Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Arkadiusz Nieśmiertelny

Użytkownicy
  • Postów

    1 900
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Arkadiusz Nieśmiertelny

  1. miałem sen patrzyłem na tęczówki a ty nie kupiłaś biletu zbyt banalne na wiersz
  2. Dla mnie świetne... ale czemu o facetach? ;) pozdrawiam /Arek
  3. Myślałem, że będziesz balansować na granicy banalności, a tu proszę.... zakończenie wspaniałe i rzuca zupełnie inne światło na wiersz. pozdrawiam ciepło /Arek
  4. Cóż, tytuł kojarzy mi się jednoznacznie z angielskim serialem, hehe... ale sama treść bardzo do mnie pasuje... pozdrawiam /Arek
  5. Miłe... ale troszkę mnie wymęczyło. pozdrawiam /Arek
  6. Co do jesieni to się zgadzam, choć jakoś mi ostatnio nie idzie.. wybiłem się całkiem z rytmu. A co do utworu, to podoba mi się bardzo. Krótkie, a jednak... pozdrawiam /Arek
  7. Probowałem odczytać w ciekawy sposób i udało się tylko połowicznie... może trochę już za dużo czytałem wierszy w podobnym stylu. pozdrawiam /Arek
  8. Tak! nawet bardzo. pozdrawiam /Arek
  9. Hm.. niestety, tym razem do gustu przypadło tylko zakończenie. Wiersz napisany jakby na siłę... pozdrawiam /Arek
  10. Pierwsza strofa jakby nie pasuje do reszty, zapowiada jakby inne rozwinięcie... mimo wszystko wiersz podoba mi się. Czuję go. pozdrawiam /Arek
  11. Od "wiesz..." jest rewelacyjnie. pozdrawiam /Arek
  12. Ech, gdyby życie można było pisać tak, jak opowiadanie...
  13. hehehe... A nad Erą Oddechu Po Bezklasowości faktycznie się zastanowię. Dziękuję wszystkim.
  14. Przeczytam jeszcze kilka razy i popoprawiam. Zapomniałem dodać, że oparte na faktach.
  15. Jestem pod wrażeniem. Bardzo. pozdrawiam /Arek
  16. Mi się podoba również... jeśli coś bym miał zmienić to zamias: "podobno przez żołądek można znaleźć się bliżej serca", napisałbym po prostu "podobno przez żołądek do serca" pozdrawiam /Arek
  17. Dawno temu trochę pisałem, teraz chciałem do tego wrócić. To jest praca domowa z języka polskiego, a ponieważ jestem świadomy swoich braków, proszę o opinie i rady, każda będzie cenna.
  18. Era Wodnika Było kiedyœ czterech chłopców. Pasjonowali się muzykš tak bardzo, że sami próbowali w niej swoich sił. Spotkali się kiedyœ i zagrali razem kilka piosenek. Wyszło im całkiem nieŸle. Ponieważ nie mieli innych pomysłów, postanowili założyć zespół i grać takš muzykę, jakš lubiš. Jeden z nich powiedział: - Jeœli się nie uda, spadniemy jak ołowiany sterowiec. Like a led zeppelin. Era Oddechu Po Bezklasowoœci Zefir, młody mężczyzna szukał kiedyœ dla siebie i swej rodziny nowego domu. Ponieważ możliwoœci było więcej niż dwie, wybór był trudny. Pewnego dnia, gdy siedział i rozmyœlał, z zadumy wyrwał go dzwonišcy telefon. Podniósł słuchawkę i powiedział: - Zefir, słucham. - Witam, moje nazwisko Pejto. Dodzwoniłam się do stacji meteorologicznej? - Przykro mi pomyłka. – mężczyzna chciał już skończyć rozmowę, lecz nagle coœ go tknęło – Przepraszam, jak pani się nazywa? - Pejto, dlaczego pan pyta? - Czy nie pracowała pani przypadkiem kilka lat temu w sklepie na