
Leszek_Dentman
Użytkownicy-
Postów
1 458 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Leszek_Dentman
-
Rzecz oczywiście nie dzieje się we Włoszech. Nie był- jak większość jego parafian- Włochem, lecz Irlandczykiem - moim zdaniem to wystarczająca informacja. Rzecz dzieje się w USA. Happy Birthday śpiewa się obecnie nawet w Japoni i Rosji.
-
Maciej – czyli o mądrości życia
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Katarzyna Brzezińska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ciepłe, nostalgiczne- po prostu ładne. -
Ani jednego zbędnego słowa. Nie brakuje żadnego znaku. Styl- pierwsza klasa. Cóż jeszcze mogę dodać... chyba tylko: czekam na dalszy ciąg opowiadania.
-
k.u.p.a. (dokończenie)
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Gdy obudziłem się następnego ranka, natychmiast przypomniałem sobie o Zenku. Wszedłem do sypialni i usiłowałem go zbudzić. Najwymyślniejsze jednak sposoby, z pryskaniem wodą włącznie nie przynosiły żadnego skutku. To znaczy, przynosiły... Wzmagały jeszcze chrapanie, którego donośność przypominała potęgę brzmienia organów z wielkiej katedry. Zrezygnowany udałem się do pracy spożywając po drodze śniadanie w barze mlecznym. Brrr! Ohyda! Chciałem się zwolnić u szefa na ten dzień, ale akurat musiałem zająć się ważną delegacją z kooperującej z nami firmą z Japonii. Nie mogłem się ich pozbyć w miarę szybko, bo azjaci są niesamowicie dociekliwi i zalewali mnie dziesiątkiem pytań: A dlaczego, a jak, a kiedy... Szlag by to trafił! Kiedy późnym popołudniem wszedłem do klatki schodowej dobiegł mnie skądś, z góry hałas podniesionych głosów, dzika muzyka i walenie jakimiś przedmiotami o siebie. Tknięty złym przeczuciem rzuciłem się na górę przeskakując po dwa stopnie naraz. Drzwi do mojego mieszkania były otwarte, a wewnątrz... Tego się nie da opisać. Mój osobisty krasnoludek wraz z grupą podobnych jemu kilku tęgich chłopów siedział w salonie. Na stole leżało wielkie pęto suchej kiełbasy, kilka słoików kwaszeniaków i cała bateria butelek z wódką. Na podłodze walały się puste butelki, jakieś papiery i cała masa petów. Zauważyłem również brak telewizora. - Co się tu, kurwa, dzieje?!- wrzasnąłem. - Co się tak wnerwiasz?- pojednawczo odezwał się Zenek.- Odbywa się założycielskie zebranie nowej partii. - Jakiej partii? - K.U.P.A - Jaka znowu kupa? Gdzie?- zacząłem oglądać podeszwy swoich butów. - Nie kupa, ćwoku, tylko Ka U Pe A. - Co za różnica? - Zasadnicza. Kupa, jaka jest, każdy widzi.. A my zakładamy Krasnoludzką Unię Pracy Alternatywnej. - Alternatywnej? Jak to mam rozumieć? - O, na brodę króla Błystka. Do szkoły chodziłeś? - Chodziłem. - Więc chyba wiesz, co to jest alternatywa. - No, wiem... Możliwość wyboru pośród dwóch opcji. - Mniej więcej. Co więc jest alternatywą dla pracy? - Bezrobocie. Chyba... - Bezrobocie, to jest, tumanie tylko stan przejściowy. Alternatywą dla pracy jest nicnierobienie, czyli wieczny odpoczynek - Bez pracy nie ma kołaczy- czując, że Zenek zyskuje nade mną przewagę usiłowałem błysnąć erudycją. - Gadasz głupoty, jak zwykle zresztą. My nie pracujemy, a przecież bawimy się jak trza. Jest szkło i zagrycha i muzyka gra. O, kurna, ale sobie rymsłem. - No właśnie. Jest muzyka, ale nie ma