Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leszek_Dentman

Użytkownicy
  • Postów

    1 458
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Leszek_Dentman

  1. Dobra nasza. Krzywa rośnie.Ta część jeszcze lepsza. Tylko to płoche spojrzenie mi nie pasuje- płocha to może byc niewiasta. Sugeruję spłoszone (w ostateczności płochliwe).
  2. Napisałem zdanie. Zdanie wyglądało tak: „Napisałem zdanie”. Odczytywałem swoje zdanie wielokrotnie. Podobało mi się, więc postanowiłem zamieścić je w portalu literackim. Do odpowiedniej rubryki wpisałem więc tytuł: „Napisałem zdanie”, a w drugim okienku umieściłem swoje zdanie po czym wcisnąłem przycisk „Wyślij” Pierwszy komentarz wyglądał tak: „Zdanie trywialne, płaskie, pozbawione wyrazu. Spróbuj dodać mu nieco dynamiki. Pozdrawiam. Asmodeusz. Zmieniłem na: „Stworzyłem zdanie” Na oddźwięk nie musiałem czekać zbyt długo. Kolejny komentarz brzmiał: „Kierujesz się pychą, przypisując sobie moc sprawczą. Znasz taki tekst ?: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Może napiszesz, że stworzyłeś także Boga? Trochę pokory! Członek RRM. Faktycznie członek. Męski. I co to jest RRM? Zmieniłem jednak na: „Utworzyłem zdanie”. Sypnęło kolejnymi komentarzami: „Zdaj się na intuicję i twoją wrażliwość literacką. To pozwoli ci dojść do właściwego rozwiązania”, „Skonstruowanie odpowiedniego zdania przypomina zdanie trudnego egzaminu”, "Moim zdaniem, zdanie jest jak najbardziej, a nawet nie bardzo...” Zmieniłem ponownie na: „Napisałem zdanie” No i zaczęło się. Zdanie zostało przetłumaczone na ponad sześćdziesiąt języków. Wydano je w wielusetmilionowym nakładzie w kilkudziesięciu krajach. Książka znikała z półek księgarskich niczym śmieci z koszy po przejściu tornado. Doktor Złotousty zrobił na moim zdaniu habilitację. W hollywoodzkiej wytwórni One Wor(l)d Picture kończą prace nad scenariuszem trzyczęściowej sagi. Media przebąkują coś o literackiej Nagrodzie Nobla. A ja w młodości chciałem iść do liceum...
  3. Lecz prawda dociera do poety. Ma talent Leppera. Niestety!
  4. Nihil novi. Chleba i igrzysk chcieli już starożytni. Czy współcześni ludzie aż tak bardzo różnią się od przodków z sprzed dwóch tysiącleci. I czy muszą się różnić?
  5. To myślę, że Krzysiek i tak był najdalej z nas (trzech). Ma trochę fajnych zdjęć na swojej stronie.
  6. General manager poprosił mnie któregoś dnia do siebie. - Panie Leszku, niech pan weźmie aparat i porobi zdjęcia naszych obiektów do katalogu. - Ale, szefie, ja nie jestem zawodowcem. Nie wiem, czy potrafię to zrobić dobrze. - Wystrzela pan cały film, to się coś wybierze. Niech pan weźmie Land Cruisera i jutro jedzie. - O.K. Następnego dnia naładowałem aparat, odebrałem kluczyki od dyspozytora i wyruszyłem na trasę. Sfotografowałem kilka pobliskich obiektów, a następnie, ominąwszy Al Qatrun wjechałem na pustynię kierując się ku miejscowości Madrusa. Kierunek wyznaczał zaznaczony kołami samochodów wieloszlak, więc poruszałem się bez przeszkód. Po minięciu grupy wydm wypatrywałem w oddali bardzo charakterystycznej palmy, której pióropusz liści malowniczo zwisał ku dołowi. Palma ta, dla nie znających dobrze szlaku, była najważniejszym drogowskazem informującym, iż należy skręcić na północ. Nie zwróciłem uwagi na fakt, że niebo pociemniało. Dopiero przeciągły, trwający chyba z dziesięć minut grzmot uświadomił mi, że nadchodzi burza. Choć wydawałoby się to dziwne, burza nie była dla mnie zaskoczeniem. Kiedy bowiem, przed kilkoma miesiącami pierwszy raz znalazłem się na Saharze, noc przywitała mnie potężną burzą, a opady trwały przez cały niemal następny dzień. Najstarsi mieszkańcy okolicznych wiosek nie pamiętali tak długich i intensywnych opadów, które powodowały, że ich budowane z iłu, przykryte kłodzinami i liśćmi palmowymi domy zaczęły się rozpływać. Zacząłem poszukiwanie jakiegoś