ulicy Tychowskiej? Był tam przez jakiœ czas taki wysoki blondyn… Przez dłuższš chwilę panowała cisza. Kobieta powoli powiedziała: - Pracowałam… - przez moment milczała, w końcu prawie krzyknęła – Zefir! To ty? Co u ciebie? - Tak, to ja… wiesz urodziła nam się niedawno córeczka, nazwaliœmy jš N. i teraz szukamy nowego mieszkania, bo tamto było już za małe. - Och – westchnęła zaskoczona Pejto – wspaniale się składa. Właœnie mój brat sprzedaje swój dom. Niedaleko Elizjum, œwietna okolica. Dla was obniżyłby cenę. - To miło, ale żona myœlała o innym miejscu. - Na pewno dałaby się przekonać. Dom jest duży, w sam raz dla waszej rodzinki. Mówię ci, naprawdę warto! - Skoro tak mówisz, to porozmawiam z niš – zaskoczony całš sytuacjš Zefir, zawołał żonę. Era Amerykanokosmopolityzmu Orfeusz, skończywszy naukę w szkole podstawowej stanšł przed wyborem miejsca dalszej edukacji. Ponieważ większoœć jego znajomych postanowiła uczyć się w gimnazjum nr 4, ze względu na nich, zdecydował się na to samo. Będšc w drugiej klasie, Orfeusz przechadzał się po wybiegu szkolnym mruczšc melodie swoich ulubionych piosenek. Było póŸne lato, liœcie żółkły, a ranki wstawały coraz chłodniejsze. - There’s a lady who’s sure all that glitters is gold… – zaczšł cicho nucić myœlšc, że jest sam. Otworzył już usta, by zaœpiewać dalszy cišg, gdy nagle usłyszał za sobš wyręczajšcy go głos: - … and she’s buying a stairway to heaven. Zaniemówił. Poczuł się głupio, zastanawiał się chwilę co zrobić. W końcu nie odwracajšc się zanucił kolejne wersy: - When she gets there she knows, if the stores are all closed with a word she can get what she came for… - zatrzymał się, chcšc sprawdzić, czy nieznajoma osoba znowu doœpiewa koniec. - …Ooh, ooh, and she’s buying a stairway to heaven. Orfeusz odwrócił się. Zobaczył młodš dziewczynę. Była mniej więcej tego samego wzrostu, co on, miała długie złociste włosy i jasne oczy. Uœmiechała się i patrzyła na niego przyjacielsko. - Czeœć. Słuchasz Zeppelinów? – spytała. - Tak. Ty też? - Dopiero ich odkryłam – odpowiedziała uœmiechajšc się jeszcze bardziej – masz jakieœ ich płyty? - Wszystkie. – odparł Orfeusz. Dziewczynie rozœwietliły się oczy. - Mógłbyœ mi przegrać kilka ich płyt? - A ile? I jakie? – chłopaka coraz bardziej bawiła cała sytuacja. - Wiesz, ile chcesz i jakie chcesz. Jeszcze prawie w ogóle ich nie znam. - Dobra, na jutro ci przyniosę – powiedział niewiele myœlšc. Po chwili zapytał – Jak się nazywasz? - N. a ty? - Orfeusz – odrzekł i pomyœlał, że dziewczyna ma piękne imię. - Ładnie… to do jutra. Odwróciła się i powoli odeszła. Chłopak patrzył na niš, dopóki nie weszła do szkoły. Tego dnia jedna z nauczycielek była chora, więc Orfeusz skończył wczeœniej lekcje. Zdšżył na wczeœniejszy autobus i pojechał do sklepu z czystymi płytami. Kupił tyle, na ile było go stać. W domu wybrał kilka najlepszych wg niego albumów Led Zeppelin i przegrał je. Następnego dnia, N. na niego czekała. Dał jej płyty i trochę o nich powiedział. Dowiedział się przy okazji, że dziewczyna jest o rok od niego starsza. Chciał porozmawiać z niš