocykiem się owinie i chrupnie sobie czasem, chipsa czy czekoladę. A taki nowoutalentowany, panie, to nawet czasu nie ma na nic. O jedzeniu zapomina i tylko gryzmoli, albo pędzluje, czy co tam jeszcze innego. Mickiewicz, panie to się chyba tylu plagiatów dorobił, że chyba najwięcej. Bo to panie wszyscy tak tą ojczyznę kochają namiętnie. I tylko łzy leją nad nią. Ojczyzno moja, czy aby nie toniesz? Idę ci w obronę! I tego rodzaju bzdety, panie, że Mickiewicz, to wytrzymać czasem nie może i jak ten orzeł krąży nad światem i tylko te kartki wyszarpuje, ale nadążyć nie może, panie. Przecież on jeden jest na to mrowie. I każdy z nich talent nosi w sobie, w zalążku, oczywiście. I pisze i pisze, panie. I ten papier się tylko marnuje. Taki drogi, panie, szczególnie komputerowy, bo na gazecie, to jeszcze rozumiem, szmatławiec, co do czytania się nie nadaje, tego szkoda by nie było. Dobrze, że jeszcze na makulaturę dzieciaki zbierają, to parę groszy na biedę wpadnie. I dla nich to może być też pocieszenie, że grosik biednemu rzucą pod nogi, grosik nie zawsze zasłużony, bo z tymi biednymi to różnie panie bywa, bo czasami, to tylko stoją z napisami “…co włożyć nie mam”, a tak naprwdę to by mogli zarobić, ale tak im wygodniej. Wiatr owiewa, słońce grzeje. I jakoś leci. A jak leje, panie, to się przynajmniej wyspać może na tym woreczku pod główką. Ale wracając do tych talentów panie, to znam jedną taką co jej się zdaje że Mickiewicza za nogi złapała, albo Tuwima, Gałczyńskim poniewiera, jak śmieciem. I tylko jej się zdaje, że ją rozpoznają w świecie. W świecie, panie, to już naprawdę zakrawa na kpiny, panie, ale nie możesz nic powiedzieć, bo to tak panie właśnie jest z nimi. Każdemu z nich to się wydaje, że nowym Einsteinem będzie, bo i tacy bywają. Mniej na szczęście, bo to trochę trudniejsze, trzeba liznąć trochę cyfer, a to już trudna poprzeczka, panie. I większość to się nie garnie. A pisanie, panie, każdy potrafi, tylko dasz mu kartkę. Plaga ! Na tym kończę, Panie redaktorze. Uszanowanie. Pseudonim: “Trawa” A jeszcze nie powiedziałem, że z Krakowa jestem, a tu, wiesz pan, dużo talentów się porodziło. I wciąż rodzi! Zapraszam do mnie, to trochę sobie poczytamy. Niewiele już miejsca mam, panie, bo dużo znajomych… Ale dla pana! Zawsze się znajdzie. Piszę takie, no, powiedziałbym skromnie –całkiem niezłe rymki, ale z wydaniem, to panie bieda. Nie to, że nie chcą wydać, nie chcą czytać! Spiesz się pan. Miodzik też mam, wzmocniony, dla ciepełka. A jak pan woli, to tak po naszemu, po jednym.
  8. To jest na dobrym poziomie, jeśli mam prawo tak się wypowiadać. Czyta się lekko i z zainteresowaniem, gratuluję (ale cóż Ci po mojej opinii, nie znam się na tzw. warsztacie, piszę jako zwykły czytelnik.)
  9. Cicholistna niepewność w słowie Bóg Bladość warg i milczenie I pytanie Lampa nad widnokręgiem nocy To On? Tak, jak brzeg rzeki światła I łódź przez mroki
  10. Ciężka zasłona nocy spada jak kruk Ziemia owiana głodem dyszy W potrzasku rozpaczy Jeszcze jeden świt Jeszcze jedno nowe, Głodne, nie podlane Czas zdławi życie
  11. Już się poczułam bardziej swojsko. Niestety nie mam stałego połączenia z internetem i nie mogę tak często i na długo się podłączać. Nie mogę przeczytać wszystkiego, co bym chciała, ale ciekawa jestem, co bratnie dusze piszą, no to wydrukuję i odezwę się potem. Pozdrawiam
  12. Dzięki, już się "pieką". Ale...czy będą smakowały? Pozdrawiam
  13. Pierwsze -w tłumie, to tytuł, drugie-w tłumie, też tytuł, ale przez pomyłkę. Cieszę się z komentarzy, są pomocne. Poza tym nie cierpię ciszy. Krytyka mnie nie zraża, ale brak recenzji świadczy o kompletnym fiasku. Pozdrawiam
  14. Nie myślę o warsztacie, kiedy coś piszę. I zupełnie nie znam się na tym. Lubię dynamiczne opowiadania(choć nie tylko takie), więc staram się tak pisać. Piszę wiersze, dużo z nich, to jak je nazywam-głupie wierszyki. Także inne- nastrojowe, poważne. Prozą tylko popróbowałam trochę, ale zaczyna mnie to bawić, to może coś jeszcze wymyślę. Pozdrawiam.
