Wiem i nie udawajcie już więcej,
nikim dla was nie jestem,
brudem spod paznokcia,
nielogicznym zdaniem.
Patrząc na cynizm waszych twarzy,
widzę siebie – głęboko na dnie lice moje
raz purpurowe, to znów blade
i zapominacie że ono istnieje.
Nielicznym chyba zależy
abym nie odszedł z ostatnim pożegnaniem,
aby nie zwiał mnie wiatr nagły,
zimne zapomnienie w masce.
Chłodny potok słów wymawiasz,
bez gestów żadnych.
mówisz – Kocham.
myślisz – Kłamca.
Samej sobie ładu oszczędzasz,
pośród ludzi gnijących szukasz uciechy,
chyba ty już wiesz.
nie będzie żył Ten, Kto ucieka od bólu.
Bo bólem moim nie kto inny,
nie ten bardziej biegły,
lecz ty duszo piękna,
i niepewności moja!