trochę więcej, ale przeszkodziła mu wrodzona nieœmiałoœć. Pożegnał się więc i poszedł na lekcje. Idšc odwrócił się. Zobaczył N. wkładajšcš płyty do plecaka i uœmiechajšcš się. Œliczny uœmiech – pomyœlał. Orfeusz widywał dziewczynę w szkole, nigdy jednak nie odważył się do niej zagadać. Nie mógł jednak o niej zapomnieć, toteż uważnie jš obserwował. Dowiedział się na jakim przystanku autobusowym wysiada - był on po drodze do niego do domu. Czas mijał, nadeszła zima, potem wiosna, upragnione lato i ostatni dzień roku szkolnego. Tego dnia Orfeusz był jednak przygnębiony. Wiedział, że N. kończy gimnazjum i teraz już nawet nie będzie jej widywał. Uznał, że takie jest życie i starał się o tym nie myœleć. Kolejny rok minšł szybko. Chłopak spotkał N. jeszcze trzy razy, ona jednak nigdy go nie widziała. Bardzo dużo o niej myœlał, wielokrotnie jeŸdził rowerem w okolicy jej przystanku autobusowego w nadziei, że jš zobaczy. Poczštkowe zainteresowanie przerodziło się w obsesję. Wpadł na pomysł odwiedzania każdego domu w okolicy tak, by w końcu trafić na niš. Zaczšłby realizować ów pomysł, gdyby nie to, że nadszedł czas wyboru kolejnej drogi w nauce. Orfeusz stanšł przed dylematem. Większoœć jego znajomych wybierała się do liceum im. Sofrozyny. On jednak na tyle nie lubił języka niemieckiego, którego musiałby się tam uczyć, że postanowił za żadne skarby tam nie iœć. Zdecydował się na jedyne liceum w okolicy, gdzie mógł uczyć się jakiegoœ innego języka. Mniej więcej w tym czasie założył sobie w domu Internet. Był zachwycony nowymi możliwoœciami, jakie się przed nim otworzyły. Od razu w jego głowie pojawił się plan. Wyszukał w sieci wszystkie imienniczki N. mieszkajšce w Mieœcie i majšce tyle lat co ona. Ułożył ich listę i po kolei zagadywał każdš z nich. Miał jeden cel – odnaleŸć dziewczynę, której nagrywał płyty. Nie zrażał się niepowodzeniami, po około miesišcu myœlał, że odnalazł N. Opisała siebie jako długowłosš blondynkę. Słuchała Led Zeppelin i mieszkała w odpowiedniej okolicy. Zaczšł z niš rozmawiać. Uznał, że lepiej nie mówić jej na razie kim jest. O swojej pomyłce dowiedział się dopiero, kiedy po dwóch tygodniach internetowej znajomoœci, dziewczyna wysłała mu swoje zdjęcie. Gdy jš ujrzał załamał się. To nie była N.. Orfeusz stracił nadzieję. Nie szukał już dalej, przestał wierzyć, że jš odnajdzie. Pogršżył się w beznadziei. Pewnego jesiennego dnia napisał do niego stary znajomy, Hermes. Rozmawiali trochę o starych, dobrych czasach gimnazjalnych. Potem Hermes podał mu szeœciocyfrowy numer. I na tym rozmowa się skończyła. Orfeusz sprawdził numer na swej liœcie N.. Był kolejnym numerem po pomyłkowym, tym, przez który utracił nadzieję na odszukanie znajomej. Wysłał na ten numer wiadomoœć, zwykłe przywitanie. Chwilę potem otrzymał odpowiedŸ. Zaczšł rozmawiać, bez większych nadziei i bardzo ostrożnie. Już po kilkunastu minutach był pewien, że… Gdy po jakimœ czasie dziewczyna odkryła tożsamoœć rozmówcy, nie kryła zaskoczenia. Orfeusz czuł się niezwykle, jakby sięgnšł niebios, jakby doœwiadczył cudu. Wszystko wokół nabrało nowego