Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ania_Ostrowska

Użytkownicy
  • Postów

    1 554
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ania_Ostrowska

  1. Z wzajemnością :) pozdrawiam bardo serdecznie - Ania
  2. Zgadłeś :) Przed Wigilią mój karp w Kutnie W wannie leni się okrutnie Co za życie... Jak w Madrycie... Okiem łypie bałamutnie
  3. Zajrzałam na chwilę :) Świetny limeryk! Nie jestem w stanie Ci dotrzymać kroku - więc lepiej wrócę do karpia...
  4. Dzięki, wszystko bardzo się przyda :) a... Mikołaja kiepski los Choć u pasa pełen trzos Jak się nawinie Dym w kominie Oj! Okropnie szczypie w nos!
  5. Panna z Wilka woła: Chwilka! To rak mnie tak szczypie, że ledwo już zipię? A to zmyłka! PS. Wszystkiego najlepszego na Święta :)))
  6. Kanał "Ale kino" ostatnio przypomniał "Mleko", może jeszcze w przedpołudniowych godzinach da się trafić. Nie udało mi się natomiast upolować "Jajka" :)
  7. Witamy na prozie :) Fajnie się czyta, choć w moim odczuciu, w pierwszej części zbyt często pojawia się wyraz "fabryka", poza tym w paru miejscach postawiłabym przecinki. Podoba mi się pomysł zakończenia. Będę wyglądać kolejnych :) Ania
  8. Nierówne, ale jest w tej krótkiej historyjce coś intrygującego, co zaciekawia i każe mi zmilczeć usterki techniczne. Czy to koniec, czy będzie ciąg dalszy? :) Ania
  9. Przepraszam, ale nie mam propozycji. Moim zdaniem ten tekst kwalifikuje się do całkowitej przeróbki :( Ania
  10. "Była szósta rano, a powietrze już nie nadawało się do oddychania. Zapowiadał się gorący dzień. Kobieta w samej koszuli nocnej wstawiła wodę na gaz." - ostatnie zdanie w tym fragmencie, moim zdaniem, brzmi wręcz groteskowo, dlatego proponuję taką zmianę: "Wstawiła wodę na gaz. Była szósta rano, a powietrze już nie nadawało się do oddychania. Zapowiadał się gorący dzień." "- Za ile dni wrócisz? – zapytała, nalewając czarny napar ojcu swojej wnuczki." - tutaj z kolei, dopowiedzenie wydaje mi się zbędne; zostawiłabym samo: "- Za ile dni wrócisz? – zapytała, nalewając czarny napar." Pozdrawiam - Ania
  11. Absolutnie się zgadzam. Polecam "Miód" :)
  12. Pomijając usterki techniczne - ciekawy pomysł, ale wykonanie wydaje mi się niespójne. Pozdrawiam - Ania
  13. Bardzo miło Cię zobaczyć pod własnym tekstem, Anno. Wszystkie poprawki uwzględnię, bardzo dziękuję za wnikliwe czytanie. Ciesze się, że OK. :) Ania
  14. Dziękuję, Magda, nad przymiotnikami pomyślę, zwykle ich nie nadużywam, tym razem chyba wyjątkowo miałam taka potrzebę. Buziaki - Ania
  15. Dziękuję za przeczytanie i współczucie, nietrudno zgadnąć, że inspiracją były rzeczywiste zdarzenia. Pewnie, że chcę :)) Bardzo proszę, pisz Ania
  16. - To śmieszne – pomyślała niechętnie, wyginając usta w niby-uśmiechu, ni to sarkastycznym, ni to żałosnym. – Jakie tam, ekstremalne? Jesteś beznadziejna, po prostu beznadziejna. Zrozum to wreszcie. Stała na wąskim poboczu drogi krajowej numer 2 dygocąc na zimnie. Od przeraźliwie pustej przestrzeni wysprzątanych pól odgradzał ją jedynie głęboki rów zarośnięty pokrzywami i łopianem. Przenikliwy wiatr wciskał się między niedopięte guziki krótkiego, letniego płaszcza, całkiem nieadekwatnego do niespodziewanej zmiany aury, wściekle szarpał rozsupłanym końcem jedwabnej apaszki, już, już gotowej ulecieć w dal, smagał zgrabne nogi obute w wytworne pantofle z beżowego zamszu. Spęczniałe deszczem chmury wisiały nisko, napierały zewsząd. W szybko zapadającym zmierzchu, jaskrawe światła kolumny mknących aut zlewały się w jeden reflektor, jak na scenie, wydobywający z tła postaci dramatu. Bilety za darmo, widzów nie