telewizora. A mówiłeś, że krasnoludki przynoszą. I to trzydziestodwucalowe! - Owszem, mówiłem, ale najpierw trzeba było zrobić miejsce na ten nowy. Po cholerę ci w końcu dwa telewizory? Jak sobie kupisz nowy, to ci wniesiemy. Informuję cię ponadto, że nie masz również lodówki. I tak była pusta, a pieniędzy za tego twojego starego Panasonica starczyło tylko na gorzałę. My, krasnoludki bez zakąski nie pijamy. Zegnałem jednego z gagatków z mego fotela i bezsilnie siadłem. Co tu robić? Kto wyzwoli mnie od nieproszonych gości? W desperacji wziąłem leżącą na stole szklankę i- nie bacząc, że ktoś z niej pił poprzednio- napełniłem po brzeg. Wygulgałem jednym cięgiem i zagryzłem oderwanym kawałem kiełbasy. Towarzystwo zaczęło powoli się rozchodzić i w końcu pozostał jedynie Zenek. Przysiadł się do mnie i napełnił szklankę z ostatniej, niedokończonej butelki. - No, to dzisiaj ty śpisz na materacu- stwierdziłem. - Nie ma sprawy. Dobranoc. Tej nocy spałem bardzo niespokojnie. Śniły mi się hordy krasnoludków, okupujących moje mieszkanie, blok, ulicę, a nawet całe miasto. Widziałem we śnie ich pochody z transparentami, na których widniały hasła: „LUDZIE DO ROBOTY- KRASNALE DO ZABAWY”, „KRASNALE WCHODŹCIE DO KUPY”, „KUPY NIKT NIE RUSZY”, „W KUPIE WESOŁO”, „PRACA HAŃBĄ DLA KRASNOLUDKA” i wiele innych. Rano, ponownie nie udało mi się dobudzić Zenka, więc zostawiłem go w domu i poszedłem do pracy. Po powrocie zastałem w mieszkaniu Zenka zabawiającego się z dwoma roznegliżowanymi krasnoludzicami. Z pokoju zniknął komputer. - Ty... ty, sprośny- zawahałem się nie umiejąc znaleźć odpowiedniego słowa.- Ty sprośny Marchołcie! Nie wstyd ci? Z dwiema naraz? - Wstyd by mi było, gdybym tego nie mógł robić. Kocham płeć piękną, nawet wtedy, kiedy nie grzeszy urodą. Jestem, jaki jestem. Keine Grenzen... zanucił. Balanga trwała do nocy. Następnego dnia była sobota, więc mogłem pilnować mieszkania. W niedzielę, choć nie należę do ludzi zbyt religijnych wybrałem się do kościoła. Może tam znajdę jakieś rozwiązanie... Podczas kazania ksiądz mówił coś o niebie, gdy nagle przestałem go słuchać. Niebo... alternatywa... niebo... No tak. Alternatywą nieba jest piekło. Jedność przeciwieństw. Jednemu otworzyć niebo, drugiemu zaś piekło. Wyszedłem z kościoła jeszcze przed komunią i udałem się do domu. - Słuchaj drogi przyjacielu- zwróciłem się do Zenka- jak widzisz u mnie bida. Niewiele rzeczy uda ci się jeszcze spieniężyć. Ale mam dla ciebie namiary na gościa, który lubi bajki, a na dodatek jest obrzydliwie bogaty. - Super! Dawaj! - Chwila, moment. Wkładaj buty i do widzenia. Adres wręczę ci za drzwiami. - No, dobra. Trzymam cię za słowo Napisałem adres na kartce i wręczyłem ją Zenkowi na korytarzu. Z ulgą zamknąłem drzwi. W poniedziałek wezwał mnie szef. Nie lubiłem wizyt w jego gabinecie, bo- podobnie jak pozostali pracownicy- znałem jego upodobania seksualne. Ale trudno... Gdy wszedłem do gabinetu, stary czekał na mnie stojąc przed biurkiem. - Niech pan siada, panie Alfonsie. Mam do pana pytanie, tylko proszę się nie śmiać. - Gdzieżbym śmiał, panie prezesie. Proszę pytać. - Czy pan wierzy w krasnoludki? -
Cieszę się Krzyśku, że mogłem ci pomóc na miarę moich możliwości i że skorzystałeś z tych podpowiedzi.