  15. Proszę! Takie dobre opowiadanie, ale koniec jakby zaplanowany na zaskoczenie. Też to robię, ale tu jakby gruchnęło. Za mocno i krwawo. Tak myślę, sorry. Życie jest okrutne czasem, wiem, ale dlaczego w tym opowiadaniu? Czytelnik ma oczekiwania, ale nie takie, raczej na jakąś zgrabniejszą puentę (w tym opowiadaniu). Uśmiałam się z "handlowego błysku", w ogóle język fajny, jeśli mogę się tak wyrazić mało literacko. Pozdrawiam. Dobrze się czytało.
  16. Niestety, kropek nie jadam, muszą więc pozostać. To już taka moja maniera. Ale...może kiedyś się pokuszę, kto wie. Pozdrawiam, a cieszę się... jak żaba z deszczu! Dzięki. No, nie biorę tego jako zapowiedź, że przyszłe recenzje będą dobre, proszę się nie obawiać.
  17. Tak, to rodzaj wprawki. Wolę znać opinię czytelników wyrażoną słowem niż... milczeniem. Z obawą, lecz umieszczę następny tekst. Pozdrawiam, liczę na komentarz i ...lubię szczerość. Może niepotrzebne te trzykropki ? Ale, lubię je. Dla mnie są jak przyprawa, nadużywam czasem.
  18. W tłumie w tłumie ludzi zagubiony człowiek człapie myślami po zaschniętym ja w trawie tłumu jak w buszu zaszyty odległością cierpienia daleki nikt wśród czarny na białym a może taki sam?
  19. Ale branie... 19 sierpień 2004 …bo ja, panie, to do ryb to nabożeństwa zupełnie nie mam. W akwarium to jeszcze, tak z nerwów człowieka obiorą, te kolorowe, co w ciepłej wodzie pływają, zwłaszcza. A na talerzu, to niekoniecznie, bo się człowiek nadłubie i nawyspluwa tych igieł, panie, że cała przyjemność klapnie. Bo moja Henia to filetów nie uznaje, za proste widać do jedzenia. A w ogóle to ja miałem panu opowiadać, jak mnie zgarnęli kumple na czwartego, jak do brydża, panie, nad Pilicę kiedyś, z wędkami, na żywca, bo się panie już tak napalili, że ich nawet ten deszcz nie zraził ani zimna aura. Ale szczęściem, to się jeszcze dało jakoś postać, bo się słońce przedarło jakoś przez chmury i nawet źle tak nie było..gdyby..Ale od początku, panie, ja to wędkę w rękach, panie trzymałem jak takim kajtkiem byłem. Piękna była, od wuja na świętą komunię dostałem. Od tej pory tylko kurz na niej rósł, ale w sam raz się przydała. Trochę może nie była szykowna, jak ich, ale co tam wziąłem. Oni zajechali po mnie już w buciorach, płaszczach od deszczu, a ja, panie, w trampkach i kurtce z ortalionu , ale cienizna taka... I pojechali my. Wio, chciałoby się powiedzieć, bo ta kareta ich to raczej do konia powinna być zaprzężona, syrenka przedpotopowa, panie. Trzęsła się jak galareta, ale pojechalim. Pies z nami, ich Łatek. Z mordy ozorem od razu po mnie przeciągnął i skomleć zaczął z uciechy, choć drania nawet nie znałem. Ale są takie natury, nawet wśród ludzi, że kogo nie zobaczy, to łapę mu poda i gębę w uśmiechu szczerzy. Takie otwarte natury, panie. I czasem to taki jeden, to rzeczywiście, prosty jest, co pokaże, to taki jest, panie, a czasem to cię taki tymi słodyczami oblepi, a z tyłu , panie to ci sztylet w plecy wbije. I to jaki! Nieraz to już i z tym sztyletem chodzisz między ludźmi i nawet o tym nie wiesz, jak z szyldem. Bo on wbije, a reszta, to panie za przeproszeniem jak te hieny. Zlecą się i rozdrapują, panie. I chodzisz jak taki szkielet bez mięsa już prawie. Padliny trochę jeszcze na tobie wisi, a tego już nie tkną, bo litościwi się okażą po czasie, panie, jak już obeżerli już z ciebie honor cały i godność człowieka. Bo panie, przecie, czym my się od zwierza różnimy, tylko tym, że się człowiek mianuje tym homospiens, co to ma swą godność a i z tym te cnoty, co to już oni z ciebie zdarli, ale...nikomu nie szczędzą i tak wszyscy trochę po równo chodzą poobgryzani. No, niektórzy to już aż do przesady. Czy zasłużenie, to panie, różnie z tym bywa, ale jak mówię, ci przemili, to największe, panie kły mają czasem. I