wzniesionego miejsca, by przypadkiem nie znaleźć się w uedzie, bo potężny prąd wody mógłby porwać mnie razem z samochodem, a to na pewno skończyłoby się niezbyt interesująco. Po jakimś czasie zorientowałem się jednak, że mam do czynienia z innym zjawiskiem. To nadciągała burza piaskowa, czyli chamsin, w polsko-arabskim slangu zwana również giblem. Popędziłem więc przed siebie, mając nadzieję, że trafię w miejsce, do którego zmierzałem, a tam przeczekam w budynku nowobudowanej szkoły. W pewnym momencie piaskowa nawałnica całym swoim impetem uderzyła w samochód. Widzialność spadła do kilku metrów, duszący pył przez wszystkie szczeliny wciskał się do kabiny, a oczy zaczęły mi mocno łzawić.W efekcie musiałem znacznie zwolnić. Postanowiłem nie zatrzymywać się jednak, bo piasek mógłby zasypać samochód- nawet, jeśli nie całkowicie- to na pewno w takim stopniu że, pomimo napędu na dwie osie uniemożliwiłby mi ruszenie z miejsca. Posuwałem się więc niemal po omacku, gdy nagle, tuż przed maską dostrzegłem sylwetkę wielbłąda. Zatrzymałem swoją toyotę i wówczas zauważyłem kolejnego, i następnego, i następnego. W końcu moim oczom ukazała się cała, przechodząca w poprzek mego toru jazdy karawana. Dostrzegłem też poganiacza. Jego niebieski zawój na głowie i twarzy powiedział mi, że pochodzi z plemienia Tibu. Ludzie ci posiedli niezwykły zmysł nawigacji i nawet w tak skrajnie trudnych warunkach potrafią przemierzać pustynię, nie zbaczając ani o krok z wyznaczonego w myśli szlaku. Kiedy mnie dostrzegł zbliżył się i powiedział coś w swoim narzeczu. Wiedziałem, że nie mam szansy dogadać się z nim po angielsku. Na ogół nie znają również - poza kilkoma (podobnie jak ja) słowami- arabskimi. Ale powtórzyłem kilkakrotnie nazwę Madrusa, i poganiacz, bez chwili wahania wskazał kierunek, całkowicie inny, niż ten, w którym zmierzałem. - Szukran- powiedziałem. –Ahlan wa sahlan. Odjechałem we wskazanym kierunku, by po niespełna godzinie dotrzeć do Madrusy. Przenocowałem w samochodzie, na dziedzińcu szkoły, a następnego dnia, około południa chmura pyłu na tyle opadła, że wyruszyłem w drogę powrotną. Po kilku kilometrach natknąłem się na ekipę poszukiwawczą. Z przyjemnością oddałem kierownicę jednemu z ratowników i już po dwóch godzinach, z towarzyszeniem dźwięku klaksonów przejeżdżaliśmy przez bramę kampu. Dwa dni później pod biurowy barak podjechały dwa radiowozy, oraz jeszcze jeden samochód z baladijatu. Już po chwili przez kamp przemknęła wieść, że niedaleko Madrusy burza odsłoniła zasypaną karawanę. Niedługo potem za bramę wyjechała spycharko-koparka, oraz dwie ciężarówki wypełnione zaopatrzonymi w łopaty robotnikami. Szef poprosił mnie do siebie. - Panie Leszku, ma pan jeszcze film? - Mam, jeszcze niedokończony. Ten do katalogu. - Dobrze, to po lunchu pojedziemy razem na te "wykopki". Obfotografuje pan, co się da. - A więc to prawda, z tą karawaną? Wie pan, że to jeden z poganiaczy wskazał mi drogę do Madrusy? Gdyby nie on, to byście teraz, albo za jakiś czas mnie odkopywali. Szef spojrzał na mnie jakoś dziwnie, ale nic więcej nie powiedział. Po południu pojechaliśmy na miejsce gdzie znaleziono zasypaną karawanę. Ze zgrozą oglądaliśmy zwłoki pięciu poganiaczy, oraz dziesiątek wielbłądów. Dziwiło mnie tylko jedno: zwłoki były niemal całkowicie zmumifikowane. Wystrzelałem film do końca. Po kilku dniach pojechałem do miasta Sebha, gdzie oddałem swój film do laboratorium fotograficznego. Czekając na jego wywołanie pochodziłem trochę po sklepach jubilerskich wybierając ładne (włoskie zresztą) precjoza, po bardzo atrakcyjnych cenach. Kiedy wróciłem do fotografa, ów wręczył mi film z dziwnym, by nie powiedzieć kpiącym wyrazem twarzy. Rozwinąłem rolkę. Była całkowicie prześwietlona. Po powrocie pokazałem go szefowi. - Czy pan wie, panie Leszku, że ta karawana zaginęła prawie dziesięć lat temu?