sensu i nowego znaczenia. Czuł w sobie nieznanš mu wczeœniej siłę. Odnalezienie N. było celem jego życia, czymœ do czego dšżył, spełnieniem wszystkiego o czym marzył. Sam nie mógł uwierzyć w to, że się udało. Dzień, w którym narodził się na nowo, zapamiętał na całe życie. Stało się to dla niego œwięto ważniejsze niż wiele innych, hucznie przez niego wczeœniej obchodzonych. Rozmawiali o wszystkim. Okazało się, że N. ma chłopaka. Ale przecież nie o to chodziło Orfeuszowi. Sama znajomoœć i możliwoœć rozmowy były cudowne. Dowiedział się, że N. mieszka niedaleko niego, w Elizjum, gdzie przeprowadzili się jej rodzice niedługo po jej narodzinach. I że na bierzmowanie wybrała imię Philia. Dziewczyna była dokładnie taka, jakš sobie wyobrażał. Inteligentna, wrażliwa, z artystycznš duszš, lubišca naturę… Rozmawiali ze sobš przez Internet długo, poznajšc nawzajem swe wnętrza. Mniej więcej w tym czasie Orfeusz poznał Afrodytę. Postanowił zbliżyć się do niej, bynajmniej nie w sensie przyjacielskim. Lubił z niš przebywać, wydawałoby się, że wszystko toczy się najlepiej jak tylko może. Miał nadzieje, że i tym razem mu się uda. Pewnego zimowego dnia rozmawiali w ten sposób: - Tego roku będę miała bierzmowanie. - Hm – mruknšł chłopak – jakie imię wybierasz? - Jeszcze nie wiem. Waham się między Temidš a Hybris. - Temida chyba lepiej do ciebie pasuje – powiedział niepewnie. - Myœlę, że oba imiona œwietnie do mnie pasujš. Spojrzał na niš badawczo. Rozmowa toczyła się dalej, była jednak już ich ostatniš. Tego dnia Orfeusz napisał: płaczę nie mów żebym przestał wybrała innego nie mów że nie próbowałem bo robiłem to najlepiej jak potrafiłem ale wybrała innego Chłopak stracił nadzieję i cały œwiat rozsypał się na drobne kawałki. Wieczorem siedział w swoim pokoju pytajšc Boga szeptem: dlaczego? dlaczego? dlaczego... Chciał z kimœ o tym porozmawiać. Próbował z jednym z rówieœników, Momosem. Ten znudzony rzekł: - Luz Marian, nie zamulaj. Co to, jest jedna foka na œwiecie? ChodŸ, jest melanż dzisiaj, wyrwij jakšœ laskę i jazda… Orfeusz nie odpowiedział. Próbował porozmawiać o tym z kimœ dorosłym i doœwiadczonym. Słowem, z Megajrš. Wyjaœnił wszystko i usłyszał: - Uczucie przejawiajšce się w relacjach do drugiej osoby płci odmiennej jest tymczasowe i niestałe. Bycie z kimœ dłużej jest awykonalne. Zajmowanie takimi sprawami centralnej częœci oœrodkowego układu nerwowego jest wprost proporcjonalne do zmniejszenia czynnoœci umysłowych dotyczšcych nauki. Lepiej powtórzmy fizykę: dlaczego w teoriach supersymetrycznych nieskończona dodatnia energia fluktuacji bozonowych w stanie podstawowym kompensuje nieskończonš ujemnš energię fluktuacji fermionowych? Orfeusz ponownie milczał. W końcu o swoim problemie opowiedział N.. Wtedy ona rzekła: - Spotkajmy się jutro i porozmawiajmy, proszę. Na dworcu o 17. Niewiele myœlšc zgodził się. Kolejny dzień był mroŸny. Orfeusz nagle zdał sobie sprawę, że jest œrodek zimy. Wszedł na peron i powoli otworzył drzwi prowadzšce do œrodka dworca. Zobaczył stojšcš tyłem N.. Odwróciła się. Spojrzeli sobie w oczy. Przypomniał