panie w rezultacie to takie bagno z tego wychodzi, a to o to, panie, tylko właściwie chodzi, żeby ludzie sobie pogadać mogli, bo jak takie słoty nastaną, to nuda taka, to i o czym tu gadać? Człowiek, najwdzięczniejszy panie temat, tak bogaty, że w nieskończoność wejść można, panie. A ludzi to nie brak nigdy, co jedego już ukolorują, to już drugi dorasta, co już wiek osiągnął i w obroty go wziąć już się da. Dzieci nie tykają, ale jak rodzic jest w tych hienich, panie kłach, to i dzieciakowi się po grzbiecie też czasem dostnie, biednemu. Te, co lubią telewizję oglądać, to całe wieczory siedzą i mądrzeją, ale ja bym powiedział , że odwrotnie, bo takie tam już bzdety czasem puszczają, że i dudek z kabaretu by wyskoczył od łez zalany nad tym ich programem, co skąd go wzięli to tajemnica wielka jest, panie. Niby nazwiskami sypią, ale to oszustwo wszystko, bo one nijak do kabaretu nie pasują, panie.Bo cały ten program to wielki kabaret jest, paniusiu. Jakieś dramaty, co on ją goni z nożem, a potem na tapczanie love kwitnie i znów ją goni . I ciągle te reklamy, ale właściwie to to jeszcze się da obejrzeć, bo i piwko pokażą niezłe, to się od rau obliżesz, taka piana i rosa na szklance! Zaraz lecisz do lodówki. Tylko, że pusta przeważnie, no ale zawsze jakieś ćwiczenie masz...bo jak się już w tej gorszej żywota połówce jest to dobrze robi...Ale, co, no ruszyliśmy z tym psem, czterech, zupełnie jak czterej pancerni i pies, psiakość, teraz mi się to tak skojarzyło, cudaczne, co? Wio, panie, jedziemy tą kobyłą naszą, po tych telepach za miastem już, szczęściem panadom rozgryzł w zębach i łyk czystej na popchnięcie, tom jakoś przetrzymał te mordęgę. Pies się wiercił i łbem wychylał się za okno co frajdę mu wielką sprawiało, ale z pyska ślina mu prosto na moje kolana strugą spływała. Żałowałem, że to nie płaszcz, tylko ta kurtka, tak to bym sobie przykrył te kolana, a tak, to nim wysiadłem już byłem jakbym z fontanny wyszedł. Wysiadamy. Wygwizdowo jakieś, parę krzków tylko, koniec. I deszcz siąpi. Pies głupi, bo pierwszy wyskoczył i już do rzeki i brodzi. Ryby wypłoszył wszystkie, od najmniejszej do największej, jak się później okazało, bo na niego koniec końców wszystko poszło, choć Bogu ducha winien był, tyle, że się odświeżył po tej mordędze w tej syrenie, a ryb to jak nie było to i tak nie było. Tyle że się słońce pokazywać zaczęło i te rozgrzeweczki to się tak miło po ciele rozchodziły i pies przystojniał w oczach i już nawet rozgrzeszenie z czasem dostał, a płeć piękna to się w naszych gadkach przesuwała tak uroczo jak w jakimś kalejdoskopie. Nigdy nie wiedziałem, żem taki wygadany, słowo daje! Ale wiem teraz, po paru, to się człowiekowi ten język co się za murem zębów często chowa, to wyłazi jak wypuszczona ze słoika pszczoła i miele i miele. Gdyby to moja Henia słyszała te gadki, to bym z pewnością stuprocentową na ryby nigdy nie pojechał, a i na nic innego, sam, to jest z kumplami. Bo jakoś tak się składa, że jak paru już się zbierze, to panie, życie kraśnieje i człowiek lekki się czuje jak ten balon, co wodorem napełniony, tylko do nieba by leciał, a tam już czekają te nimfy i te męskie uniesienia –ja na piedestale, a dokoła jakiś został świat zamazany, co go się już oglądać nie ma potrzeby, bo i po co, jak tak dobrze . Ach i tak mijał czas wesolutko i jakby lat ubywało człowiekowi z każdą godziną, ale co potem się wydarzyło, to już mówić mi się nie chce, daj mi łyk tej wody najpierw. .. Bo ten, panie warchoł, Lutek, to panie zawsze musi być najmądrzejszy, no i panie wyszykował nam niezłą rumbę, bo się już zbieraliśmy do tego telepu na powrót tym gratem, ale On jeszcze musiał popatrzeć czy grzyba jakiego nie najdzie, co by się jego stara udobruchala. Bo jak ryby, panie nie biorą, to najlepiej