  7. Znakomite. Smakowite. Piękna mruczanka. Ciekawa sprawa, bo ja aktualnie równiez mam na tapecie afrykąńską historyjkę.
  8. Ale im fajnie ;-) Ja do hipermarketu jadę ponad dwie godziny.
  9. Kurcze, sam nie wiem dlaczego, ale mnie wciągnęło. Zgrabnie napisane, choć za krótkie. Czekam na dalszy ciąg. Drobiazgi na minusik: Konkurs miał nosić tytuł - tytuł konkursu?- raczej pod hasłem zeskanowałem go- je skąśtam- skądś tam na mnie z doły- dołu Piękne za to: powolny strzelec, Ego Gro Sum, oraz rozpuszczając cukier uśmiechu w ciepłym powietrzu.
  10. Nie wiem, czy wystepuje tu dwu Piotrów Rutkowskich... Jeden pisze: " Co do tekstu ogólnie, to z pozycji czytelnika sorry ale bardzo ciezko sie to czyta i ten feralny dialog. Tak nie rozmawiają policjanci podczas aresztowania, nawet u Davida Lyncha...:) poprostu całkowicie niepasuje... Tym razem nie podobało mi się. Przykro mi :(( drugi zaś: "Komentujmy a nie krytykujmy". :-O Ponieważ nie wiem, który z nich dopuszcza krytykę, który zaś nie, nie będę ryzykował wpisując komentarz pod pracami obu. Na marginesie: bardzo wsystkich proszę o konstruktywną krytykę pod moimi tekstami- chcę się cały czas uczyć, ale nie potrafię tego robić, o ile ktoś mi nie wytknie błędów.
  11. Dziękuję za entuzjastyczny odbiór. Naprawdę nie dostrzegacie jakichś błędów? Chciałbym to wycyzelować i potrzebuję postronnego, krytycznego spojrzenia. Nadzieja w Natalii, ale ona coś się nie chce wypowiedzieć.
  12. U mnie też wczoraj działy się jakieś hocki-klocki. Jogurtu najpierw nie przyjęło, a potem okazało się, że wszedł dwukrotnie. Przy okazji- właśnie gotuję bigos ( na golonce)! Tym razem będzie bez jogurtu. Mniam.
  13. Gdy, wtem nadbiega drugi smerf i wali, czym popadnie więc ja i Krzysiek wyszlim z nerw -spraliśmy go przykładnie. A morał z opowiastki tej wynika jednoznacznie, że zawsze źle kończy ten, kto ze złomiarzami zacznie.
  14. I wziął się do roboty zuch ładując w grzeszne ciała, a silny był, więc bił za dwóch, aż pała się złamała. Więc złości się policjant chwat -nic nie ma do walenia. Przeżytych kształtów żaden cud Nie wróci do istnienia.
  15. Zgadzam się z tobą Krzysiek, że to tochę niedopracowane, ale historia tegoopowiadania jest nader krótka: otóż w czoraj byłem z żoną w osiedlowym sklepiku, w którym na ladzie leżały przecenimne serki i jogurty z kończącym sie terminem ważności. Żona, jakto kobieta zaczęła je oglądać, zastanawiać się, a ja palnąłem do ekspedientki: a nie ma przypadkiem o smaku golonki, lub schabu z kapustą? Wieczorem pomyślałem: a może to jest temat? Dzisiaj dopadł mnie nieodparty imperatyw: siadłem do kompa i w ciągu pół godziny napisałem tę historię.