brakowało. Nie było kierowcy, który mijając w dwójnasób migocące lampki awaryjne, nie odwróciłby na chwilę głowy, obojętnie ciekaw cudzego nieszczęścia. - No i co z tą policją? Przyjadą wreszcie, czy nie? – zwróciła się do milczącej sylwetki skrytej za masywną bryłą grafitowego BMW. W ciągu minionej godziny, wypełnionej najpierw gorączkowymi telefonami, a potem już tylko odrętwiałym oczekiwaniem, wymieniły może z dziesięć zdań. - Nic się pani nie stało? – to było pierwsze, co usłyszała, kiedy udało jej się odkleszczyć z uścisku poszarpanych błotników i wolniutko, - o ironio! – teraz wolniutko i bardzo ostrożnie, zjechała do krawędzi jezdni. Zareagowała nerwowym, głupkowatym śmiechem. – Nic się nie stało? Niech pani zobaczy mój samochód! Tamta niecierpliwie machnęła ręką. - Samochód! Tak, jasne, ja się pytam, czy pani nic się nie stało? Zawstydziła się. - Nie, nic. Nie zapytała w rewanżu: „A pani? Czy z panią wszystko OK.?” Zupełnie straciła głowę. I mowę. Wpatrywała się bezradnie w śliczną twarz młodej, zgrabnej szatynki, która wcale nie wyglądała na zagniewaną ani rozzłoszczoną, tylko od razu powiedziała rzeczowo sięgając po komórkę: „Musimy wezwać policję bo to samochód w leasingu”. – Dobrze – odparła potulnie i w tej samej chwili uświadomiła sobie, jak to idiotycznie zabrzmiało. Stała i patrzyła, jak dziewczyna spokojnym, opanowanym głosem relacjonuje komuś wypadek, a przez głowę przelatywały jej obrazy z niedawnej przeszłości. Zaspała tamtego ranka, śpieszyła się do pracy, a szary Ford Ka przed nią, jak na złość, niemiłosiernie wlókł się pięćdziesiątką. Zerknęła w lusterko - pusto, autobus leniwie ruszał z przystanku, więc jednocześnie wrzuciła kierunkowskaz i ostro dodała gazu. Właściwie nie poczuła niczego, dopiero przeraźliwie długie trąbienie zmusiło ją do spojrzenia za siebie. Wrzaski wściekłego kierowcy Forda słychać było chyba w promieniu kilometra. Draśnięty lakier na zderzaku, lekko, ledwo co, a awantura! Jakby była winna Bóg wie czego! Była winna, fakt. Teraz też była, ewidentnie, tylko, że tym razem nie skończyło się na paru rysach. Dobrze, że nie stało się jeszcze gorzej… Automatycznie rejestrowała rany na zmasakrowanym boku jej ukochanego, wypieszczonego Soula, wciąż miała w uszach zgrzyt miażdżonej blachy… - Przestań! Nie myśl już o tym! – nakazała sobie surowo. Z trudem poruszyła zziębniętymi palcami stóp. Potarła zgrabiałe ręce. - Właściwie, dlaczego nie wsiądziemy do środka i nie włączymy ogrzewania? – oczywiste pytanie kolejny raz zamarło jej na ustach. – Może pomyśli, że zechcę uciec? Zaproponowałaby sama, gdyby się tego nie bała. Szkoda jej, przecież widzę, że też marznie bez szalika i z gołą głową. Zapalenie płuc mamy murowane. No nic, w końcu, kiedyś chyba przyjadą? W miarę upływu czasu szok mijał. Dziwnie zobojętniała. Odwróciła się plecami do spojrzeń strzelających z nieprzerwanego strumienia pojazdów. Było jej wszystko jedno. Marzyła o kubku gorącej herbaty, wannie z bąbelkami i solidnym drinku przed snem. I żadnych pytań, proszę, żadnych wyrzutów, żadnych pocieszeń, że to nic takiego, że przecież niejednemu, bardziej doświadczonemu, kierowcy się zdarza. Zostawcie mnie w spokoju. Odczepcie się. Tak, jestem do niczego. Wiem, masz rację, zawsze to powtarzałeś, że kiedyś się doigram. No to się doigrałam. Policja przyjechała po trzech godzinach. Dziarscy panowie w granatowych mundurach skrupulatnie dopełnili wymogów obowiązujących procedur. Ubezpieczyciel spisał się bez zarzutu. Po tygodniu, na obydwu samochodach nie było już najmniejszego śladu niefortunnego spotkania. Czego nie można powiedzieć o reszcie.