z koszem grzybów do domu wracać. A i nawet to lepiej, bo grzyb, to do świąt dotrwać może, na zupę grzybową, każda zadowolona. Byle tylko zdążyć przewietrzyć te chuchy, bo jak się witasz i ten kosz jej wręczasz, to jakże, całusa jak z dubeltuwy dostajesz. No i czasem się zaczyna, panie, polka. To lepiej wócić trochę później i z tym koszem, przewietrzony, to i wilk syt i owca cała. A że ryb nie ma to one już nawet przyzwyczajone są. A jak się nawiezie, bo autentycznie biorą, bo czasem ma się fart trafić na ten rybi zlot, to panie cieszą się i od razu rodzina się zbiera, no, ta bliższa, w odległości coby na świeżą rybę przyjść mogli.....Ale, panie ja się do pana rozgadałem.... trzymaj się pan, już mój jedzie, dwunastka... Panie, panie?! A gdzie ta przygoda okropna, co się panu, czy wam wszystkim przydarzyla? Ech, panie, tak tylko sobie plotłem, żeby czas szybciej nam minął, bo i pan wygłądał, jak duch prawie, co to go żona dla innego wczoraj zostawiła, a i ja w dołku dziś, bo do lekarza idę i nie wiem, co mi oznajmi, bo mnie boli tu, o... To i myślę sobie, opowiem, bo na rybach to my byli, owszem i wszystko to prawda. A tak chciałem pana tylko rozgrzać, że to finał będzie z zaskoczeniem i jest, co? Trzymaj się pan. Już mój podjeżdża, szczęść Boże....A Lutek grzyba znalazł, jednego....cześć!
  20. Takie puchowo-lekkie, miłe. Pozdrawiam
  21. „Cest merveilleux” (tekst do piosenki Edith Piaf) Z okna małego pokoju wyglądam na Place de Vosges, gdzie ludzie tak krążą jak cienie, przelotnej się chwytam nadziei, że kiedyś zakocham się znowu I życie zabłyśnie jak pieniądz ............................ I spłynie czas tak jak wody Seine jak przez mgłę widzę cienie I w myślach śnię o miłości ten sen co na skrzydłach mnie wzniesie, że przyjdzie dzień który kiedyś jak sen duszę moją przemieni I powiem, że kocham, że tylko dla ciebie od dzisiaj istnieję ................................... I miłość jak ptak odżyje I wciągnie mnie w swoje wiry I będę tak kochać żarliwie, że iskry sypać się będą na ziemię I tony starej harmonii potoczą się, spalą płomieniem ........................................ I spłynie czas tak jak wody Seine jak przez mgłę widzę cienie I w myślach śnię o miłości śnię sen, co na skrzydłach jej wzlecę, że przyjdzie dzień który kiedyś jak sen duszę moją przemieni I powiem, że kocham że tylko dla ciebie od dzisiaj się śmieję ..............................................................................
  22. Podoba mi się. Pozdrawiam
  23. Dziekuję, wszystkie uwagi biorę pod uwage. Rzeczywiście można by zmienić na "słyszę" lub "słychać". Pozdrawiam.
  24. Zmrok już zapada I w radiu usłyszysz "Granada!" W ciemności faluje i nastrój buduje Próbuje Powoli się skrada Faluje, opada Granada! I falą tak płynie I w rzekę się zmieni Granada! I nagle tężeje Pod sufit się wzbije I trzyma! Znów falą się mieni I wodą zieleni I płynie I ptakiem kołuje I skrzydła prostuje I leci Do przodu znów idzie Jak wielka parada I staje! I znów jest balladą Gitarę spowiada I słucha I echem się wzniesie I znów cię poniesie Szaleje! I znów pozostawi Dech w piersiach zadławi I trwa! Ukradkiem się wzniesie I sztylet ci wbije Jak miłość! I trwa! Wspomnienie zostawi I echem się bawi Na ścianach!
  25. szmaragdowa noc przetykana złotem gwiazd z Van Gogha spadła oczu ściele się pośród miast na rozdrożu konik polny strzyże utrudzonymi łapkami zapytaj go gdzie iść wskaże sen rozkołysany wejdź zanurz się weń rozdziej zapiętą kapotę z pomarańczowych urwij drzew rozgrzane słońcem owoce kot śpi zbudzi cię klekot okienka niedomknięta klamka łomocze z podróży wrócił twój duch ach to było urocze ciepło miło kot śpi uśmiecha się do czego? do nocy srebrzystej? do raju kociego?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...