  16. Któregoś dnia moja lepsza połowa oznajmiła: - Siadaj, musimy pogadać. Takie słowa w ustach żony, wywoływały zawsze przebiegający wzdłuż pleców dreszcz. - Słucham, co się stało? - Pani Teresa chce odejść. Pani Teresa... To był ktoś więcej, aniżeli pomoc domowa. W gruncie rzeczy, to ona- gdy my zabiegaliśmy o dobra doczesne- wychowywała nasze dzieci. To ona dbała o to, by w domu zawsze był porządek, a po naszym powrocie z pracy stawiała na stół wyśmienity obiad. Kiedy wyjeżdżaliśmy służbowo, lub na wypoczynek opiekowała się domem. Jak my sobie bez niej poradzimy? - Dlaczego odchodzi? Co się stało? - Wiesz, że jej mąż czuje się coraz gorzej i prawie już nie wstaje z łóżka, musi się więc nim opiekować. - Cholera! Skąd my teraz weźmiemy kogoś? Żona uśmiechnęła się tajemniczo. - Może nie będzie tak źle... Wiesz, mamusi trafił się dobry kupiec na dom, więc sprowadziłaby się do nas i zajęła się wszystkim. Teściowa w domu... Koniec świata! Niby na odległość, to nie jest ona taka najgorsza. Ale żeby przebywała z nami na stałe... - Dziewczynki już wiedzą- i bardzo się z tego cieszą. No, tak. Mam tyle w domu do powiedzenia, co Palestyńczyk w Tel Aviwie. Matriarchat, psia krew! Którejś niedzieli przywiozłem teściową. Pani Teresa przyrządziła na tę okoliczność ekstra przyjęcie, ale teściówka ledwo co dziabała ze swego talerza. Spowodowało całej rodzinie lekki niepokój o stan jej zdrowia, ale stwierdziła, że czuje się świetnie, tylko- po prostu- nie ma apetytu. Następnego dnia po naszym powrocie z pracy teściowa postawiła na stole talerze jogurtu z owsem, czy też innym pęczakiem. - Co to jest?- wykrztusiłem. -To ma być obiad? - Drogie dzieci. Do tej pory żywiliście się bardzo niezdrowo, ale ja o was zadbam. Od dziś zupki mleczne, jogurty, zero tłuszczu i cukru. - Rany Boskie! Wykończy nas mama! - Zobaczysz, że po kilku dniach poczujesz się lepiej. - Ale, ja czuję się znakomicie. - To poczujesz się jeszcze lepiej. No i zaczęła się moja gehenna. Choć upominałem się o schaboszczaka z kapustą, golonkę z chrzanem, śledzie i inne potrawy, do jakich przywykłem, teściowa konsekwentnie karmiła nas jogurtem. Moim paniom to nawet odpowiadało; często stawały przed lustrem podziwiając smukłe kształty swoich doczesnych powłok. Po jakimś czasie teściowa poszła na ustępstwa- specjalnie dla, mnie przygotowywała jogurt z odrobiną posiekanego mięsa z kapustą, bądź z chrzanem, a nawet ze śledziem i cebulką. Możecie to sobie wyobrazić? Pewnego razu- była to sobota- teściowa zaproponowała, bym zawiózł ją do lasu, to nazbiera jagód. Na dodatek do jogurtu- ma się rozumieć. Zawiozłem, a potem podjechałem w znane sobie miejsce i nazbierałem jagód wilczego łyka. W domu przygotowałem porcję jogurtu z tym przysmakiem, a gdy teściowa wróciła z ochotą wyręczyłem ją w przygotowywaniu jogurtu jagodowego. Trochę ją to zaskoczyła, ale pomyślała widać, że pogodziłem się ostatecznie z jogurtową dietą, więc nie sprzeciwiała się. Gdy już wszyscy zasiedli do stołu podałem wypełnione po brzegi talerze. Późnym popołudniem wyjąłem z bagażnika reklamówkę z zakupami. Już po chwili po całym domu rozszedł się apetyczny aromat gotowanej golonki.