-
Dzięki za radę, Jacku. Już wybrałem, ale do jutra siedzę na ławce kar.
-
Znakomity. Kłaniam się w pas waszmości.
-
Świetny. kall, przeczytaj ponownie. błędu nie ma.
-
Sromotnik (bezwstydny!) pod krzakiem figlował z czerwonym kozakiem i (siurpryza to spora) spłodzili muchomora. Dziś sromotnik się pieści z maślakiem.
-
Światełko/miniatura
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki. Jak się tu dokopałeś? -
Druga częśc, pochodzi jakby z innej bajki. Niewiele tu o konsumpcji (poza Strongiem w stringach, a potem też? stronga, ale bez strigów. Własciwie bezbłędne poza apostrofem zamiast cudzysłowu, no i twoje nieszczęsne slashe(wpiszę ci kilka backslashy, abe zredukować tamte \\\\\\\\) Całość podoba mi się. Czekam na następne smakowitości.
-
Cieszę się, ze zmiany tytułu:-))) Teraz trochę uwag: acz nieco pospolitych straw - straw brzmi jak rozkaz; pospolita strawa, kogo?czego? pospolitej strawy. Liczby mnogiej chyba nia ma, lub jest wyjątkowo rzadko używana. Może być POTRAW. przy dźwiękach serenady- koniecznie serenadę zmień na barkarolę (bez przymiotnika) żwawo połączone żółtka z cukrem- żwawo, to znaczy jak? białkową -dodającej lekkości -pianą- białkowa, toraczej dieta (wysoko-, lub nisko) piana jest z białek kanałów, wody wszędzie płynącej;- nie wie dlaczego wstawiłas średnik, poza tym woda w Wenecji raczej stoi- wogóle to zdanie jest trochę koślawe w tak uroczym miejscu. Tak oryginalnym i autentycznym- drugie zdanie połaczyłbym z pierwszym jeszcze katedrę zmieniłbym na bazylikę migają przed oczami- a co sądzisz o słowie oczyma? większość gości przyszła z towarzyszem w parze, niektóre doskonale dobrane- w towarzystiwe, albo parami- nie wiem, ale też przydałoby się nad tym popracować współbiesiadnikach- w tym fragmencienie wspomniałaś o biesiadowaniu skąd pochodzą, jak i dlaczego tu się wybrali- no nie udawaj! wybrali się na karnawał Tyle uwag odnośnie weneckiego gastrostopu. Zauważyłem, że ludzie który widzieli Wenecję dzielą się na dwie grupy: dla jednych jest jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie, dla innych po prostu obrzydliwa. Oboje należymy chyba do tej pierwszej. Pozwolę sobie dołączyć wierszyk, który napisałem, po pierwszym swoim pobycie w tym mieście. SERENISSIMA Z dawna zbierają się czarne chmury nad miastem. Wilgoć wciąż zżera mury. W kwaśnych opadach niszczeją stiuki. Miliony butów wyciera bruki. Jak długo jeszcze wszystko wytrzyma Wenecja- Serenissima? Czy ja was jeszcze kiedyś zobaczę domy, kościoły, ulice place cudowne mosty, pałace stare, z Piazza San Marco gołębie szare? Modlę się za nią. Niechaj się trzyma. Wenecjo, trwaj carissima! Przepraszam za przynudzanie. Na temat Krakowa wypowiem się po przerwie na reklamy.