  17. ... i to jest bardzo właściwe wyjaśnienie. Dzięki :)
  18. to cieszę się, że dobrze jest :) i bardzo dziękuję za zaglądnięcie i dobre słowo, zwłaszcza, że wizyty tutaj na prozie, to w ogóle rzadkość - Ania
  19. Intrygujące. Króciutkie, ale gładko się czyta. Nie wiem, czemu, gdzieś w tle pobrzmiewa mi "Incepcja" :) Ania
  20. Całkiem fajne, tylko ostatnie zdanie do wymiany. Trzeba wymyślić inne zakończenie; bardziej mocne, wyraziste, zaskakujące. Nie wiem, jakie, pomyśl, ale tak, jak jest, bym nie zostawiła. Pozdrawiam - Ania
  21. Podoba mi się oryginalna konstrukcja tego tekstu i sposób podejścia do tematu, świadczący, po pierwsze, o tym, że o miłości można w nieskończoność, a to jest bliskie mojemu odczuwaniu, a po drugie, dowodzi Twojej wielkiej wrażliwości, co podoba mi się jeszcze bardziej, bo łamie „męski” stereotyp. Super, że są jeszcze tacy faceci, naprawdę :) Jedyne, co mi zgrzytnęło to jemioła na dębie. Aż zajrzałam do Internetu i zobacz, co przeczytałam: Jemioła posiada cztery podgatunki, różniące się przede wszystkim rodzajem żywiciela, z czego trzy występują w Polsce . Podstawowy gatunek to jemioła pospolita. Jest on związany z drzewami liściastymi (topole, lipy, jabłonie). Drugi podgatunek – jemioła rozpierzchła – rośnie na sosnach (rzadziej na świerkach i modrzewiach). Trzeci, to jemioła jodłowa, jak sama nazwa wskazuje pasożytuje wyłącznie na jodłach. Czwarty nie występuje w Polsce, ale też raczej nie na dębach :) Więc ten fragment wysyłam do poprawki. Pozdrawiam serdecznie - Ania
  22. Gorzkie bardzo, ale nie razi mnie i nie zgrzyta. :) Ania
  23. Agato, Mariuszu, Magdo - dzięki za odwiedziny i komentarze, serdecznie Was pozdrawiam - Ania
  24. „Jedz, módl się i kochaj” - amerykańska produkcja filmowa w reżyserii Ryana Murphy’ego, będąca wierną ekranizacją (podobno, ja nie czytałam) bestselleru Elizabeth Gilbert pod tym samym tytułem, to historia niedojrzałej emocjonalnie, niespełnionej pisarki, która po ośmiu latach małżeństwa, właściwie bez żadnego uświadomionego powodu, funduje, Bogu ducha winnemu, mężowi nieoczekiwany rozwód, wkrótce potem wdaje się w bezsensowny romans z młodszym od siebie aktorem, a wreszcie porzuca wygodne, nowojorskie życie i wyrusza w zamorską podróż, by znaleźć odpowiedź na Wielkie Pytanie o Życie - w postaci jednego, właściwego słowa, które ją określi. Szuka w potrójnym „i”: Italii, Indiach, Indonezji i – co nietrudno zgadnąć - oczywiście znajduje. Gdzieżby indziej, niż w silnych, acz obowiązkowo czułych i delikatnych, ramionach innego przystojniaka? Niestety, dopiero po dwóch bitych godzinach wiercenia się na fotelu, unurzanych w płynącej z ekranu bezinteresownej życzliwości, współczuciu, prawdziwej przyjaźni, szlachetności, wielkoduszności, jedynie słusznych radach i sentencjach, spontanicznych gestach internacjonalistycznego braterstwa i solidarności, i co tam jeszcze. Mimo zachęcających nazwisk w obsadzie (Richard Jenkins, Julia Roberts, Javier Bardem), wytrwałego kibicowania amatorce tej, skądinąd godnej pozazdroszczenia, podróży zdecydowanie nie polecam. Po wczorajszym seansie dominującym uczuciem był żal straconego popołudnia, które dużo lepiej byłoby przeznaczyć na jesienny spacer, choćby i samotny, lub jedną z zaległych lektur. Mądry Polak po szkodzie… przynajmniej Ty, Czytelniku, bądź mądrzejszy. Ten film to dla mnie fantastyczny przykład miernoty pod każdym względem, choć, jak ze zdziwieniem przekonałam się buszując wieczorem w necie, znaleźli się i tacy (bardziej: takie), którym się podobał! Istotnie, sala kinowa też była prawie pełna... Cóż, o gustach się nie dyskutuje, spróbujcie sami, jeśli chcecie. Może mnie przekonacie? Ale będę się upierać. Z niewiadomych powodów dystrybutorzy zakwalifikowali obraz do gatunku „dramat” i jakkolwiek sądzę, że kategoria „gniot” byłaby daleko bardziej odpowiednia, w zasadzie trudno się nie zgodzić - fakt, wybór tego filmu będzie dość dramatycznym przeżyciem.
  25. 1) wyciągaj, sens jest 2) niezły numer :) nie zauważyłam, że ten fragment wyleciał, tekst czytałam przedwczoraj; musiał się we mnie dzień odleżeć zanim napisałam komentarz, 3) jeśli chcesz i Ci to pomoże, to już nie telepatycznie, mogę podrzucić całą chmarę szczegółowych uwag, ale różni autorzy na takie propozycje różnie reagują - więc może daj mi znać na privie, co i jak pozdrawiam - Ania
×
×
  • Dodaj nową pozycję...