  17. A podobno nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki... Bardzo zgrabnie i gładko napisane opowiadanie. nie widzi mi się tylko "szpakowata postać", oraz "substytut szkła"
  18. Rozwiązanie prawidłowe :-)))
  19. Pomysł jest, ale... Odszedł od okna, rzucił peta i rozgniótł go na trawie. -dla mnie niejasne (stał przy oknie z zewnątrz? dlaczego?- oglądał Kaśkę z przyjacielem w niedwuznacznej sytuacji?) Tramwaj przejechał z lekkim szumem, pusty prawie o tej porze - a gdyby tak?: Z lekkim szumem przejechał, pusty niemal o tej porze tramwaj. podpalił następny -myślę, że jednak zapalił następnego, lub kolejnego nie wiedział od kiedy to się zaczęło - albo wyrzuć "od", albo zamień na :"od kiedy (od jak dawna) to trwa nawet po dwudziestu latach wychodzi, że niewinny - był (jest) niewinny To pytanie zadane w myślach naprowadziło je na inne „tory”- jakoś mi zgrzyta, cudzysłów można sobie darować między nimi podziało- j.w. (może wydarzyło?) zaświeciło w jego myślach jak nagłe światełko. - tyż coś mi nie gra Poczuł całą śmieszność sytuacji. -może paradoksalność by ci się spodobało Widział, że Kaśka go widziała - nie za dużo tych widzeń? tą decyzję - tę decyzję (koniecznie) otrzymaniu ciosu - cios (fizyczny) zadawany jest ręką, lub trzymanym w niej przedmiotem, tutaj bardziej odpowiednim słowem jest chyba uderzenie zapadnie wyrok na jego życie - na niego Jeżeli zrobił TO złośliwie, TO jeśli zamkną go, TO on Ta cała analiza dokonana przez twego bohatera, wydaje mi się nieco zbyt powierzchowna. Podjęłaś się trudnego zadania i musiz dokładnie przemyśleć każde słowo. Popracuj nad tekstem jeszcze trochę, a będzie fajnie.
  20. Nie czekaj, Aniu, lecz przeczytaj ciąg dalszy- wówczas zaspokoisz swoją ciekawość.
  21. Gładko, potoczyście, malarsko- jak zwykle. będą lądowali - a co sądzisz o zamianie na lądować będą? między zagonami stojących samochodów - zagony są w polu (w Trylogii również oddział wojska), tu należałoby znaleźć inne słowo- może tabuny? (dawniej dotyczyło tylko koni), ale dziś nabrało bardziej uniwersalnego charakteru bokami policzków- policzki są z boku twarzy, a co mają z boku dużą część płyty głównej - chyba nawierzchni płyty głównej, lub sporą część płyt Ludzi było dużo więcej, dlatego przygrywały dla nich dwie konkurencyjne orkiestry krakowiaków po obu stronach sukiennic. - popracuj jeszcze nad szykiem przegląd najnowszego filmu hiszpańskiego - jeśli przegląd, to było co najmniej dwa filmy, lub najnowszego dorobku kina hiszpańskiego, czy jakoś tak trzech krótko obciętych wyrostków - wiem, że jest to skrót myślowy, ale zmieniłbym
  22. Natalio, nie wymiękaj. Wykończ tę Matyldę, bo to fajna bajka.
  23. Fajne. Dobra narracja. Fabian Emanuel Rokita :-))) - prawdę mówiąc byłem przekonany, że jest diabłem, a zatem koniec musiał być tragiczny. Zresztą niepisane prawo obowiązujące na tym forum nakazuje kończyć w ten sposób, zaskoczyć więc sie nie dałem. Pewnie zaskoczyłbyś mnie, gdyby to Fabian był ofiarą. Kilka literówek do korekty.
  24. Choć prac setki drukowano na doniosły włosów temat, wiem, zerając w lustro rano: Na - - - - - nie ma.
  25. To rzeczywiście mógł być krasnoludek po Polo Kokcie, ale ja wpadłem ten na pomysł, gdy przypomniałem sobie stary kawał: Facet spędza upojne chwile w damskim towarzystwie. Rozlega się pukanie do drzwi. -Kto tam? -To my, krasnoludki. Czy ma pan czerwony atrament? -Nie mam. Po jakimś czasie pukanie rozlega się ponownie. -Kto tam? -To my, krasnoludki. Przyniosłyśmy panu czerwony atrament.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...