-
Szczęście na baterie znam. Może nie skomentowałem, ale mogę teraz powiedzieć, że jest na wysokim poziomie, tak jak zdecydowana większość twoich prac. Jeśli czasami nie wychwalam cię pod niebiosa, to tylko dletago, by nie budzić podejrzeń ;-) Dzięki wszystkim za dobre słowo. Mam dupę prawie napisaną, ale nie mogę się zdecydować jak ją zakończyć. Polubownie, tak jak ja lubię, czy też zastosować metodę Krzyśka. A może załatwię skurwiela bezkrwawo, ale bardzo boleśnie. Na razie dumam- zostały mi dwa dni limitu.
-
Jak straciłem przyjaciół
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Włodzimierz_Janusiewicz utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Jakie tam trudne imiona, Krzysiu? po prostu nazwy roślin i owadów. I wty jest też swoisty urok tej opowiastki. -
Kurde! Dostrzegam pyłek w oku bliźniego, a nie czuję gwoździa w bucie. Sie poprawi później niec. Dzięki.
-
Ciąg dalszy będzie jeszce głupszy. Możesz spokojnie sobie odpuścić.
-
Jak straciłem przyjaciół
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Włodzimierz_Janusiewicz utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Absolutna rewelacja. Uśmiałem się po pachy, aż mi Owocówka jabłkóweczka wyskoczyła z jabłka Adama. tempolistny?- chyba tępolistny -
Właśnie zaczynała się transmisja z Ligi Mistrzów, gdy u drzwi rozległ się natarczywy dźwięk dzwonka. - Kto tam?- zapytałem niechętnie. - Krasnoludek! - Krasnoludek... – pomyślałem lekko zdziwiony. Podniosłem się z fotela i podszedłem do drzwi. Nie pomyślawszy o ewentualnym niebezpieczeństwie lekkomyślnie otworzyłem. Do przedpokoju wszedł wysoki, mocno zaniedbany jegomość. Zacząłem mu się ze zdziwieniem przyglądać nie zapraszając jednak do pokoju. - No i co się tak, kurna, gapisz? Krasnoludka nie widziałeś? - No... – zająknąłem się lekko- nie widziałem. - A co? Bajek Disneya nie oglądałeś? Książki o sierotce Marysi też nie znasz? - Oglądałem. Ale tam krasnoludki wyglądają zupełnie inaczej. Są malutkie, mają długie siwe brody, noszą czerwone kubraczki i szpiczaste czapeczki. - Ha-ha- Zaśmiał się ochryple. -Nie te czasy. Słyszałeś o zjawisku akceleracji? Sądząc z twojej miny- nie słyszałeś. No to podpowiem ci. Zauważyłeś zapewne, że w dzisiejszych czasach dzieci na ogół przewyższają wzrostem rodziców. Czasami, dlatego że tato nie jest ojcem, co prawda, ale tylko czasami... U krasnoludków też wystąpiła akceleracja. Niby nasi przodkowie pomagali ludziom, ale cóż to była za pomoc... Popilnować gęsi, nakarmić kury, pozbierać okruszki z podłogi... Czy potrafisz sobie wyobrazić takiego kurdupla dźwigającego na czwarte piętro lodówkę, albo trzydziestodwucalowy telewizor? - Czy to oznacza, że zamierzasz mi pomagać? –zapytałem z nadzieją w głosie. - Oczywiście, ale jeszcze nie dzisiaj. Jestem okropnie zmęczony. Zaczął się wsłuchiwać w głos płynący z pokoju. - Oglądasz mecz? Mogę się przyłączyć? - Dobra, właź. Wszedł do pokoju nie zdejmując butów i rozwalił się w moim fotelu. Chcąc- nie chcąc zająłem miejsce na krześle. Po chwili krasnoludek zagadnął: - Nie masz przypadkiem czegoś do zjedzenia? - Coś tam by się znalazło. - A kropelkę do wypicia? - Owszem. Uniosłem się z krzesła, ale krasnoludek mnie uprzedził. - Nie przeszkadzaj sobie. Oglądaj mecz. Coś sobie sam przyrządzę. Aha! Na