mu się jej wzrok sprzed prawie dwóch lat, gdy uœmiechała się wkładajšc płyty do plecaka. Podszedł do niej. Przytulili się w milczeniu. Zaczęli rozmawiać. Na poczštku cicho, nieœmiało. Potem coraz swobodniej. Spacerowali po parku patrzšc na wolno roztapiajšcy się œnieg. Chłopak zerwał pierwszy przebiœnieg i dał N.. Wiedział już, że to było mu potrzebne. I był szczęœliwy. W pewnym momencie rozległ się telefon Orfeusza. Dzwonił jego ojciec, Chronos. Chłopak nie odebrał, ale wiedział, że spotkanie dobiegło końca. Na pożegnanie znowu się przytulili. N. wyszeptała: pamiętaj, że jestem. Orfeusz starał się zapomnieć o Afrodycie. Wiedział, że tak naprawdę ona niewiele znaczyła. Doszedł do wniosku, że bycie przy niej nie dawałoby mu tak wiele radoœci jak przyjaŸń z N. N. stała się jego najlepszš przyjaciółkš. Jego muzš, jego natchnieniem. W trudnych chwilach wspierali się, w radosnych wspólnie się cieszyli. Pokochali się czystš miłoœciš. Zaczęli zwracać się do siebie: bracie i siostro. Jednak w każdej przyjaŸni przychodzš chwile niezrozumienia. Pewnego letniego dnia pokłócili się. Trudno nawet powiedzieć o co. Gdy minęła złoœć, Orfeusz poczuł żal. Nie mógł zrozumieć dlaczego się tak się stało. Czy w prawdziwej przyjaŸni to się zdarza? A może ich przyjaŸń była tylko złudzeniem? Dręczyło go wiele wštpliwoœci. Gdyby nie przyjacielska miłoœć, jakš czuł do N., chciałby zakończyć znajomoœć. Ale jego uczucie cišgle dawało mu wiarę i nadzieję, że wszystko było pomyłkš, i że wszystko da się jeszcze naprawić. Postanowił przeprosić jš bez względu na to kto bardziej zawinił. Chciał zrobić to w jakiœ wyjštkowy sposób. Gdy zastanawiał się w jaki, w głowie pojawiła się mu nieznana melodia. Zanucił jš cicho. Nie mógł już wyrzucić jej z głowy. Wtedy wpadł na pomysł stworzenia dla N. piosenki. Wzišł jeden ze swych wierszy, napisanych do N. i zaœpiewał go na wymyœlonš melodię. Pasowało idealnie. Kilka dni póŸniej piosenka była gotowa. N. usłyszała jej słowa, jej melodię i w jednej chwili niezrozumienie zniknęło. Poczuła tylko głębokš, prawdziwš przyjaŸń i szczerš radoœć. Wiedziała już, że będš przyjaciółmi na zawsze. Jakiœ czas potem Orfeusz grał w karty ze swym znajomym Momosem. Wygrał pięć razy z rzędu nie wymieniajšc ani jednej karty. Momos rzekł zniesmaczony: - Albo, kurde ktoœ kantuje, albo, kurde ja jestem George Bush. Pięć razy to się, kurde w pale nie mieœci! - Zdarza się… - powiedział chłopak. - Kurde, ale przypadek… ale dlaczego? Kurde, dlaczego chociaż raz nie mogę wygrać? Orfeusz uœmiechnšł się. - W chwili, gdy odrzucisz przypadek, na zawsze przestaniesz pytać. – rzekł cicho. Wstał od gry i powoli odszedł nucšc: There’s a lady who’s sure all that glitters is gold and she’s buying a stairway to heaven.
  19. Smutny, ale trafił do mnie.. we mnie. pozdrawiam /Arek
  20. Środek niestety najmniej smaczny.. reszta pycha. pozdrawiam /Arek
  21. Fakt, przeładowany, ale byłem u jasnowidza i powiedział mi, że chyba tak miało być. pozdrawiam /Arek
  22. śliczny. pozdrawiam /Arek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...