rano wyzwolę się
z uprzęży nocy
okrojona z marzeń
pogłaszczę dzień
spojrzeniem
przeciągając się
ogarnę ramionami
bezsens szumu liści
w parkowych alejach
winda
zawieszona między
ósmym piętrem a
codziennością
świat gotowy na spotkania
w zakamarkach
absurdu
zakładam maskę
zobojętnienia