imię mam Zenek. Wyszedł do kuchni. Wrócił po kilku minutach z pełnym półmiskiem kanapek. Z przerażeniem zauważyłem, że najprawdopodobniej wyczyścił mi lodówkę ze wszystkich zapasów. Trudno. Rano zjem coś w barze. - Mówiłeś, że masz coś do picia. W kuchni nic nie znalazłem. - Jak to nie znalazłeś? Jest kawa, różne herbaty, mineralna... - Nie rżnij głupa. Ja mam żelazny organizm. Od wody rdzewieję. - Rozumiem. Mam tu z pół butelki koniaku. - No to dawaj. Wyjąłem z barku napoczętą butelkę i dwa kieliszki. Napełniłem kieliszki, a kiedy butelkę chciałem odstawić do barku, wyjął mi ją z ręki i postawił na podłodze obok fotela. Nieśmiało zaprotestowałem, ale stwierdził: - Jeśli nie masz ochoty, to nie musisz pić. Ujął napełniony do połowy kieliszek w rękę, powąchał, po czym skrzywił się lekko. - Co ty chłopie pijesz? Toż to istna trucizna. Nie przejmując się własnymi słowami jednym haustem wychylił trunek i nalał sobie do pełna. Dosyć szybko uporał się z alkoholem i z kanapkami. W pewnym momencie zaczął ziewać. - Chce mi się spać... Idę uderzyć w kimono. Gdzie jest sypialnia? - Ale... ja mam tylko jedno łóżko. - Nie szkodzi. Możesz przespać się ze mną. Szybko znalazł drzwi do sypialni i zniknął za nimi. Kiedy mecz dobiegł końca, ja także poszedłem do sypialni. Usiłowałem się ułożyć obok Zenka, ale rozłożył po skosie, że w żaden sposób nie mogłem się zmieścić we własnym łóżku. Na domiar złego chrapał tak donośnie, że szybko uświadomiłem sobie, że nie mam szansy na porządny wypoczynek. Wyszarpnąłem mu tylko spod głowy jaśka, wyjąłem z pawlacza dmuchany materac i rozłożyłem go na podłodze salonu.
-
Chodź do - - - - - - - , spocząć _ _ _ , wina się napij, zabaw facecją! * - palindrom _ palindrom sylabowy
-
Podaj adres tego serwisu. Pozdrawienia dla małżonki.
-
Miasto zasypał świeży - - - - -, - - - - - - - w bieli tonie, a - - - - - - - - - - - - z zimna drży przy rozłożystym klonie.
-
Monolog z kaczej dupy
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na asher utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Miej tylko na uwadze fakt, że Angole to straszni wariaci. Wszyscy jeżdżą "pod prąd". -
Monolog z kaczej dupy
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na asher utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Widzę i ja, że coś jest na rzeczy. Przypominam ci tylko twoje własne słowa (cytuję z pamięci): nawetg dybym miał drzewa rąbać na Alasce, a będzie tam kawiarenka internetowa, będziecie pierwsi, którym pokażę swoje prace". Sie trzym. -
Jak zwykle świetne. I jak przeważnie przygnębiające. Po prostu kacza dupa. Kilka uwag: dopracowania ostatecznych szczegółów- ostatecznego dopracowania szczegółów, lub dopracowania ostatnich szczegółów jeszcze jednego, tylko poprawnie- może "tym razem poprawnie" Ludzie mijali go- omijali chyba brzmi lepiej jednak nie tyle, by miał powody do zadowolenia- może"mieć"? głowę i potrząsnął nią potężnie- czy "potężnie" nie jest przesadzone? okrzyknął przerażony - odkrzyknął
-
Człowiek, który się uniósł
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na asher utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wychodzi na to, że nie możesz się wydostać z tej kaczej dupy. Smutne. To znaczy smutny jest temat. Tekst jest świetny.